Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
Najnowsze miesięczne dane unijnej agencji klimatycznej Copernicus potwierdzają, że za nami najcieplejszy czerwiec w historii pomiarów. Rekordowa seria trwa nieprzerwanie od 13 miesięcy
Pierwszy letni miesiąc tego roku był najcieplejszy w liczącej ok. 250 lat serii pomiarowej. Średnia temperatura powierzchni Ziemi w czerwcu 2024 roku wyniosła 0,67°C powyżej średniej dla czerwca z lat 1991-2020 oraz o 1,5°C powyżej średniej dla tego samego miesiąca z okresu przedindustrialnego (czasy sprzed znaczącego wzrostu emisji gazów cieplarnianych), czyli z lat 1850-1900. Ta anomalia, przekraczająca 1,5°C względem lat 1850-1900, utrzymuje się dwunasty miesiąc z rzędu. W odniesieniu do tego okresu wyznaczone zostały progi wzrostu temperatury, których nie powinniśmy przekroczyć do roku 2100. Rok 2100 może wydawać się odległy, ale nastąpi już za życia dzieci (nie wnuków ani prawnuków!) wielu czytelników i czytelniczek OKO.press. Spodziewana przeciętna długość życia dziewczynki urodzonej w latach 20. XXI wieku to ponad 80 lat.
Globalna średnia temperatura za ostatnie 12 miesięcy (od lipca 2023 do czerwca 2024) jest najwyższa w historii, wynosząc 0,76°C powyżej średniej z lat 1991-2020 i 1,64°C powyżej średniej z lat 1850-1900, podaje Copernicus.
Pierwszy z tych progów – 1,5°C – właśnie przekraczamy, a drugi, wynoszący 2°C – przekroczymy z dużym prawdopodobieństwem, biorąc pod uwagę obecną trajektorię wzrostu emisji gazów cieplarnianych ze spalania węgla, gazu i ropy. Emisje co prawda rosną nieco wolniej, niemniej wciąż rosną, zamiast spadać.
Na dodatek obecne ocieplenie jest skutkiem niekontrolowanych emisji z przeszłości, ponieważ ziemski system klimatyczny poddany działaniu gazów cieplarnianych reaguje z opóźnieniem. Co oznacza, że nawet gdyby emisje spadły do zera już jutro, miną lata, zanim klimat na ten spadek zareaguje.
Według wstępnych danych IMGW także w Polsce czerwiec okazał się wyraźnie cieplejszy od średniej z lat 1991-2020 – dodatnia anomalia temperatury wahała się od 0,8°C w Resku (zachodniopomorskie) do 2,4°C w Kętrzynie i Rzeszowie. Było też sucho – suma opadu przekroczyła średnią wieloletnią tylko w ok. połowie stacji pomiarowych.
Jak pisaliśmy przy okazji publikacji danych Copernicusa za maj, najbliższe miesiące mogą przynieść lekkie osłabienie wzrostu temperatury na skutek kończącego się efektu El Niño, który dodatkowo podgrzewa atmosferę. Po El Niño z reguły następuje zjawisko chłodzące znane jako La Niña.
Należy więc spodziewać się końca serii rekordów, aczkolwiek naukowcy oceniają, że jest mniej więcej 50 proc. szans na to, że 2024 ostatecznie zostanie najcieplejszym rokiem w historii obserwacji, bijąc poprzedniego rekordzistę, czyli rok 2023.
Alior Bank miał być dla prawicy małym Funduszem Sprawiedliwości – informuje Newsweek. W banku pod zmienionym nazwiskiem zatrudniony był brat Zbigniewa Ziobro. A do okręgów wyborczych działaczy prawicy płynęły miliony. Sprawą zajmie się prokuratura
Brat Zbigniewa Ziobry, Witold, za rok pracy dla państwowego Alior Banku, wliczając dodatki na samochód i odprawę, miał zarobić 700 tys. złotych – podaje Newsweek. Według portalu jego stanowisko mogło być fikcyjne. Jako ekspert od cyberbezpieczeństwa do firmowego systemu informatycznego Witold logował się zaledwie kilkanaście razy. Miesięcznie zarabiał niecałe 20 tys. złotych plus dodatki (4 tys. zł). A wiosną 2023, po odejściu z firmy, dostał ok. 350 tys. złotych odprawy.
Ziobro vel Kornicki (w bazie firmy funkcjonował pod zmienionym nazwiskiem) pracę w upaństwowionym banku zawdzięczał Michałowi Krupińskiemu. Krupiński w wieku 25 lat został szefem resortu skarbu w rządzie Kazimierza Marcinkiewicza. A potem etatowym prezesem najcenniejszych spółek skarbu państwa – najpierw PZU, potem Pekao SA.
To nie jedyne nieprawidłowości. 13 maja 2022 roku Alior założył bankową fundację, która miała dotować wszystkie społecznie ważne inicjatywy: od edukacji finansowej przez pomoc społeczną po działania na rzecz ochrony zwierząt, kultury czy wspierania start-upów. Ale pieniądze płynęły szerokim strumieniem do ludzi prawicy. Dotacje dostały m.in. Stowarzyszenie Krzewienia Edukacji Finansowej (podpięte pod Kasy Stefczyka), Lokalna Organizacja Turystyczna Inte-Gra (powiązany z PiS beneficjent Willi Plus), czy Fundacja Świętego Benedykta (jej prezesem jest Bogusław Kiernicki, niegdyś współzałożyciel Prawicy Rzeczpospolitej Marka Jurka, komentator „Przewodnika Katolickiego”). W sumie w niecałe półtora roku fundacja rozdała 7 mln złotych.
„Fundacja Aliora okazała się małym Funduszem Sprawiedliwości. Sposób działania był ten sam, pieniądze miały iść do swoich i zjednywać ludzi, pomagać robić kampanie” – mówiła „Newsweekowi” osoba z resortu aktywów państwowych.
4 lipca grupa PZU potwierdziła, że w sprawie podejrzenia niegospodarności w Fundacji Aliora zostało złożone zawiadomienie do prokuratury. Przygotowywane są kolejne.
Premier Węgier Viktor Orbán spotka się z przywódcą Chin Xi Jinpingiem. Polityk rozpoczął „węgierską misję pokojową” wraz z początkiem prezydencji Budapesztu w Parlamencie Europejskim. Chce odgrywać rolę mediatora w wojnie Rosji przeciwko Ukrainie
W poniedziałek, 8 lipca 2024 roku premier Węgier Viktor Orbán przybył z wizytą do Pekinu. Poinformował o tym na portalu X.
„Misja pokojowa 3.0”
– podpisał zdjęcie węgierski premier.
Swoją ofensywę dyplomatyczną Viktor Orbán rozpoczął po objęciu półrocznej prezydencji Węgier w Parlamencie Europejskim.
2 lipca węgierski premier przybył z niespodziewaną wizytą do Kijowa, gdzie spotkał się z prezydentem Wołodymyrem Zełenskim. To była pierwsza wizyta Orbána w Ukrainie od czasu pełnoskalowej agresji rosyjskiej na ten kraj.
Kilka dni później Orbán poleciał do Moskwy na spotkanie z Władimirem Putinem, co spotkało się z ostrą krytyką liderów Unii Europejskiej.
Wszyscy podkreślali, że ta wizyta nie odbywa się w imieniu UE.
Putin mówił o ultimatum dla Kijowa, które przewiduje m.in. wycofanie ukraińskich wojsk z terenów okupowanych przez Rosję oraz rezygnację Ukrainy z przystąpienia do NATO. Dla Kijowa te warunki są nie do akceptacji. Putin ogłosił je dzień przed Szczytem Pokoju, który Ukraina zorganizowała razem ze Szwajcarią w połowie czerwca 2024 roku.
Po spotkaniu w Moskwie Orbán stwierdził, że „pozycje [ Kijowa i Moskwy – red.] są bardzo daleko od siebie”. I obiecał więcej „nieoczekiwanych spotkań”.
Orbán próbuje przejąć rolę mediatora w wojnie rosyjsko-ukraińskiej. Dzisiejsza wizyta do Chin, które wspierają Rosję w wojnie przeciwko Ukrainie, jest kolejnym tego potwierdzeniem.
„Chiny są kluczową siłą w tworzeniu warunków dla pokoju w wojnie rosyjsko-ukraińskiej” – utrzymuje Orbán.
Jeszcze dwa dni temu, uzasadniając złożenie mandatu radnej sejmiku małopolskiego, pisała, że „honor nie ma ceny”. Dziś Barbara Nowak przekonuje, że jej wyborcy życzą sobie realizacji wyborczych zobowiązań, a ona „jest jedną wielką rozterką”
„Głosowałam, jak potrzebował PiS, ale nagrodzeni dziś zostali zdrajcy” – stwierdziła Barbara Nowak po czwartkowym głosowaniu nad wyborem marszałka małopolski. Nowak wspierała frakcję Ryszarda Terleckiego: chciała, żeby z namaszczenia prezesa Jarosława Kaczyńskiego stery w Małopolsce przejął Łukasz Kmita. Pięć razy buntownicy z PiS zablokowali kandydaturę Kmity, a zwaśnione frakcje pogodził dopiero Łukasz Smółka.
Nowak, choć głosowała z linią partii, szybko stwierdziła, że taki układ jej nie pasuje. W mediach społecznościowych pisała, że to nie jest „ucieczka z pola walki”. „Wyszłam, bo pamiętam, co obiecałam moim wyborcom i nie sprzeniewierzę się ślubowaniu radnego. Honor nie ma ceny” – tłumaczyła Nowak w piątek, 5 lipca.
Ale już w niedzielę po południu zmieniła kurs. „Nadal jestem w oku cyklonu” – napisała na platformie X była kuratorka oświaty. „Moi wyborcy życzą sobie realizacji wyborczych zobowiązań. Trzeci dzień słyszę nakaz powrotu”. Dodała, że jest „jedną wielką rozterką”, a głosy ludzi są dla niej ważne.
Narodowy Front Ludowy wygrał wybory we Francji, ale nie uzyskał samodzielnej większości – wynika z danych ministerstwa spraw wewnętrznych, które podał „Le Monde”. Jeśli lewica nie dogada się z liberałami, Francję czekają miesiące niepewności
Według danych ministerstwa spraw wewnętrznych, które podaje dziennik „Le Monde”, wybory we Francji wygrał Narodowy Front Ludowy (NFP). Lewica może liczyć na 182 mandaty w 577-osobowej izbie. Na drugim miejscu uplasowała się koalicja liberałów skupiona wokół prezydenckiego obozu politycznego. Razem dla Republiki uzyskało 168 mandatów. Typowana do zwycięstwa skrajna prawica zdobyła trzecie miejsce. Front Narodowy Marine Le Pen dysponuje 143 miejscami w parlamencie. Republikanie zdobyli 45 mandatów.
Zgodnie z sondażowymi prognozami, żadna z partii nie uzyskała bezwzględnej większości. Po ogłoszeniu wyników Jean-Luc Melenchon, lider lewicowej Francji Niepokornej (LFI), wezwał prezydenta Emmanuela Macrona do powierzenia lewicy misji utworzenia rządu. Melenchon stwierdził, że dotychczasowy premier Gabriel Attal „musi odjeść”, a francuska lewica „jest gotowa do rządzenia”. W pierwszych, nieoficjalnych wypowiedziach liberałowie odrzucali taką możliwość, deklarując chęć zacieśnienia współpracy z republikańską prawicą. Prezydent Macron nie skomentował wyników wyborów, ale osoba z jego otoczenia powiedziała Reutersowi, że w najbliższych dniach należy zadać się sobie pytanie, która koalicja jest w stanie osiągnąć 289 mandatów. Lewicę i liberałów dzieli nie tylko program, w tym stosunek do migracji czy reform socjalnych, ale także upodobanie do konkretnych polityków. 72-letni Melenchon jest jedną z najbardziej polaryzujących postaci na francuskiej scenie politycznej.
Na giełdzie nazwisk potencjalnych lewicowych kandydatów na premiera Reuters wymienia:
Większość komentatorów uważa, że nie ma szans na szybkie polityczne rozstrzygnięcie, wskazując niechęć francuskich polityków do zawierania sojuszy. Jeśli lewicy nie rozszarpią wewnętrzne konflikty, mogłaby utworzyć rząd mniejszościowy, żyjący w kohabitacji z prezydentem pochodzącym z innego ugrupowania. Macron będzie sprawował swój urząd do 2027 roku.
W drugim scenariuszu to liberałowie z poparciem republikanów tworzą centrowy rząd mniejszościowy. Ale ten wariant mógłby doprowadzić do protestów, bo pierwszy na mecie zameldował się Narodowy Front Ludowy. Według komentatorów Macron wyraźnie przegrał wybory i brakuje mu legitymacji do powołania nowego rządu.
Mimo że blokada republikańska wyraźnie zatrzymała pochód skrajnej prawicy do władzy, część analityków wskazuje, że ekscytacja była przedwczesna. Jordan Bardella nie zostanie premierem, Le Pen nie będzie rządzić, ale Front Narodowy podwoił liczbę miejsc w parlamencie. Przy trzech dużych blokach politycznych, Francję czekają tygodnie albo miesiące niepewności.
Sama Marine Le Pen stwierdziła, że zwycięstwo skrajnej prawicy „zostało jedynie opóźnione”. „Fala rośnie, ale tym razem nie podniosła się wystarczająco wysoko” – powiedziała.