Po wyborach na żywo. Tutaj znajdziesz najważniejsze informacje. 11 listopada okazją do politycznych oświadczeń. Tusk o pojednaniu, Duda o tym, że trzeba uważać na sojusze, Kaczyński o niemieckiej partii Tuska
Temat KPO znowu wraca na agendę. Tym razem w zupełnie nowej odsłonie: to politycy wciąż jeszcze obozu władzy „rozliczają” Donalda Tuska z wyborczych obietnic
„Składam tu, w Sopocie, uroczyste przyrzeczenie, że dzień po wyborach pojadę i odblokuję pieniądze z Krajowego Planu Odbudowy i wszyscy to odczujemy” – mówił w niedzielę 27 sierpnia 2023 szef PO Donald Tusk.
Dziś jest z tych słów jest „rozliczany” przez pisowski obóz władzy.
„Pewnie to nie pierwsze kłamstwo i nie pierwsza obietnica, która pozostanie niespełniona” – stwierdziła Beata Kempa, europosłanka PiS i była szefowa KPRM w rozmowie z serwisem wPolityce.
„Uśmiecham się, bo dzisiaj widzimy już, że nawet niektórzy publicyści zaczynają usprawiedliwiać niemoc Donalda Tuska tym, że to nie będzie takie proste. Uroczyście przyrzekał, oczywiście nie pojechał i tego nie zrobił” – komentowała Kempa.
Sprawa braku odblokowania KPO dzień po wyborach, jest mocno eksponowana w prorządowych mediach i komentowana w mediach społecznościowych.
TVP Info publikuje na ten temat artykuł i dopytuje przy różnych okazjach polityków demokratycznej opozycji o obietnicę Tuska (tu np. pytany jest o to prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski).
Opozycja tłumaczy, że słowa Tuska były przenośnią. Mówiła o tym m.in. Katarzyna Lubnauer, posłanka Koalicji Obywatelskiej, dopytywana o sprawę przez reporterkę Wirtualnej Polski.
Potwierdza to Rafał Trzaskowski w odpowiedzi na pytanie TVP Info: „W momencie, kiedy pan prezydent nominuje nowy rząd, może się to stać natychmiast. Premier pojedzie i będzie negocjował z Unią Europejską odblokowanie tych pieniędzy. Dziś wciąż jeszcze mamy niestety rząd PiS-u. Wszystko zależy więc od pana prezydenta” – stwierdził Rafał Trzaskowski.
O tym, że składanie takich deklaracji jest błędem Donalda Tuska, OKO.press pisało jeszcze w sierpniu. Tego rodzaju deklaracja idealnie wpisywała się bowiem w forsowaną przez Zjednoczoną Prawicę od wielu miesięcy narrację, że blokada KPO to polityczna decyzja Komisji Europejskiej, nie oparta na żadnych rzeczowych przesłankach.
Dziś jest wykorzystywana do ataków na rząd, który jeszcze nawet nie powstał.
Także w sierpniu zadaliśmy Komisji Europejskiej pytanie o to, czy polska opozycja ma możliwość odblokować KPO w jakimś przyspieszonym trybie.
Odpowiedź KE była jasna: nie ma takiej możliwości.
"Żadna regularna płatność w ramach KPO nie będzie możliwa, dopóki Polska nie wdroży w pełni i prawidłowo trzech super kamieni milowych, w tym dwóch dotyczących wymiaru sprawiedliwości” – napisała Komisja Europejska w odpowiedzi na pytanie OKO.press.
„Jeśli chodzi o regularne wypłaty z KPO, przypominamy, że Polska zobowiązała się do realizacji trzech super kamieni milowych związanych ze wzmocnieniem ważnych aspektów niezależności polskiego sądownictwa i wykorzystaniem Arachne, narzędzia informatycznego, które wspiera państwa członkowskie w ich działaniach w zakresie zwalczania nadużyć finansowych” – czytamy w mailu Komisji.
„Oznacza to, że żadna regularna płatność w ramach Instrumentu na rzecz Odbudowy i Zwiększania Odporności nie będzie możliwa, dopóki Polska nie wdroży w pełni i prawidłowo trzech super kamieni milowych” – podkreśla KE.
Komisja informuje, że „po złożeniu przez Polskę pierwszego wniosku o płatność, Komisja będzie miała do dwóch miesięcy na jego ocenę i przedstawienie wstępnej oceny Komitetowi Ekonomiczno-Finansowemu Rady, który z kolei powinien przedstawić swoją opinię w ciągu jednego miesiąca”.
Następnie przeprowadzana będzie procedura komitetowa mająca na celu podjęcie formalnej decyzji przez Komisję.
Co konkretnie musiałby więc zrobić Donald Tusk, jeśli zostanie premierem, aby odblokować KPO?
W pierwszej kolejności potrzebna jest nowelizacja ustawy o Sądzie Najwyższym oraz ustroju sądów powszechnych, która usunie te zniszczenia praworządności, które są uwzględnione w kamieniach milowych w KPO.
Jeśli chodzi o działania bezpośrednio wpisane w kamienie milowe, chodzi o:
Żaden z tych wymogów nie został do tej pory w pełni spełniony. Nie spełni ich także tzw. lex Sęk, czyli czekająca obecnie na rozpatrzenie nowelizacja ustaw sądowych rzekomo uzgodniona przez ministra ds. europejskich Szymona Szynkowskiego vel Sęka z Komisją Europejską.
Niezbędne jest więc przygotowanie projektów ustaw spełniających kamienie milowe. Takie ustawy są już przygotowane przez środowiska prawnicze – jest np. gotowy pakiet ustaw przygotowany w ramach tzw. Paktu dla Praworządności, są ustawy senackie. Jest więc na czym bazować.
Poza istotnymi reformami wymiaru sprawiedliwości, super kamienie milowe obejmują jeszcze jeden element: wdrożenie systemu Arachne. Arachne to narzędzie audytu i kontroli wydatkowania środków, które ma umożliwić ochronę interesu finansowego UE.
System gromadzi dane odbiorców końcowych funduszy, wykonawców, podwykonawców i rzeczywistych beneficjentów. Celem jest skuteczne zapobieganie konfliktom interesów, korupcji, nadużyciom finansowym oraz podwójnemu finansowaniu, a także wykrywanie i korygowanie takich nadużyć, jeśli się pojawią.
Państwo członkowskie może zaproponować własny system, ale jeśli nie spełnia on tych kryteriów, Komisja zaleci wdrożenie systemu Arachne. Te wymogi dotyczą wszystkich krajów ubiegających się o środki z Funduszu Odbudowy.
Ile to wszystko może zająć? Jeśli wziąć pod uwagę to, że samo ukonstytuowanie się nowego rządu może zająć nawet 2-3 miesiące, jeśli prezydent będzie maksymalnie odwlekał kolejne etapy tego procesu, trudno sobie wyobrazić, by cokolwiek w kwestii odblokowania KPO mogło się wydarzyć jeszcze przed końcem roku.
Nowy rząd i Sejm muszą w pełni rozpocząć pracę, by możliwe było uchwalenie niezbędnych ustaw – nawet jeśli opozycja choć częściowo będzie korzystać z istniejących projektów. Następnie rząd będzie musiał złożyć do Komisji Europejskiej wniosek o pierwszą transzę płatności z KPO. Komisja Europejska ma nawet 2 miesiące na ocenę wniosku, a potem jeszcze zgodę na wypłatę musi wydać Rada UE.
Przy sprzyjających wiatrach, środki z KPO możemy zobaczyć wiosną.
Dlatego też politycy wciąż jeszcze opozycji demokratycznej powinni powstrzymać się od takich deklaracji, jak ta złożona w sierpniu przez Tuska, czy w środę 18 października przez Ryszarda Petru.
Petru, który dość niespodziewanie wraca do Sejmu, zadeklarował we wtorek 17 października na antenie TVN24, że opozycja w dość krótkim czasie będzie w stanie odblokować zamrożone przez Brukselę środki, „bo to akurat to jest jedna z tych prostych rzeczy”. Na ile prosta, to się dopiero okaże.
Wybory parlamentarne w Polsce były konkurencyjne, ale naznaczone nadużyciem środków publicznych i stronniczością mediów publicznych – wynika z raportu międzynarodowej misji obserwacyjnej OBWE
Łamanie zasady tajności głosowania, nadużywanie środków publicznych w kampanii obozu władzy, wątpliwości co do bezstronności administracji wyborczej oraz pogwałcenie zasady równości – to część zarzutów OBWE wobec wyborów w Polsce.
Obserwatorzy wskazują, że „w wyborach parlamentarnych w Polsce uczestniczyła rekordowo wysoka liczba głosujących, którzy mieli szeroki wybór opcji politycznych, a kandydatki i kandydaci mogli swobodnie prowadzić kampanię”, ale całość procesu była
„nadszarpnięta przez istotne przeplatanie się przekazu partii rządzącej z rządową kampanią informacyjną”.
„To w połączeniu ze zniekształconym i otwarcie partyjnym przekazem publicznego nadawcy dało wyraźną przewagę partii rządzącej, podważając demokratyczny rozdział państwa od partii” – piszą w oświadczeniu.
Misja OBWE wskazuje też na łamanie zasady tajności głosowania, wątpliwości co do bezstronności administracji wyborczej oraz pogwałcenie zasady równości wyborów.
Więcej przeczytasz w poniższym tekście:
Trwają spekulacje o tym, kto z ramienia opozycji miałby zostać premierem nowego rządu, jeśli jego utworzenie przypadnie nowej sejmowej większości. Była wicemarszałkini Sejmu, Małgorzata Kidawa-Błońska, nie ma wątpliwości: powinien to być Donald Tusk
Żadne z ugrupowań demokratycznej opozycji, czyli ani Koalicja Obywatelska, Trzecia Droga, ani Nowa Lewica, nie zadeklarowały w trakcie kampanii wyborczej, kto miałby ewentualnie stanąć na czele rządu, jeśli taki przyjdzie im po wyborach tworzyć.
I choć opozycja wyborów nie wygrała, bo najlepszy wynik wyborczy zrobił jednak PiS, który zdobył 35,38 proc. głosów, to zgarniając w sumie ponad 56 proc. głosów i 248 mandatów, może liczyć na większość w Sejmie.
Ugrupowania opozycyjne mają szansę na sprawowanie władzy, bo w nowym sejmie będą w stanie zdobyć wotum zaufania dla utworzonego przez siebie rządu.
Kto miałby stanąć na jego czele? Okazuje się, że konsensus w tej sprawie jest, ale częściowy.
Była wicemarszałkini Sejmu, Małgorzata Kidawa-Błońska (na zdjęciu powyżej), nie ma wątpliwości: powinien to być Donald Tusk.
„To jest najbardziej naturalne, [Donald Tusk] jest liderem największej partii opozycyjnej” – mówiła w środę 18 października w Gościu Radia Zet.
Kidawa-Błońska podkreśliła, że to Tusk miał jej zdaniem największy wpływ na to, że „obudziło się nasze społeczeństwo”. To on „przekonał [ludzi], że warto dokonać zmiany”.
„Marsz 1 października, marsz 4 czerwca, i te tłumy przy urnach, to jest jego ciężka praca” – powiedziała Kidawa-Błońska.
Wicemarszałkini podkreśliła też, że „prezydent powinien desygnować na premiera osobę, która reprezentuje większość sejmową”. „A ta większość to są partie opozycyjne i Donald Tusk” – mówiła dalej.
Zapytana o przedwyborcze zapowiedzi partii Razem, która wykluczyła możliwość objęcia stanowiska premiera przez Tuska, Kidawa-Błońska powiedziała, że „nie wyobraża sobie, żeby którykolwiek z liderów partii opozycyjnych chciał swoimi sprzeciwami doprowadzić do tego, żeby nie odsunąć PiS-u od władzy, kiedy jest na to realna szansa”.
„To są poważni ludzie” – stwierdziła. "Ktoś musi wziąć odpowiedzialność. Tusk jest liderem największej partii, która wprowadziła najwięcej osób do Sejmu. Tak [powinien być premierem] – dodała.
Ale tego konsensusu w tej sprawie nie słychać w Trzeciej Drodze.
We wtorek 17 października w porannej rozmowie na antenie Polskiego Radia 24 Michał Gramatyka z Polski 2050 mówił jasno: jego zdaniem lepszym kandydatem jest Szymon Hołownia, lider Polski 2050, albo ewentualnie Władysław Kosiniak-Kamysz, lider PSL.
Na kandydaturę Władysława Kosiniaka-Kamysza w rozmowie z Radiem Zet wskazywał też poseł PSL Władysław Teofil Bartoszewski. Podkreślił, że problem Tuska polega na tym, że ma duży elektorat negatywny.
„Dla mnie jako członka PSL najlepszym kandydatem na premiera jest nasz lider, Władysław Kosiniak-Kamysz. Jest merytoryczny, doświadczony i może się dogadać ze wszystkimi, a to jest bardzo ważne” – oznajmił Bartoszewski.
Zgoda na kandydaturę Tuska może być łatwiejsza do uzyskania od Nowej Lewicy. O tym, że Tusk jako lider największej partii koalicyjnej to naturalny kandydat na premiera, mówił już Waldemar Czarzasty, współprzewodniczący Lewicy.
O tym, że Lewica jest gotowa poprzeć zarówno kandydaturę Donalda Tuska, jak i ewentualnie Władysława Kosiniaka-Kamysza, mówił też poseł Andrzej Szejna w Polskim Radiu 24, co cytował PAP.
Istotnym pytaniem, który zadają sobie dziś wszyscy, jest też kształt umowy koalicyjnej pomiędzy trzema ugrupowaniami demokratycznej opozycji. Pomimo dość powszechnych deklaracji gotowości do współpracy przed wyborami, jest wiele kwestii problematycznych, z którymi koalicja będzie musiała sobie poradzić.
Np. Koalicja Obywatelska obiecywała wprost legalizację aborcji do 12 tygodnia. Tymczasem Trzecia Droga zupełnie wyklucza taką możliwość i jedynym, na co jest się w stanie zgodzić, jest powrót do tzw. konsensusu aborcyjnego z 1997 roku (dopuszczalność aborcji na podstawie trzech przesłanek: ciąży z gwałtu, zagrożenia dla życia i zdrowia matki, nieodwracalnych uszkodzeń płodu).
Podobny problem dotyczy deklarowanego przez Koalicję Obywatelską wprowadzenia związków partnerskich dla wszystkich, w tym par jednopłciowych. Trzecia Droga nie ma takiego postulatu.
Kidawa-Błońska odpowiada na to w sposób niejasny. Z jednej strony mówi, że „sprawy światopoglądowe nie powinny być wpisywane do umowy koalicyjnej”, a z drugiej, że głos Polek i Polaków, którzy protestowali z tych powodów, „powinien zostać usłyszany”.
„Moim zdaniem sprawy światopoglądowe nie powinny być wpisywane [do umowy koalicyjnej – przyp. red.], ale jest coś takiego, z czym poszczególne partie szły do wyborów i co obiecywały swoim wyborcom. Też słyszeliśmy, o czym Polacy mówią na ulicach. Więc ten głos powinien być usłyszany” – powiedziała.
„Wszyscy będziemy musieli ulec Polakom. Pamięta pan protesty kobiet, hasła z wszystkich demonstracji. Polacy chcą, żeby sprawa aborcji była załatwiona. Polki chcą czuć się bezpiecznie, a my jako politycy musimy to przeprowadzić” – kontynuowała.
Tymczasem, o ile opozycja musi poukładać się ze sobą i stworzyć konkretny plan przejęcia władzy, to jest wielce prawdopodobne, że pierwszym ugrupowaniem, które będzie próbowało utworzyć rząd, będzie jednak PiS.
Jak wynika bowiem z deklaracji polityków PiS-u, partia Jarosława Kaczyńskiego liczy na konflikty w łonie opozycji, a tym samym możliwość zbudowania większości w Sejmie popierającej jej rząd.
To będzie jednak bardzo trudne zadanie. Prawo i Sprawiedliwość wraz z Suwerenną Polską dysponuje bowiem zaledwie 194 mandatami. Opozycja demokratyczna ma w sumie 248 mandatów. Konfederacja 18.
Nawet, gdyby PiS-owi udało się dogadać z Konfederacją, wciąż brakować mu będzie 19 mandatów do minimalnej i niestabilnej większości 231 posłów popierających ich rząd.
Ale to niejedyny problem PiS. Nie wiadomo także, czy utrzyma się koalicja PiS-u i Suwerennej Polski. Ugrupowanie Zbigniewa Ziobro w nowym Sejmie ma 18 mandatów, dzięki czemu może założyć własny klub parlamentarne. I jak wynika z informacji Wirtualnej Polski, rozważa taką opcję.
O tym, jakie stanowiska miały poszczególne komitety wyborcze w sprawie aborcji, przeczytasz w poniższym tekście:
"Nie mamy w tej chwili funkcjonującej polityki migracyjnej, więc zapora czy stoi czy nie, nic nie zmienia.
Ale to, co trzeba zakończyć natychmiast, to jest pushbackowanie.
Ja półtora roku spędziłem jako ratownik w lesie w sytuacjach dramatycznie trudnych. I jak człowiek wie o tym, że te osoby były potem na pasie granicznym wypychane, traktowane jak pociski, a nie ludzie... Z tym trzeba skończyć. Stać nasze państwo, by chronić szczelność granic, mieć szacunek do polskiego munduru ale jednocześnie humanitarnie traktować tych, którzy w tym lesie się pojawili. I w normalne procedury wprowadzić. Wydaje się, że czas na cywilizowane poukładanie tematu, żeby skończyć kryzys humanitarny" – mówił w Poranku Radia TOK FM nowy senator dzisiejszej opozycji, Maciej Żywno (Trzecia Droga, Polska 2050).
„Na dzień dobry, zatrzymując pushbacki, wpuścić do legalnej współpracy organizacji pozarządowych, aktywistów, którzy na granicy pracują, po to, by to pomaganie można było racjonalnie prowadzić we współpracy ze służbami, które należy zwolnić z łamania prawa. To nie oznacza rozszczelnienia granicy, wręcz przeciwnie”.
Maciej Żywno był jednym z bohaterów książki „Jezus umarł w Polsce” Mikołaja Grynberga:
Na granicy polsko-białoruskiej od ponad dwóch lat trwa kryzys humanitarny. Już co najmniej 50 osób straciło życie na tej granicy. Aktywiści i aktywistki, które niosą pomoc osobom, które utknęły w lesie, są oskarżani/e o wspieranie reżimu Łukaszenki, o przemyt ludzi, sprawdzane pod kątem innych przestępstw. Są na celowniku polityków PiS oraz służb działających na granicy.
W ostatnim wyroku sąd przyznał aktywistom zadośćuczynienie za nieprawidłowe zatrzymanie na granicy:
„Nie widzę powodów, dla których PiS nie miałoby wskazać panu prezydentowi właśnie Mateusza Morawieckiego jako kandydata na premiera” – powiedział Marek Ast (PiS) na antenie Polskiego Radia 24
Pomimo braku większości w nowym Sejmie i bliskich zeru zdolności koalicyjnych Prawo i Sprawiedliwość nie chce rezygnować z prób stworzenia rządu. O takich planach mówił w środę 18 października rano poseł PiS Marek Ast oraz minister funduszy i polityki regionalnej Waldemar Buda.
„Nie widzę powodów, dla których PiS nie miałoby wskazać panu prezydentowi właśnie Mateusza Morawieckiego jako kandydata na premiera” – powiedział Marek Ast na antenie Polskiego Radia 24.
Dodał, że „Mateusz Morawiecki od dwóch kadencji stoi na czele rządu ze znakomitymi rezultatami. Zostawia państwo i gospodarkę w dobrym stanie, mamy rekordowo niskie bezrobocie”.
Prawo i Sprawiedliwość zdobyło najwięcej głosów w niedzielnych wyborach parlamentarnych w Polsce z wynikiem 35,38 proc. głosów, co daje w sumie 194 mandaty – aż o 37 mniej niż potrzeba, by zdobyć wotum zaufania dla rządu.
Większość w nowym Sejmie będą miały formacje opozycji demokratycznej: Koalicja Obywatelska, Trzecia Droga i Nowa Lewica. W sumie na te partie zagłosowało 53,71 proc. wyborców, co daje im 248 mandatów w Sejmie.
Politycy Prawa i Sprawiedliwości nie chcą jednak rezygnować z prób utworzenia rządu.
„Ciągle jeszcze liczę na to, że po powierzeniu misji tworzenia rządu przedstawicielowi zwycięskiego ugrupowania, w wyniku rozmów PiS, jednak uda się rządzić” – stwierdził Marek Ast w PR24.
Ast podkreślił, że ''należy podjąć rozmowy, bo dopiero okaże się, co z tych rozmów wyniknie„. Dodał jednak, że ”wcale nie można wykluczyć scenariusza, że PiS będzie partią opozycyjną„. Jeśli tak się stanie, PiS zamierza być opozycją ”twardą, merytoryczną i konstruktywną, która będzie przedstawiła swoje propozycja i patrzyła władzy na ręce" – powiedział Ast.
W podobnym tonie w programie Graffiti Polsat News wypowiadał się minister funduszy i polityki regionalnej Waldemar Buda.
Buda z jednej strony stwierdził, że „nawet jeśli okazałoby się rzeczywiście, że opozycja tworzy rząd”, to żaden problem, bo „demokracja na tym polega, że rządy się zmieniają (...) Nikt nie traktuje tego w formie jakiejś dramatycznej porażki” – zaznaczył.
Dodał jednak, że PiS chce próbować utworzyć rząd, bo tam [w opozycji – przyp. red.] toczą się dyskusje".
„Nie jest wykluczone, że dojdzie do takiego rozprężenia, braku konsensusu, wręcz kłótni, że któraś z partii przyjdzie i powie: ja wolę z Prawem i Sprawiedliwością” – ocenił Buda.
Prowadzący rozmowę pytał też o ewentualny podział Zjednoczonej Prawicy na PiS i Suwerenną Polskę, która do Sejmu wprowadziła 18 posłów, może więc założyć własny klub.
„Wydaje się, że taki konglomerat i jakby jedna, duża opozycja skonsolidowana, byłaby pewnie lepszym rozwiązaniem. Natomiast nie znam tu szczegółów” – odparł minister.