0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Dominik Gajda / Agencja GazetaDominik Gajda / Agen...

Wariant koronawirusa BA.1 pojawił się w pod koniec 2021 roku w RPA. 24 listopada WHO nadała mu nazwę omikrona i oznaczyła, jako niepokojący (variant of concern). Ekspertów niepokoiły dwie rzeczy.

Mutacje w białku kolca wirusa oznaczają zawsze, że nowy wariant może wymykać się odporności nabytej po szczepieniach i infekcjach wywołanych poprzednimi wariantami. Tak niestety jest, ale nie ma powodów do paniki. Szczepionki nadal działają - wrócimy do tego później (piszemy m.in., czy warto zaszczepić się czwartą dawką).

WHO niepokoiło też, że omikron był znacznie bardziej zakaźny od poprzednich wariantów. Przez RPA przeszedł jak tornado i szybko stał się dominującym wariantem koronawirusa. Obawy ekspertów się sprawdziły. Pół roku później omikron odpowiada za większość zakażeń na świecie.

Cykl „SOBOTA PRAWDĘ CI POWIE” to propozycja OKO.press na pierwszy dzień weekendu. Znajdziecie tu fact-checkingi (z OKO-wym fałszometrem) zarówno z polityki polskiej, jak ze świata, bo nie tylko u nas politycy i polityczki kłamią, kręcą, konfabulują. Cofniemy się też w przeszłość, bo kłamstwo towarzyszyło całym dziejom. Będziemy rozbrajać mity i popularne złudzenia krążące po sieci i ludzkich umysłach. I pisać o błędach poznawczych, które sprawiają, że jesteśmy bezbronni wobec kłamstw. Tylko czy naprawdę jesteśmy? Nad tym też się zastanowimy.

Zakaźny jak odra? Raczej nie, ale nadal znacznie sprawniejszy od poprzedników

W styczniu 2022 roku epidemiolodzy z Vanderbilt University szacowali, że omikron może być jednym z najbardziej zakaźnych wirusów znanych ludzkości - wirusowi odry. Jedna osoba nim zakażona przekazuje go kolejnym: zakaża od 12 do 18 osób. Podobne wyliczenia dotyczące podwariantu omicrona BA.5 przedstawił na początku lipca australijski epidemiolog i statystyk Adrian Esterman.

Nie jest łatwo wyliczyć ten współczynnik (zwany podstawową liczbą odtwarzania i oznaczany R z indeksem dolnym zero). To, że przypadków wywołanych przez omikron przybywa o połowę szybciej (niż wywołanych przez poprzednie warianty), nie oznacza jeszcze, że jego “zakaźność” jest o połowę wyższa. Natalie Dean, statystyczka i epidemiolożka z Emory University, zauważa, że nie wiemy, za jaką część tego wzrostu odpowiada przełamanie odpowiedzi immunologicznej, czyli to, że układ odpornościowy zwodzą mutacje w białku kolca wirusa.

View post on Twitter

Przeczytaj także:

Liczby nie kłamią

Pewne jest, że wzrost liczby przypadków jest wysoki i mamy już kolejną falę - można stracić rachubę, którą - tym razem falę omikrona. Portal Statista.com (który prezentuje oficjalne dane z wielu krajów świata) wskazywał, że w Wielkiej Brytanii zarejestrowano ponad milion przypadków zakażeń tym wariantem koronawirusa. W Danii i w Niemczech było ich ponad 150 tysięcy, we Francji ponad 80 tysięcy. Na piątym miejscu była Polska, z nieco ponad 31 tysiącami stwierdzonych przypadków zakażeń.

Stwierdzonych, czyli zgłoszonych oficjalnie. Ile ich rzeczywiście było - i ile jest po trzech miesiącach - trudno orzec. Fali zakażeń omikronem sprzyja nie tylko jego wyższa zakaźność. Zrobiliśmy sobie karnawał.

Rząd przestał śledzić liczbę zakażeń, zniósł obowiązek testów PCR, nie wiemy nawet czy dominuje u nas podwariant omikrona numer jeden, czy może pięć. Uradowani poluzowaniem obostrzeń powyjeżdżaliśmy na wakacje. Chodzimy po nadmorskich promenadach, do restauracji i barów, na koncerty i mecze. I co najważniejsze - wyrzuciliśmy maseczki. Nie nosimy ich już ani w środkach komunikacji, ani w sklepach, ani nawet w aptekach.

Poszliśmy na żywioł, jakby omikron był mniej zakaźny (jest bardziej) i powodował tylko katar (jest nieco lżejszy, ale nadal można przejść go ciężko). To rzecz jasna nie ujdzie nam na sucho. Za beztroskę przyjdzie nam zapłacić. Nawet da się już oszacować, jak wysoki będzie rachunek.

Nie ma jeszcze środka wakacji, a liczba zakażeń szybko rośnie. Zachęcam do zajrzenia na stronę OurWorldInData.org i przesunięcie suwaka na wykresie na początek czerwca tego roku. Zobaczymy jak szybko wykres liczby zarejestrowanych dziennych przypadków pnie się do góry. 22 lipca pokazał ponad 2 tys. nowych przypadków (to bilans jednej doby). A pamiętajmy, że oficjalne dane to wierzchołek góry lodowej.

Stolica szykuje się na wrześniową falę

Możemy jednak zajrzeć pod powierzchnię i spróbować zobaczyć więcej. W tym celu musimy zajrzeć do... ścieków. Tak, ścieków, to nie pomyłka.

Wirus namnaża się też w jelitach i jest wydalany z kałem. Badanie ścieków bardzo dobrze sprawdza się w epidemiologii (niedawno tym sposobem w Londynie wykryto wirusy polio).

Od marca 2022 warszawskie Miejskie Przedsiębiorstwo Wodociągów i Kanalizacji pobiera próbki ze ścieków i bada obecność koronawirusa. Próbki nie wskazują, jaki wariant wirusa obecnie dominuje, ale od połowy lipca pokazują wzrost ilości wirusów w ściekach.

Władze stolicy spodziewają się szczytu kolejnej fali zakażeń na koniec sierpnia lub we wrześniu. Cytowana przez “Gazetę Stołeczną” wiceprezydent Kaznowska twierdzi, że miasto jest przygotowane. I jednocześnie nie jest. W szpitalach nie zabraknie środków ochrony osobistej. Zabraknąć może lekarzy.

Kadrową lukę mogliby zapełnić lekarze z Ukrainy, mówi Kaznowska, ale na to potrzeba zgody Ministerstwa Zdrowia. I dodaje, że bardzo długo się na taką zgodę czeka.

Trudno powiedzieć, jak wysoka będzie powakacyjna fala. Nie wiemy ile osób leży chorych z koronawirusem w domu - zapewne większość. Nie wiemy, jaki wariant dominuje w Polsce - najpewniej omikron.

Jest wiele matematycznych modeli, które mogłyby to przewidzieć, także prowadzonych przez polskich naukowców. Eksperci z grupy MOCOS przewidują, że w połowie sierpnia będzie tych przypadków między 9 a 13 tysięcy dziennie.

Ale każdy model jest tylko tak dobry, jak wsadzone weń dane. Jeśli do modelu wsadzimy liczby podawane przez Ministerstwo Zdrowia, prognozy będą inne.

Zdrowy rozsądek podpowiada, że we wrześniu, gdy do szkół wrócą dzieci, zakażeń będzie jeszcze więcej. Było tak za każdym razem, gdy otwierano szkoły po wakacjach lub uczniowie wracali do niej po zdalnym nauczaniu.

Można (całkiem przytomnie) zapytać: zaraz, jakie wzrosty i kolejna fala? Czy to nie oznacza, że szczepionki nie działają?

Szczepionki nadal działają. Ale słabiej i krócej

Odpowiedź brzmi: szczepionki i zakażenia wcześniejszymi wariantami chronią przed omikronem. Niestety chronią słabiej i krócej.

U zaszczepionych osób zakażonych wariantem BA.5 powstaje znacznie mniej przeciwciał (niż powstawało przeciwko pierwotnemu wariantowi koronawirusa SARS-CoV-19), wynika z badań opublikowanych w “New England Journal of Medicine”. Liczba przeciwciał zaczyna też szybko spadać, bo nawet po trzech miesiącach. [Badania te rozchodziły się jako rzekomy dowód nad wyższością odporności naturalnej nad poszczepienną, choć zupełnie nie tego dotyczyły. Wykazano w nich, że odporność jest wyższa po szczepieniu i infekcji niż samym szczepieniu.]

Dwa najnowsze badania (choć jeszcze niezrecenzowane, czyli są to preprinty) też nie są pocieszające. Zakażenie wcześniejszymi wariantami niż omikron zmniejsza ryzyko zakażenia najnowszymi wariantami, BA.4 i BA.5, tylko o 28 proc. Lepiej chroni przed nimi zakażenie wcześniejszymi wariantami omikrona (BA.1 do 3), bo zmniejsza to ryzyko aż o 79,7 proc.

Przeciwciała wytwarzają tylko limfocyty B, które rozpoznają fragmenty kolca wirusa. Jeśli jakieś białko się w nim zmieniło (w wyniku mutacji), nie rozpoznają go i przeciwciał powstaje mniej.

Szczęśliwie układ odpornościowy ma też inne rodzaje wojsk w walce z intruzami. Gdy omikron pojawił się w RPA przeprowadzono tam badania, które również wskazały, że infekcje poprzednimi wariantami słabiej chronią przed nowym. Jednak znacznie zmniejszają prawdopodobieństwo ciężkiego przebiegu choroby i hospitalizacji.

Odpowiadają za to inne limfocyty, T. Mogą one atakować całe białko kolca koronawirusa (a nie jego fragment). Mimo mutacji jest ono nadal bardzo podobne do pierwotnych wariantów wirusa.

Oznacza to, że szczepionki nadal działają, a wcześniejsze przechorowanie także daje odporność. Słabiej chronią nas przed samym zakażeniem nowymi wariantami. Nadal jednak dają ochronę przed jego ciężkim przebiegiem.

Czwarta dawka jest potrzebna, czy nie?

Z danych na stronie Ministerstwa Zdrowia wynika, że w pełni zaszczepionych (szczepionką jednodawkową lub dwiema dwudawkowej) jest nieco ponad 22,5 mln osób. Jednak dawkę przypominającą przyjęło tylko nieco ponad 12 milionów - niewiele ponad połowa wcześniej zaszczepionych.

W Australii, Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii rozpoczęto już szczepienia czwartą dawką. Od 22 lipca także w Polsce będą mogły się nią zaszczepić osoby z obniżona odpornością i wszystkie od 60. roku życia.

Z badań prowadzonych w szwedzkich domach opieki wynika, że czwarta dawka znacząco zmniejsza ryzyko zgonu (zarówno z powodu covidu, jak i innych przyczyn).

Z kolei kanadyjskie badania wskazują, że czwarta dawka zmniejsza ryzyko zakażenia o niemal połowę (49 proc.), zakażenia objawowego o ponad dwie trzecie (69 proc.), zaś ciężkiego przebiegu aż o 86 procent.

Bać się, czy nie bać. Oto jest pytanie

Jest całkiem prawdopodobne, że tej jesieni chorować będą także osoby zaszczepione i te, które chorowały niedawno. Do szpitali jednak trafi mniej chorych niż przy poprzednich falach. Mniej ich także będzie wymagać intensywnej opieki. Są to mimo wszystko dobre wiadomości.

Debunking

Pandemia się skończyła, wirus już nam nie grozi
Raczej fałsz. Chorobę przechodzimy trochę łagodniej, ale już teraz liczba zakażeń rośnie lawinowo. Zaczęła się kolejna fala

Złe są takie, że nawet łagodny wirus może obciążyć służbę zdrowia i tak już mocno nadwyrężoną dwoma latami pandemii i brakami personelu. Najgorszą wiadomością jest zaś to, że wyłączyliśmy czujność i zdrowy rozsądek - pędzimy w stronę jesiennej fali całkiem beztrosko.

Nawet jeśli infekcję koronawirusem przejdziemy łagodniej, nie jest to wcale lekkie zakażenie. O skutkach przechorowania covidu napisano już setki artykułów naukowych. Każdy z nas słyszał też opowieści sąsiadów i znajomych. Infekcja może uszkodzić płuca, nerki, spowodować zapalenie mięśnia sercowego. Z osób, które trafiły z covidem do szpitala, po roku w pełni zdrowa czuje się tylko co trzecia.

Z najnowszych naukowych doniesień (tu i tu) można dodać tylko, że nawet łagodne przechorowanie koronawirusa znacząco zwiększa ryzyko cukrzycy i chorób serca - aż o 80 procent.

To bardzo zdroworozsądkowe powody, dla których nadal warto obawiać się koronawirusa. Nie warto chować głowy w piasek i udawać, że zniknął. Nie zniknął i przekonamy się już we wrześniu.

;
Wyłączną odpowiedzialność za wszelkie treści wspierane przez Europejski Fundusz Mediów i Informacji (European Media and Information Fund, EMIF) ponoszą autorzy/autorki i nie muszą one odzwierciedlać stanowiska EMIF i partnerów funduszu, Fundacji Calouste Gulbenkian i Europejskiego Instytutu Uniwersyteckiego (European University Institute).

Udostępnij:

Michał Rolecki

Rocznik 1976. Od dziecka przeglądał encyklopedie i już mu tak zostało. Skończył anglistykę, a o naukowych odkryciach pisał w "Gazecie Wyborczej", internetowym wydaniu tygodnika "Polityka", portalu sztucznainteligencja.org.pl, miesięczniku "Focus" oraz serwisie Interii, GeekWeeku oraz obecnie w OKO.press

Komentarze