Witaj w sekcji depeszowej OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
„Na wniosek Prokuratury Krajowej unieważniłem paszport dyplomatyczny Zbigniewa Z.” – przekazał na portalu X minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski. Były minister sprawiedliwości w rządzie PiS nie ma już immunitetu, śledczy chcą mu postawić 26 zarzutów związanych z nieprawidłowościami w Funduszu Sprawiedliwości.
Zbigniew Ziobro przebywa w Budapeszcie lub Brukseli. Jego obrona chce, by został przesłuchany na odległość, bowiem „Polska nie jest już od długiego czasu miejscem jego stałego zamieszkania” – przekazał mecenas Bartosz Lewandowski.
Przed tygodniem, 13 listopada 2025, prokuratura zwróciła się do sądu o 3-miesięczny areszt dla Zbigniewa Ziobry. Chodzi o sformułowane przez Prokuraturę Krajową 26 zarzutów dotyczących nadużyć w związku z badaniem sprawy Funduszu Sprawiedliwości.
Posiedzenie aresztowe sądu w tej sprawie, na którym podjęta zostanie decyzja o ewentualnej zgodzie na areszt, ma odbyć się w grudniu. Jak wcześniej tłumaczył rzecznik PK prok. Przemysław Nowak, po ewentualnej zgodzie sądu na areszt prokurator mógłby wszcząć poszukiwanie Ziobry listem gończym. Z kolei do ewentualnego wydania Europejskiego Nakazu Aresztowania wobec Ziobry potrzebna jest kolejna zgoda sądu. Jak zaznaczał rzecznik PK, teoretycznie wniosek prokuratora o ENA byłby możliwy nawet w dniu zgody na areszt.
We wtorek Radosław Sikorski uchylił Ziobrze paszport dyplomatyczny. Wcześniej, w sobotę, „Rzeczpospolita” podała, że prokuratura podjęła decyzję o unieważnieniu paszportu dyplomatycznego Marcina Romanowskiego, by zablokować mu ucieczkę poza strefę Schengen. Informację tę potwierdził gazecie prok. Przemysław Nowak, rzecznik Prokuratury Krajowej.
7 listopada Sejm uchylił Ziobrze immunitet w sprawie 26 zarzutów dotyczących afery wokół Funduszu Sprawiedliwości i wyraził zgodę na jego tymczasowe aresztowanie. Następnie Prokuratura Krajowa zleciła ABW doprowadzenie Ziobry na przesłuchanie. Zająć się tym ma ABW.
Na czym polegał przekręt przy rozdawaniu pieniędzy przeznaczonych dla ofiar przestępstw, dowiesz się z tego materiału, w którym tłumaczymy aferę Funduszu Sprawiedliwości krok po kroku.
Przeczytaj także:
Do krakowskiej prokuratury wpłynęły dwa kolejne zawiadomienia w sprawie seksualnych nadużyć, jakich miał dopuszczać się psychiatra Janusz Heitzman — podaje TVN. Lekarz nie przyznaje się do winy, a kolejne ministerstwa zrywają z nim współpracę i odsuwają od prac w komisjach.
Wiceprezes Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego, były dyrektor Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie, Pełnomocnik Ministra Zdrowia ds. psychiatrii sądowej. Profesor Janusz Heitzman jest jednym z najbardziej uznanych psychiatrów w kraju. 7 listopada w trybie natychmiastowym resort usunął go z funkcji pełnomocnika. A kolejne resorty wypowiadają podpisane z nim umowy.
Historię relacji psychiatry z pacjentami pod lupę wzięły również Naczelna Izba Lekarska, Rzecznik Praw Dziecka oraz Państwowa Komisja ds. czynności skierowanych przeciwko wolności seksualnej i obyczajności wobec małoletnich.
Sprawę bada również krakowska prokuratura.
7 listopada Anna Kolet z „Gazety Wyborczej” oraz Dariusz Faron i Michał Janczura z „Wirtualnej Polski” opublikowali materiały obnażające seksualne nadużycia, których przez lata miał dopuszczać się profesor Janusz Heitzman.
Dziennikarze „WP” upublicznili historię Marka, który jako 15-latek miał utrzymywać relację z psychiatrą. Twierdzi, że wielokrotnie bywał u niego w domu, psychiatra wysyłał mu zdjęcia z wakacji, pisał wiadomości, udzielał porad dotyczących życia osobistego. Marek miał spać w tym samym łóżku co psychiatra, był częstowany alkoholem, a lekarza masturbował się przy nim. Sprawę, która działa się trzy lata temu, na policję zgłosiła partnerka marka, kiedy znalazła w telefonie nagrania dokumentujące zachowania psychiatry. Prokuratura kilka miesięcy temu umorzyła jednak śledztwo. Jak piszą dziennikarze, skoncentrowała się jedynie na wątku rozpijania 15-latka. Nie zbadała ani seksualnego charakteru tej relacji, ani wykorzystania stosunku zależności.
W prokuraturze nadal toczy się sprawa dotycząca wykorzystania seksualnego innego małoletniego chłopca. Historię Kamila opisała „GW”, dotyczy zachowania profesora sprzed 20 lat. Dlaczego więc prokuratura dopiero teraz ją zbadała? Bo dopiero przed rokiem, w grudniu, prokuraturze zgłosiła ją prof. Dominika Dudek, szefowa katedry Psychiatrii Collegium Medicum UJ, prezeska-elektka Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego, do której Kamil przyszedł na wizytę.
„Po tej rozmowie zdecydowałam się złożyć zawiadomienie do prokuratury, bo do tego zobowiązują mnie przepisy, a dokładnie artykuł 240 kodeksu karnego” – tłumaczy w rozmowie z „Wyborczą” prof. Dominika Dudek. „Nie jest moją rolą dochodzenie prawdy czy ferowanie wyroków, od tego są organy ścigania i niezawisły sąd. Dla mnie była to bardzo niekomfortowa sytuacja, bo znam profesora H. od wielu lat, ale to, co mówił jego były pacjent, brzmiało w mojej ocenie dość wiarygodnie. Jeśli faktycznie dochodziło do czegoś takiego, to absolutnie wymaga to wyjaśnienia”. W tej opowieści również wybrzmiewa podawanie nastolatkowi alkoholu. Profesor brał nastolatka na kolana, głaskał, przytulał, zabrał na wspólne wakacje tylko we dwoje.
Osób, które w podobny sposób miał wykorzystać prof. Janusz Heitzman może być więcej. „Gazeta” opisuje historię Piotra, który 20 lat temu pojawił się w gabinecie psychiatry. Po dwóch wizytach Heitzman zaprosił go na imprezę, do swojego domu. „Po kilku godzinach i kilku wypitych piwach profesor zaproponował, żebym został u niego na noc. Zaprowadził mnie do swojej sypialni. Zdjąłem bluzę, spodnie i położyłem się do łóżka. A on, ku mojemu zaskoczeniu, położył się obok. Przesunąłem się na sam skraj łóżka i nagle poczułem jego ręce na swoim ciele. Profesor zaczął mnie obejmować, dotykać po genitaliach. Pamiętam tylko, że zdecydowanie odepchnąłem go łokciem i odpuścił. Kiedy się rano obudziłem, zobaczyłem, że leży obok mnie i się masturbuje. Zamarłem. A on spojrzał na mnie i zapytał: ”dokończysz mi?„. Zebrałem swoje rzeczy i wybiegłem z jego domu. O wszystkim opowiedziałem mamie” – mówi na łamach „GW”. Dopiero teraz Piotr zdecydował się o sprawie opowiedzieć prokuraturze.
Profesor był przesłuchiwany w poniedziałek, 17 listopada. Publicznie nie przyznaje się do winy.
Przeczytaj także:
„Dziennik Gazeta Prawna” poinformowała, że prezydent Karol Nawrocki w styczniu zaprezentuje własny projekt ustawy dotyczącej Krajowej Rady Sądownictwa. Jeśli Sejm tych zmian nie zaakceptuje, Nawrocki chciałby zorganizować w tej sprawie referendum.
Najpierw powołanie Rady ds. Naprawy Ustroju Państwa, potem zlecenie jej opracowania założeń nowej ustawy o Krajowym Rejestrze Sądownictwa — tak prezydent Karol Nawrocki chciałby reformować KRS. Grono ekspertów miałoby dwa miesiące, by opracować projekt. Jak bowiem podaje „Dziennik Gazeta Prawna” za Zbigniewem Boguckim, szefem Kancelarii Prezydenta, Nawrocki chciałby ogłosić zasięg zmian i ich szczegóły najpóźniej w styczniu.
Wiadomo, że otoczenie prezydenta chciałoby, by członków KRS wybierał Sejm, a nie inni sędziowie. Nie wiadomo jeszcze, w jaki sposób posłowie mieliby wyłaniać członków Rady oraz ile podpisów ze środowiska sędziowskiego byłoby potrzebnych, by zgłosić kandydaturę.
„Dziennik” dodaje, że jeśli posłowie nie zaaprobują projektu prezydenta, ten zorganizuje w sprawie KRS referendum.
Własny projekt ustawy w sprawie KRS jest odpowiedzią na projekt nowelizacji ustawy o Krajowej Radzie Sądownictwa, którą przygotowało Ministerstwo Sprawiedliwości.
Jak na łamach OKO.press pisała Anna Wójcik, wadliwie powołani asesorowie mieliby być „uzdrowieni” uchwałą przyszłej, legalnie powołanej KRS. Sędziowie, którzy awansowali dzięki rekomendacji KRS i zostali powołani do sądu wyższej instancji, zostaliby cofnięci na poprzednie stanowiska. Ale żeby nie sparaliżować sądownictwa, przez dwa lata byliby dalej na delegacji, orzekając w obecnym miejscu. Będą mogli ubiegać się o awans w konkursie przed legalną KRS. Osoby, które wcześniej nie były sędziami, mogłyby być referendarzami, wrócić do prokuratury, jeśli były prokuratorami, a jeśli były adwokatami czy radcami prawnymi, mogłyby się ubiegać o ponowne przyjęcie do samorządu zawodowego.
Przeczytaj także:
Nowy projekt ustawy zakłada, że członków Rady wybierają inni sędziowie, prawo głosu ma każdy, a wybory nadzorować będzie Państwowa Komisja Wyborcza. Karol Nawrocki już jednak sygnalizował, że ustawy tej nie podpisze.
Tymczasem zegar tyka. Europejski Trybunał Praw Człowieka zobowiązał Polskę do uregulowania statusu neosędziów i ich wyroków. ETPCz uznało, że upolitycznienie powoływania sędziów do KRS poskutkowało brakiem niezależności Rady, wadliwością powoływania sędziów i ich niezawisłości. Osoby, których sprawę rozpatrzył wadliwy skład Sądu Najwyższego z choćby jednym neosędzią, mogą złożyć skargę do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Trybunał w Strasburgu w wielu sprawach orzekł, że wadliwy skład Sądu Najwyższego narusza prawa skarżących i zasądzał skarżącym odszkodowania (10 tys. euro) oraz zobowiązał Polskę do systemowego naprawienia tej sytuacji.
W ETPCz na rozpatrzenie czeka kilkaset takich skarg. Ponieważ dotyczą one kwestii, które ETPCz już rozstrzygnął, polski rząd zawiera ugody ze skarżącymi, opiewające na 10-15 tysięcy euro (kwotę podała wiceministra sprawiedliwości Maria Ejchart w czasie konferencji prasowej ministra sprawiedliwości 9 października). Zawieranie ugód to rozwiązanie doraźne. Polska powinna przeprowadzić systemową reformę.
PiS oraz Karol Nawrocki odmawiają uznania faktu, że przez ustawy przyjęte w czasach ministra Zbigniewa Ziobry KRS jest wybrana niekonstytucyjnie.
Art. 125 Konstytucji przyznaje Prezydentowi prawo zarządzenia referendum ogólnokrajowego w sprawach o szczególnym znaczeniu dla państwa. Ale może się to odbyć tylko za zgodą Senatu wyrażoną bezwzględną większością głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby senatorów.
Przeczytaj także:
W Ministerstwie Klimatu i Środowiska trwają gorączkowe rozmowy na temat dalszych losów flagowego projektu ochrony przyrody rządu, czyli powołania pierwszego od blisko ćwierćwiecza nowego parku narodowego na terenie Międzyodrza pod Szczecinem.
Ustawę powołującą Park Narodowy Doliny Dolnej Odry zawetował w połowie listopada prezydent Karol Nawrocki, lekceważąc wsparcie większości samorządów na terenie planowanego parku oraz zdecydowane poparcie lokalnych społeczności.
W poniedziałek (17 listopada) w Szczecinie odbyło się spotkanie zorganizowane z inicjatywy Ministerstwa Klimatu i Środowiska z udziałem ministry Pauliny Hennig-Kloski oraz wojewody zachodniopomorskiego i przedstawicieli gmin, które wyraziły w uchwałach poparcie dla powstania na ich terenie Parku Narodowego Doliny Dolnej Odry – poinformowało ministerstwo.
W wydarzeniu uczestniczyli również twórcy inicjatywy działającej na rzecz powstania Parku. Przedstawiciele samorządów zadeklarowali chęć dalszych prac nad ochroną obszaru Międzyodrza, choć – jak wynika z komunikatu resortu – zdanie lokalnych włodarzy co do formy ochrony po wecie prezydenta nie jest już tak jednomyślne.
— Doskonale rozumiem rozczarowanie tych, którzy czekali na pierwszy od 24 lat nowy, polski park narodowy. Nie poddajemy się. Tworzymy plan B. Na stole mamy wiele możliwych rozwiązań, bo naszym stałym celem jest zwiększenie ochrony obszaru Międzyodrza. O tych alternatywach rozmawiamy z samorządami na miejscu, w Zachodniopomorskiem – powiedziała cytowana w komunikacie ministra Hennig-Kloska.
— Międzyodrze zasługuje na pełną ochronę, a jego unikalna fauna i flora muszą mieć szansę przetrwać kolejne pokolenia. Park narodowy nie jest tylko nazwą – to gwarancja, że ochrona Międzyodrza będzie prowadzona profesjonalnie, z udziałem samorządów i dedykowanej kadry, której ten teren naprawdę potrzebuje – dodała ministra.
Z komunikatu ministerstwa wynika jednak, że nie ma zgody co do formy ochrony. Pisaliśmy już o tym w tym tekście.
Przedstawiciele gminy Kołbaskowo, Miasta Szczecin, powiatu polickiego oraz Sejmiku Województwa Zachodniopomorskiego zadeklarowali chęć utworzenia parku narodowego na Międzyodrzu włączając teren gmin Kołbaskowo i Szczecin pod opiekę już istniejącego parku narodowego – poinformowało ministerstwo.
Komunikat nie precyzuje o jaki park narodowy chodzi. Najbliżej Międzyodrza leżą dwa. Jeden to założony w 1960 roku Woliński Park Narodowy, którego południowa granica znajduje się ok. 60 km w linii prostej od granic niedoszłego Parku Narodowego Doliny Dolnej Odry. Drugi to Park Narodowy Ujście Warty, odległy (także w linii prostej) o ok. 80 km.
Zarazem gmina Widuchowa i powiat gryfiński zadeklarowały poparcie dla ponownego przeprowadzenia ustawy przed parlament. Ustawa miałaby zostać doprecyzowana w kwestii otuliny przyszłego parku, której kształt miał – według uzasadnienia prezydenckiego weta – utrudnić żeglugę i prowadzenie inwestycji hydrotechnicznych.
Przypomnijmy, że zablokowanie żeglugi Odrą było koronnym argumentem prezydenta przeciwko powołaniu parku narodowego – chociaż granice parku nie obejmowały rzeki jako takiej.
Ministerstwo deklaruje także dodatkowe pieniądze na rzecz ochrony przyrody Międzyodrza. W ramach funduszy unijnych przeznaczonych na adaptację do zmian klimatu możliwa będzie realizacja renaturyzacji m.in. przekształconych cieków wodnych na terenie Międzyodrza w ramach programu Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej.
Budżet programu wynosi 450 mln zł, z przeznaczeniem między innymi dla parków narodowych i RDOŚ, z możliwością dofinansowania 100 proc. kosztów – poinformowało ministerstwo.
Przeczytaj także:
„To dwóch Ukraińców, zwerbowanych do współpracy przez wojska rosyjskie, uszkodziło tory w miejscowości Mika i Gołąb” — powiedział w Sejmie premier Donald Tusk. „Mamy pewność, że próba wysadzenia torów i naruszenie infrastruktury kolejowej były intencjonalne; miały doprowadzić do katastrofy w ruchu kolejowym”
Premier Donald Tusk jeszcze dziś ogłosi na części połączeń kolejowych trzeci poziom alarmowy Charlie. To przedostatni, trzeci z czterech stopni alarmowych, wprowadzany w przypadku wystąpienia ataku o charakterze terrorystycznym. W całym kraju nadal obowiązuje drugi stopień zagrożenia. Osobny monitoring, pod okiem Ministerstwa Cyfryzacji, odbywa się w sieci.
Podczas wtorkowego (18 listopada 2025) wystąpienia w Sejmie premier ogłosił, że polskie służby ustaliły osoby odpowiedzialne za dwa akt dywersji na liniach kolejowych. To Ukraińcy od dłuższego czasu działający na rzecz Rosji. Jak przekazał Donald Tusk, obydwaj przedostali się do Polski z Białorusi jesienią tego roku, tuż przed próbą zamachu. Jeden z nich jest prokuratorem z Donbasu. Drugi już w przeszłości był skazany za akty dywersji we Lwowie. Mężczyźni po podłożeniu ładunków wybuchowych wrócili na Białoruś przez przejście graniczne w Terespolu. „Dysponujemy pełnymi informacjami na ich temat. Mamy ich dane, zdjęcia. Znamy ich tożsamość” — ogłosił premier Donald Tusk. Poinformował, że polski rząd wystąpi o wydanie dywersantów Polsce, by tu ich osądzić.
Mężczyźni mieli jeden cel: doprowadzić do katastrofy w ruchu kolejowym — ogłosił premier.
Premier podkreślił, że skutkiem uszkodzenia torowisk mogła być poważna katastrofa, do której nie doszło. „Ale to nie jedyny cel. Chcę podkreślić, że to, na czym zależy władzom rosyjskim to chaos, panika, spekulacje, niepewność. No i budzenie nastrojów radykalne antyukraińskich” – podniósł premier. „Warto mieć świadomość, że w kraju, w którym żyje ponad milion uchodźców z Ukrainy, budzenie radykalnych antyukraińskich emocji ma podwójny walor” – dodał, apelując o niepoddawanie się wrogim nastrojom.
„To zdarzenie bezprecedensowe” – ogłosił premier. „Przekroczono pewną granicę” – powiedział, dodając, że ostatnie akty dywersji były najpoważniejszym celowym działaniem Rosji po wybuchu pełnoskalowej wojny w Ukrainie.
Donald Tusk ogłosił, że do tej pory w Polsce zatrzymano 55 osób podejrzanych o akty dywersji. 23 z nich zostało aresztowanych, a 28 – wydalonych na ukraiński front. To osoby skazane za próbę spowodowania katastrof bądź pomoc. Kolejnych osiem zatrzymano za próby rozpoznawania polskich obiektów krytycznych i współpracę z obcymi służbami.
Premier dodał, że wzmożone akty okołoterrorystyczne nie są domeną Polski. „Podobne sygnały płyną z Wielkiej Brytanii, gdzie pod dom premiera podłożono bomby zapalające, czy z Mołdawii i Rumunii, gdzie zatrzymano podejrzanych z ładunkami wybuchowymi. W pierwszym przypadku byli to Ukraińcy zwerbowani przez rosyjskie służby. Ale zatrzymani w Mołdawii czy Rumunii twierdzili, że przyjechali z Polski. Modus operandi jest podobny: Rosja rzadko kiedy bezpośrednio ujawnia intencje, najmując własnych obywateli. Posługuje się najemnikami z okolicznych krajów” – dodał Donald Tusk.
Przeczytaj także: