Wewnętrzne prawybory w Koalicji Obywatelskiej wygrał Rafał Trzaskowski i to on będzie kandydatem KO na prezydenta RP w wyborach w maju 2025 r.
Polacy są sceptyczni wobec uchodźców “z całego świata”, chętniej przyjmowaliby tych z Białorusi i Ukrainy – wynika z sondażu na zlecenie “Gazety Wyborczej”.
Zaledwie 14 proc. ankietowanych opowiedziało się za przyjmowaniem uchodźców ze wszystkich krajów świata. To wynik najnowszego sondażu pracowni Opinia24 na zlecenie “GW”. 35 proc. osób stwierdziło, że możemy otworzyć drzwi dla uchodźców z Ukrainy i Białorusi. Aż 42 proc. osób stanowczo sprzeciwiło się przyjmowaniu jakichkolwiek uchodźców do naszego kraju – niezależnie od ich pochodzenia.
Nieprzychylność wobec przyjmowania uchodźców niezależnie od kierunku, z którego przybywają, widać nawet w największych miastach. Tam pozytywnie o takim rozwiązaniu wypowiedziało się 32 proc. zapytanych. Wieś odpowiadała zupełnie inaczej – na taki scenariusz zgodziłoby się zaledwie 8 proc. z mieszkańców najmniejszych miejscowości. Sceptycyzm wygrywa przede wszystkim w regionach, gdzie wybory wygrywało PiS. Przeciwko przyjmowaniu jakichkolwiek uchodźców na Podkarpaciu jest 61 proc. zapytanych, w Świętokrzyskim – 70 proc.
W nowym roku szkolnym możemy mieć problem, w szkołach czekają tysiące nieobsadzonych etatów – mówił w RMF FM Sławomir Broniarz, prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego. Broniarz nie krył żalu o to, że dopiero po sześciu miesiącach po zaprzysiężeniu rządu udało mu się spotkać z ministrą edukacji Barbarą Nowacką.
„Nie wiemy, dlaczego pani minister aż tak długo zwlekała z pierwszym spotkaniem. Pani minister tłumaczyła to szeregiem działań, które podejmowała w resorcie. Nie ulega wątpliwości, że to jest zdecydowanie za długi czas, którego nie da się nadrobić” – mówił Broniarz. Prezes ZNP przypomniał też o obietnicy obecnej koalicji, która w kampanii wyborczej zapowiadała 1,5 tys. złotych podwyżki dla nauczycieli. „Temat wynagrodzeń nauczycieli, zarówno w roku 2024 jak i 2025 plus warunki pracy, to będzie temat główny” – zapowiadał.
Jak stwierdził Broniarz, zarobki są główną przyczyną wakatów w szkolnictwie. Na koniec obecnego roku szkolnego jest ich kilkanaście tysięcy.
Rząd, mimo sprzeciwu Lewicy, przyjął projekt nowelizacji ustawy o użyciu broni przez żołnierzy. Eksperci twierdzą, że w praktyce zwalnia on ich z odpowiedzialności za oddane strzały. Projektu broni jednak wiceszef MON Cezary Tomczyk.
Wiceminister obrony narodowej w wywiadzie dla WP.pl wyjaśnia, dlaczego rząd chce poluzować zasady używania broni przez wojskowych. Wysłaliśmy żołnierzy na granicę, więc musimy być za nich odpowiedzialni – tłumaczy Cezary Tomczyk.
„Musimy sprawić, żeby żołnierz, który używa broni w obronie swojego życia lub życia kolegi, wiedział, że może użyć tej broni bezwzględnie i decyzja jest po jego stronie” – mówi polityk Koalicji Obywatelskiej. Jak dodał, krytyka z dwóch przeciwstawnych stron – części Lewicy, ale i Prawa i Sprawiedliwości – tylko udowadnia, że projekt nowelizacji prawa o użyciu broni idzie w dobrą stronę.
„Żołnierze są od obrony ojczyzny. To jest ich fundamentalne zadanie. Żołnierze właśnie to robią. W naszym imieniu. Pamiętajmy o tym. W proponowanych przepisach odpowiadamy na wątpliwości i rady, które płyną do nas za świata nauki czy ekspertów. Dodajemy całe spektrum narzędzi, które armią będzie miała i mogła wykorzystywać. Armatki wodne, specjalne siatki i tak dalej. Dlaczego? Bo broń ostra zawsze musi być środkiem ostatecznym” – stwierdził Tomczyk.
Wiceszef MON odniósł się również do wypowiedzi Przemysława Wiplera z Konfederacji. Ten po posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa Narodowego wyjawił, że żołnierze, którzy zostali skuci kajdankami po niewłaściwym użyciu broni na granicy polsko-białoruskiej, wielokrotnie bezprawnie otwierali ogień do migrantów i uchodźców. To właśnie zatrzymanie dwójki wojskowych było impulsem do zmian, do których prze część rządu.
„To prezydent Duda decyduje o tym, co może zostać ujawnione z posiedzenia RBN. Jeśli chodzi zaś o relacje pana Wiplera, to nie mogę jej potwierdzić, bo sprawa jest objęta tajemnicą śledztwa. A ja nie jestem prokuratorem i nie mam prawa w tej sprawie się wypowiadać” – mówił Tomczyk. – „Zmiana wynika z całego szeregu zdarzeń z ostatnich miesięcy i przede wszystkim z sugestii wojskowych i ekspertów. Techniki stosowane przez żołnierzy zostały dobrze zweryfikowane przez służby białoruskie. Polski żołnierz musi mieć możliwość użycia całego spektrum działań, od siły fizycznej przez gaz, broń gładkolufową, aż do broni palnej. I żołnierz musi wiedzieć, że stoi za nim prawo i jego państwo. Premier Tusk nakazał, aby prace przyspieszyć.”
O tym, że istniejące przepisy wystarczająco chronią żołnierzy używających broni, mówił na łamach OKO.press dr Piotr Kładoczny z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.
„Absolutnie nie jest tak, że jeśli żołnierz zostanie bezpośrednio zaatakowany, to on musi działać w ramach wszystkich procedur i oddawać strzały ostrzegawcze w powietrze, jeżeli nie ma na to przestrzeni. Nie, on w takiej sytuacji może się bronić, jak każdy człowiek. Bo on jest chroniony jak każdy przepisem o obronie koniecznej. Nie ma więc żadnego powodu, żeby od tych wypracowanych przepisów i procedur odstępować” – mówił Witoldowi Głowackiemu.
Rząd przyjął projekt nowelizacji, który obejmuje nowe przepisy dotyczące użycia broni przez wojsko na granicy, a policja wnioskuje o wszczęcie postępowania wobec... prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego za nadużycie władzy
Oto najważniejsze wydarzenia z dnia 19 czerwca 2024 roku:
„Dedykuję wam dzisiejszy projekt, jaki przyjęliśmy w rządzie, który pozwoli skutecznie chronić polską granicę i polskie państwo przed aktami agresji” – mówił premier Donald Tusk do funkcjonariuszy podczas obchodów 100-lecia Służby Ochrony Państwa.
Rada Ministrów w środę przyjęła projekt zmian przepisów regulujących działanie wojska, policji i Straży Granicznej, w tym zasad użycia broni, przygotowywany przez MON.
Nowelizacja obejmuje nowe zasady użycia broni przez wojsko na granicy. Projekt budził liczne obawy obrońców praw człowieka, prawników i organizacji pozarządowych działających na granicy. O przyjęciu ustawy przez Sejm poinformował premier Donald Tusk, który brał udział w uroczystych obchodach 100-lecia Służby Ochrony Państwa. Dziękował funkcjonariuszom za poświęcenie w „codziennej służbie”.
„Dedykuję wam projekt, który przyjęliśmy na posiedzeniu rządu. Służby mundurowe będą mogły używać broni w sytuacji krytycznej” – mówił premier.
„Wasza misja jest ważniejsza niż polityków, bo oni przychodzą i odchodzą. A wy jesteście. Dobrze czuję i wiem, co na co dzień przeżywacie. Więzi, które powstają między tymi, którzy ochraniają i są ochraniani, są nadzwyczajne. Nikt o mnie tyle nie wie, co wy. Wasza służba jest bohaterska. Musicie być dyskretni do bólu. A wasza misja polega na tym, aby własnym ciałem, w razie potrzeby, zasłonić osobę chronioną” – mówił Tusk.
O nowych zasadach użycia broni na granicy Witold Głowacki rozmawiał w OKO.press z dr. Piotrem Kładocznym, karnistą, wiceprezesem i dyrektorem działu prawnego Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka:
Rząd usunął jeden punkt ważny w projekcie obejmującym nowe zasady użycia broni przez wojsko na granicy. Ale — jak dowiedziało się OKO.press — trzy zapisy dotyczące bezkarności żołnierzy na granicy nadal budzą sprzeciw (głównie Lewicy). Druga runda negocjacji w piątek.
Rada Ministrów w środę przyjęła projekt zmian przepisów regulujących działanie wojska, policji i Straży Granicznej, w tym zasad użycia broni, przygotowywany przez MON — poinformował premier Donald Tusk, który brał udział w uroczystych obchodach 100-lecia Służby Ochrony Państwa. Funkcjonariuszom dziękował za poświęcenie w służbie i zadedykował im rządowy projekt. Mimo tego, że budzi on liczne obawy obrońców praw człowieka, prawników i organizacji pozarządowych działających na granicy, premier nie sprecyzował jednak, która jego wersja została przyjęta w środę przez Radę Ministrów.
Nowelizacja obejmuje nowe zasady użycia broni przez wojsko na granicy, zwalnia żołnierzy z odpowiedzialności za złamanie procedur, do którego doszło w określonych okolicznościach i wprowadza pojęcie „operacji wojskowej na terenie RP prowadzonej w czasie pokoju”.
Największe wątpliwości wzbudzał kontratyp umieszczony w artykule 25a Kodeksu karnego. Przypomnijmy, że kontratyp pozwala na niekaralność w sytuacjach, gdy ważniejsze wartości są zagrożone. Przepisy mówią, że trzeba przestrzegać ochrony wartości, takich jak życie czy zdrowie człowieka, ale w pewnych okolicznościach można je poświęcić dla wyższej wartości (więcej tutaj).
Kontratyp w artykule 25a zwalnia od odpowiedzialności karnej żołnierzy, którzy chcą zapobiec nielegalnemu przejściu polskiej granicy i otworzyć ogień w kierunku osób, które próbują ją forsować. Oznacza, że żołnierze nie będą ponosić żadnej odpowiedzialności za naruszenie zasad stosowania środków przymusu bezpośredniego, jeśli tylko działają w ważnym według ustawodawcy celu. Projekt mówi wprost: Naruszenie zasad jest dozwolone, jeśli służy to wyższemu celowi. „A to bardzo niebezpieczne” – mówił Witoldowi Głowackiemu w rozmowie z OKO.press dr. Piotr Kładoczny, karnista, wiceprezes i dyrektor działu prawnego Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.
Z projektu został usunięty we wtorek 18 czerwca 2024 roku na posiedzeniu Stałego Komitetu Rady Ministrów punkt pierwszy w art. 25a. Mówi on o tym, że nie będzie traktowane jako przestępstwo użycie broni przy siłowym przekroczeniu granicy, m.in. pojazdami. W projekcie zostały jednak trzy pozostałe punkty, które budzą wątpliwości co do bezkarności żołnierzy. „Podczas komitetu atmosfera była ciężka, projektowi sprzeciwiała się Lewica” – mówi OKO.press osoba zorientowana w przebiegu prac rządu.
Lewica chciała wprowadzić poprawki do rządowego projektu, ale nie zdążyła tego zrobić. OKO.press dowiedziało się jednak, że w piątek 21 czerwca 2024 roku ma zostać zorganizowane spotkanie w sprawie ewentualnego wniesienia autopoprawek, na które zgodziłby się premier. Miałyby to być poprawki „precyzujące”; w jakich przypadkach można używać broni. Byłoby to dopuszczone jedynie przy „rażącym” naruszeniu procedur na granicy.
Teraz w rządowym projekcie zostały trzy inne budzące wątpliwości zapisy, które pozwalają na użycie broni, broni palnej, środków przymusu bezpośredniego „w przypadku zamachu na nienaruszalność granicy państwowej”:
W projekcie został też kontratyp potrzeby wojskowej z art. 319 Kodeksu Karnego.
Art. 319. [Kontratyp ostatecznej potrzeby wojskowej]
§ 1.
Nie popełnia przestępstwa żołnierz, gdy w wypadku nieposłuszeństwa lub oporu stosuje środki niezbędne w celu wymuszenia posłuchu dla rozkazu, do którego wydania był uprawniony, jeżeli okoliczności wymagają natychmiastowego przeciwdziałania, a posłuchu dla rozkazu nie można osiągnąć w inny sposób.
§ 2.
W razie przekroczenia granic ostatecznej potrzeby sąd może zastosować nadzwyczajne złagodzenie kary.
Chodzi o sytuację, którą zarejestrowaliśmy w OKO.press 10 czerwca 2024 roku. Po godz. 22 przy schodach smoleńskich pojawił się Jarosław Kaczyński i czarnym sprejem zniszczył wieniec. Mimo obecności policjantów, którzy informowali go, że to postępowanie niezgodne z prawem.
Warszawska policja wystąpiła z wnioskiem do prokuratury o wszczęcie śledztwa w kierunku nadużycia władzy przez Jarosława Kaczyńskiego przed pomnikiem smoleńskim — podaje Wp.pl. Chodzi o sytuację, którą zarejestrowaliśmy w OKO.press 10 czerwca 2024 roku. Po godz. 22 przy schodach smoleńskich na placu Piłsudskiego w Warszawie pojawił się Jacek Kurski. Kilka minut później na miejsce przyszedł sam prezes Kaczyński. Jak zwykle osobistym ochroniarzem plus Macierewicz, Suski, Błaszczak i kilka innych osób.
Prezes PiS czarną farbą zniszczył wieniec złożony przy pomniku przez Zbigniewa Komosę. Zamalował na czarno napis na wieńcu:
„Pamięci 95 ofiar Lecha Kaczyńskiego, który, ignorując wszelkie procedury, nakazał pilotom lądować w Smoleńsku w skrajnie trudnych warunkach. Spoczywajcie w pokoju. Naród Polski”.
Prezes PiS zrobił to mimo obecności policjantów, którzy informowali go, że to postępowanie niezgodne z prawem.
Odpowiedział im krótko: „Nie jest”. Po swoim wyczynie, wspólnie z kolegami, odmówił modlitwę „Pod Twoją obronę uciekamy się, święta Boża Rodzicielko” i zabrał się do przesłuchania interweniujących policjantów. Kazał wezwać dowódcę, któremu oświadczył, że to interwencja poselska. Domagał się odpowiedzi na pytania: „Kto wydał rozkaz do działania tutaj? Nazwisko i stopień służbowy? Czy to Komendant Warszawy, czy Komendant Główny Policji? To wszystko robota ludzi Putina”. Macierewicz dorzucił: „Co wy, Rosjan będziecie bronili?”.
Materiał Roberta Kowalskiego z tego wydarzenia możesz obejrzeć tutaj:
Jak informuje Wp.pl, Robert Szumiata, rzecznik prasowy komendanta stołecznego policji przekazał, że „zgromadzone materiały zostały przekazane do Prokuratury Rejonowej Warszawa Śródmieście-Północ z wnioskiem o wszczęcie śledztwa w kierunku art. 231 Kodeksu karnego w związku z interwencją poselską”.
Art. 231. Kodeksu karnego mówi o nadużyciach uprawnień przez funkcjonariusza publicznego:
„Funkcjonariusz publiczny, który, przekraczając swoje uprawnienia lub nie dopełniając obowiązków, działa na szkodę interesu publicznego lub prywatnego, podlega karze pozbawienia wolności do lat trzech”.
Art. 231. KK Nadużycie uprawnień przez funkcjonariusza publicznego
§ 1. Funkcjonariusz publiczny, który, przekraczając swoje uprawnienia lub nie dopełniając obowiązków, działa na szkodę interesu publicznego lub prywatnego, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.
§ 2. Jeżeli sprawca dopuszcza się czynu określonego w § 1 w celu osiągnięcia korzyści majątkowej lub osobistej, podlega karze pozbawienia wolności od roku do lat 10.
§ 3. Jeżeli sprawca czynu określonego w § 1 działa nieumyślnie i wyrządza istotną szkodę, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.
§ 4. Przepisu § 2 nie stosuje się, jeżeli czyn wyczerpuje znamiona czynu zabronionego określonego w art. 228 sprzedajność pełniącego funkcję publiczną.
Prezes PiS przyjechał do Krakowa i namawiał samorządowców do głosowania. Ale radni nie posłuchali. I po raz drugi nie wybrali Łukasza Kmity na marszałka województwa małopolskiego. Partii grozi rozłam?
Drugie głosowanie nad wyborem marszałka Małopolski zostało zorganizowane w środę 19 czerwca 2024 roku. Jedynym kandydatem zgłoszonym przez Prawo i Sprawiedliwość — po raz drugi — był Łukasz Kmita. I po raz drugi przegrał.
W głosowaniu wzięło udział 38 z 39 radnych. Ważnych głosów oddano 36, z czego 17 poparło kandydaturę Kmity. A 19 — było przeciw. Nikt się nie wstrzymał.
Brak poparcia dla kandydata PiS oznacza, że partii grozi rozłam. A jeżeli nie uda się wybrać wspólnego kandydata, PiS może stracić władzę w wojewódzkie małopolskim. Czas na wybór władz regionu mija 9 lipca 2024 roku. Czy do tego czasu spór w partii zostanie zażegnany?
„Najważniejsze, byśmy dalej rządzili jako Prawo i Sprawiedliwość. Ale myślę, że radni, którzy nie uszanowali woli klubu i pana prezesa nie zasną dziś spokojnie, bo zdradzili ideały Prawa i Sprawiedliwości. Szkoda, ale warto dać im szansę, by się zreflektowali. PiS jest najważniejszy i będzie rządzić w Małopolsce” — mówi na nagraniu na portalu X Łukasz Kmita.
Trybunał Konstytucyjny uznał, że ustawa o Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, która została uchwalona bez udziału Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika, jest niekonstytucyjna. Koalicja rządząca mówi jednak wprost — orzeczenia TK powinny być ignorowane.
Trybunał Konstytucyjny zajął się w środę pierwszym wnioskiem kwestionującym ustawy przyjęte przez Sejm po wygaszeniu mandatów poselskich Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika. Uznał, że ustawa o Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, uchwalona przez Sejm 26 stycznia 2024 roku — bez udziału Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika — jest niekonstytucyjna. Zakłada ona m.in. przywrócenie sprawowania nadzoru nad NCBR przez ministra właściwego do spraw szkolnictwa wyższego i nauki zamiast nadzoru ministra funduszy i polityki regionalnej. Prezydent Andrzej Duda zadeklarował pod koniec stycznia 2024 roku, że będzie kierował do TK wszystkie ustawy, które Sejm przyjmie bez udziału polityków PiS: Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika.
„Niekonstytucyjność kontrolowanej ustawy nie jest jednak spowodowana tym, że została uchwalona przez Sejm bez udziału wszystkich 460 posłów, lecz tym, że dwóch posłów na skutek arbitralnych czynności marszałka Sejmu, niemających unormowania w obowiązującym w RP porządku prawnym, nie zostało dopuszczonych do procedowania, zwłaszcza do udziału w głosowaniu sejmowym poprzez dezaktywację kart i niewpuszczanie do budynku Sejmu” — mówił w uzasadnieniu orzeczenia sędzia Bogdan Święczkowski.
Jak dodał, „w sytuacji, gdy jakikolwiek poseł zostaje w sposób nielegalny niedopuszczony do udziału w pracach Sejmu nad konkretną ustawą, nawet gdy zachowano kworum i zachowano wymaganą większość do jej uchwalenia, jest ona i tak dotknięta wadą prawną, jako wydana z naruszeniem zasady legalizmu przez organ niespełniający konstytucyjnych wymogów dotyczących przedstawicielstwa narodu sprawowanego przez posłów”.
Taka decyzja mogłaby wskazywać na nielegalność innych aktów prawnych, w tym ustawy budżetowej. Ale Sejm przyjął 6 marca 2024 ę uchwałę„w sprawie usunięcia skutków kryzysu konstytucyjnego lat 2015-2023 w kontekście działalności Trybunału Konstytucyjnego”. Dotyczy nie tylko kwestii zasiadania w TK osób nieuprawnionych, ale także prezesury Julii Przyłębskiej oraz innych naruszeń i nieprawidłowości. Rządząca koalicja twierdzi, że TK „stracił przymiot bezstronności”. A skala naruszeń Konstytucji i prawa w TK jest tak duża, że organ ten należy ustanowić na nowo.
Od czasu przyjęcia uchwały rząd nie opublikował żadnego wyroku TK. Koalicja wzywa zasiadających w TK sędziów i dublerów do ustąpienia ze stanowisk. O tym, że członkowie rządu mówią wprost, że orzeczenia TK powinny być ignorowane, w OKO.press pisała Dominika Sitnicka:
Początek środowej rozprawy miał burzliwy przebieg. Na wstępie Krystyna Pawłowicz, przewodnicząca składu pięciorga sędziów, poinformowała, że na rozprawie nie stawili się wezwani świadkowie: szef Kancelarii Sejmu Jacek Cichocki oraz komendant Straży Marszałkowskiej Michał Sadoń.
„Ich zdaniem wezwanie w charakterze świadka w rozpatrywanej sprawie jest bezpodstawne. (...) Chciałam przekazać, że jest to skandaliczne postępowanie, mające na celu obstrukcję, a nawet uniemożliwienie postępowania przed TK” — mówiła Pawłowicz.
Przedstawiciel Sejmu poseł Trzeciej Drogi Paweł Śliz złożył wniosek o wyłączenie ze sprawy Krystyny Pawłowicz i Stanisława Piotrowicza jako byłych posłów Prawa i Sprawiedliwości, ale Pawłowicz oddaliła oba wnioski. Stwierdził więc, że jego „dalsza obecność legitymowałaby coś, z czym się fundamentalnie nie zgadza jako przedstawiciel Sejmu, poseł i obywatel”.
„Jako poseł ślubowałem rzetelnie i sumiennie wykonywać obowiązki wobec narodu i przestrzegać konstytucji. W związku z powyższym opuszczam salę” – stwierdził Śliz.
„Oświadczam panu, że opuszczając posiedzenie w tym momencie, bez zgody Trybunału Konstytucyjnego, dopuszcza się pan naruszenia powagi Trybunału. Upominam pana, że postępowanie się toczy. Ja panu nie zezwoliłam na opuszczenie sali. To jest lekceważenie. Pan się zachowuje skandalicznie. Proszę zostać i wysłuchać dalszego posiedzenia” — mówiła oburzona Krystyna Pawłowicz.
„Nie widzę takiej konieczności. Do widzenia” — stwierdził Śliz i opuścił salę. Pawłowicz nałożyła na niego karę grzywny w wysokości 3 tys. zł za opuszczenie sali bez zgody.
„Nie wstydzę się swojego zachowania. Postąpiłem tak, jak uważałem, że każdy praworządny obywatel postąpić powinien. Moja dalsza obecność legitymizowałaby coś, z czym się fundamentalnie nie zgadzam, nie tylko jako poseł, nie tylko jako przedstawiciel Sejmu, ale także jako obywatel. Jako poseł ślubowałem rzetelnie i sumiennie wykonywać obowiązki wobec Narodu i przestrzegać Konstytucji. Przysięgi dotrzymałem” — napisał Paweł Śliz na portalu X.
KE o wszczęciu procedury nadmiernego deficytu decyduje, kiedy przekroczy on 3 proc. PKB, lub dług jest wyższy niż 60 proc. PKB.
Będą konieczne oszczędności, a rząd Donalda Tuska stanie przed sporym wyzwaniem. Komisja Europejska zaproponowała Radzie UE rozpoczęcie procedury nadmiernego deficytu wobec Polski, ale także Belgii, Francji, Włoch, Węgier, Malty i Słowacji. Rumunia nadal pozostaje w procedurze nadmiernego deficytu — od 2020 r.
Spośród 12 badanych państw pięć nie zostało włączonych na listę: Czechy, Estonia, Hiszpania, Finlandia i Słowenia.
KE o wszczęciu procedury nadmiernego deficytu decyduje, kiedy przekroczy on 3 proc. PKB, lub gdy dług jest wyższy niż 60 proc. PKB. W Polsce w 2023 deficyt budżetowy wyniósł 5,1 proc. PKB.
Co dalej?
„Raport jest jedynie pierwszym krokiem w kierunku wszczęcia procedur” – podaje KE w komunikacie. Ostateczna propozycja rozpoczęcia procedury ma paść w lipcu. Później KE będzie dyskutować z ministrami finansów nad możliwymi rozwiązaniami. Każdy z krajów dostanie określone zalecenia.
Minister finansów Andrzej Domański przekonuje, że rekomendacje dla Polski będą łagodne. Planuje zaproponować Unii redukcję deficytu o pół procent PKB rocznie, czyli o około 20 mld zł.
Przez ostatnie tygodnie utrzymywał, że procedura nas nie obejmie. Wyjaśniał, że deficyt jest wynikiem wojny w Ukrainie, wydatków na obronność, pomocy dla uchodźców zza wschodniej granicy i walki z kryzysem energetycznym – podaje „Wyborcza”. Przedstawiciele rządu podkreślają również, że deficyt jest spadkiem po ośmiu latach rządów Zjednoczonej Prawicy.
Polskę czekają teraz oszczędności. Cytowani przez „GW” ekonomiści wskazują, że formą ograniczania wydatków może być np. brak waloryzacji świadczeń zdefiniowanych kwotowo.
Ostatnio Polska była objęta tę procedurą w 2009 roku. Regulowanie deficytu trwało sześć lat.
Halina Bortnowska miała 92 lata. Była filozofką, teolożką, publicystką, działaczką opozycji demokratycznej w PRL.
„Trudno wyrazić smutek, z którym ją żegnamy” – napisał dziś Miesięcznik ZNAK. Halina Bortnowska przez ponad dwie dekady była redaktorką i sekretarzem redakcji. „Uczyła nas odwagi, zaangażowania na rzecz sprawiedliwości, troski o drugiego człowieka” – czytamy.
„Tygodnik Powszechny”, w którym również publikowała, wspomina: „Była głosem przemawiającym wielokrotnie w obronie ludzi marginalizowanych, pogardzanych, atakowanych”.
„Pamiętam jej powiedzenie – że nie należy żyć tylko »z ręki do ust«. Żyła długo, bo była potrzebna, żeby przypominać tę prostą prawdę” – pisze na łamach TP Wojciech Bonowicz.
Halina Bortnowska była filozofką, teolożką i publicystką, a także opozycyjną działaczką w PRL. Walczyła o upamiętnienie ofiar getta warszawskiego, Srebrenicy i Jedwabnego. W latach 70. zaangażowała się w tworzenie pierwszego polskiego hospicjum, w krakowskiej Nowej Hucie. Współtworzyła Ruch Obywatelski Akcja Demokratyczna i Helsińską Fundację Praw Człowieka. Była także członkinią Społecznego Komitetu „Wspieramy Nauczycieli”, organizowała w 2019 roku zbiórkę na Fundusz Strajkowy i pisała: „Strajk ma głęboki związek z godnością pracowników i obstaję przy wierze, że praca nie jest towarem! Nie sprzedajemy naszej pracy, nie sprzedajemy siebie. Wynosimy owoce naszej pracy na rynek, gdzie odbywa się wymiana. Wymiana między pracującymi, z udziałem właścicieli narzędzi i materiałów. Kiedyś już napisałam coś takiego, narażając się na zarzut, że tkwię jeszcze … w komunizmie. To się nie zgadza: raczej już tkwię albo trzymam się nauki społecznej, o której słyszałam w kościele; który niestety słabym był jej nauczycielem”.
Często wypowiadała się na przekór hierarchii kościelnej.
W 2014 r. w liście do grupy Wiara i Tęcza, która gromadzi wierzące osoby LGBT+, pisała: „Małżeństwo rozumiane w tradycji jako związek kobiety i mężczyzny nie jest jedyną platformą miłości i odpowiedzialności! Niezależnie od orientacji seksualnej można kochać, budować trwały związek, praktykować wzajemną odpowiedzialność. Trzeba żywić nadzieję wbrew wszystkiemu, że to zostanie w końcu uznane. Może jednak się do tego zbliżamy, mimo gołosłownych twierdzeń, że nie ma analogii między miłością a miłością”.
Zmarła 19 czerwca, rano. Miała 92 lata.
Prezydent Rosji pojechał do Korei Północnej. Liczy na podpisanie „umowy o partnerstwie”, która ma dotyczyć m.in. bezpieczeństwa. Jest to pierwsza od 24 lat wizyta Władimira Putina w Korei Północnej. Prezydent Rosji spotkał się w śrdodę z Kim Dzong Unem. Do rozmów dochodzi w momencie, kiedy Rosja potrzebuje wsparcia w wojnie z Ukrainą.
Putin liczy na podpisanie „wieloaspektowego strategicznego traktatu o partnerstwie”, obejmującego klauzule dotyczące współpracy w zakresie bezpieczeństwa. Umowa „nie będzie skierowane przeciwko żadnemu państwu trzeciemu” – podał Reuters. Prezydent Rosji obiecał także wspólne obchodzenie międzynarodowych sankcji. W artykule opublikowanym przez oficjalną partyjną gazetę północnokoreańską „Rodong Sinmun” zapowiedziano, że oba kraje opracują alternatywne, „niekontrolowane przez Zachód” systemy handlu i wzajemnych rozliczeń oraz wspólnie stawią opór „jednostronnym i nielegalnym” restrykcjom Zachodu.
Współpraca między dwoma reżimami coraz bardziej się zacieśnia. Kim Dzong Un, który rzadko odbywa podróże zagraniczne, we wrześniu 2023 r. odwiedził Władywostok. Spotkał się tam z Putinem. Resort obrony Korei Południowej, który śledzi działania swojego sąsiada, oszacował pod koniec lutego, że od tamtego spotkania Korea Północna wysłała do Rosji około 6,7 tys. kontenerów z amunicją. Rosyjskie wojsko wykorzystuje ją na wojnie z Ukrainą.
W podróży do Korei Płn. Putinowi towarzyszą m.in. szef MSZ Sergiej Ławrow, minister obrony Andriej Biełousow i wicepremier Aleksandr Nowak (minister energetyki w latach 2012-20). W drugiej połowie tygodnia mają wyjechać z Korei Północnej do Wietnamu.
Największa frakcja w Parlamencie Europejskim, Europejska Partia Ludowa, wybrała już przewodniczących na nową kadencję. Największą liczbę głosów zdobył europoseł z Polski.
Andrzej Halicki został wybrany na funkcję wiceprzewodniczącego Grupy Europejskiej Partii Ludowej — największej frakcji politycznej w Parlamencie Europejskim. Jak informuje EPL, otrzymał największe poparcie spośród ubiegających się o to stanowisko kandydatów.
„Jest to dla mnie ogromny zaszczyt móc pełnić funkcję wiceprzewodniczącego Grupy EPL w Parlamencie Europejskim. Odbieram ten wybór, jako wyraz uznania wobec polskiej delegacji oraz uznania dla Polek i Polaków, którzy w wyborach europejskich potwierdzili, iż chcą silnej, demokratycznej i europejskiej Polski” – powiedział Halicki, cytowany w komunikacie prasowym.
Poseł dodał, że „jesteśmy silni, zjednoczeni i gotowi do pracy”. Podkreślił, że w nowej kadencji EPL będzie kontynuowała walkę „przeciwko populizmowi i nacjonalizmowi”, walkę o „Europę solidarną, która daje bezpieczeństwo i dobrobyt jej mieszkańcom”. Podkreślił, że grupa będzie „nadal wspierać Ukrainę i działać na rzecz rozszerzenia UE”.
„Będziemy dbać o to, aby europejskie rozwiązania były korzystne dla Polski” – powiedział Halicki.
Andrzej Halicki pozostanie też na stanowisku szefa delegacji PO — PSL w Parlamencie Europejskim.
W czerwcowych wyborach do Parlamentu Europejskiego Europejska Partia Ludowa zdobyła najwięcej mandatów ze wszystkich grup politycznych – 190, o 14 mandatów więcej niż w parlamencie poprzedniej kadencji.
Siedem dodatkowych mandatów zdobyła Platforma Obywatelska, której delegacja do PE liczy obecnie 21 mandatów. Wraz z mandatami PSL (2) polska delegacja w EPL to 23 mandaty.
Spektakularne było także zwycięstwo hiszpańskiej Partii Ludowej (Partido Popular, PP). Hiszpańscy ludowcy, zdobywając 34,2 proc. głosów, zwiększyli liczbę mandatów w PE aż o 9 – z 13 do 22. To najbardziej spektakularny sukces wyborczy partii z EPL.
Tym samym układ sił we frakcji jest taki: największą delegacją są Niemcy z CDU/CSU, którzy, pomimo że wygrali wybory w Niemczech, zdobywając 30 proc. głosów, zachowali liczbę mandatów w PE — mają ich 30.
Drugą największą delegacją są posłowie z Polski — z Platformy Obywatelskiej oraz PSL. Mają 23 mandaty. Trzecią – Hiszpanie z Partido Popular – 22 mandaty.
Największe straty w tych wyborach odnotowały partie centroprawicowe z Włoch, Rumunii oraz Słowacji.
Współrządząca we Włoszech Forza Italia straciła trzy mandaty. Rumuńska Partia Narodowo-Liberalna (PNL – Partidul Naţional Liberal) także utraciła trzy mandaty. To efekt negatywnej oceny koalicji wyborczej ze skompromitowaną aferami korupcyjnymi Partią Socjaldemokratyczną (Partidul Social Democrat, PSD).
Centroprawica odnotowała także spadki w Słowacji.
W sumie na europejską centroprawicę zagłosowało w tych wyborach 26,39 proc. wyborców – to o ponad 5 punktów procentowych więcej w porównaniu z 2019 r.
Zrzeszająca partie centroprawicowe, konserwatywne, chadeckie i ludowe Europejska Partia Ludowa to najstarsza — obok Socjalistów i Demokratów — frakcja w Parlamencie Europejskim. Jest bezpośrednią spadkobierczynią ojców założycieli Unii – Roberta Schumana, Konrada Adenauera i Alcide de Gasperiego. Została utworzona w czerwcu 1953 roku.
„Wysokie temperatury [w nocy] wystąpiły w 5 województwach: podkarpackim, małopolskim, opolskim, śląskim i lubelskim. Najwyższa temperatura została zanotowana w miejscowości Ptaszkowa w Małopolsce 21,2 °C” – podał Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej.
O tzw. nocy tropikalnej mówimy, kiedy temperatura powietrza nie spada poniżej 20 stopni.
Ostatnią noc tropikalną obserwowaliśmy w Polsce z 20 na 21 października 2023. „Noce tropikalne charakterystyczne są dla lata, choć i tak nie występują w Polsce bardzo często. Taka temperatura w drugiej połowie października czyni tę noc zupełnie wyjątkową” – pisał wtedy IMGW.
„Dziś przestaję być członkiem Suwerennej Polski. Złożyłem rezygnację. O Koleżankach i Kolegach z Suwerennej Polski zawsze wypowiadać się będę w samych superlatywach” – napisał Janusz Kowalski na portalu X, ogłaszając swoje odejście z partii Zbigniewa Ziobry. Ma teraz skupić się „na merytorycznej pracy w Klubie Parlamentarnym PiS i Parlamentarnym Zespole Proste Podatki”.
„W związku z prowadzonymi przez Patryka Jakiego negocjacjami z PiS chciał się dziś ze mną spotkać. Pierwszy raz de facto po pół roku. Jednakże składam dziś swoja rezygnacje z członkostwa w SP. Mam poczucie wykonania ciężkiej pracy. Zawsze Was będę wspierał i bronił. Możecie na mnie liczyć. Moją jedyną informacja będzie wpis na X – o koleżankach i kolegach będę mówił tylko dobrze” – miał napisać w wiadomości do partyjnych kolegów, którą ujawnił portal DoRzeczy.
Janusz Kowalski 15.10.2023 został wybrany na posła po raz drugi. W rządzie Zjednoczonej Prawicy, w latach 2019–2021 był sekretarzem stanu w Ministerstwie Aktywów Państwowych, a w latach 2022–2023 sekretarzem stanu w Ministerstwie Rolnictwa i Rozwoju Wsi. Pochodzi z Opola.
Prezes PiS przyjechał do Krakowa i namawiał samorządowców do głosowania. Ale radni nie posłuchali. I po raz drugi nie wybrali Łukasza Kmity na marszałka województwa małopolskiego. Partii grozi rozłam?
Drugie głosowanie nad wyborem marszałka Małopolski zostało zorganizowane w środę 19 czerwca 2024 roku. Jedynym kandydatem zgłoszonym przez Prawo i Sprawiedliwość — po raz drugi — był Łukasz Kmita. I po raz drugi przegrał.
W głosowaniu wzięło udział 38 z 39 radnych. Ważnych głosów oddano 36, z czego 17 poparło kandydaturę Kmity. A 19 — było przeciw. Nikt się nie wstrzymał.
Brak poparcia dla kandydata PiS oznacza, że partii grozi rozłam. A jeżeli nie uda się wybrać wspólnego kandydata, PiS może stracić władzę w wojewódzkie małopolskim. Czas na wybór władz regionu mija 9 lipca 2024 roku. Czy do tego czasu spór w partii zostanie zażegnany?
„Najważniejsze, byśmy dalej rządzili jako Prawo i Sprawiedliwość. Ale myślę, że radni, którzy nie uszanowali woli klubu i pana prezesa nie zasną dziś spokojnie, bo zdradzili ideały Prawa i Sprawiedliwości. Szkoda, ale warto dać im szansę, by się zreflektowali. PiS jest najważniejszy i będzie rządzić w Małopolsce” — mówi na nagraniu na portalu X Łukasz Kmita.