0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Mariusz JałoszewskiFot. Mariusz Jałosze...

Jak ustaliło OKO.press, zastępca rzecznika dyscyplinarnego Michał Lasota zainteresował się kilkunastoma sędziami z wydziału karnego Sądu Rejonowego dla Warszawy-Mokotowa. Wysłał właśnie do nich wezwania, w których żąda wyjaśnień. Lasota prowadzi bowiem postępowanie wyjaśniające w związku z „możliwym popełnieniem przewinienia dyscyplinarnego poprzez uchybienie godności sędziego”.

Sędziowie z Mokotowa mieli popełnić delikt dyscyplinarny, wysyłając list do wiceprezesa Sądu Rejonowego dla Warszawy-Mokotowa Grzegorza Krysztofiuka, w którym mieli użyć określeń pomawiających i znieważających sędziego Jakuba Iwańca. Tak przynajmniej uważa Lasota.

Sędziowie taki list wysłali w listopadzie 2019 roku. Według informacji OKO.press napisali w nim, że nie widzą możliwości, by razem orzekać z Iwańcem do czasu wyjaśnienia jego roli w aferze hejterskiej.

Sędzia kibic z pracą u Ziobry

Sędzia Jakub Iwaniec jest sędzią Sądu Rejonowego dla Warszawy-Mokotowa. Gdy PiS wygrał wybory w 2015 roku i ministrem sprawiedliwości został Zbigniew Ziobro, Iwaniec trafił na delegację do ministerstwa sprawiedliwości, choć w przeszłości był karany dyscyplinarnie za swoje zachowanie podczas jednego z meczów.

W 2009 roku Iwaniec jako kibic pojechał na Stadion Śląski na mecz Polska – Irlandia Północna. Ale jak pisała „Gazeta Wyborcza”, ochrona nie chciała go wpuścić na stadion, bo podejrzewała, że jest pod wpływem alkoholu. Sędzia miał być wulgarny wobec ochrony i w obecności jednego z policjantów. Miał też odmówić okazania dowodu tożsamości i badania alkomatem.

Prokuratura chciała stawiać mu zarzuty znieważania, ale sąd odmówił uchylenia mu immunitetu, uznając, że nie ma pewności, czy wulgarne słowa kierował do policjanta, czy też były to „przecinki” wplatane do jego wypowiedzi. Ostatecznie sąd dyscyplinarny ukarał sędziego naganą.

Gdy „Wyborcza” opisała sprawę w 2017 roku, Iwaniec zachował pracę w ministerstwie sprawiedliwości. Jedynie zrezygnował ze stanowiska członka zespołu do spraw zapobiegania przestępstwom wynikającym z nienawiści rasowej i religijnej.

Jak sędzia Iwaniec utrzymywał kontakty z Małą Emi

Sędziowie z Mokotowa list wiceprezesa sądu napisali jednak z innego powodu.

W sierpniu 2019 Onet ujawnił proceder organizowania hejtu wobec niepokornych sędziów, którzy krytykują przejmowanie kontroli nad wymiarem sprawiedliwości przez obecną władzę. Hejt był wymierzony głównie w szefa Iustitii sędziego Krystiana Markiewicza, którego próbowano zdyskredytować niepotwierdzonymi plotkami. Hejt organizowała Mała Emi, która potem sama ujawniła proceder.

Przeczytaj także:

Według Onetu i innych mediów, które pisały o sprawie, w proceder byli uwikłani sędziowie, którzy poszli na współpracę z resortem sprawiedliwości. W tym sędziowie delegowani do pracy w ministerstwie Zbigniewa Ziobry i były już wiceminister sprawiedliwości, sędzia Łukasz Piebiak, z którym Mała Emi miała omawiać akcję oczerniania szefa Iustitii.

Jedną z osób, której nazwisko pojawia się w tym kontekście jest sędzia Jakub Iwaniec. Według Onetu Iwaniec miał dostarczać Małej Emi informacje na szefa Iustitii Krystiana Markiewicza.

Z zapisów korespondencji na komunikatorach pomiędzy Małą Emi a Iwańcem, które ujawnił Onet, wynika, że sędzia miał doradzać jej ataki na Markiewicza. I miał być przy tym wulgarny.

Jakub Iwaniec po opisaniu sprawy przez Onet i inne media wydał oświadczenie. Zapowiedział w nim złożenie pozwów przeciwko dziennikarzom za nieprawdziwe przedstawienie jego relacji z Małą Emi oraz za wiązanie go z „rzekomym” spiskiem wymierzonym w niepokornych sędziów. Zapewniał, że nigdy nie podejmował działań opisanych przez media.

Po tej sprawie resort Ziobry skrócił delegację Iwańcowi w ministerstwie. Miał on trzymiesięczny okres wypowiedzenia, ale nie musiał świadczyć pracy. Potem nowa KRS nie dała mu awansu do sądu okręgowego.

Sędziowie z Mokotowa: są wątpliwości czy Iwaniec ma nieskazitelny charakter

Teraz sędzia Jakub Iwaniec może wrócić do pracy. I dlatego mokotowscy sędziowie napisali list do wiceprezesa swojego sądu, że do czasu wyjaśnienia jego roli w aferze hejterskiej nie chcą z nim pracować. Z informacji OKO.press wynika, że sędziowie tłumaczyli w liście, że opisywane w mediach zachowanie sędziego Iwańca jakiego się miał dopuścić, budzi ich sprzeciw i oburzenie oraz, że nie wyobrażają sobie, by taka osoba mogła być ich kolegą w wydziale i żeby zasiadała wspólnie z nimi za sędziowskim stołem. Zaznaczali, że stawiane sędziemu zarzuty w mediach mają znamiona czynów zabronionych. Podkreślali, że w związku z tym sędzia nie powinien sądzić spraw o znieważenie, czy innych spraw karnych. Tym bardziej, że strony mogłyby składać wnioski o wyłącznie Iwańca ze spraw.

Mokotowscy sędziowie dodali, że sytuacja, gdy sędzia wróci do orzekania, zaszkodzi wizerunkowi wymiaru sprawiedliwości. Dlatego zaproponowali by wiceprezes sądu odsunął Jakuba Iwańca od orzekania w sprawach karnych.

I za to teraz ściga ich rzecznik dyscyplinarny Michał Lasota, uznając, że pomówili oni Iwańca.

Jak do tej pory żaden z sędziów, który był wymieniany w kontekście afery hejterskiej, nie dostał zarzutów dyscyplinarnych. Główny rzecznik dyscyplinarny Piotr Schab wręcz przyznał pod koniec października 2019 roku, że nie widzi podstaw do ścigania tych sędziów.

Schab pisał w komunikacie: „W sprawie domniemanej próby medialnego zdyskredytowania Prezesa SSP „Iustitia” sędziego Krystiana Markiewicza i innych czynów stanowiących uchybienie godności przez wymienionych w tych publikacjach sędziów, zatrudnionych w Ministerstwie Sprawiedliwości, informuję, że dotychczasowe czynności procesowe z udziałem przesłuchanych świadków, w tym sędziego Łukasza Piebiaka [były wiceminister sprawiedliwości – red.], nie dostarczyły faktycznych i prawnych podstaw do wszczęcia postępowań dyscyplinarnych i przedstawienia zarzutów dyscyplinarnych dotyczących przedmiotu czynności wyjaśniających”. Sędziowie z Mokotowa decyzję Schaba uważają za niezrozumiałą i dlatego napisali list do wiceprezesa sądu ze swoim stanowiskiem.

Za to Piotr Schab i jego dwaj zastępcy Michał Lasota i Przemysław Radzik ścigają niepokornych sędziów, którzy angażują się w obronę wolnych sądów. Ścigają też ofiarę hejtu Krystiana Markiewicza.

Wobec niego toczy się kilka postępowań. Ma już dwie dyscyplinarki – w jednej z nich dostał aż 55 zarzutów. Obie dyscyplinarki są związane z jego działalnością jako szefa Stowarzyszenia Sędziów Polskich "Iustitia".

Co więcej, rzecznik dyscyplinarny sprawdza prawdziwość plotek, którymi oczerniano Markiewicza w aferze hejterskiej. Rzecznik je sprawdza, choć sami bohaterowie afery pisali do siebie w komunikatorach internetowych, że są to niesprawdzone plotki:

Nie wiadomo, kiedy sędzia Jakub Iwaniec wróci do orzekania w mokotowskim sądzie rejonowym. Na razie zakres czynności dla niego musi jeszcze zaopiniować Kolegium Sądu Okręgowego w Warszawie. Sędziowie, którzy napisali list protestacyjny do wiceprezesa sądu, nie mają jeszcze zarzutów dyscyplinarnych. Na razie rzecznik dyscyplinarny prowadzi postępowanie wyjaśniające, które może zakończyć się zarzutami lub umorzeniem sprawy.

Do pracy w stołecznym sądzie nie wróci na razie były wiceminister sprawiedliwości Łukasz Piebiak. Po tym jak w wyniku dymisji stracił stanowisko wiceministra – za aferę hejterską – przebywał na urlopie. A teraz do czerwca 2020 jest na „usprawiedliwionej nieobecności” w sądzie.

;

Udostępnij:

Mariusz Jałoszewski

Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Od 2000 r. dziennikarz „Gazety Stołecznej” w „Gazecie Wyborczej”. Od 2006 r. dziennikarz m.in. „Rzeczpospolitej”, „Polska The Times” i „Gazety Wyborczej”. Pisze o prawie, sądach i prokuraturze.

Komentarze