0:000:00

0:00

W 2000 roku sąd w Belgradzie skazał zaocznie 14. przywódców państw NATO, w tym Javiera Solanę, sekretarza generalnego Sojuszu i gen. Wesleya Clarka, głównodowodzącego sił NATO, na karę 20 lat więzienia za zbrodnie przeciwko ludzkości. Mało kto dziś o tym pamięta. W naszej części świata.

Tymczasem tak była widziana interwencja NATO w Jugosławii w 1999 roku przez tych, na których spadały NATO-wskie bomby. Do dzisiaj w Serbii resentyment przeciwko Zachodowi jest silny, wspomnienie wojny i upokorzenia mocne. Jeśli więc dziś dziwią kogoś prorosyjskie manifestacje w Belgradzie - nie powinny.

Nie znaczy to jednak, że „interwencja" Rosji w Ukrainie jest lustrzanym odbiciem tamtych wydarzeń, tylko kto inny jest czarnym charakterem. Jakby to powiedzieli na Facebooku: to skomplikowane.

Debunking

Naloty NATO na Jugosławię w 1999 roku i agresja Rosji na Ukrainę w 2022 roku to jedno i to samo
Rosyjska agresja to okrutna wojna mająca na celu podporządkowanie sobie Ukrainy. NATO zapragnęło być „europejskim policjantem" i bronić praw człowieka bez zgody ONZ, ale nie miało zakusów terytorialnych. Nie atakowało też rozmyślnie celów cywilnych

Jak Milošević zapracował sobie na gniew Zachodu

Kosowo, kolebka serbskiej państwowości, w latach 90. XX wieku była już w zdecydowanej większości zamieszkała przez ludność albańską. Konflikt etniczny, który tlił się przez lata, zyskał na sile po rozpadzie Jugosławii. W Kosowie, pozbawionym przez Belgrad autonomii jeszcze w latach 80. XX wieku, powstała partyzantka, Wyzwoleńcza Armia Kosowa (UÇK). W walkach z nią nie patyczkowały się nacjonalistyczne władze Jugosławii, już skompromitowane aktywną pomocą dla bośniackich Serbów, przeprowadzających brutalne czystki etniczne i masakry ludności cywilnej. 29 września 1998 roku Rada Bezpieczeństwa NZ przyjęła rezolucję potępiającą działania sił serbskich w Kosowie - ataki na cywilów, wypędzanie ludzi z domów.

W styczniu 1999 roku w wiosce Raczak, która była terenem walk pomiędzy UÇK a serbską policją, znaleziono ciała 45 osób w cywilnych ubraniach. Long story short - Serbowie twierdzą, że były to przebrane zwłoki poległych partyzantów, raport fińskich patologów okazał się niekonkluzywny i w przyszłym procesie serbskiego przywódcy Slobodana Miloševicia sprawa masakry w Raczaku nie została dołączona do aktu oskarżenia. Jednak dla społeczności międzynarodowej Raczak stał się kroplą, która przepełniła czarę. Pragnienie ostatecznego położenia kresu działaniom Miloševicia połączyło opinię publiczną i polityczne elity. Jednak okrutną ironią losu serbskie władze zbrodnie wojenne na masową skalę zaczęły popełniać w Kosowie dopiero, gdy samoloty NATO rozpoczęły naloty na Jugosławię.

A rozpoczęły, żeby wprowadzić w życie zawarte wcześniej porozumienie z Rambouillet, które stawiało Jugosławii bardzo twarde warunki: wycofanie stamtąd wszystkich sił wojskowych, paramilitarnych i policji, wprowadzenie do zbuntowanej prowincji sił pokojowych NATO. Jugosławia odmówiła podpisania tego dokumentu, nie zgadzając się m.in. na swobodne poruszanie się sił NATO po swoim terytorium.

Interwencja NATO w Jugosławii, czyli operacja „Sojusznicza siła", była pierwszą w historii operacją ofensywną Sojuszu bez mandatu Rady Bezpieczeństwa ONZ.

Wcześniej NATO-wskie samoloty bombardowały cele w serbskiej części Bośni, ale realizując rezolucje Rady, zgodnie z rozdziałem VII Karty ONZ. Tym razem przeciwko użyciu siły sprzeciwiły się Rosja i Chiny.

Wojna trwała od 24 marca do 10 czerwca 1999 roku i wbrew nadziejom aliantów nie przyniosła szybkiego zwycięstwa. Siły NATO w początkowej fazie atakowały obiekty wojskowe, ale potem również infrastrukturę krytyczną - co pociągnęło za sobą również straty wśród ludności cywilnej (na zdjęciu efekty NATO-wskich bomb w Belgradzie).

Przeczytaj także:

W nalotach według różnych źródeł zginęło od 489 do 529 cywilów, głównie w Kosowie. Do najtragiczniejszej pomyłki doszło 14 kwietnia, kiedy samoloty Sojuszu zbombardowały konwój wypędzanych Albańczyków, zabijając 73 z nich, oraz 14 maja, gdy w podobnym konwoju zginęło 77 osób.

Z kolei siły serbskie między kwietniem a czerwcem 1999 roku zabiły tam 8,6 tys. i wypędziły z domu 848 tys. Albańczyków. Wreszcie 3 czerwca również Rosja wezwała Miloševicia do wycofania swoich sił z prowincji. W ślad za nimi uciekło z niej 124 tys. Serbów i 24 tys. Romów, a pozostali przedstawiciele tych nacji byli obiektem albańskich prześladowań i zabójstw, którym nie były w stanie zapobiec siły pokojowe ONZ. Warunki, jakie otrzymała Jugosławia, były jednak lepsze niż w Rambouillet - zniknął kontrowersyjny aneks B, zezwalający wojskom NATO na przemieszczanie się po całym kraju, w siłach pokojowych KFOR znalazło się miejsce dla Rosji.

Wojna była jednak gwoździem do trumny politycznej kariery Miloševicia, obalonego już rok później.

Ostateczną konsekwencją interwencji NATO jest powstanie nowego państwa na mapie Europy - Kosowa. Uznaje je 97 państw.

Operacja „Sojusznicza siła" nie była podparta rezolucją Rady Bezpieczeństwa ONZ, jak poprzednie interwencje Sojuszu w Bośni (Rada poparła jednak potem plan pokojowy dla Kosowa, co zdaniem części ekspertów można rozumieć jako usankcjonowanie całej sytuacji ex post). Miała poparcie zachodniej opinii publicznej, wzburzonej serbskimi zbrodniami w Chorwacji, Bośni i Kosowie, a jej spiritus movens były Stany Zjednoczone, w szczególności ówczesna sekretarz stanu Madeleine Albright.

Z punktu widzenia prawa międzynarodowego stanowiła jednak naruszenie suwerenności Jugosławii.

Artykuł 6. Traktatu Waszyngtońskiego zakłada, że Sojusz ma prawo przeprowadzać działania obronne na ściśle określonym obszarze, obejmującym przede wszystkim terytoria państw członkowskich. Jednak nowa koncepcja strategiczna przyjęta pod naciskiem USA na szczycie w Waszyngtonie w kwietniu 1999 roku - a więc w trakcie trwania operacji „Sojusznicza siła" - wprowadziła zasadę, że Sojusz może reagować na zagrożenia „w obszarze euroatlantyckim".

„Przyznać trzeba, że interwencja została podjęta przeciwko suwerennemu państwu z pominięciem zgody Rady Bezpieczeństwa ONZ (naruszenie Karty NZ). Nie ma tu zastosowania wyjątek od tej zasady, tj. obrona własna. Naruszono także art. 7 Karty Atlantyckiej, uznający zasadniczą odpowiedzialność Rady Bezpieczeństwa ONZ za utrzymanie międzynarodowego pokoju i bezpieczeństwa. Pod wątpliwość zostało poddane także obowiązywanie zasad zwartych w Akcie Końcowym KBWE z Helsinek z 1975 r. odnoszących się do poszanowania suwerenności, integralności terytorialnej, wyrzeczenia się użycia siły i nieingerencji w sprawy wewnętrzne państw" - pisał dr hab. Jerzy Stańczyk.

Sprawa interwencji NATO w Jugosławii dzieli ekspertów. Krytycy doktryny interwencji humanitarnej ostrzegali, że może ona zostać cynicznie wykorzystana przez państwa autorytarne, które realizują swoje interesy. Tak właśnie zrobił Władimir Putin - jego koronnym argumentem na „operację specjalną" w Ukrainie było rzekome ludobójstwo, jakiego wojska ukraińskie dopuszczają się w Ługańskiej i Donieckiej Republice Ludowej.

A już wcześniej ówczesny prezydent Rosji Borys Jelcyn w czasie szczytu OBWE w Stambule w listopadzie 1999 roku zauważył, że państwa NATO „po kilkumiesięcznym bombardowaniu Jugosławii i licznych ofiarach wśród ludności cywilnej nie mają moralnego i prawnego tytułu do krytykowania działań Rosji w Czeczenii".

Operacja specjalna w obronie uciśnionej mniejszości?

Jeśli przyjrzeć się mapie i rozkładowi sił, to konflikt Rosja-Ukraina przypomina zwielokrotniony poligon wojen towarzyszących rozpadowi Jugosławii. Tam po upadku państwa federacyjnego bośniaccy Serbowie spróbowali wykroić sobie z Bośni własne państewko. Tu Ukraina jest „podgryzana" przez żywioł rosyjski: rosyjskojęzyczna ludność tworzy „samozwańcze" republiki w obwodach ługańskim i donieckim. I tu, i tam, dzieje się to za wiedzą, wolą i pomocą Belgradu/Moskwy.

Dalej jednak zaczynają się różnice - bo w 2022 roku Putin próbuje podporządkować sobie całą Ukrainę i zaczyna „operację specjalną" - bez wypowiedzenia wojny. A Milošević stał się celem takiej operacji, choć również przeprowadzonej bez wypowiedzenia wojny.

Jednak interwencja mająca na celu zapobieganie zbrodniom wobec prześladowanej mniejszości poprzez drastyczne zmniejszenie potencjału militarnego agresora - to brzmi zupełnie jak operacja „Sojusznicza siła". Putin i jego propagandziści musieli się nieźle bawić, wymyślając taki pretekst.

Czy jednak zarzut „ludobójstwa" ma coś wspólnego z rzeczywistością?

No cóż, strony wojny w Donbasie raczej nie przestrzegają średniowiecznego kodeksu rycerskiego.

W pierwszej jej fazie w 2014 roku, kiedy - z pomocą Rosji - doszło do powstania separatystycznych państewek, Amnesty International zarzuciła i siłom separatystów i armii ukraińskiej ataki na ludność cywilną, zabójstwa i porwania. „Podczas walk wszystkie strony konfliktu wykazały się brakiem szacunku dla życia cywili i rażąco naruszają swoje międzynarodowe zobowiązania” - stwierdził szef tej organizacji.

Zarzuty powtórzył raport Wysokiego Komisarza NZ d.s. Praw Człowieka z 2016 roku - według niego na terytoriach kontrolowanych przez separatystów panował prawny dziki Zachód - ludzi porywano i torturowano, przetrzymywano bez sądu. Za uszami miała jednak i ukraińska służba bezpieczeństwa SBU, stosując podobne praktyki. Z kolei ukraińska armia i oddziały paramilitarne ostrzeliwały rakietami Grad tereny mieszkalne (a separatyści rozmyślnie umieszczali tam swoje pozycje). Potwierdzone zostały również przypadki użycia amunicji kasetowej (Ukraina nie podpisała konwencji o zakazie jej użycia).

Od takich naruszeń praw i zwyczajów wojennych do ludobójstwa oczywiście jeszcze bardzo daleka droga. Ludobójstwo ma bowiem na celu wyniszczenie całego narodu lub grupy etnicznej i międzynarodowe prawo nie szafuje tego typu oskarżeniem. Trybunał ONZ ds. Zbrodni Wojennych w b. Jugosławii nie uznał za takie ani brutalnych czystek etnicznych popełnionych przez bośniackich Serbów, ani ostrzeliwania oblężonego Sarajewa. Skazani za ludobójstwo zostali tylko sprawcy masakry w Srebrenicy z 1995 roku.

Nie można też militarnie i politycznie porównywać operacji „Sojusznicza Siła" i „operacji specjalnej" w Ukrainie. Żołnierze NATO nie dokonali inwazji, cała wojna prowadzona była w powietrzu. Nie atakowali również rozmyślnie obiektów cywilnych ani nie oblegali miast, pozbawiając ich mieszkańców wody, zapasów i leków.

Co łączy obie te interwencje? To, że formalnie nie są wojnami. Ani NATO nie wypowiedziało wojny Jugosławii, ani Rosja Ukrainie. Ale i Swietłana z Mariupola, i Snežana z Belgradu mają zapewne to rozróżnienie w głębokim poważaniu. Jak na głowę spadają ci bomby, to to jest wojna.

Podsumowując:

interwencja NATO była przeprowadzona również z pobudek politycznych (np. chęć zmniejszenia wpływów Rosji na Bałkanach), ale czynnik humanitarny odgrywał w niej ważną rolę. W Kosowie, podobnie jak wcześniej w Bośni, dochodziło do dramatycznych naruszeń praw człowieka, co budziło oburzenie zachodniej opinii publicznej. Operacja „Sojusznicza siła" była jednak naruszeniem suwerenności Jugosławii, przyniosła też więcej niż zakładano ofiar cywilnych.

„Operacja specjalna" Putina jest próbą podporządkowania sobie „zbuntowanej" prowincji pod przykrywką interwencji humanitarnej (zresztą w przemówieniu tuż przed inwazją rosyjski prezydent bardziej do rzekomego ludobójstwa podkreślał swoją pogardę wobec Ukrainy, której najwyraźniej nie uważa za prawdziwe państwo. Siły rosyjskie podobnie jak NATO w Jugosławii spodziewały się, że zwycięstwo będzie łatwiejsze i zostały zaangażowane w długotrwałą wojnę. Rosjanie jednak bez zahamowań ostrzeliwują cele cywilne, biorą na zakładników całe miasta, ostrzeliwują korytarze humanitarne. Przypominają w tym bardziej siły bośniackich Serbów niż NATO.

;

Udostępnij:

Miłada Jędrysik

Miłada Jędrysik – dziennikarka, publicystka. Przez prawie 20 lat związana z „Gazetą Wyborczą". Była korespondentką podczas konfliktu na Bałkanach (Bośnia, Serbia i Kosowo) i w Iraku. Publikowała też m.in. w „Tygodniku Powszechnym", kwartalniku „Książki. Magazyn do Czytania". Była szefową bazy wiedzy w serwisie Culture.pl. Od listopada 2018 roku do marca 2020 roku pełniła funkcję redaktorki naczelnej kwartalnika „Przekrój".

Komentarze