Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
Syryjscy rebelianci z grupy Haiat Tahrir asz-Szam (HTS) wkroczyli do Aleppo – po raz pierwszy od 2016 roku. Wspierany przez Rosję rząd Baszszara al-Asada ruszył do kontrataku
W piątek 29 listopada 2024 syryjscy rebelianci z grupy Haiat Tahrir asz-Szam (HTS) oraz sprzymierzone z nimi bojówki wkroczyli do Aleppo, drugiego co do wielkości miasta w Syrii. Jak poinformowało Syryjskie Obserwatorium Praw Człowieka (SOHR), bojownicy wcześniej zdetonowali dwa ładunki wybuchowe i starli się z państwową armią. Obecnie kontrolują już większą część miasta, w tym budynki rządowe i więzienia. Gubernator, policja i siły bezpieczeństwa przenieśli się do centrum.
SOHR informuje także, że w sobotę rano lotnictwo Syrii, wspierane przez wojsko rosyjskie, przeprowadziło naloty na Aleppo, próbując usunąć rebeliantów. Rządowe myśliwce ostrzelały dzielnicę Al-Furkan, na zachód od centrum – relacjonuje Polska Agencja Prasowa. To pierwszy wspólny nalot syryjskiego rządu i Rosji na Aleppo od 2016 roku.
W nocy do miasta przybyć miały liczne posiłki, by wzmocnić lokalnie stacjonujące wojsko rządowe. Dziś jednak armia wydała komunikat o „tymczasowym wycofaniu oddziałów”. Szykuje kontrofensywę. W komunikacie podano, że rebelianci nie są w stanie utrzymać w mieście stałych pozycji, bo armia nie przestaje ich bombardować.
Wojsko oświadczyło też, że w starciach z rebeliantami w prowincjach Aleppo i Idlib od środy śmierć poniosło kilkudziesięciu żołnierzy. SOHR dotychczasową liczbę ofiar ocenia na 311, z czego 183 to bojownicy HTS i ich sojusznicy, 100 to syryjscy żołnierze, a 28 – cywile.
Stanowisko Kremla przekazał w piątek jego rzecznik, Dmitrij Pieskow. Powiedział, że Rosja uznaje atak rebeliantów za naruszenie suwerenności Syrii. „Popieramy jak najszybsze przywrócenie konstytucyjnego porządku w regionie przez syryjskie władze” – stwierdził Pieskow. Według agencji Reuters Rosja obiecała Syrii dostawy broni, które mają dotrzeć do kraju w ciągu 72 godzin.
Wojna domowa w Syrii rozpoczęła się w 2011 roku od zbrojnego wystąpienia przeciwko reżimowi Baszszara al-Asada, który rządzi krajem od 2000 roku. Konflikt na lata pogrążył kraj w chaosie, zginęło w nim co najmniej pół miliona ludzi, w tym ponad 300 tys. cywilów. Spowodował też jeden z największych w historii kryzysów uchodźczych. ONZ szacuje, że od 2011 roku swoje domy musiało opuścić 14 mln osób, z czego 5,5 mln wyjechało do innych krajów.
Rebelianci wkroczyli do Aleppo po raz pierwszy od 2016 roku, kiedy odbiły je syryjskie siły rządowe wspierane przez Rosję i Iran. To w Aleppo toczyły się jedne z najkrwawszych walk. Rząd Baszszara al-Asada, także dzięki wsparciu sojuszników, zdołał wówczas odzyskać kontrolę nad większością kraju. Ale nie nad prowincją Idlib, ostatnim dużym regionem, gdzie nadal władzę sprawują siły mu przeciwne. Oprócz HTS w Idlib stacjonują także m.in. wspierani przez Turcję rebelianci z Syryjskiej Armii Narodowej.
Konflikt w Syrii pozostawał zamrożony od 2020 roku, kiedy Rosja i Turcja zawarły porozumienie kończące najpoważniejsze starcia. Wydarzenia z ostatnich kilkudziesięciu godzin wskazują, że wojna w Syrii może rozgorzeć na nowo. Poza miastem Aleppo grupy bojowników zajęły w tej prowincji ok. 50 mniejszych miejscowości. Jak tłumaczą, to odpowiedź na złamanie przez wojsko w ostatnich dniach zawieszenia broni z 2020 roku. Akcja wygląda jednak nie na spontaniczny kontratak, a na dobrze zaplanowany ruch.
Wydarzenia w Syrii to ważny element trwającego kryzysu na Bliskim Wschodzie. Rebelianci wkroczyli do Aleppo zaledwie kilkadziesiąt godzin po tym, jak Izrael i Hezbollah podpisały zawieszenie broni. Izrael, próbujący pozbyć się wrogiego mu ruchu działającego w Libanie, od miesięcy bombardował południe tego kraju. Rządzony przez szyitów Iran wspiera Hezbollah, a także rząd Asada, ale w Syrii o wpływy konkuruje z Rosją.
Niewykluczone, że rebelianci w Syrii poczuli się gotowi do ataku ze względu na sytuację Rosji. Władimir Putin prowadzi wojnę w Ukrainie, więc nie może pozwolić sobie na duże dostawy broni i sprzętu dla reżimu Asada. Syryjscy buntownicy – głównie sunnici – wspierani są przez Turcję Erdoğana, która prowadzi w regionie własną dyplomatyczną grę. Tureckie MSZ zaprzeczyło, by dało rebeliantom zielone światło.
Prezydent Ukrainy powiedział, że jego kraj mógłby na razie zrezygnować z prób odzyskania okupowanego przez Rosję terytorium. W zamian domaga się ekspresowego członkostwa w NATO dla pozostałej części Ukrainy
Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski w piątek 29 listopada wieczorem udzielił wywiadu korespondentowi brytyjskiej telewizji Sky News, Stuartowi Ramsayowi. W rozmowie zasugerował, że Ukraina byłaby gotowa – czasowo – zrezygnować z próby odbicia okupowanych przez Rosję ziem. W zamian za członkostwo w NATO dla pozostałej części kraju.
„Żeby zakończyć gorącą fazę wojny, musimy schować pod parasol NATO terytorium Ukrainy, które obecnie kontrolujemy. Musimy zrobić to szybko. Potem tereny okupowane moglibyśmy odzyskać na drodze dyplomatycznej” – stwierdził Zełenski.
Według prezydenta zawieszenie broni na takich warunkach jest konieczne, by zagwarantować, że „Putin nie wróci” po kolejne porcje ukraińskiej ziemi. Zełenski podkreślił, że NATO powinno „niezwłocznie” zdecydować się na taki ruch. W innym wypadku Rosja „z całą pewnością” będzie brnęła dalej.
W wywiadzie Zełenski mówił też o współpracy z nową administracją Stanów Zjednoczonych. Pod koniec stycznia prezydentem USA zostanie ponownie Donald Trump.
„Chcę bezpośrednio z nim współpracować, bo wiem, że ludzie z jego otoczenia mają różne wizje. Dlatego nie możemy pozwolić, by ktokolwiek zakłócał komunikację między nami. [...] Chce mówić mu o swoich pomysłach i słuchać, co ma do powiedzenia” – zaznaczył Zełenski.
Trwa dyplomatyczna ofensywa Ukrainy przed zmianą w Białym Domu. Amerykański prezydent-elekt Donald Trump wielokrotnie zapowiadał, że gdy odzyska władzę, ekspresowo zakończy wojnę Rosji z Ukrainą. Niejasne jest, jak zamierza to zrobić, ale obie strony konfliktu spodziewają się, że USA będą naciskać na kompromis i ustępstwa. Ukraina chce do tego czasu uzyskać jak największe gwarancje bezpieczeństwa.
W piątek 29 listopada agencja Reuters podała, że dotarła do listu szefa ukraińskiej dyplomacji Andrija Sybihy skierowanego do głów państw członkowskich NATO. Sybiha zaapelował, by jak najszybciej wystosowały dla Ukrainy zaproszenie do Sojuszu. Najbliższy szczyt NATO odbędzie się w Brukseli w nadchodzącym tygodniu, 3-4 grudnia.
Jak dotąd NATO deklarowało, że droga Ukrainy do akcesji jest nieodwracalna, ale oficjalnie nie zrobiło pierwszego kroku – nie wystosowało zaproszenia. Taka decyzja wymagałaby zgody wszystkich 32 członków, a tej na razie nie ma. Władimir Putin regularnie grozi NATO atomowym konfliktem, jeśli Ukraina zostanie jego członkiem.
W wywiadzie dla Sky News Wołodymyr Zełenski sugeruje możliwość odrębnego potraktowania okupowanych przez Rosję wschodnich terenów. Jak przypomina PAP, wspominał o tym już wcześniej. W lipcu tego roku, w wywiadzie dla dziennika „Le Monde” Zełenski powiedział, że ziemie te mogłyby zostać przyłączone do Rosji – o ile ich mieszkańcy wybraliby taką opcję w uczciwym referendum. Zaznaczył wtedy jednak, że najpierw Ukraina musiałaby te terytoria odzyskać, by takie referenda zorganizować.
Referenda zorganizowane przez Rosję w 2022 roku w obwodach donieckim, chersońskim, ługańskim i zaporoskim dały Władimirowi Putinowi asumpt do ogłoszenia ich aneksji we wrześniu 2022. Wyniki tych głosowań nie zostały uznane przez społeczność międzynarodową. Rosja od lutego 2014 roku za własne terytorium uważa też ukraiński Krym.
Jacek Bartmiński, wiceminister aktywów państwowych z ramienia Polski 2050 stracił stanowisko. Były wiceszef resortu wydał oświadczenie, w którym krytykuje koalicjantów
Wiceminister aktywów państwowych Jacek Bartmiński stracił stanowisko w piątek 29 listopada po południu. Tuż po dymisji wydał oświadczenie, w którym pisze że został zdymisjonowany w związku z „oceną działania rady nadzorczej jednej z nadzorowanych spółek” – chodzi o LOT. Zapewnia, że to nie on stał za próbą odwołania przez radę nadzorczą prezesa LOT Michała Fijoła. Podkreśla, że „wyraził wobec rady nadzorczej oczekiwanie powstrzymania się w tym przejściowym okresie od podejmowania ważnych decyzji, w tym decyzji kadrowych”. Jednocześnie jednak Bartmiński w tym samym oświadczeniu uderza w koalicjantów swej partii.
„Dbałem o apolityczny i merytoryczny skład rad nadzorczych nadzorowanych przeze mnie spółek, co w kilku przypadkach doprowadziło do odebrania mi tego nadzoru i przekazywania go głównemu koalicjantowi” – pisze Bartmiński. Były wiceminister podkreśla też, że „nie doczekał się wyjaśnienia afery w Totalizatorze”.
Polska 2050 staje po stronie Bartmińskiego. Partia ogłosiła, że nie wystawi kandydata na następcę Bartmińskiego (do czego uprawnia ją umowa koalicyjna), dopóki „w Sejmie nie znajdzie się większość dla ustawy profesjonalizującej nadzór nad spółkami skarbu państwa”.
„Wyłączenie się przez Polskę 2050 z nadzorowania państwowych spółek, wobec braku zgody na ich odpartyjnienie, nie oznacza końca koalicji” – zaznacza przy tym partia Szymona Hołowni.
W resorcie aktywów państwowych Bartmiński nadzorował państwowe spółki z sektora lotniczego – w tym PLL LOT i Polską Grupę Lotniczą. Jego odwołanie ma związek z sytuacją w LOT – którego prezesa Michała Fijoła próbowała odwołać rada nadzorcza. Skończyło się przeniesieniem nadzoru nad LOT do ministerstwa infrastruktury, odwołaniem dwóch członków rady nazdorczej i ponownym powołaniem Fijoła na stanowisko prezesa państwowych linii lotniczych.
Według części mediów Jacek Bartmiński miał wejść w ostry spór dotyczący LOT i osoby jego prezesa z politykami Koalicji Obywatelskiej. Interweniować miał premier Donald Tusk.
O zwiększenie budżetu NCN apelowały środowiska naukowe i rada tej instytucji
Donald Tusk zdecydował, że 500 mln złotych w obligacjach z rezerwy premiera trafi do Narodowego Centrum Nauki. Premier poinformował o tym w piątek 29 grudnia podczas wręczania nagród prezesa rady ministrów za osiągnięcia naukowe.
„W zasobie prezesa rady ministrów są obligacje, pieniądze (…) dlatego postanowiliśmy także dołożyć jeszcze do tych budżetowych pieniędzy, konkretnie na Narodowe Centrum Nauki, w tym przede wszystkim na stypendia, dodatkowe 500 mln w obligacjach” – mówił Donald Tusk.
O zwiększenie budżetu Narodowego Centrum Nauki apelowali naukowcy – informowaliśmy w OKO.press o ich petycji w tej sprawie. O dodatkowe środki – 300 mln złotych – prosiła też wcześniej rada NCN.
"Każda złotówka zainwestowana w badania i innowacje generuje od 4 do 7 zł zwrotu w gospodarce. Dziś Premier Donald Tusk przekazał kolejne 0,5 mld zł na Narodowe Centrum Nauki, które wspiera działalność naukową w zakresie kluczowych badań podstawowych. Potrzebujemy innowacyjnej gospodarki i budowania nowych silników wzrostu gospodarczego Polski” – napisał po ogłoszeniu decyzji premiera na platformie X minister finansów Andrzej Domański.
Polska na badania przeznacza zaledwie 0,5 proc. swojego PKB. Dla porównania Francja utrzymuje ten budżet na poziomie 2,5 proc, a Niemcy – 3,5 proc. PKB. Zwiększenie finansowania nauki jest jednym z punktów 100 konkretów Koalicji Obywatelskiej na 100 pierwszych dni funkcjonowania rządu. Postulat nie znalazł się jednak w umowie koalicyjnej. Zdaniem przedstawicieli uczelni nauka powinna być finansowana 3 proc. PKB.
Budżet NCN wynosił dotąd ponad 1,6 mld zł, z czego 1,583 mld jest kierowane bezpośrednio na projekty badawcze. „W latach 2018-2023 budżet NCN był praktycznie zamrożony. Przez te sześć lat dotacja celowa NCN na finansowanie badań naukowych wzrosła o zaledwie kilkanaście procent – z 1,226 mld do 1,392 mld zł. Z powodu tak niskiego budżetu NCN nie było w stanie sfinansować wielu bardzo dobrych projektów. W 2023 roku finansowanie na realizację swoich naukowych planów otrzymało zaledwie 11 procent naukowców starających się o grant w NCN” – czytamy na stronie Narodowego Centrum Nauki.
Szef brytyjskiego wywiadu opisał prowadzone przez Rosję w Europie akcje sabotażowe. Stwierdził też, że „Putin i jego akolici uciekają się do nuklearnego potrząsania szabelką, aby siać strach przed konsekwencjami pomocy Ukrainie.”
Richard Moore, szef brytyjskiej służby wywiadowczej SIS (MI6) wystąpił w ambasadzie Wielkiej Brytanii w Paryżu z okazji 120. rocznicy utworzenia Entente Cordiale, czyli układu zawartego w 1904 pomiędzy Wielką Brytanią i Francją, w rozszerzonej formie obowiązującego w trakcie I wojny światowej.
Przemówienie Moore'a dotyczyło jednak nie historii, a współczesności. Szef brytyjskiego wywiadu mówił przede wszystkim o tym, jak Rosja prowadzi długofalową kampanię na rzecz zniechęcania społeczeństw Zachodu do wspierania Ukrainy. Wydaje się, że jednymi z głównych adresatów wystąpienia Moore'a mogli być prezydent-elekt Stanów Zjednoczonych Donald Trump i przyszli członkowie jego administracji.
„Niedawno odkryliśmy oszałamiająco nieodpowiedzialną kampanię rosyjskiego sabotażu w Europie, podczas gdy Putin i jego akolici uciekają się do nuklearnego potrząsania szabelką, aby siać strach przed konsekwencjami pomocy Ukrainie” – mówił w Paryżu Moore.
I ostrzegał przed ewentualnym zaprzestaniem działań na rzecz Ukrainy ze strony państw Zachodu. „Koszty pomocy Ukrainie dobrze znamy. Ale koszt niepodjęcia takich działań byłby nieskończenie wyższy. Jeśli Putinowi się uda, Chiny rozważą konsekwencje, Korea Północna nabierze odwagi, a Iran stanie się jeszcze bardziej niebezpieczny.” – mówił szef brytyjskiego wywiadu.
Od momentu pełnoskalowej rosyjskiej inwazji na Ukrainę służby specjalne krajów NATO wykryły już kilka działających w Europie rosyjskich siatek sabotażowo-dywersyjnych i szpiegowskich. Jedno z ostatnich takich odkryć dotyczyło grupy, która usiłowała umieścić za pośrednictwem znanych firm kurierskich bomby zapalające na pokładach samolotów cargo startujących z portów lotniczych na terenie Europy. To właśnie najprawdopodobniej ta „oszałamiająco nieodpowiedzialna kampania rosyjskiego sabotażu”, o której mówił w Paryżu Moore. W ubiegłym miesiącu jednak szef MI6 informował, że rosyjska GRU podjęła działania na rzecz przeprowadzenia zamachu na terenie Wielkiej Brytanii lub innego kraju Europy. Szczegółów nie podano.
Władimir Putin w ostatnich miesiącach intensyfikuje natomiast nuklearne groźby pod adresem Zachodu. Odpowiedzią na zezwolenie przez USA, Wielką Brytanię i Francję na stosowanie przez Ukrainę pocisków z dostaw z tych krajów do atakowania celów na terytorium Rosji była natychmiastowa aktualizacja rosyjskiej doktryny nuklearnej. Chwilę później ukraińskie miasto Dniepr zostało zaatakowane przez Rosję konwencjonalną wersją wielogłowicowego pocisku nuklearnego średniego zasięgu. W ostatni czwartek natomiast, na szczycie Rosji i jej sojuszników w Kazachstanie Putin groził użyciem „wszelkich środków zniszczenia” przeciwko Ukrainie, „jeśli ta uzyskałaby dostęp do broni atomowej”. Dyktatorowi Rosji nie przeszkadzał w tym fakt, że Ukraina nie stara się w żaden sposób uzyskać dostępu do broni atomowej, co bezustannie zarzuca zaatakowanemu krajowi propaganda Kremla.