Po wyborach na żywo. Tutaj znajdziesz najważniejsze informacje. 11 listopada okazją do politycznych oświadczeń. Tusk o pojednaniu, Duda o tym, że trzeba uważać na sojusze, Kaczyński o niemieckiej partii Tuska
Opozycja po niedzielnym Marszu mówi o milionie uczestników i nadziei na lepszą Polskę. W mediach rządowych gorączka: co powiedzieć, żeby udowodnić, że marsz Tuskowi nie wyszedł.
Marsz Miliona Serc to jeden z najważniejszych medialnych tematów poniedziałku. „Jestem przekonany, że było około miliona ludzi. To był niekończący się tłum” – mówił w RMF FM europoseł PO, Bartosz Arłukowicz. „Ten marsz zresztą też był wczoraj historyczny. Czułem dumę, podobną jak w '89 roku, kiedy miałem 18 lat”.
Anna Mierzyńska w OKO.press wyliczyła – używając tych samych narzędzi co podczas marszu 4 czerwca – że w Warszawie rzeczywiście mogło się spotkać ponad milion osób.
O milionie mówi również warszawski ratusz. Politycy prawicy i media rządowe wolą jednak powoływać się na szacunki policji, według których w Marszu Miliona Serc pojawiło się 100 tys. osób. To jednak nieoficjalne dane, które podała Polska Agencja Prasowa w niedzielę tuż po rozpoczęciu marszu, kiedy tłum dopiero zbierał się przy Rondzie Dmowskiego.
O rzekomych „100 tysiącach” mówił m.in. Jacek Sasin, minister aktywów państwowych.
„Jak smakuje porażka?” – pyta go w porannej rozmowie Radia Zet Bogdan Rymanowski.
Sasin odpowiada: „To trzeba Donalda Tuska zapytać po wczorajszym marszu, który okazał się niewypałem. Zamiast miliona przyszło gdzieś około 100 tysięcy osób. Wszyscy są co do tego zgodni”. Później ciągnął: „Były szumne zapowiedzi, a było mniej uczestników niż 4 czerwca, Z informacji, które udało mi się pozyskać, było 100 tysięcy uczestników. Nawet niemieckie media tak podają. Na przykład Die Zeit, a to chyba wiarygodne źródło”.
Nie dodaje jednak, że Die Zeit oparło się na przedwczesnych i nieoficjalnych szacunkach policji, opublikowanych przez PAP.
Na argument Rymanowskiego, że nawet jeśli w Marszu szło tylko 100 tysięcy osób, to i tak opozycja frekwencyjnie wygrywa z konwencją PiS w katowickim Spodku, Sasin odpiera: „Nie rywalizowaliśmy na frekwencję”.
Czytając jednak poranną publicystykę prorządową, można odnieść wrażenie, że rywalizacja jednak była. Michał Karnowski w swoim tekście dla wpolityce dowodzi: „Prawo i Sprawiedliwość nie tylko odpowiedziało na drugi marsz Tuska ale też starcie to wygrało. Katowicki Spodek był wypełniony bo brzegi ludźmi pełnymi energii, zmotywowanymi. Na marszu Tuska też tacy byli ale było ich wyraźnie mniej niż w czerwcu, a całość sprawiła wrażenie spadku poziomu mobilizacji obozu opozycyjnego” (pisownia oryginalna).
Dalej Karnowski podsumowuje: „W ten weekend nic nie poszło po myśli Tuska”.
O frekwencji rozmawiają o poranku Katarzyna Gójska z radiowej Jedynki i Antoni Macierewicz. Nie chodzi jednak o frekwencję na Marszu Miliona Serc – ten jest wspomniany zaledwie w jednym zdaniu na początku rozmowy. Chodzi o wielki sukces konwencji PiS.
„Była to największa konwencja w historii Polski!” – obwieszcza Antoni Macierewicz.
Prowadzony przez Magdalenę Ogórek poranny program TVP Info „Minęła 8” rozpoczął się od nagrań z wystąpienia Jarosława Kaczyńskiego w Katowicach. Ogórek zapowiedziała materiał, wyjaśniając, że prezes „racjonalnie wytłumaczył”, dlaczego „takie czy inne reformy” były możliwe za rządów PiS, a nie były możliwe wcześniej.
Po wysłuchaniu nagrania: rozmowa. Na razie tylko z posłanką PiS Lidią Burzyńską, której wystąpienie prezesa również się bardzo podobało. Po kilku minutach można przejść do pytań do opozycji. Po drugiej stronie stołu siedzi Grzegorz Napieralski (KO), ale nie słyszy pytania o Marsz Miliona Serc. Magdalena Ogórek dopytuje go o wystąpienie Kaczyńskiego.
„Widać, że to wystąpienie było zmieniane po tym, co działo się w Warszawie” – odpowiada Napieralski. „Prawie milion (a niektórzy mówią, że ponad milion) ludzi było na ulicach przeciwko rządom PiS” – dodaje.
Magdalena Ogórek w te szacunki nie wierzy. „To chyba tylko według ratusza”- odpiera i przypomina policyjne wyliczenia o 100 tysiącach.
„Najmniejsze szacunki mówią o 700 tys., a największe o 1,2 mln” – reaguje Napieralski, ale więcej o Marszu powiedzieć nie może, zostaje zakrzyczany przez prowadzącą.
Wątek się urywa, bo premier Morawiecki dotarł do Wadowic i TVP Info prezentuje relację na żywo ze spożywania kremówek.
Dla kontrastu: rozmowa Konrada Piaseckiego w TVN24 z Robertem Biedroniem, wiceprzewodniczącym Lewicy. Pojawia się oczywiście wątek frekwencji i deklaracja, że uczestników był milion.
„Marsz nas wszystkich wzmocni” – mówi Biedroń. „Milion ludzi zobaczyło, że nie są sami z tym draństwem, które wyprawia PiS. To ważny moment dla opozycji. Deklarujemy, że opozycja stworzy wspólny rząd” – dodaje.
Na pytanie, czy cały „splendor” po Marszu nie spłynie wyłącznie na KO, Biedroń odpowiada: „Splendor spłynie na nas wszystkich. Wszyscy podzieliliśmy się odpowiedzialnością. Nie tylko za Marsz, ale za przyszłość Polski”.
Premier Morawiecki przyjechał w poniedziałkowy poranek do Wadowic. W programie wizyty: zjedzenie kremówki oraz złożenie kwiatów pod pomnikiem Jana Pawła II. Morawiecki mówił:
„Jan Paweł II to najwybitniejsza postać w historii świata. Wpłynął na losy świata swoją miłością i misją. To on zmieniał narody, to jemu zawdzięczamy wolność w Polsce. To dzięki niemu powstała Solidarność, ruch który doprowadził nasz kraj do wolności”.
Prawo i Sprawiedliwość zaczyna nowy tydzień od nowego spotu. Tym razem na tapecie: wiek emerytalny.
W tle słyszymy dramatyczną muzykę i głos premiera Mateusza Morawieckiego. Już w drugiej sekundzie widzimy uśmiechniętego Donalda Tuska i wielką czerwoną cyfrę: 67.
„67 to liczba hańby Donalda Tuska. Bez żadnych skrupułów podniósł wiek Polakom wiek emerytalny do 67 lat” – mówi Morawiecki. "O 7 lat dłuższa praca dla kobiet, a gdy PiS ogłosiło, że to zmieni, PO udowadniała na wszystkie sposoby, że to niemożliwe i szkodliwe.
Powiedzcie wreszcie prawdę Polakom, że przebieracie nogami w miejscu, by przywrócić wyższy wiek emerytalny.
My dajemy Polakom wolny wybór zamiast dyktatu Tuska. Stop 67. Stop Tusk. Jednym prostym sposobem można go powstrzymać 15 października, głosując w referendum i głosując na PiS" – słyszymy.
Spot PiS nawiązuje do jednego z czterech pytań referendalnych: „Czy popierasz podniesienie wieku emerytalnego, w tym przywrócenie podwyższonego do 67 lat wieku emerytalnego dla kobiet i mężczyzn?”.
Politycy i polityczki KO wielokrotnie podkreślali w trakcie kampanii, że nie planują podwyższenia wieku emerytalnego.
Paulina Pacuła wyjaśniała w OKO.press, że w kwietniu 2012 roku rząd PO-PSL zdecydował o podniesieniu wieku emerytalnego z 60 lat dla kobiet i 65 lat dla mężczyzn do 67 lat dla wszystkich.
Zrównanie wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn było podyktowane dwoma przesłankami. Po pierwsze, kobiety żyją dłużej od mężczyzn. Po drugie: ze względu na patriarchalne przyzwyczajenia mniej zarabiają, co sprawia, że są bardziej zagrożone ubóstwem emerytalnym.
PiS do wyborów w 2015 roku poszedł m.in. z obietnicą przywrócenia dawnego wieku emerytalnego i wygrał. Jak obiecał, tak zrobił, nie troszcząc się o konsekwencje. Jednocześnie wszystkie szacunki wskazują, że system emerytalny będzie wymagał reformy.
W rekomendacjach krajowych w ramach Europejskiego Semestru, czyli okresowej ewaluacji polityk publicznych w państwach członkowskich, Komisja Europejska zwraca uwagę na to, że utrzymanie tak niskiego poziomu wieku emerytalnego będzie prowadziło do nędzy seniorów. Doprowadzi też do konieczności zwiększenia wydatków w budżetowych na emerytury aż o 6,7 proc. PKB do 2070 roku.
W rekomendacji krajowej na rok 2023 nie pada zalecenie podniesienia wieku emerytalnego w Polsce. Jednak już w Krajowym Planie Odbudowy, znalazły się kamienie milowe 67 i 68 dotyczące podnoszenia efektywnego wieku emerytalnego.
Jak wyjaśniała Paulina Pacuła, nie chodzi tu o zmianę wieku przechodzenia na emeryturę. Chodzi o podejmowanie szeregu działań, które miałyby zachęcać seniorów do jak najdłuższej aktywności zawodowej, np. poprzez wprowadzanie zachęt podatkowych (np. zwolnień z podatku dochodowego), czy rozmaitych form aktywizacji zawodowej osób starszych.
Zgodnie z KPO, rząd powinien do końca 2024 roku przedstawić raport o skuteczności tego rodzaju działań.
„W PiS nawet młodzi politycy są dziadersami. Nie rozumieją potrzeb młodych osób” – mówi kandydat PSL/Trzeciej Drogi
„PiS i Konfederacja nie uwzględnili praw kobiet. Dzisiaj i mężczyznom, i kobietom zależy na swobodzie. To jest ważne zwłaszcza dla pokolenia Z, gen Z. Zależy im na wolności wyboru, niezależności. Konfederacja i PiS nie mają tego w swoim programie” – przekonywał w Częstochowie kandydat Trzeciej Drogi/PSL Adam Nowak.
Podczas gdy w Warszawie odbywał się Marsz Miliona Serc Trzecia Droga zdecydowała się pojechać w trasę po mniejszych miejscowościach. Szymon Hołownia i Władysław Kosiniak Kamysz przyjechali do Ciechanowa czy Oświęcimia w towarzystwie zielonego food trucka.
Przy pierogach z kaszą lub z mięsem, kiełbasie z grilla i cieście ze śliwkami starali się przekonywać niezdecydowanych. Powtarzali, że opozycja się uzupełnia, dzieli pracą i wspólnie chce wygrać z PiS, choć ma różne pomysły, jak to zrobić. Obiecywali spokojną zmianę. Dużo uwagi poświęcali młodym ludziom, a jednym ze strategicznych celów Trzeciej Drogi jest przyciągnięcie części wyborców Konfederacji.
Do młodych zwracał się właśnie Adam Nowak, rocznik 1990. Jest inżynierem bezpieczeństwa pożarowego i strażakiem ochotnikiem, prezesem Związku Młodzieży Wiejskiej.
„Wciśnięcie wszystkich do jednej ramki, niezależnie od poglądów, od orientacji seksualnej, od wyznania, jest żałosne” – powiedział Nowak o PiS-ie i Konfederacji w rozmowie z OKO.press. „PSL i Polska 2050 rozumie różnorodność. My rozumiemy, że ludzie mają różne poglądy i trzeba to uszanować. PiS i Konfederacja tego nie rozumieją.
Dla młodych ludzi głosowanie na PiS i Konfederację to jest cringe”.
Kandydat PSL-u stwierdził, że jeśli ktoś ma liberalne poglądy, może głosować na Lewicę. „My to rozumiemy”.
„Jesteśmy partią konserwatywną, większość naszych kandydatów to katolicy. Nie mamy z tym problemu, ale rozumiemy, że są w kraju ludzie o innych poglądach. Jeśli ktoś ma większą konserwatywną wrażliwość, to zachęcamy do głosowania na Trzecią Drogę. Jeśli ktoś jest za pełną liberalizacją światopoglądaową, to zachęcamy do głosowania na Lewicę. Polacy, młodzi ludzie mają wybór”.
Polityków PiS nazwał dziadersami. Zapytaliśmy, czy to nie jest obraźliwe.
„Nie chodzi o wiek, tylko o mentalność. W PiS nawet młodzi politycy są dziadersami. Nie rozumieją potrzeb młodych osób. Musimy wrócić do walki o swobodę wypowiedzi, profilaktykę zdrowotną, o kult rozumu nad zabobonami”.
W Częstochowie rozmawiałam z trójką młodych chłopaków, którzy wahają się między głosowaniem na Trzecią Drogę i Lewicę. Do Lewicy przekonuje ich program mieszkaniowy, do Trzeciej Drogi – propozycja „ziemia za złotówkę” (to postulat PSL sprzed kilku lat) i obietnice skierowane do przedsiębiorców.
„My jesteśmy lepszą ofertą dla tych, którzy wiążą swoją przyszłość z przedsiębiorczością, z działalnością na własny rachunek” – komentuje Adam Nowak. „Lewica bardziej dba o tych zatrudnionych na etacie, o bezpieczeństwo socjalne, prawa pracownicze. Możemy to bardzo ładnie podzielić. My też bardziej kierujemy się do młodych ludzi na wsi”.
Weekendowa trasa Trzeciej Drogi, która odbywała się pod hasłem „tysiąc spotkań”, zakończyła się w Nowym Sączu. Nieoficjalnie w sztabie Trzeciej Drogi przyznają, że to najtrudniejszy przystanek na trasie.
W wyborach w 2019 roku PiS zdobył tam 65,80 proc. głosów i aż 8 z 10 mandatów.
Jednak jak twierdzi Trzecia Droga, dziś co piąty wyborca PiS rozważa głosowanie na Trzecią Drogę. Z Polski 2050 w okręgu nowosądeckim (nr 14) kandyduje Paweł „Naval” Mateńczuk. Były żołnierz GROM, który brał udział w dziewięciu misjach zagranicznych, sam się zgłosił do partii Hołowni.
„Jestem z wami, bo wiem, że udolimy – damy radę odbić sądecczyznę” – mówił w Nowym Sączu Naval. „Moja jednostka miała hasło «Śmiały zwycięża». Jestem między wami, bo jesteście śmiali. [Żeby] połączyć się – trzeba mieć odwagę”.
„Naval” Mateńczuk odniósł się też do wojny: „Tam na wschodzie toczy się wojna. Nie chcę straszyć, mówić, że ona na nas czeka. Ale nasze położenie jest takie, że najwięcej wojen było w naszym regionie. Chcę, żebyśmy byli w Polsce, która będzie bezpieczna”. Stwierdził, że to gwarantuje wybranie drogi, która nie jest prawa ani lewa, tylko trzecia. „W tej środkowej drodze jest miejsce dla nas wszystkich”.
TVP konwencją PiS chciało przykryć marsz w Warszawie, ale w sieci pisało się głównie o tłumach w stolicy. Marsz Miliona Serc okazał się frekwencyjnym sukcesem. Opozycja dostaje nowego paliwa na ostatnie dwa tygodnie kampanii
Do wyborów parlamentarnych zostało 14 dni. Co wydarzyło się w kampanii wyborczej w niedzielę 1 października?
Dzień stał pod znakiem opozycyjnego marszu w Warszawie, zwołanego przez Donalda Tuska. Był to z pewnością spory sukces frekwencyjny. Dokładna liczba uczestników jest niemożliwa do dokładnego policzenia, ale różne szacunki pokazują, że mógł być to nawet tytułowy milion. Warszawski ratusz mówił o „około miliona” uczestników, Onet szacuje 600-800 tys.
Według naszych szacunków przy pomocy internetowego narzędzia mapchecking.com wynika, że jeśli ludzie byli równomiernie rozłożeni na całej trasie marszu (a wiemy, że był moment, w którym niektórzy byli już na samym końcu, a część uczestników w punkcie startowym), to rzeczywiście jest to ponad milion osób.
Ale kwestia tego, czy uczestników było 600 tys. czy raczej milion, jest drugorzędna. Jak pisał w OKO.press Michał Danielewski:
„[Był to Marsz] mnóstwa zmobilizowanych żywych ludzi, o różnych poglądach i różnych partyjnych sympatiach. Żywych ludzi, którzy przed finiszem kampanii mogli poczuć dobrą energię, optymizm i przekonanie, że te wybory są naprawdę do wygrania. Ba – że wygrana jest w zasięgu ręki”.
Sukcesem jest też opozycyjna współpraca — na dwa tygodnie przed wyborami trzy opozycyjne komitety — Koalicja Obywatelska, Trzecia Droga i Lewica — jednym głosem deklarują, że chcą współpracy po wyborach. I przyznają — jesteśmy sobie potrzebni. Otwierając Marsz Donald Tusk pozdrowił liderów Trzeciej Drogi Szymona Hołownię i Władysława Kosiniaka-Kamysza i przyznał, że chociaż na Marszu ich nie ma, to robią potrzebną pracę dla opozycji. A na scenie przemawiali liderzy Lewicy Robert Biedroń i Włodzimierz Czarzasty. Szczególnie przemówienie tego drugiego wzbudziło sporo aplauzu.
Nie było wielkich zapowiedzi i sensacyjnych wiadomości. Tusk wbrew plotkom nie ogłosił, że to Rafał Trzaskowski będzie kandydatem KO na premiera. Ale element mobilizacyjny może być nie do przemienienia. W Warszawie maszerowały setki tysięcy osób, które uwierzyły, że za dwa tygodnie mogą przerwać ośmioletnie rządy PiS. Tusk wielokrotnie w swoim końcowym przemówieniu podkreślał: idźcie, namawiajcie. Marsz może więc przynieść opozycji realnie, dodatkowe głosy.
PiS wyjechało natomiast dziś z Warszawy do Katowic, gdzie odbyła się konwencja partii rządzącej w Spodku. W Warszawie dużo mówiło się na marszu o przyszłości, o wizji Polski w kolejnych latach, o mobilizacji i wygranej. W Katowicach ton był zupełnie inny. Bardziej niż konwencja PiS była to konwencja anty-PO.
PiS również nie zaprezentował nowych postulatów, nie odpalił żadnej politycznej „bomby”. Powtarzano hasła i opowieści wielokrotnie użyte w ostatnich tygodniach kampanii PiS. Straszono, że jeśli Tusk wróci do rządu, zabierze wszystko, co PiS osiągnęło. I więcej niż w Warszawie mówiono o walce dobra ze złem, którego uosobieniem ma być oczywiście Tusk.
Dobrym symbolem konwencji była „teczka Tuska”, którą przyniósł Mateusz Morawiecki. Premier zapowiedział ją szumnie, ale nie znajdowało się w niej nic nowego, a sam premier szybko o niej zapomniał. Przekonywał też zebranych w Spodku, że wybory będą nieuczciwe, bo opozycja ma przewagę medialną. Nie wspominał natomiast, że w kanale informacyjnym telewizji publicznej konwencja PiS była pokazana bez przerwy od początku do końca; ani o tym, że w tej stacji o rządzie mówi się tylko pozytywnie, a o opozycji – wyłącznie negatywnie.
Niewiele to jednak pomogło PiS-owi. Jak wynika z analizy Anny Mierzyńskiej dla OKO.press, w sieci konwencja PiS w Katowicach sromotnie przegrała rywalizację o uwagę odbiorców z Marszem Miliona Serc.
Liderzy Trzeciej Drogi zamiast na marszu w Warszawie kontynuowali weekendowy objazd Polski.
„Sytuacja jest o włos. Jest na styku” – mówił w Częstochowie Hołownia.
Trzecia Droga przekonuje, że to od jej wyniku zależy to, czy Prawo i Sprawiedliwość będzie ponownie rządzić Polską. Znajduje to potwierdzenie w badaniach. Jeśli koalicja Hołowni i Kosiniaka-Kamysza nie przekroczy ośmioprocentowego progu wyborczego, opozycja nie ma szans na utworzenie rządu.
„Albo Trzecia Droga, albo trzecia kadencja PiS” – powtarzają liderzy Trzeciej Drogi.
Również dlatego trasa Trzeciej Drogi w ten weekend prowadziła przez te okręgi, gdzie sytuacja jest niepewna. Na przykład w okręgu nr 16 PSL miał w 2019 roku jeden mandat. Tym razem startując wraz z Polską 2050, liczy na dwa. Ten drugi pozbawiłby miejsca w Sejmie jednego z posłów PiS.
Co jeszcze ukazało się dziś w OKO.press?
„Sondaż wewnętrzny, o jakim mówił Donald Tusk, dawałby opozycji prodemokratycznej tylko (i aż) idealny remis z PiS. Jak czytać sondaże, żeby nie zwariować i bardziej realistycznie myśleć o wyniku wyborów?” – pisze Piotr Pacewicz.
W swoim tekście naczelny OKO.press analizuje najnowsze sondaże i pokazuje, jak je czytać, aby nie zwariować przez ostatnie dwa tygodnie kampanii wyborczej.
„Do niedzieli policja zebrała 300 stron zapełnionych groźbami wobec mnie. Niektóre dotyczyły okaleczenia moich narządów płciowych, inne poderżnięcia mi gardła, podłożenia bomby w moim mieszkaniu, obicia mnie pistoletem i spalenia mnie żywcem". Agata Czarnacka pisze o hejcie wobec dziennikarek w sieci.
„Jest faktem zarówno to, że co najmniej kilkaset wiz wydano za łapówki, jak i to, że Polska wydaje w ostatnich latach więcej wiz pracowniczych oraz wiz Schengen osobom spoza Europy. Nie można jednak między tymi faktami budować dowolnych powiązań”. Dalsze zawiłości afery wizowej cierpliwie i kompetentnie wyjaśnia Małgorzata Tomczak.