0:000:00

0:00

Decyzją numer 56 z 10 marca 2017 roku minister obrony narodowej Antoni Macierewicz przyznał szefowi swojego gabinetu - Bartłomiejowi Misiewiczowi nagrodę w wysokości 7 tys. złotych „za duży wkład pracy i osobiste zaangażowanie w realizacji zadań służbowych”.

Oprócz niego nagrody dostało troje doradców ministra: Katarzyna Jakubowska (10 tys. złotych), Krzysztof Łączyński (7 tys. złotych) i Małgorzata Stafecka (4 tys. złotych).

W decyzji nie byłoby może nic dziwnego, gdyby nie to, że - według informacji przekazywanych mediom przez MON - w ostatnich miesiącach Misiewicz był głównie na urlopie. A gdy wracał na chwilę do pracy, kończyło się to kolejną aferą. W marcu br. nawet premier Beata Szydło i jej współpracownicy byli przekonani, że Misiewicz nie pełni już funkcji w resorcie. A gdy okazało się, że jest inaczej - nikt nie umiał odpowiedzieć, co właściwie robi w MON.

Z odpowiedzi wiceministra obrony Bartosza Kownackiego na interpelację posła Adama Szłapki,wynika, że Misiewicz zarabiał miesięcznie w ministerstwie 12 tys. złotych. Na jego wynagrodzenie składała się pensja zasadnicza (6 tys. złotych), dodatek funkcyjny (1,8 tys. złotych) i dodatek specjalny (4,1 tys. złotych).

Misiewicz pojawia się i znika

Szefem gabinetu politycznego Antoniego Macierewicza i jego rzecznikiem prasowym Misiewicz został w listopadzie 2015 roku, krótko po powstaniu rządu Beaty Szydło. Miał wówczas 26 lat. Wcześniej był pracownikiem apteki Aronia w Łomiankach, asystentem Macierewicza i szefem biura Zespołu Parlamentarnego ds. Zbadania Przyczyn Katastrofy Smoleńskiej, któremu szefował Macierewicz.

W sierpniu 2016 r. minister odznaczył go złotym medalem „Za Zasługi dla Obronności Kraju”. Jak ujawniliśmy w OKO.press, uzasadnieniem przyznania odznaczenia było to, że Misiewicz „z dużym zaangażowaniem i na wysokim poziome merytorycznym realizuje zadania wynikające z zakresu działania Gabinetu Politycznego Ministra. Angażuje się bezpośrednio w organizację i przeprowadzenie zamierzeń istotnych z punktu widzenia obronności kraju oraz związanych z budową pozytywnego wizerunku ministerstwa w społeczeństwie, parlamencie i mediach”.

Przeczytaj także:

We wrześniu 2016 roku opisaliśmy na OKO.press, jak Misiewicz został członkiem rady nadzorczej Polskiej Grupy Zbrojeniowej (największego koncernu w polskim przemyśle obronnym), mimo że nie ma wymaganego na tej funkcji wyższego wykształcenia i nie ukończył kursu dla członków rad nadzorczych spółek Skarbu Państwa. Ujawniliśmy, że Misiewicz mógł wejść do rady dzięki zmianie statutu spółki. Macierewicz przekonywał wówczas w mediach, że ważniejsze od wykształcenia są na tej funkcji takie cechy jak: lojalność, chęć współpracy, kompetencje i decyzyjność. I że te cechy ma właśnie Misiewicz.

Kilka dni później "Newsweek" napisał, że Misiewicz proponował bełchatowskim radnym PO w Bełchatowie przystąpienie do koalicji z PiS, sugerując, że w zamian dostaną pracę w państwowej spółce PGE Górnictwo i Energetyka Konwencjonalna.

Po publikacji Misiewicz zwrócił się do Macierewicza o zawieszenie go w funkcjach w MON. A minister mówił w mediach, że na tę chwilę to "słuszne stanowisko" i że oczekuje "od tych, którzy prowadzą tę kampanię (przeciwko Misiewiczowi- przyp. red.), że poza pomówieniami przedstawią także dowody."

Po tej serii zdarzeń, po raz pierwszy zabrał głos w sprawie Misiewicza prezes PiS Jarosław Kaczyński. W wywiadzie dla Onetu, oceniając pracę Macierewicza mówił:

"Oczywiście, były wpadki takie jak ten nieszczęsny Misiewicz. To się nie powinno było zdarzyć. Choć Misiewicz — mimo braków w wykształceniu — miał naprawdę sporo zasług."

Pytany o zmianę statutu PGZ, wprowadzoną by Misiewicz mógł wejść do rady nadzorczej, Kaczyński odparł, że "w oczywisty sposób taka sytuacja nie powinna mieć miejsca."

Do pracy w ministerstwie i pełnienia wcześniejszych funkcji Misiewicz wrócił na początku grudnia 2016 roku. Wcześniej prokuratura odmówiła wszczęcia śledztwa w sprawie propozycji złożonej bełchatowskim radnym i w sprawie powołania Misiewicza do rady PGZ. Wydawało się, że Misiewicz szybko odzyska dawną pozycję.

Ale 23 stycznia 2017 roku „Fakt” opisał jego wizytę w klubie studenckim w Białymstoku. Według relacji tej gazety, rzecznik MON przyjechał do klubu rządową limuzyną, a po wypiciu paru kieliszków, miał proponować uczestnikom imprezy pracę w resorcie. Kilka dni po publikacji nazwisko Misiewicza zniknęło ze strony internetowej, na której wymienieni są członkowie gabinetu politycznego ministra obrony narodowej. A radio RMF poinformowało, że rzecznik MON został zwolniony ze stanowiska. Informacjom zaprzeczył jednak resort obrony - wyjaśniając, że Misiewicz przebywa na urlopie. Do dziś nie wiadomo, kiedy dokładnie z niego wrócił.

16 marca br. w wywiadzie dla Onetu Jarosław Kaczyński znów mówił, że generalnie dobrze ocenia rządy Macierewicza w MON "choć było to nieszczęście z Bartłomiejem Misiewiczem". Pytany, czy Misiewicz wróci do ministerstwa oświadczył:

"Moje stanowisko jest całkowicie jednoznaczne: on powinien zniknąć ze sceny publicznej. Jest bardzo młody i być może kiedyś wróci. Ale to musi potrwać."

Tydzień później premier Beata Szydło w programie "Jeden na jeden" w TVN 24 przekonywała:

"Antoni Macierewicz wyciągnął konsekwencje w stosunku do pana Misiewicza i ta sprawa jest zamknięta".

Pytana, czy to znaczy, że Misiewicz nie pracuje już w MON, odpowiedziała: „To jest w tej chwili odpowiedzialność Antoniego Macierewicza. Pan Misiewicz nie pełni już żadnej funkcji kierowniczej w Ministerstwie Obrony Narodowej".

A w kwietniu rzecznik rządu Rafał Bochenek potwierdzał, że z informacji jakie premier uzyskała od Macierewicza wynika, że Misiewicz nie jest szefem gabinetu politycznego.

Za co nagroda?

Jednak w rzeczywistości jeszcze na początku kwietnia Misiewicz szefował gabinetowi ministra. Dziennikarze "Faktu" usłyszeli w biurze prasowym MON, że nikt go nie zwolnił, a jeśli "nic nie robi" - to tylko dlatego, że wciąż jest na urlopie. Gdy zapytali, kiedy wróci, pracownicy biura odpowiedzieli im, że "to decyzja, która należy do Antoniego Macierewicza".

Z decyzji wydanej przez Macierewicza 10 marca 2017 roku, wynika, że nie tylko nie "wyciągnął konsekwencji" wobec swojego współpracownika (jak zapewniała premier Szydło), ani go nie zwolnił (jak chciał Jarosław Kaczyński) - ale przeciwnie: przyznał mu nagrodę pieniężną.

Zapytaliśmy MON:

  • Za jaki okres została przyznana nagroda?
  • Czy poza nią Misiewicz otrzymywał inne wyróżnienia finansowe?
  • I czy – jeśli Misiewicz nie pracuje już w MON - odchodząc otrzymał odprawę?

Resort nie odpowiedział jednak na nasze pytania. Nie zaprzeczył jednak również, że decyzja numer 56 z 10 marca 2017 roku, którą przywoływaliśmy w pytaniach, została wydana przez ministra.

Zapytaliśmy również Bartłomieja Misiewicza:

  • Za wykonywanie jakich zadań służbowych otrzymał nagrodę?
  • Czy pracując w MON dostawał inne nagrody?
  • W jakim okresie był w 2017 roku na urlopie?
  • I do kiedy pracował w MON?

On również nie udzielił nam odpowiedzi.

Sprawa zamknięta?

W środę, 12 kwietnia 2017 roku "Fakt" i "Rzeczpospolita" ujawniły, że 10 kwietnia - w symbolicznym dla prawicy dniu - zarząd Polskiej Grupy Zbrojeniowej zatrudnił Misiewicza na stanowisku pełnomocnika zarządu ds. komunikacji. Według dziennikarzy miał zarabiać on na tym stanowisku 50 tys. złotych. Mimo zapewnień ze strony Misiewicza i PGZ, że wynagrodzenie nie jest tak wysokie, jeszcze tego samego dnia Jarosława Kaczyński podjął decyzję o zawieszeniu Misiewicza w prawach członka PiS.

A dzień później – 13 kwietnia, trzyosobowa komisja partyjna, powołana do zbadania sprawy Misiewicza "całkowicie negatywnie oceniła jego postawę" i uznała, że "nie ma kwalifikacji do pełnienia funkcji w sferze administracji publicznej, spółkach Skarbu Państwa czy innych sferach życia publicznego".

A sam Misiewicz złożył rezygnację z członkostwa w PiS.

Część polityków PiS i mediów sprzyjających tej partii stara się przedstawiać jego sprawę tak, jakby to on podejmował decyzje o powierzeniu sobie wszystkich funkcji w MON i PGZ. A wraz z jego odejściem sprawa została załatwiona.

Udostępnij:

Bianka Mikołajewska

Od wiosny 2016 do wiosny 2022 roku wicenaczelna i szefowa zespołu śledczego OKO.press. Wcześniej dziennikarka „Polityki” (2000-13) i krótko „GW”. W konkursie Grand Press 2016 wybrana Dziennikarzem Roku. W 2019 otrzymała Nagrodę Specjalną Radia Zet - Dziennikarz Dekady. Laureatka kilkunastu innych nagród dziennikarskich. Z łódzkich Bałut.

Przeczytaj także:

Komentarze