Poza Benjaminem Netanjahu MTK chce aresztować byłego ministra obrony Izraela Jo'awa Galanta oraz lidera Hamasu Mohammeda Deifa. Chodzi o zbrodnie wojenne podczas wojny w Strefie Gazy
Punktualnie o 14:00 rozpoczęło się przesłuchanie byłego premiera Mateusza Morawieckiego podczas posiedzenia komisji śledczej ds. wyborów kopertowych.
„Podstawowy artykuł Konstytucji mówi, że trzeba organizować wybory prezydenckie. Na władzy wykonawczej, czyli wtedy na mnie, spoczywa obowiązek organizacji wyborów. Gdybym tego nie zrobił, złamałbym Konstytucję” – mówił przed posiedzeniem komisji Mateusz Morawiecki. „Chciałem zrealizować podstawowe wymogi konstytucyjne. Bez wyborów urząd prezydenta byłby nieobsadzony. Wykonałem postanowienia Konstytucji, jestem dumny, że znaleźliśmy w tym trudnym czasie drogę do spełnienia zapisów Konstytucji” – dodał.
Więcej o wyborach kopertowych pisaliśmy tutaj:
Przesłuchanie rozpoczęło się od tego, że Morawiecki poprosił o możliwość swobodnej wypowiedzi. Zrobił to kilka minut po tym, jak Dariusz Joński, przewodniczący komisji, zapytał go, czy zgłasza wnioski formalne. „Miał pan konferencję, dużo przestrzeni do swobodnej wypowiedzi. Był tu pana minister Artur Soboń, który tej swobody nadużył. My tu jesteśmy po to, żeby zadawać pytania, a nie słuchać oświadczeń” – mówił Joński, odnosząc się do przesłuchania, w trakcie którego Soboń na każde pytanie odpowiadał, że wszystkie informacje zawarł w swobodnej części wypowiedzi.
Na pytanie, czy Morawiecki widzi zaniedbania ministrów swojego rządu w sprawie organizacji wyborów kopertowych. „Działaliśmy w okresie krytycznym, okresie koronawirusa” – odpowiadał niekonkretnie Morawiecki. „Decyzje odnoszące się do Polskiej Wytwórni Papierów Wartościowych i Poczty Polskiej zostały podjęte na podstawie ustawy covidowej. Oba przedsiębiorstwa robiły wszystko, co w ich mocy, żeby wykonać decyzję [w sprawie wyborów]” – dodał.
Morawiecki podkreślił kilkukrotnie, że odpowiedzialność za to, że wybory się nie odbyły, ponosi Platforma Obywatelska, „która nie chciała, by wybory się odbyły, bo wiedziała, że kandydatka [Małgorzata Kidawa-Błońska] partii nie ma szans”.
„Może pan zaskoczyć wszystkich tu obecnych i osoby przed telewizorami i raz w życiu powiedzieć prawdę” – mówił byłemu premierowi Dariusz Joński.
Rosyjska armia, próbując przejąć terytoria w obwodzie charkowskim, porywa cywili. Wg szefa MSW Ukrainy są przypadki rozstrzeliwania ludzi
„W północnej części Wowczańska, gdzie toczą się aktywne działania wojenne, rosyjskie wojsko bierze do niewoli cywilów” – informuje Ihor Kłymenko, minister spraw wewnętrznych Ukrainy.
Jak pisaliśmy wcześniej, od 10 maja 2024 roku rosyjska armia próbuje przełamać obronę Charkowszczyzny. Walki toczą się m.in. w kierunku miasta Wowczańsk, który znajduje się około 5 km od granicy ukraińsko rosyjskiej.
Wcześniej Ołeh Syniehubow, szef charkowskiej administracji wojskowej, mówił, że z przygranicznych wiosek ewakuowano około 6 tys. osób. Pod rosyjskim ostrzałem cywilów wywoziła ukraińska policja oraz wojskowi.
„Na chwilę obecną, zgodnie z informacjami operacyjnymi, rosyjskie wojsko, które próbowało zdobyć przyczółek w mieście, nie pozwoliło lokalnym mieszkańcom na ewakuację: zaczęli porywać ludzi i zganiać ich do piwnic” – mówi Kłymenko.
„Znane są pierwsze rozstrzeliwania cywilów przez rosyjskie wojsko.
W szczególności jeden z mieszkańców Wowczańska próbował uciec pieszo, odmówił wykonania poleceń najeźdźców i został zabity przez Rosjan” – dodał minister.
Według Kłymenki zespoły ewakuacyjne kontynuują pracę w Woczańsku pomimo intensywnych walk. Rosjanie zniszczyli większość centrum Wowczańska. W mieście jest problem z zasięgiem i nie ma gazu. Tylko 11 maja armia rosyjska przeprowadzila 30 nalotów.
Wcześniej pisaliśmy, że ewakuację mieszkańców rozpoczęła też sumska administracja wojskowa.
Na początku maja 2024 roku pojawiły się informacje, że Federacja Rosyjska ma plan ofensywy na Charków. Ołeksandr Pawluk, dowódca Wojsk Lądowych Sił Zbrojnych Ukrainy w wywiadzie dla „The Times” stwierdził, że miasto jest możliwym celem podczas letniej rosyjskiej ofensywy.
10 maja 2024 roku Ministerstwo Obrony Ukrainy poinformowało, że około 5 rano rosyjska armia podjęła próbę przełamania ukraińskiej linii obrony pod osłoną pojazdów opancerzonych. Charków znajduje się około 40 km od granicy z Rosją.
„Sytuacja na Charkowszczyźnie jest ogólnie pod kontrolą, nasi żołnierze zadają okupantowi znaczne straty. Ale kierunek pozostaje niezwykle trudny – wzmacniamy nasze jednostki” – powiedział 16 maja Wołodymyr Zełenski po spotkaniu z ukraińskimi dowódcami w Charkowie. Ukraińska armia ściąga w kierunku Charkowa rezerwy w celu ustabilizowania sytuacji.
Trybunał Konstytucyjny zajmował się dziś rozporządzeniem ministra sprawiedliwości, które zalecało sędziom stosowanie orzecznictwa dotyczącego neo-KRS. Wniosek w tej sprawie do Trybunału złożyła sama KRS, którą reprezentował sędzia Maciej Nawacki
W czwartek o 11.00 w TK odbyła się rozprawa w sprawie rozporządzenia ministra sprawiedliwości Adama Bodnara z 6 lutego 2024 r. Rozporządzenie zmienia regulamin urzędowania sądów powszechnych i zaleca sędziom uwzględnianie przy sporządzaniu orzeczeń i uzasadnień do nich, prawa UE oraz prawa międzynarodowego. W szczególności artykuł 19 Traktatu o UE (mówi o TSUE i prawie do skutecznej ochrony prawnej) i artykuł 6 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka (gwarantuje prawo do procesu przed niezawisłym i bezstronnym sądem, ustanowionym ustawą). Z wykładni tych przepisów wynika, że wadliwy skład orzekający z udziałem neosędziów, nie gwarantuje obywatelom prawa do niezależnego sądu. Nowy Regulamin zaleca też sędziom uwzględnianie przy wykładni tych przepisów wyroków ETPCz i TSUE.
Poza tym rozporządzenie wprowadza zasadę, że wnioski o wyłączenie sędziego ze względu na sposób powołania go na urząd sędziowski nie będą rozpoznawane przez sędziów powołanych w tym samym trybie. Rozwiązanie to ma uniemożliwić udział osób powołanych przez tzw. neo-KRS.
KRS zaskarżyła rozporządzenie do TK. „Zaskarżone przepisy rozporządzenia zmieniającego wprowadzają nową, nieznaną ustawie regulację przesłanki wyłączenia sędziego z mocy prawa (iudex inhabilis), a tym bezpośrednio wpływają na ukształtowanie sądu orzekającego w sprawie” – podnoszono w uchwale.
W czwartek 16 maja na rozprawie nie zjawił się Minister Sprawiedliwości. Adam Bodnar wysłał wcześniej stanowisko, w którym powołał się na uchwałę Sejmu o TK z 6 marca 2024 oraz orzecznictwo polskich i międzynarodowych sądów mówiące o braku niezależności KRS w obecnym kształcie.
Uchwała, na którą powołał się minister, mówi o tym, że w TK zasiadają osoby nieuprawnione (tzw. dublerzy), instytucji przewodzi prezes, która objęła stanowisko z naruszeniem przepisów, a oprócz tego dochodzi tam do licznych nieprawidłowości. W związku z tym Trybunał jako zatracił w zupełności swoją funkcję, a jego rozstrzygnięcia powinny być przez organy państwa pomijane.
„Nie będziemy komentować tego pseudoprawniczego wywodu ministra sprawiedliwości” – odniósł się do tego stanowiska przewodniczący składu sędzia Zbigniew Jędrzejewski.
Jedynymi uczestnikami postępowania byli przedstawiciele wnioskodawców. Stanowisko KRS przedstawił sędzia Maciej Nawacki.
„To rozporządzenie ingeruje w skład sądu, eliminuje określoną kategorię sędziów od rozpoznawania spraw. Uderza w funkcję orzeczniczą, dotyczy niezawisłości sędziów i niezależności sądów” – mówił podczas rozprawy. „To sądy mają decydować o wyłączeniu sędziego z uwagi na okoliczności, to istotne ingerencja”.
Sędzia Nawacki skomentował także kwestię powołania się przez ministra sprawiedliwości na uchwałę Sejmu o TK, mówiąc, że „TK jest w pełni uprawniony do orzekania” i „nie wymaga to głębszej analizy”.
Dodawał też, że choć „uchwała jest pozbawiona wszelkiej wartości normatywnej, nie może stanowić podstawy prawnej„, to ”trzeba zakwestionować tę uchwałę, bo powołują się na nią też inne organy oraz sądy w praktyce orzeczniczej".
Wystąpienie Macieja Nawackiego trwało ok. 45 minut. Sędziowie orzekający w składzie (Bogdan Święczkowski, Krystyna Pawłowicz, Zbigniew Jędrzejewski) nie mieli do reprezentanta wnioskodawców żadnych pytań. „Sprawa jest oczywista” – podsumował sędzie przewodniczący.
O 12.30 nastąpiło ogłoszenie wyroku. Paragraf 1, 2 i 3 rozporządzenia ministra zostały uznane za niezgodne z szeregiem przepisów Konstytucji (m.in. zasadą legalizmu, zasadą niezawisłości sędziowskiej). Ustne motywy wyroku przedstawiał Bogdan Święczkowski. Na koniec głos zabrał ponownie Zbigniew Jędrzejewski:
„Nigdy w życiu nie spotkałem się z aktem, który w tak jaskrawy sposób gwałciłby przepisy Konstytucji RP”.
Juraj C., który oddał pięć strzałów w stronę premiera Słowacji, usłyszał zarzut usiłowania zabójstwa. Grozi mu kara dożywocia.
„Ten 71-letni napastnik dorabiał jako ochroniarz, ale jego powołaniem była literatura. Wydał nawet ze dwie książki, bodaj poetyckie, o których nikt nie słyszał, był po prostu kiepskim literatem. Mniej więcej osiem lat temu opublikował pełen nienawiści do świata manifest, na który także nikt nie zwrócił uwagi” – mówił w rozmowie z OKO.press Milan Šimečka, słowacki dziennikarz. „Prowadził klub literacki o nazwie Tęcza, ale nie miało to nic wspólnego z ruchem LGBT, wręcz przeciwnie, prezentował postawy homofobii i ogólnie nietolerancji, co w Słowacji łatwo zamienia się w nastawienie antyromskie. Z wszystkiego, co o nim wiadomo, wyłania się postać nienawistnika, frustrata ogarniętego złością, nienawiścią” – dodał.
Juraj C., który oddał pięć strzałów w stronę premiera Słowacji Roberta Ficy (trafił go trzy razy), usłyszał zarzut usiłowania zabójstwa. Strzelał, bo miał nie zgadzać się z polityką prowadzoną przez słowacki rząd. Według TV Markíza sprawca powiedział policji, że zaplanował atak kilka dni wcześniej. Chciał ranić premiera, ale nie planował go zabić. Był już zresztą obecny w tłumie podczas poprzedniej wizyty premiera — w miejscowości Dolna Krupa.
Za przestępstwo grozi mu kara dożywocia.
„Całkowicie zgadzamy się co do potępienia wszelkiej przemocy. Wczorajszy atak na premiera Roberta Fico to przede wszystkim wielka tragedia ludzka, ale także atak na demokrację” – powiedziała podczas konferencji prasowej ustępująca prezydentka Zuzanna Čaputová. Do dziennikarzy wyszła w towarzystwie prezydenta elekta Petera Pellegriniego. „Stoimy tu razem, bo chcemy wysłać sygnał zrozumienia w tej napiętej sytuacji. Różne opinie są naturalne, my też mamy różne opinie. Ale oboje jesteśmy ludźmi, politykami, którzy są zgodni co do tego, co jest teraz najważniejsze dla społeczeństwa” – dodała.
Aktywistki przyniosły na wysłuchanie w sprawie projektów dotyczących aborcji białe kartki, które mają symbolizować idealną ustawę aborcyjną — bez nakazów i zakazów.
Aktywistki pro-choice oraz osoby, które pomagają w aborcjach przerwały wysłuchanie publiczne w sprawie aborcji. W trakcie wypowiedzi Mariusza Dzierżawskiego z Fundacji pro-prawo do życia wstały z krzeseł, trzymając w rękach białe kartki. „W tym momencie dzieją się aborcje. Kto pomaga, państwo?” – mówiły posłom i posłankom. „Hej, hej, hej, aborcja jest okej” – skandowały.
Aborcja to nie debata, aborcja to doświadczenie – przekonywały.
Odpowiadały im osoby, które są przeciwne aborcji, krzycząc „mordercy” i trzymając grafiki z płodami i napisem „piekło dzieci”.
Komisja przerwała pracę na kilka minut. Relację można zobaczyć na profilu OKO.press na instagramie.
„Aborcja to nie jest temat do negocjacji” – mówiły aktywistki. „Obiecali nam legalizację aborcji, a nie 12 godzin debaty”. Podkreślały, że zostały wpisane jako ostatnie na listę osób, które mogą zabrać głos. Znacznie wcześniej wypowiadała się m.in. Kaja Godek.
„Wysłuchanie obywatelskie w sprawie aborcji to jest jakiś żart. Miałyśmy mieć legalną aborcję do 12 tygodnia, a mamy Kaję mówiącą, że aborcja to masowe mordowanie Polaków a my jesteśmy opętane żądzą śmierci. Osoby, które miały aborcje — może lepiej nie włączajcie dziś transmisji, lepiej chyba sobie oszczędzić tych bredni” – napisał Aborcyjny Dream Team na Facebooku.
Białe kartki, które przyniosły na debatę, symbolizują „najlepsze prawo aborcyjne” – bez kar, bez zakazów. „To jest zabieg medyczny, nie robimy przecież debat o tym, czy mogłabym przeszczepić serce” – mówiła jedna z aktywistek.
Tuż przed happeningiem głos w trakcie wysłuchania publicznego zabrał Mariusz Dzierżawski z Fundacji Pro-Prawo do Życia. Cytował „wytyczne dotyczące Polski i Polaków z września 1939 roku”, sugerując, że projekty liberalizujące aborcję są tożsame z przepisami wydawanymi przez urzędników Trzeciej Rzeszy podczas II wojny światowej. „Rasistowski reżim dążył do zagłady Polaków. Kryminalistki, które trudnią się sprzedażą środków aborcyjnych i zarabiają na tym miliony euro, popierają te postulaty” – powiedział, strasząc „zagładą narodu polskiego”. Z sali słychać było śmiech. Tabletki aborcyjne są przekazywane bezpłatnie — aktywistki nie zarabiają na tym „milionów euro”.
Podczas happeningu podawały numer, pod który może zadzwonić każda kobieta potrzebująca pomocy w aborcji: 22 29 22 597.