Najlepszą gwarancją bezpieczeństwa dla Ukrainy jest dobre wyposażenie i wzmocnienie ukraińskiej armii – uważają europejscy liderzy. Czy Wołodymyr Zełenski spodziewał się usłyszeć od Europy tylko tyle?
Miał być wielki zwrot w europejskiej polityce i rewolucyjna zmiana. Tymczasem w wielu kwestiach brak jest konkretów i widać daleko posuniętą ostrożność. Jeśli konkluzje z nadzwyczajnego szczytu UE mają być mocną odpowiedzią Europy wobec Trumpa, to ten będzie miał kolejny argument do tego, by szydzić z bezzębnej Europy.
Tymczasem przywódcy państw UE, opuszczając po północy siedzibę Rady Europejskiej po czwartkowym nadzwyczajnym szczycie UE, jak zwykle otrąbili sukces swoich rozmów. Za „prawdziwy przełom” wielu z nich uznało uzgodnienia dotyczące planów zwiększania europejskich zdolności obronnych. Chodzi o zgodę na:
Rozmawiając o działaniach na rzecz wzmocnienia europejskiej obronności, przywódcy ograniczyli się jedynie do przedyskutowania przedstawionej we wtorek 4 marca, pięciopunktowej propozycji Komisji Europejskiej w sprawie dozbrojenia Europy.
Kwestia długoterminowego finansowania zwiększonych wydatków obronnych pozostaje więc wciąż otwarta. Na ten temat przygotowywana jest „biała księga”.
Ale jeszcze bardziej ogólnikowe są zapowiedzi dotyczące pomocy dla Ukrainy oraz oczekiwanych przez Ukrainę wyraźnych deklaracji co do gwarancji bezpieczeństwa. Dobre ich streszczenie, po wyjściu ze szczytu, dał kanclerz Niemiec Olaf Scholz:
„Po pierwsze, zapewnimy Ukrainie dalsze wsparcie finansowe i wojskowe, którego potrzebuje. Po drugie, jak zrozumiałem z dyskusji, każdy zrobi wszystko, co w jego mocy, aby to zrealizować” – powiedział Scholz.
Ale nieprawdą jest to, o czym donosił portal Politico, że dyskusja nad wsparciem dla Ukrainy trwała „15 minut”, a nad europejską obronnością „kilka godzin”. Szczyt zaczął się o 13:00 od półtoragodzinnego spotkania z Zełenskim, w całości poświęconemu kwestii Ukrainy. Między 15:00 a 19:30 liderzy zajmowali się kwestią wzmocnienia europejskiej obronności. Potem od około 19:30 do 22:40 znowu zajmowali się Ukrainą.
Czas poświęcony tym dwóm kluczowym tematom był więc podzielony po równo.
Zapowiedzi szefów europejskich rządów dotyczące Ukrainy są z jednej strony istotne politycznie – państwa podkreślają bowiem swoje niezachwiane wsparcie dla Kijowa, a z drugiej strony brak im rozmachu i odwagi. Standardowo konkluzje ze szczytu (tu te o Ukrainie, a tu o europejskiej obronności) pisane są przegadanym, urzędniczym językiem, który zdecydowanie osłabia ich siłę rażenia. Wszystko przez to, że to dopiero punkt wyjścia do prac legislacyjnych, które toczą się między Komisją Europejską, Radą UE oraz Parlamentem Europejskim.
Ale nie jest tak, że są one zupełnie znaczeniowo puste.
„Unia Europejska pozostaje zaangażowana, w koordynacji z podobnie myślącymi partnerami i sojusznikami, w zapewnianie Ukrainie i jej mieszkańcom zwiększonego wsparcia politycznego, finansowego, gospodarczego, humanitarnego, wojskowego i dyplomatycznego oraz w zwiększanie presji na Rosję, w tym poprzez dalsze sankcje i wzmocnienie egzekwowania istniejących środków, w celu osłabienia jej zdolności do dalszego prowadzenia wojny agresywnej” – czytamy w konkluzjach ze szczytu.
Co to oznacza? Państwa UE, za wyjątkiem Węgier, które nie podpisały się pod konkluzjami, deklarują tu jasno, że zamierzają dalej wspierać Ukrainę wobec rosyjskiej agresji.
To ważne, zwłaszcza w kontekście wstrzymania amerykańskiej pomocy.
W innych częściach konkluzji unijni przywódcy dają też wyraźnie znać, że:
Liderzy UE mówią w tej kwestii językiem Ukrainy, co jest bardzo istotnym wyrazem wsparcia dla Kijowa.
Zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę dramatyczny zwrot w polityce amerykańskiej i rzucane przez prezydenta Trumpa wobec Zełenskiego oskarżenia o to, że jest dyktatorem.
W konkluzjach znalazły się najważniejsze czerwone linie dotyczące ewentualnego procesu pokojowego, zapowiedź kwoty pomocy na 2025 rok oraz dalszego wsparcia wojskowego celem wzmocnienia zdolności obronnych ukraińskiej armii.
Wbrew namowom Kai Kallas, szefowej unijnej dyplomacji i wysokiej przedstawiciel ds. polityki zagranicznej i bezpieczeństwa,
szefowie rządów nie zdecydowali się ogłosić kolejnego, nowego pakietu pomocy wojskowej dla Ukrainy.
Kallas namawiała na ogłoszenie wsparcia o wartości kolejnych 20 mld euro, głównie w postaci inwestycji w ukraiński przemysł obronny. Ale w konkluzjach o propozycji tej cicho. Pojawia się tylko zdanie, że nad propozycją wysokiej przedstawicielki „warto dalej pracować”.
Poza tym z konkluzji wynika, że przywódcy „z zadowoleniem przyjmują” gotowość państw członkowskich do szybkiego przyspieszenia uzupełniania zdolności obronnych Ukrainy poprzez pomoc wojskową. Cokolwiek to w praktyce oznacza.
Czego brakuje? Liczb, terminów, jasnych zobowiązań.
Natomiast największym rozczarowaniem dla Ukrainy mogą być zapowiedzi dotyczące gwarancji bezpieczeństwa. Wyraźnie apelował o nie obecny na początku szczytu prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski. W rozmowie z liderami UE Zełenski wyraźnie mówił, że aby zapewnić długotrwały pokój, Ukraina będzie potrzebowała zaangażowania wojsk europejskich na lądzie, w powietrzu i na morzu.
Tymczasem unijni liderzy mają na to nowy pomysł. W konkluzjach, po raz pierwszy tak wyraźnie, pojawia się stwierdzenie, że najważniejszym elementem gwarancji bezpieczeństwa jest „silna, ukraińska armia” i zdolność Ukrainy do samoobrony. Państwa członkowskie są za to gotowe „dalej przyczyniać się” do gwarancji bezpieczeństwa dla Ukrainy „w oparciu o swoje odpowiednie kompetencje i zdolności”.
Mocne, prawda?
Wyobraźcie sobie Donalda Trumpa, który siedzi w Białym Domu i czyta:
„W świetle negocjacji w sprawie kompleksowego, sprawiedliwego i trwałego pokoju Unia Europejska i państwa członkowskie są gotowe dalej przyczyniać się do gwarancji bezpieczeństwa [dla Ukrainy – red.] w oparciu o swoje odpowiednie kompetencje i zdolności, zgodnie z prawem międzynarodowym, w tym poprzez zbadanie możliwości wykorzystania instrumentów wspólnej polityki bezpieczeństwa i obrony (WPBiO)” – bo tak brzmi ten fragment konkluzji w całości.
To fragment, który mówi coś tak, by de facto za wiele nie powiedzieć.
Co to tak właściwie znaczy? Na co gotowe są państwa członkowskie?
Więcej w tej kwestii rozjaśniają wypowiedzi niektórych przywódców po szczycie. Treść konkluzji to bowiem ogólnikowy zapis, na który były w stanie zgodzić się wszystkie, poza Węgrami, państwa członkowskie. Włączając w to państwa ograniczone doktryną neutralności, takie jak Austria, Irlandia, czy Malta.
"Jeśli chodzi o tak zwane gwarancje bezpieczeństwa, musimy zobaczyć, od czego zaczynamy. Rosjanie jasno powiedzieli, czego chcą. Mówili o tym w trakcie negocjacji, które odbyły się w Stambule wiosną 2022 r. i później wielokrotnie powtórzyli. Domagają się demilitaryzacji Ukrainy oraz żadnej obecności NATO w Ukrainie; chcą, żeby Ukraina była państwem neutralnym, czyli miała bardzo małą armię.
Warunki te są oczywiście nie do przyjęcia. Zarówno dla Ukraińców, jak i dla nas wszystkich (…).
Z pewnością pozwolą one Rosji przeznaczyć kilka lat na reorganizację i rozpoczęcie nowej operacji, która zagroziłaby bezpieczeństwu i suwerenności Ukrainy, a co za tym idzie, również nam. Dlatego na to nie możemy się zgodzić” – mówił Macron.
To jedna z tych „czerwonych linii”, zarówno dla Ukrainy, jak i UE.
Co więc jest na stole w kwestii gwarancji bezpieczeństwa Ukrainy poza tym, co zostało wspomniane w konkluzjach? Jak wynika z relacji prezydenta Emmanuela Macrona:
Spotkanie dotyczące budowy „koalicji chętnych” ma się odbyć we wtorek 11 marca. Będą mu przewodniczyć Francuzi i Brytyjczycy. Mają w nim wziąć udział dowódcy armii państw zainteresowanych dołączeniem do takiej ewentualnej misji.
Jednak fakt, że nic z tych rzeczy, poza kwestią wzmocnienia ukraińskiej armii oraz deklaracji jakiegoś bliżej niezidentyfikowanego zaangażowania UE w „dalsze przyczynianie się do gwarancji bezpieczeństwa dla Ukrainy”, nie znalazło się w finalnej komunikacji ze szczytu, robi złe wrażenie.
Europa, pomimo szumnych zapowiedzi, zdaje się znowu wysyłać sygnał tak nieostry i rozwodniony, że aż trochę śmieszny. Mocne sygnały polityczne mają to do siebie, że istotni gracze na nie reagują. Nadzwyczajny szczyt Unii Europejskiej spotkał się jednak ze strony Waszyngtonu z niczym innym poza ciszą.
Świat
Emmanuel Macron
Donald Tusk
Ursula von der Leyen
Rada Europejska
Unia Europejska
obronność
pomoc dla ukrainy
Rosja
szczyt UE
Ukraina
wojna w Ukrainie
Pracowała w telewizji Polsat News, portalu Money.pl, jako korespondentka publikowała m.in. w portalu Euobserver, Tygodniku Powszechnym, Business Insiderze. Obecnie studiuje nauki polityczne i stosunki międzynarodowe w Instytucie Studiów Politycznych PAN i Collegium Civitas przygotowując się do doktoratu. Stypendystka amerykańskiego programu dla dziennikarzy Central Eastern Journalism Fellowship Program oraz laureatka nagrody im. Leopolda Ungera. Pisze o demokracji, sprawach międzynarodowych i relacjach w Unii Europejskiej.
Pracowała w telewizji Polsat News, portalu Money.pl, jako korespondentka publikowała m.in. w portalu Euobserver, Tygodniku Powszechnym, Business Insiderze. Obecnie studiuje nauki polityczne i stosunki międzynarodowe w Instytucie Studiów Politycznych PAN i Collegium Civitas przygotowując się do doktoratu. Stypendystka amerykańskiego programu dla dziennikarzy Central Eastern Journalism Fellowship Program oraz laureatka nagrody im. Leopolda Ungera. Pisze o demokracji, sprawach międzynarodowych i relacjach w Unii Europejskiej.
Komentarze