Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
Prof. Ryszard Balicki z PKW w TVN24 tłumaczył swoją wczorajszą decyzję o wstrzymaniu się od głosu w sprawie sprawozdania finansowego PiS
Prof. Ryszard Balicki, członek Państwowej Komisji Wyborczej, wystąpił 31 grudnia rano w TVN24 w „Rozmowie Piaseckiego”. Pytany był m.in. o konsekwencje wczorajszej uchwały PKW dotyczącej sprawozdania finansowego komitetu wyborczego PiS. PKW ostatecznie, głosami 4:3 przyjęła sprawozdanie po tym, jak jej wcześniejszą decyzję o odrzuceniu zakwestionowała Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego.
Balicki był jednym z dwóch członków PKW, którzy wczoraj wstrzymali się od głosu w tej sprawie. Decyzja o wypłacie PiS zaległych środków z dotacji i subwencji spoczywa teraz na ministrze finansów Andrzeju Domańskim. To on zleca przelewy.
„Paradoksalnie politycy w tym momencie mogą trochę więcej, bo nie mają takich ram ograniczających aktywność, jak organ administracji specjalnej, jakim jest PKW. Na miejscu ministra finansów nie spieszyłbym się z wypłacaniem tych pieniędzy” – powiedział Balicki.
„To jest decyzja ministra finansów, a nie moja i nie samej Państwowej Komisji Wyborczej. Gdybym był na miejscu pana ministra finansów, pewnie bym tych pieniędzy nie wypłacił, ale to nie jest moja decyzja” – zaznaczył.
Wczorajsza decyzja o przyjęciu sprawozdania, to zwrot o 180 stopni wobec decyzji sprzed dwóch tygodni.
16 grudnia PKW głosami 5:4 zarządziła odroczenie decyzji o wypłacie pieniędzy do momentu, aż wypowie się na ten temat legalna izba Sądu Najwyższego. Przypomnijmy: w powołanej za PiS Izbie Kontroli Nadzwyczajnej SN zasiadają wyłącznie neo-sędziowie. Międzynarodowe trybunały uznały, że nie została ona prawidłowo utworzona, więc po prostu nie jest sądem. Problem w tym, że Izba ta pełni kluczową rolę w procesie wyborczym, m.in. orzeka o ważności (lub nieważności) wyborów.
PiS zaskarżył do SN decyzję PKW z sierpnia 2024, kiedy to Komisja zdecydowała o odrzuceniu sprawozdania komitetu wyborczego PiS ze względu na wykazane nieprawidłowości. Chodziło o finansowanie kampanii z budżetu państwa, poza środkami komitetu wyborczego.
„Jestem prawnikiem, który działa w ramach swojego rozumienia prawa i swojego poczucia sumienia – to są dla mnie granice postępowania. [Politycy PiS – red.] straszyli mnie od sierpnia, bo w sierpniu, kiedy przygotowaliśmy uchwałę o odrzuceniu sprawozdania finansowego PiS, usłyszałem, ile to lat spędzę w więzieniu za działalność na rzecz innych partii, a nie PiS-u. Ja nie działam na rzecz tej czy innej partii. Postępuję zgodnie z moim rozumieniem prawa” – powiedział dziś Balicki.
Sierpniowa decyzja PKW trafiła do Izby Kontroli Nadzwyczajnej SN, która 11 grudnia przyjęła skargę PiS. PKW ma obowiązek stosować się do decyzji SN, ale pojawiła się kwestia nielegalności tej konkretnej Izby. Dlatego 16 grudnia pięciu członków PKW (w tym Balicki) głosowało za odroczeniem decyzji do momentu, aż wypowie się legalny sąd. Balicki tłumaczył dziś, że ponowne głosowanie 30 grudnia narzucił przewodniczący PKW Sylwester Marciniak.
„Niestety pan przewodniczący nie dopuścił do głosowania ani wniosku o odroczenie, ani wniosku o zdjęcie tego punktu z porządku obrad. W związku z tym zostaliśmy postawieni w sytuacji, kiedy ta sprawa musiała być (zgodnie z wolą przewodniczącego) załatwiona na tym posiedzeniu. [...] To nie jest tak, że myśmy zmienili zdanie. Dalej uważamy, że ta sprawa powinna być rozpatrzona w sposób systemowy. Ale ta decyzja jest w rękach polityków, a nie Państwowej Komisji Wyborczej” – mówił gość TVN24.
Wstrzymanie się od głosu przez Ryszarda Balickiego i Macieja Skłodowskiego spowodowało, że ta część PKW, która chciała zastosować się do decyzji IKN SN zyskała liczbową przewagę 4:3. Przeciwko uznaniu orzeczenia tej izby głosowali pozostali trzej członkowie PKW wybrani za nowej władzy: Ryszard Kalisz, Maciej Kliś i Paweł Gieras.
Na skutek nowelizacji z 2018 roku PKW stała się w znacznym stopniu ciałem politycznym. Aż siedmiu z dziewięciu członków wybiera Sejm.
Przed Sylwestrem, w nocy na 31 grudnia 2024 roku Rosjanie zaatakowali Kijów, obwód kijowski oraz sumski dronami i rakietami różnych typów. Do zmasowanego ataku Rosjanie mieli użyć 21 pocisków
Rosyjska armia przeprowadziła kolejny atak na terytorium Ukrainy. Jego skutki są dopiero ustalane.
Po północy ukraińskie siły powietrzne odnotowały kilka bezzałogowych statków powietrznych, które leciały w kierunku Kijowa. Około godz. 3 nocy władze miejskie informowały o pracy obrony przeciwlotniczej. W ciągu następnych godzin rosyjskie drony krążyły też w innych regionach kraju.
Rano Siły Powietrzne Ukrainy poinformowały o niebezpieczeństwie związanym z rakietami. Alarm przeciwlotniczy brzmiał w całym kraju.
Od wieczora 30 grudnia Ukrainę miało atakować 61 typów broni, w tym 21 rakiet różnych typów (balistycznych, kierowanych, manewrujących oraz pocisk aerobalistyczny) oraz 40 dronów shahid oraz dronów innych rodzajów.
Ukraińskie Siły Obronne zestrzeliły sześć rakiet oraz 16 dronów.
Pozostałe drony znikły z radarów nie powodując strat i negatywnych konsekwencji. Ukraińcy odnotowali też uderzenia rakiet w obwodzie kijowskim oraz sumskim.
Według ostatnich informacji w wyniku porannego ataku rakietowego na Kijów, w dzielnicy Darnickiej fragmenty zestrzelonych pocisków uszkodziły trzy prywatne budynki i dwa samochody. Informacji o ofiarach i rannych nie ma.
W obwodzie kijowskim fragmenty pocisku uszkodziły dom prywatny i zraniły 50-letnią kobietę (lekarze zdiagnozowali u niej wstrząs mózgu i ostrą reakcję na stres).
Na miasto Szostka w obwodzie sumskim, w północno-wschodniej części Ukrainy, spadło 13 rakiet. Trafiły w trzy kotłownie, dziesiątki budynków zostało bez ogrzewania. Wcześniej w obwodzie Rosjanie uszkodzili 12 bloków mieszkalnych, dwie instytucje edukacyjne oraz dwa obiekty należące do strefy społecznej. Na miejscu pracuje służba ds. sytuacji nadzwyczajnych.
Zmasowany atak w przededniu Nowego Roku nie jest niczym nowym. Rosjanie lubią wybierać symboliczne daty ataków. Tydzień temu Rosja zaatakowała wieczorem w Wigilię oraz rano na Boże Narodzenie (wtedy Rosjanie po raz kolejny zaatakowali infrastrukturę energetyczną w obwodzie lwowskim oraz iwano-frankowskim; w związku z tym zmasowanym atakiem w Ukrainie trzeba było reglamentować dostawy prądu. W jednej elektrowni cieplnej, która była celem ataku, zginął pracownik, który 30 lat życia oddał temu zawodowi).
Ukraińscy komentatorzy uprzedzali, że następnych dużych ataków warto się spodziewać na Sylwestra. Poranny atak może być tylko jednym z nich.
Kreml od początku wojny pełnoskalowej zaprzecza, że celuje w obiekty cywilne w Ukrainie.
Wieczorem 30 grudnia, w informacyjnych kanałach na Telegramie pojawiła się informacja, że hakerzy zaatakowali ukraińską telewizję cyfrową. Przez cały dzień z najbardziej popularnych kanałów telewizyjnych – 1+1 – miał informować (w języku ukraińskim), że „w ciągu najbliższych kilku godzin wróg zamierza uderzyć balistycznymi rakietami średniego zasięgu »Oriesznik« w ukraińskie miasta”.
Ukraińcy uznali, że to sprawa Rosjan, a komunikat miał wywołać panikę wśród ludności cywilnej. Na rosyjskie źródło wskazywał poważny błąd gramatyczny, najwyraźniej zrobiony przez automatycznego tłumacza z rosyjskiego. Jednak holding „1+1 Media” zdementował informację o ataku hakerskim. Z oficjalnego komunikatu wynika, że publikowane w sieci wiadomości były po prostu rosyjskimi fałszywkami podszywającymi się pod ukraińskiego nadawcę.
Putin, odkąd po raz pierwszy pod koniec listopada 2024 roku użył zmodernizowanej (wyprodukowanej jeszcze w 2017 roku, ale nazywanej przez Kreml supernowoczesną) broni „Oriesznik” w mieście Dnipro, ciągle straszy Ukraińców, że uderzy kolejny raz. Choć nie wiadomo kiedy, bo — jak sam przyznaje – „Orieszników” nie ma wiele i mu się „nie spieszy”. Równocześnie groźbie tej towarzyszy sugestia, że „Oriesznik” może przenosić głowice jądrowe.
W noworocznym orędziu prezydent Chin Xi Jinping stwierdził, że w obliczu międzynarodowych napięć Chiny i Rosja kroczą tą samą ścieżką
Przewodniczący Chińskiej Republiki Ludowej Xi Jinping wygłosił noworoczne orędzie w chińskiej państwowej telewizji CCTV. W przemówieniu odniósł się m.in. do światowych napięć i konfliktów. Wykorzystał ten moment, by przypomnieć, kto jest obecnie największym sojusznikiem Państwa Środka.
„Wobec szybkich zmian niewidzianych nigdy od stulecia i płynnej sytuacji międzynarodowej, Chiny i Rosja nadal idą naprzód ręka w rękę sprawiedliwą drogą niezaangażowania i unikania konfrontacji” – powiedział Xi.
„Niezależnie od tego, jak będzie się rozwijać sytuacja międzynarodowa, Chiny pozostaną głęboko zaangażowane na rzecz globalnego pogłębiania swoich reform, propagowania modernizacji na sposób chiński i wnoszenia wkładu na rzecz pokoju światowego” – zapewnił.
„Sprawiedliwa droga niezaangażowania” to oficjalna chińska doktryna wobec trwających na świecie konfliktów, w tym wobec wojny w Ukrainie. Xi Jinping oficjalnie nie poparł ataku Władimira Putina, ale też nigdy go nie potępił. Chiny podkreślają, że liczą na „polityczne rozwiązanie” tej wojny, która pochłonęła już ponad milion ofiar.
Jak pisał w OKO.press Jacek Perzyński, jeszcze w lutym 2022 roku, na kilka tygodniu przed inwazją Rosji na Ukrainę, Putin i Xi zadeklarowali partnerstwo „bez ograniczeń”. Od początku wojny kraje wzmacniają więzi dyplomatyczne, handlowe, intensyfikują też współpracę wojskową. Chiny co prawda nie dostarczają Rosji broni, ale komponenty do ew. wykorzystania w przemyśle zbrojeniowym już tak.
W 2023 r. przywódca Chińskiej Republiki Ludowej odwiedził Moskwę w ramach pierwszej wizyty międzynarodowej po rozpoczęciu nowej kadencji. Przywódców łączy wizja zmiany międzynarodowego porządku zdominowanego przez Stany Zjednoczone.
W maju 2024 roku, podczas wizyty Putina w Pekinie, prezydenci podpisali wspólne oświadczenie w sprawie pogłębienia wszechstronnego partnerstwa strategicznego między obydwoma krajami. Putin określił wtedy wzajemne stosunki tych krajów „siłę stabilizującą w chaotycznym świecie”.
Rosja i Chiny współpracują także w ramach BRICS. Ostanie spotkanie tej grupy, w której skład wchodzą także Brazylia, Indie i RPA, odbyło się w październiku 2024 roku w Kazaniu.
Dr hab. Michał Lubina z Uniwersytetu Jagiellońskiego komentował dla nas wtedy, że stosunki Chin i Rosji, to obecnie "relacja patron-klient, gdzie Chiny są patronem, a Rosja jest klientem”. Rosja jest zarazem w stanie przełknąć to, że jest słabsza, bo razem z Chinami idzie w jedną stronę. W tym kontekście ważne jest to, że Chiny publicznie nie okazują dominacji, nie upokarzają Rosjan.
A dla Rosji Chiny to bezpieczeństwo na wschodzie. Rosja walczy z Zachodem o Ukrainę i musi być bezpieczna z tyłu. Chiny nie przeszkadzają Rosji w kwestii polityki wobec „bliskiej zagranicy”, jak w rosyjskiej nomenklaturze mówi się na byłe republiki sowieckie”.
Federalny sąd apelacyjny podtrzymał wyrok w sprawie cywilnej uznający Donalda Trumpa za winnego napastowania seksualnego dziennikarki E. Jean Carroll.
Trump będzie musiał zapłacić dziennikarce 5 milionów dolarów odszkodowania. Kwota obejmuje 2 mln dolarów za napastowanie seksualne oraz 3 mln dolarów za zniesławienie byłej felietonistki magazynu „Elle”.
Sąd nie potwierdził zarzutu gwałtu, ale po dziewięciodniowym procesie cywilnym orzekł, że były prezydent dopuścił się nadużycia wobec Carroll w przebieralni w domu towarowym na Manhattanie w 1996 roku.
Trump oskarżeniom zaprzeczył i odwołał się od wyroku, twierdząc, że dwie inne kobiety, które również zeznały, że były przez niego seksualnie wykorzystywane, nie powinny zostać dopuszczone do składania zeznań. Jedna z nich, Jessica Leeds mówiła, że Trump obmacywał ją w samolocie pod koniec lat 70. XX wieku. Inna, dziennikarka magazynu „People”, Natasha Stoynoff twierdziła, że Trump zmusił ją do pocałunku w posiadłości Mar-a-Lago w 2005 roku.
Trzyosobowy skład sędziowski drugiego okręgu Sądu Apelacyjnego Stanów Zjednoczonych nie zgodził się z tym argumentem.
Jak informuje AFP, w odrębnej sprawie inna ława przysięgłych przyznała Carroll odszkodowanie w wysokości 83 mln dolarów. Trump również odwołał się od tego wyroku.
W 1997 roku Sąd Najwyższy Stanów Zjednoczonych jednomyślnie orzekł w sprawie byłego prezydenta Billa Clintona, że urzędujący prezydenci nie mają immunitetu chroniącego ich przed pozwami cywilnymi w sądach federalnych dotyczącymi działań podjętych przed objęciem urzędu i niezwiązanych z pełnieniem prezydenckich obowiązków.
To skutek doniesienia przeciwko niemu o wykorzystanie seksualne. Informację podał portal Onet
Dziennikarze portalu dotarli do pisma z 2021 roku, w którym pewien mężczyzna zawiadomił komisję o tym, co miało go spotkać w połowie lat 70. Mężczyzna miał zostać zaproszony przez księdza na imprezę z udziałem kilku duchownych archidiecezji krakowskiej i tam miał zostać wykorzystany seksualnie przez kilku z nich. Według pokrzywdzonego jednym ze sprawców miał być ks. Stanisław Dziwisz.
Zanim pokrzywdzony zwrócił się z tą sprawą do komisji, wcześniej zawiadomił prokuraturę. Ponieważ do przestępstwa miało dojść w latach 70., śledczy zdecydowali o umorzeniu sprawy z powodu przedawnienia.
Komisja ma poinformować obie strony, że wyznaczyła termin przesłuchań. Wszystko wskazuje na to, że będzie to w lutym.
„Były sekretarz papieża Jana Pawła II zostanie wezwany na przesłuchanie w charakterze osoby wskazanej jako sprawca. Jednak postępowanie toczy się nie przeciwko niemu, ale w sprawie. Ponieważ w tym postępowaniu występuje jako strona, ma prawo do skorzystania z pomocy pełnomocnika” – czytamy na stronie.
„Komisja na dalszym etapie postępowania może także powołać biegłych, którzy ocenią, czy oskarżenia są wiarygodne oraz, czy oskarżana osoba zeznała prawdę. Po tych czynnościach podejmuje decyzję o ewentualnym wpisie do rejestru” – czytamy dalej.
Cytowana przez RMF FM przewodnicząca Państwowej Komisji ds. przeciwdziałania pedofilii Karolina Bućko powiedziała, że „nie wie, skąd Onet ma tak szczegółowe informacje o tej sprawie”. Dodała, że nie może potwierdzić tych informacji. „Jeżeli takie postępowanie toczyło się w prokuraturze i sprawa uległa przedawnieniu, to taka sprawa z urzędu trafia do naszej komisji i z całą pewnością będzie się u nas toczyć” – powiedziała.
Komisja wzywa strony na wysłuchanie, a następnie przeprowadza przesłuchania świadków. Osoba wezwana jako sprawca może nie stawić się na przesłuchaniu, ale wtedy sprawa toczy się bez jej udziału. Obie strony mogą wnioskować o przesłuchanie w miejscu zamieszkania, ale sprawca musi udowodnić, że ma do tego podstawy, np. problemy zdrowotne.
Na podstawie zgromadzonego materiału dowodowego komisja może zdecydować o wpisie danej osoby do rejestru sprawców przestępstw na tle seksualnym lub o odmowie tego wpisu. Rejestr jest jawny i zawiera dane sprawców, takie jak imię, nazwisko, wykonywany zawód i miejsce zamieszkania.
Do Państwowej Komisji ds. Przeciwdziałania Pedofilii można zgłosić się osobiście, zadzwonić lub wysłać wiadomość.
Czytaj więcej tekstów OKO.press: