Po wyborach na żywo. Tutaj znajdziesz najważniejsze informacje. 11 listopada okazją do politycznych oświadczeń. Tusk o pojednaniu, Duda o tym, że trzeba uważać na sojusze, Kaczyński o niemieckiej partii Tuska
„Mamy jeden z największych kryzysów mieszkaniowych w historii” – mówiła podczas konferencji prasowej Lewicy na warszawskim Żoliborzu posłanka Anna Maria Żukowska. „Ten kryzys dotyka głównie młode osoby, które mają w tej chwili do wyboru albo zaciągnąć kredyt na ponad 30 lat, albo płacić horrendalne kwoty za wynajem mieszkania, czy pokoju. To pochłania ponad połowę pensji młodych ludzi. Tak się nie da żyć, założyć rodziny, zaplanować dzieci, nie da się rozwijać” – mówiła Żukowska.
Lewica przypomniała, że jako jedyna proponuje ruszyć stronę podażową. Chodzi o pomysł budowy 300 tys. mieszkań z regulowanym czynszem w czasie jednej kadencji. „Jeśli chcemy, żeby rodziło się więcej dzieci w Polsce; żeby młodzi ludzie mieli szansę zmieniać swoje życie, podróżować po kraju, być mobilni, musimy wprowadzić program Lewicy” – przekonywała Żukowska.
Obietnicę Lewicy mają uwiarygadniać pozytywne przykłady z kraju i ze świata.
Żukowska opowiadała o polityce mieszkaniowej Berlina i Wiednia. W stolicy Austrii Lewica urządziła nawet eksperymentalną konwencję – odwiedzała osiedle Aspern-Seestadt, największy projekt zagospodarowania przestrzennego w Europie, gdzie buduje się bloki pod tani najem w wysokim standardzie i co istotne – dla wszystkich grup społecznych.
Więcej o europejskich politykach mieszkaniowych i pomyśle Lewicy pisaliśmy tutaj:
„Ale to się dzieje także w Polsce – we Włocławku, Kwidzynie, Świdnicy. Tam, gdzie rządzi lub współrządzi Lewica, tam budujemy mieszkania. Mieszkania, które są dostępne, w których można mieszkać przez całe życie. Różnica jest taka, że nie przyjdzie za miesiąc landlord [red. – właściciel] i nie powie, że od jutra podwyższa czynsz o 1000 zł. Te mieszkania są w dobrym standardzie, ocieplone budowane ze standardami Nowego Zielonego Ładu” – mówiła Żukowska.
„Lewica mówi o normalnych sprawach; o rzeczach, które interesują każdego człowiek. O pracy, szpitalach, leczeniu się, o szkołach, o tym, że ludzie powinni więcej zarabiać. Ale Lewica nie mówi nikomu, jak mają żyć. Nie mówi, co jest dobre, a co złe. Każdy ma prawo do wyboru” – mówił Włodzimierz Czarzasty.
Przekonywał, że rozwiązanie problemu mieszkaniowego w Polsce to wielkie wyzwanie cywilizacyjne. „Lewica swego czasu dała Polsce Konstytucję. Lewica wprowadziła Polskę do Unii Europejskiej. Teraz wyzwaniem systemowym jest to, żeby rozwiązać problem mieszkalnictwa w Polsce” – mówił Czarzasty.
I dodał, że kapitał tego wyzwania nie uniósł. „Są dwie wielkie koncepcje: dopłaty do kredytów i budowanie mieszkań na tani najem. Pierwsza to koncepcja PiS i PO. Chcę zapytać, w sposób grzeczny i sympatyczny, jak chcecie to uzdrowić, jeśli 70 proc. osób w Polsce nie ma zdolności kredytowej? A pozostałe 30 proc. ma już mieszkania” – mówił Czarzasty.
Dodał, że własność przestaje być najświętszą wartością. „Świat się zmienia, a z nim nasze przyzwyczajenia. Młodzi ludzie dziś pracują w Warszawie, jutro w Poznaniu, za miesiąc w Amsterdamie” – przekonywał Czarzasty.
„Pokazaliśmy jak to można zrobić. Lewica chce być wiarygodna. Ja zaczynamy to kończymy. Ludzie postrzegają nas jak formację, która dowiezie” – dodał.
Analitycy nie mają wątpliwości: to koniec paliwowego cudu na polskich stacjach. Cenę w okolicach sześciu złotych za podstawową benzynę i diesla spotkamy jeszcze na niektórych pylonach Orlenu. Inne sieci stacji łamią się częściej, nie mając już możliwości utrzymywania stawek niebezpiecznie zbliżonych do kwoty zakupu paliwa. Spełnia się więc scenariusz, który rysowali przeciwnicy PiS-u, zarzucający Orlenowi – liderowi zarówno detalicznej, jak i hurtowej sprzedaży paliw – polityczną grę cenami. Analitycy portalu e-petrol.pl już odnotowują podwyżki, które zaraz po wyborach mogą jeszcze mocniej zaboleć kierowców.
„W prognozach cen detalicznych dla rynku polskiego spodziewamy się zmian zwyżkowych dla wszystkich typów paliw. W przypadku ceny benzyny Pb98 przewidywany jest przedział cen 6,65-6,79 zł/l. Najpopularniejsza benzyna Pb95 będzie kosztowała 5,99-6,15 zł/l. Zmiana zwyżkowa dotknie także oleju napędowego – tutaj przedział cenowy wynosić będzie 6,09-6,22 zł/l. W górę pójdą także ceny autogazu, który może być sprzedawany najczęściej w zakresie od 3,03 do 3,13 zł/l.”- czytamy w analizie e-petrol.pl.
Specjaliści portalu zauważają, że utrzymywanie bardzo niskich cen będzie coraz trudniejsze w trudnym dla branży petrochemicznej okresie. Na jej niestabilność wpływa przede wszystkim konflikt pomiędzy Hamasem a Izraelem, który zwiększa napięcia na całym Bliskim Wschodzie. Wpływ tych wydarzeń widać już w cenach baryłki ropy.
O końcu kolejnego „cudu nad pompą” przestrzegali w ostatnich dniach również analitycy firm Reflex oraz Polaris FIZ. Nie tylko oni zwracali jednak uwagę na możliwe podwyżki cen. Członek Rady Polityki Pieniężnej Przemysław Litwiniuk w TVN24 otwartym tekstem przestrzegał przed ich wzrostem tuż po wyborach. „Szacujemy, że po wyborach paliwo podrożeje w listopadzie o co najmniej 10 procent, a w grudniu o kolejne 9 procent” – mówił w „Rozmowie Piaseckiego”, za co później został skrytykowany przez władze Narodowego Banku Polskiego. „W związku ze skandaliczną, zaskakującą, nieautoryzowaną przez RPP wypowiedzią pana Przemysława Litwiniuka, NBP informuje, że jest ona całkowicie zmyślona i nieprawdziwa. NBP nie jest od prognozowania cen paliw” – można było przeczytać w oświadczeniu NBP z 9 października. Kilka dni później widać jednak, że „zmyślona i nieprawdziwa” prognoza Litwiniuka zaczyna się sprawdzać.
„Chcę pójść na wybory z pewnością, że za dziesięć lat nie będę rodzić w upokarzających warunkach, pozbawiona autonomii. Że moje rodzeństwo będzie stać na mieszkanie, że nikt w szkole nie będzie wmawiał ośmiolatkom, że Jezus umarł przez nie”
Co o wyborach myśli najmłodsze pokolenie? Przeczytajcie głos Zofii Becker, rocznik 2004, absolwentki III Liceum Ogólnokształcące im. Stefana Żeromskiego w Bielsku-Białej.
Jeszcze niedawno sondaże wskazywały, że ponad połowa osób w wieku 18-39 lat nawet, jakby chciała głosować, to czuje, że nie ma na kogo. Jednak jak wynika z najnowszego sondażu IPSOS zakończonego w poniedziałek, im bliżej wyborów, tym bardziej wzrastają deklaracje frekwencji — także wśród opieszałych młodych. W grupie wiekowej 18-29 lat na wybory wybiera się 62 procent osób, wśród grupy 30-39 — aż 69 procent. Na “nie” jest tylko trochę powyżej 20 procent (kolejno 24 i 21 proc.), niezdecydowanych jeszcze mniej (14 i 11 proc.). Budujące, ale czy to wystarczy?
Gdy sondaże były mniej obiecujące, starsi podnosili głosy, że nieważne na kogo, byle nie na PiS. Ale młodzi mają swoje pragnienia i ambicje, których KO i Trzecia Droga nie próbowały dostatecznie zgłębić. W to śliskie terytorium łatwo wślizgnęły się radykalizmy, i pojawiła nam się nowa, szczerze mówiąc odświeżająca, oś sporu na linii Lewica-Konfederacja. Mam takie wrażenie, że w dużej mierze jest ona odzwierciedleniem polaryzacji, która wdała się między polskich mężczyzn i kobiety. Nie wierzę w coś takiego jak zsystematyzowana nienawiść do mężczyzn. Ale system nie wierzy we mnie jako w kobietę, a męska nienawiść jest jak najbardziej realna.
Wpisuję w wyszukiwarkę Google “frekwencja wyborcza kobiet”, by zweryfikować krążący ostatnio wśród moich fejsbukowych znajomych post głoszący, że co druga kobieta w wieku 18-39 lat nie zamierza głosować w najbliższych wyborach. Jednym z pierwszych wyników jest artykuł Gazety Wyborczej. Kobiety nie widzą polityków, którzy reprezentowaliby ich interesy, nie odnajdują się w “męskich” warunkach gry, a przede wszystkim nie czują się kompetentne. Potem sprawdzam datę: 30 września 2011.
Trzy lata później poznałam słowo “aborcja”, ukradkiem poczytując prawicowe gazety taty.
Moja świadomość zagrożeń płynących z bycia kobietą w Polsce zaczęła rodzić się w towarzystwie twarzy Bogdana Chazana i rozdartych na kawałki płodów.
Latami bałam się tego słowa. Odnoszę wrażenie, że chyba nie jesteśmy wystarczająco wkurzone. Głośne głosy posłanek Lewicy nie dezynfekują tego lęku; nie ma takiego środka, który by usunął plamę wstydu za bycie kobietą.
Jestem wkurzona, bo się boję, a chcę pójść na wybory po zwycięstwo: dla mnie, dla mojej mamy, dla mojej siostry, dla mojej przyszłej rodziny. Chcę pójść na wybory z pewnością, że za dziesięć lat nie będę rodzić w upokarzających warunkach, pozbawiona autonomii. Że moje rodzeństwo będzie stać na mieszkanie, że nikt w szkole nie będzie wmawiał ośmiolatkom, że Jezus umarł przez nie.
Gdy czyta się te czarne scenariusze, sondaże i analizy, łatwo zapomnieć, o co się rzeczywiście walczy. Idę odwiedzić moją ciocię, która ma zawsze za dużo chorób i za mało emerytury. Pytam ją o wybory. Ciocia Ela prawie krzyczy, gdy mówi o swoich siostrach (z których jedna jest moją babcią), piętra pomarszczonej skóry rozciągają się, gdy wrzeszczy:
“I mówię Maryśce, jak słyszę, co ona mówi, ja mówię: A ty nie pamiętasz, jak miałaś ciążę pozamaciczną i doktór wokół ciebie latał? Teraz taka jesteś, ale gdyby wtedy była ta twoja Kaczka to byś, za przeproszeniem, cienko s****!!!”
Nie muszę się domyślać, co babcia powiedziała, bo wątpię, że powiedziała cokolwiek. Pewnie tylko w oczach miała ten nienawistny wyraz, ze łzami spływającymi korytarzami zmarszczek, którego nie mogę zapomnieć. Moja babcia robiąca mi kanapki z twarogiem i dżemem truskawkowym, wieczorem krzycząca coś o Niemcu-Tusku. Jej córka mówi, żeby się uspokoiła, bo dostanie zawału, a babcia pluje: „To umrę za prawdę!”. Siedzę obok i próbuję upchnąć moje niemieckie nazwisko gdzieś pod kanapę.
Nie, bo się wstydzę. Po prostu nie chcę pozwolić ani Tuskowi, ani mojemu rodzinnemu Niemczykowi wejść między mnie a babciną miłość. Gdyby wtedy, gdy rodziła, rządził PiS, to umarłaby razem ze swoim dzieckiem. Dostała zakażenia i cała osiwiała w jedną noc, bo tak się bała, co będzie z jej córkami. Mam ochotę zamknąć ją w domu i nie pozwolić nigdzie jej wyjść na wybory. Mam ochotę przytulić ją, młodą dziewczynę, i zapytać, co się z nią stało?
Cokolwiek stanie się po wyborach, wyjdę z nich z poczuciem, że zrobiłam, co mogłam, dla kobiet w moim życiu. Nie dla jakichś abstrakcyjnych pojęć, którymi łatwo szastać w debacie i komentarzach na Facebooku, nie dla moich osobistych poglądów, bo nigdy nie znajdziemy żadnej partii, która byłaby w pełni w zgodzie z naszym sercem. Ale dla mojej babci, nawet, jeśli się z tym nie zgodzi, dla mojej cioci, na którą wciąż czekam, aż wróci do Polski, dla mojej współlokatorki, dla moich przyjaciółek. Dla siebie.
Straszny mam niesmak w związku z programem (bądź też brakiem programu) części frakcji opozycyjnych, ale słabo mi się robi, gdy widzę, jak mało młodych Polaków i Polek uważa te wybory za ważne. Dla tych, którzy nie są z przygarnianego czule na łono KO pokolenia “Solidarności”, to są nie tylko ważne wybory.
To pierwsze istotne wybory w naszym życiu, które zdefiniują naszą najbliższą przyszłość i kierunek, który obierze nasze państwo. Państwo, które mimo wszystko strasznie kocham.
Chyba dobrze jest mieć trochę idealizmu, bo jakbyśmy nie miały go w ogóle, przyszłoby nam iść na wybory jedynie by zaznaczyć realistyczną, choć mało lojalną nam opcję. I wyjść z poczuciem porażki. Nie chcę czegoś takiego.
Te wybory mogą być historyczne tylko jeśli te, których historia nie chce, na nie pójdą.
Chodźmy do urn, bo jesteśmy wkurzone. Chodźmy do urn, bo jesteśmy pełne nadziei na lepszą przyszłość, w której nie trzeba się będzie bać. Żebyśmy tylko poszły, żebyśmy głosowały w to, w co wierzymy, a nie w coś, co wydaje się nam bardziej racjonalne i realne. Polska polityka mogłaby wyglądać inaczej, gdyby kobiety nie dały sobie wmówić, że nasze emocje, nasz gniew, lęk, ambicje i idealizm, są słabością.
Czasem jestem serio wściekła. Na przykład gdy kolejny młody mężczyzna przerywa mi w połowie zdania, by chwilę później prawić o swoim męskim feminizmie. Albo gdy oglądam relację z wiecu i nie potrafię później przywołać żadnego kobiecego głosu. Albo przyswajając jakąkolwiek nową wiadomość dotyczącą umierających, krzywdzonych i poniżanych kobiet, na co — jakby się nie oburzać — daliśmy i wciąż dajemy przyzwolenie (chociażby dopuszczając panów, którzy zamienili brązowe koszule na garnitury, do debaty).
Dla mnie Lewica młodymi kobietami stoi i tylko jej wierzę, że rzeczywiście stanie za nami murem. Ale to już nie o samą Lewicę albo jakąkolwiek inną partię chodzi, i nie na tym polega moja rola, żebym kogokolwiek agitowała.
Chodzi o to, żeby każda z nas poszła na te wybory, by odzyskać swoją godność w kraju, który nas systemowo upadla od kiedy poszłyśmy do szkoły. Żeby pójść z wiarą, że ten lub ta, na którą zagłosujemy, stworzą nam kraj, w którym da się mieć mieszkanie, rodzinę, być artystką czy innym społecznym „nieużytkiem”, i móc bać się trochę mniej o dobrostan queerowych przyjaciół albo koleżanek na roku z doświadczeniem uchodźstwa. Oklepane i do bólu proste postulaty. Jak się z każdymi wyborami okazuje, powtarza się nam, że jednak zbyt wydumane. Mamy być kompromisowe, mamy zadowolić się ochłapami.
Dla każdej z nas nasze potrzeby będzie spełniać kto inny — i tutaj zaczynam się zastanawiać, czy samo podjęcie przez kobietę wyboru, wzięcie na siebie odpowiedzialności i odzyskanie autonomii przez udział w tych wyborach, nie jest z naszej strony aktem naprawdę rewolucyjnym i znaczącym.
Bo o ile łatwiej jest powiedzieć: nie czuję się kompetentna, nie znajduję mojej reprezentacji wśród polityków, niż ten wybór nie jest jednoznaczny i klarowny, ale jest mój. I do tego będę do upadłego zachęcać: żebyście sobie nie pozwoliły uwierzyć, że nie ma 15 października niczego dla nas i nie zamknęły się w banieczce nicnierobienia. Nie pozwólcie sobie wmówić, że nie ma dla was oferty, bo w ten sposób wydajemy przyzwolenie na to, by powiedzieć, że nie ma dla nas miejsca.
Wpadam tu niestety w lekko patetyczne tony, ale zaprawdę, zaprawdę powiadam Wam: jeśli my, kobiety, podejmiemy teraz ten najważniejszy wybór, możemy obudzić się w zupełnie innej Polsce. Ale musimy uwierzyć, że jesteśmy w stanie coś zmienić. Coś znacznie więcej niż tylko obrona przed tym, co bez wątpienia złe. Możemy obudzić się w kraju, w którym mamy głos i zakończyć wreszcie tą przeklętą debatę, gdzie jest nasze miejsce.
Najwyższa Izba Kontroli przedstawiła dziś wyniki kontroli przeprowadzonej w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju – instytucji zajmującej się rozdawaniem unijnych grantów na badania i innowacje. W ciągu 15 lat istnienia NCBR rozdało polskim firmom ok. 70 mld zł.
Reputacją tej instytucji wstrząsnęła afera z lutego 2023 roku. Media ujawniły wówczas, że duże dotacje w jednym z konkursów popłynęły do firm-krzaków, w dodatku w tajemniczy sposób powiązanych z koalicjantem PiS – Partią Republikańską Adama Bielana.
NIK potwierdziła, że nieprawidłowości pojawiły się „zarówno w procesie przygotowania i organizacji naboru wniosków o dofinansowanie w konkursie Szybka Ścieżka – Innowacje Cyfrowe, jak również na etapie wyboru projektów”. NCBR miało nie przestrzegać regulaminu konkursu oraz własnych, wewnętrznych regulacji.
„Ustalone nieprawidłowości wskazują również na występowanie mechanizmów korupcjogennych w NCBR” – wskazują kontrolerzy NIK. I przypominają, że wykazane nieprawidłowości spowodowały, że do NCBR weszli śledczy z Europejskiego Urzędu ds. Zwalczania Nadużyć Finansowych (OLAF).
W efekcie kontroli NIK skierowała do NCBR wnioski m.in. o jasne określenie zasad wyboru ekspertów do paneli oceniających wnioski o dofinansowanie i o każdorazowe upublicznianie wyników konkursów.
NIK zapowiedziała, że złoży do prokuratury zawiadomienie o podejrzeniu korupcji i przekroczenia uprawnień przez funkcjonariuszy publicznych, a także zwróci się do OLAF i Komisji Europejskiej.
NIK uważa, że należy powołać komisję śledczą do zbadania tej sprawy.
Szczegółowe omówienie wyników kontrolerzy przedstawili na konferencji prasowej o godz. 11.00. Prezes NIK Marian Banaś nie wystąpił na niej po tym, jak TVP Info opublikowała nagrania, które miały go skompromitować.
W niektórych miastach do lokalu wyborczego można będzie dojechać bezpłatnie komunikacją miejską. Na taki krok zdecydowało się już kilka samorządów. Oznacza to, że w pojazdach przez cały dzień 15 października nie trzeba będzie kasować biletów. Takie rozwiązanie bez żadnych ograniczeń będzie obowiązywać w:
Ponadto Poznań zapewni darmowy transport komunikacją miejską dla osób z niepełnosprawnością i powyżej 60 roku życia. Miasta organizują też transport dla osób z niepełnosprawnością wymagających warunków dopasowanych do swoich potrzeb. W przypadku osób z niepełnosprawnościami, które skończyły 60 lat najpóźniej w dniu głosowania gminy mają obowiązek zapewnienia darmowego transportu do lokalu wyborczego.
Darmowy transport zapewniony przez urzędników należy się też osobom mieszkającym w gminach bez działającej w dniu wyborów komunikacji publicznej. Przejazd za darmo powinien być dostępny również w przypadku oddalenia punktu głosowania o przynajmniej 1,5 km od najbliższego przystanku.