Polski Ład zmniejszy moją emeryturę o ponad 1000 zł rocznie. Czy tak ma wyglądać sprawiedliwość społeczna? Mogę oddać 13. emeryturę, uważam, że przyznanie jej zamożnym emerytom było błędem. Ale nie godzę się na obcięcie mi emerytury, na którą pracowałem całe życie [WIDZĘ TO TAK]
W grudniu 2020 roku skończyłem 65 lat i zacząłem pobierać emeryturę. Pracuję wprawdzie dalej, pisząc głównie dla OKO.press, ale - jak widać na zdjęciu - mieszkam na wsi i nie jestem etatowym pracownikiem redakcji.
Wcześniej niemal całe życie pracowałem na etacie. Miałem szczęście pracować dużo i dostawać za to godziwą zapłatę. Mój kapitał początkowy, a także składki odprowadzane przez pracodawców, były więc wysokie. W efekcie moja emerytura po waloryzacji w marcu 2021 wynosi 7228,70 zł brutto.
Wiem, to na polskie warunki naprawdę dużo. Czuję się nawet nieswojo, dowiadując się, że równie ciężko pracujące koleżanki i koledzy dostali emerytury dwukrotnie niższe. W zasadzie nie powinienem się tak czuć. Swoją emeryturę wypracowałem ciężką pracą. Nikt mi jej nie dał w prezencie.
Tekst publikujemy w naszym cyklu „Widzę to tak” – od czasu do czasu pozwalamy sobie i autorom zewnętrznym na bardziej publicystyczne podejście do opisu rzeczywistości. Zachęcamy do polemik.
Niedawno dowiedziałem się, że zgodnie z planami PiS ogłoszonymi w Polskim Ładzie, moje świadczenie prawdopodobnie ulegnie istotnej obniżce. Przypomnę, że rządzący zapowiadają z jednej strony podwyższenie kwoty wolnej od podatku, z drugiej nowe, mniej korzystne rozliczanie składki zdrowotnej.
Piszę, „prawdopodobnie” stracę, ponieważ z dotychczasowych zapowiedzi trudno wywnioskować jak od stycznia 2022 zostaną potraktowane osoby pobierające wyższe emerytury. O niejasnym przekazie rządzących wypowiada się na stronie Business Insider dr Antoni Kolek, prezes Instytutu Emerytalnego.
Według rządzących z pewnością zyskają emeryci dostający niskie świadczenia - takich w Polsce jest zdecydowana większość.
źródło: ZUS
Według danych z Instytutu Emerytalnego, cytowanych w OKO.press przez Bartosza Kocejko, na zmianach ogłoszonych w Polskim Ładzie najwięcej zyskają raczej "średniacy", osoby, których emerytura wynosi 2500 zł brutto. Im w kieszeni zostanie dodatkowo 184 zł co miesiąc. Ci, którzy otrzymują 4000 zł brutto, zyskają już tylko 68 zł miesięcznie, zaś osoby, których świadczenie sięga 5000 zł, na nowych przepisach stracą co miesiąc 9 zł.
Jednym słowem w przypadku osób biorących emeryturę powyżej 5000 zł brutto wyższa kwota wolna nie zrekompensuje zmian w rozliczaniu składki zdrowotnej. Dotyczy to ok. 5 proc. polskich emerytów, tj. ok. 300 tys. osób.
Według wyliczeń dr. Łukasza Wacławika z Wydziału Zarządzania krakowskiej AGH, cytowanego przez „Wyborczą”, osoba, która wypracowała emeryturę 5600 zł brutto, po zmianach dostanie 52 zł mniej na miesiąc, co oznacza 624 zł mniej w skali roku. Przy emeryturze 5700 w skali roku straci 744 zł. I tak dalej....
Będą więc emeryci, którzy rocznie stracą tysiąc złotych lub więcej.
Najwyraźniej znajdę się w tej grupie. Z danych ZUS z 2020 r. liczba osób pobierających po zeszłorocznej waloryzacji emerytury powyżej 7 tys. zł wyniosła 35,8 tys. i wyraźnie wrosła (w porównaniu z rokiem 2019 aż o 70 proc.!). Emerytury w wysokości ponad 10 tys. zł dostawało 991 osób, w tym 18 osób ponad 15 tys. zł.
Jestem więc nie lada emerytalnym krezusem, ale czy to znaczy, że w imię solidarności społecznej powinienem podzielić się swoją emeryturą z innymi seniorami? Otóż uważam, że nie. Byłoby to po prostu nieprzyzwoite.
Mam lewicowe przekonania i jestem za sprawiedliwością społeczną, za wsparciem niezamożnych, ale nie w sposób, do jakiego chce mnie zmusić rząd.
Chętnie zgodzę się na niepobieranie 13. emerytury. Uważam wręcz, że przyznanie jej wszystkim, niezależnie od wysokości już pobieranych świadczeń, było błędem.
Zgodzę się również bez szemrania, żebym - jako bogaty emeryt - nic na planowanych zmianach nie zyskał. Ale ze stratą czegoś, na co sam przez całe życie pracowałem, trudno mi się zgodzić.
Dodam jeszcze, że w Polskim Ładzie jest mowa o uldze w PIT dla osób zatrudnionych na umowę o pracę, osiągających roczny dochód w przedziale 70-130 tys. zł. "Dzięki temu reforma będzie neutralna dla podatników zatrudnionych na umowę o pracę z dochodem od 6 do 10 tys. miesięcznie" - czytamy w rozdziale pt. "Uczciwa praca - godna płaca" (str. 46). Sformułowanie jest zupełnie jasne - ulga nie dotyczy emerytów.
Tak to zresztą zrozumieli eksperci z CenEA - z ich szacunków wynika, że kilka procent gospodarstw 60/65+ straci na reformie. Zamożniejsi emeryci - tacy jak ja - mają wiec pełne prawo interpretować, że to właśnie w ten sposób stracą na Polskim Ładzie. Dlaczego rząd traktuje emerytów gorzej niż pracowników? Jakie to ma uzasadnienie? Jeśli ono istnieje, niech je rząd przedstawi.
W tym samym Polskim Ładzie rząd zachęca mnie do pracy na emeryturze. "Pracownicy, którzy osiągną wiek emerytalny 60/65 lat i nie przejdą na emeryturę, lecz zdecydują się kontynuować pracę, nie zapłacą podatku dochodowego (do poziomu progu podatkowego), co zwiększy ich pensję netto" (str. 122).
W moim przypadku więc jedną ręką rząd chce dać, a drugą zabrać. Czy to nie - delikatnie mówiąc - sprzeczny komunikat?
I wreszcie - rząd likwiduje 14. emeryturę, która była znacznie korzystniejsza dla ubogich emerytów niż wyższa kwota wolna z Polskiego Ładu. Otrzymywali ją nawet emeryci ze świadczeniem poniżej minimalnego. Liczba tych ostatnich - notabene - rośnie. Jest ich już ponad 300 tys. Kwota wolna da takim osobom bardzo niewiele - już dziś nie płacą podatku dochodowego, bo prawie nie mają dochodów.
Może niech rząd, szukając źródeł finansowania swoich pomysłów z Polskiego Ładu, rozważy wprowadzenie progu dochodowego uprawniającego do pobierania 13. emerytury. Taki próg istniał w przy likwidowanej właśnie "czternastce", wynosił 2900 zł brutto. Emeryci tacy jak ja nie dostawali więc świadczenia - uważam, że słusznie, i podobny, w istocie całkiem wysoki próg, można z powodzeniem wprowadzić przy 13. emeryturze.
Ale niech rząd nie odbiera ludziom emerytur, które sobie sami przez całe życie wypracowali. To złamanie umowy społecznej.
Pracując jeszcze i biorąc emeryturę, jestem w stanie pomagać kilku osobom, którym powodzi się znacznie gorzej ode mnie. Ale chciałbym to nadal robić z własnej woli i wspierać wybrane przeze mnie osoby, a nie być do tego - w sposób, na jaki nie mam wpływu - być zmuszonym przez rząd.
Rozumiem rządzących, że chcąc ulżyć rzeszy emerytów pobierających przeciętne świadczenia, muszą gdzieś te pieniądze znaleźć (czytaj: komuś je odebrać). Ale upieram się, że nie powinni to być choćby najlepiej uposażeni inni emeryci. Emeryci, których możliwości zarabiania albo już się skończyły, albo za chwilę się skończą. Którzy mają przed sobą widmo większych wydatków na leki i prywatną ochronę zdrowia. Którzy chcą jeszcze choć trochę wspomóc własne dzieci i wnuki.
Jeśli ten tekst jest na wyrost, bo de facto na zmianach zyskają wszyscy emeryci, to przepraszam. W takiej jednak sytuacji rządzący powinni to od początku przyzwoicie i jasno zakomunikować. Najwyraźniej nie przejmują się jednak liczącą 300 tys. grupą wyborców.
Biolog, dziennikarz. Zrobił doktorat na UW, uczył biologii studentów w Algierii. 20 lat spędził w „Gazecie Wyborczej”. Współzakładał tam dział nauki i wypromował wielu dziennikarzy naukowych. Pracował też m.in. w Ambasadzie RP w Waszyngtonie, zajmując się współpracą naukową i kulturalną między Stanami a Polską. W OKO.press pisze głównie o systemie ochrony zdrowia.
Biolog, dziennikarz. Zrobił doktorat na UW, uczył biologii studentów w Algierii. 20 lat spędził w „Gazecie Wyborczej”. Współzakładał tam dział nauki i wypromował wielu dziennikarzy naukowych. Pracował też m.in. w Ambasadzie RP w Waszyngtonie, zajmując się współpracą naukową i kulturalną między Stanami a Polską. W OKO.press pisze głównie o systemie ochrony zdrowia.
Komentarze