Porażka opozycji jest większa, niż ktokolwiek mógł się spodziewać. Orbán nie tylko utrzymał większość konstytucyjną, ale wręcz się umocnił. A do parlamentu wchodzi też skrajnie prawicowa partia
„Jesteśmy smutni i rozczarowani. Tak jak wszyscy tutaj” — mówią mi 18-letni Arpad i 22-letnia Dominika (to nie oni są na zdjęciu ilustrującym ten tekst).
Rozmawiamy na placu przed zamkiem Vajdahunyad, kiedy już wiadomo, że węgierska opozycja przegrała wybory do parlamentu. Zwycięstwo Orbána jest przytłaczające. W 199-osobowym parlamencie będzie miał 135 miejsc. To znaczy, że opozycja nie tylko nie odebrała mu konstytucyjnej większości, ale Fidesz Orbána wręcz się umocnił.
Na budapesztańskim lodowisku, gdzie zwolennicy opozycji czekali na wyniki, dominował smutek i rozczarowanie. W przeważającej większości byli tam młodzi ludzie, którzy nie kryli swoich emocji. Przygnębiające wrażenie robiły porzucone banery opozycji.
Dobra wiadomość tego wieczora jest taka, że odbywające się również w niedzielę homofobiczne referendum najprawdopodobniej będzie nieważne.
Do urn poszło 69,47 proc. uprawnionych do głosowania.
Na 199 miejsce w parlamencie Fidesz zdobył aż 135. Partię Orbána poparło 53,1 proc. wyborców, ale system jest tak skonstruowany, że będzie miała aż 67,8 proc. mandatów. To znaczy też, że Orbán po raz czwarty utworzy rząd, który będzie miał za sobą większość konstytucyjną. Oraz że ma o dwa mandaty więcej niż przed czterema laty.
Opozycja ma 56 mandatów. O siedem mniej niż w 2018 roku. Zagłosowało na nią 35 proc. wyborców. Partie opozycyjne startowały jako jedna lista - Wspólnie dla Węgier. Były na niej: Koalicja Demokratyczna, Jobbik, Momentum, Węgierska Partia Socjalistyczna, Węgierska Partia Zielonych i Dialog dla Węgier. Porozumienie miało opozycji pomóc pokonać Fidesz w okręgach jednomandatowych - inaczej niż w poprzednich latach kandydaci opozycji nie startowali przeciwko sobie. Wyborcy popierający opozycję nie mieli wyboru - zawsze był tylko jeden kandydat opozycji.
Do parlamentu wchodzi też skrajnie prawicowa partia Mi Hazánk. Będzie miała siedmiu posłów.
Niespodzianką jest to, że Partia Psa o Dwóch Ogonach, działająca jak połączenie trupy komediowej z organizacją pozarządową, dostała 3,28 proc. głosów. To znaczy, że dostanie zwrot kosztów kampanii.
Fidesz był faworytem wyborów - na zwycięstwo partii Orbana pracował cały system polityczny - od mediów po system wyborczy. Opozycja liczyła jednak na to, że przynajmniej pozbawi Orbána większości konstytucyjnej. Nawet to się nie udało.
Oficjalne wyniki zostaną podane za kilka dni, kiedy zostaną policzone wszystkie głosy z zagranicy. W kilku okręgach, gdzie kandydaci dostali bardzo podobną liczbę głosów, sytuacja wciąż jest niepewna.
„Nie rozumiemy, co się stało. Po prostu nie rozumiemy. Byliśmy tacy entuzjastyczni. Wierzyliśmy, że to się uda” — mówi Arpad, który dziś głosował po raz pierwszy.
Opozycja urządziła swój sztab w budynku budapesztańskiego lodowiska - Városligeti Műjégpálya. Na placu, który latem jest jeziorem, a zimą - największym lodowiskiem w Europie, rozstawiono budki z hamburgerami i stoiska z alkoholem. Na liderów opozycji czekała scena ustawiona na tle XIX-wiecznego malowniczego zamku Vajdahunyad.
Ludzi zaproszono na godzinę osiemnastą, ale mało kto się wtedy zjawił. Lokale wyborcze zamykały się o 19, choć jeszcze przez kilkadziesiąt minut głosujący stali w kolejkach. Dziennikarze usłyszeli w sztabie, że wyniki będą znane około godz. 22:00 i wtedy wystąpi lider opozycji. Jednak już po godz. 19:00 pojawiła się prognoza pracowni Medián, według której Fidesz miał 121 miejsc, a opozycja 77. To by oznaczało, że opozycja co prawda nie wygrała, ale partia Orbána straci większość konstytucyjną (131 miejsc). Rzeczywistość okazała się dla opozycji dużo gorsza od tej prognozy.
Plac pozostał prawie pusty niemal do 22:00. Nie było ani tłumów, ani oznak entuzjazmu, które widać było jeszcze dzień wcześniej na ostatnim wiecu opozycji.
W środku atmosfera była nie lepsza. Dziennikarze mieli do dyspozycji dwa pomieszczenia, politycy zamknęli się gdzieś indziej. Mimo zapowiedzi, że przedstawiciele opozycji będą do dyspozycji mediów, niewielu polityków odważyło się zajrzeć do przedstawicieli prasy. W wypełnionej do ostatniego miejsca sali dla telewizji rozchodziła się plotka, że politycy opozycji z nami nie rozmawiają, bo spodziewają się znaczącej przegranej, której nie chcą komentować.
Po godzinie 22:00 plac zaczął się zapełniać - niemal wyłącznie młodymi ludźmi. Wyniki były już znane i z każdym kwadransem coraz gorsze dla opozycji. Zawiedzeni młodzi czekali na wystąpienie Márki-Zay. Popijając piwo i dojadając frytki, patrzyli na uderzająco pustą mównicę.
„Nie wiemy, co się teraz stanie, mamy tyle pytań, nie wiemy, co będzie z opozycją” — przygnębienie wręcz bije ze słów Arpada. „Tutaj chyba nie da się wygrać”. Po chwili dodaje:
„Prześpimy się i jutro znowu będzie to samo, ta sama depresja”.
Arpad przyznaje, że zastanawia się, czy wyjechać z Węgier. Nie widzi tu dla siebie przyszłości, chce mieszkać i pracować w europejskim kraju, a Węgry są według niego coraz dalsze od bycia takim krajem.
To samo mówiła mi wcześniej 20-letnia studentka architektury Hajnal: „Jeśli Orbán znów wygra, wielu młodych ludzi opuści Węgry z powodów ekonomicznych. Chciałabym mieszkać na Węgrzech, kocham Budapeszt i moją rodzinę. Nie chodzi o to, że nie widzę nadziei, tylko nie widzę możliwości lepszego życia”.
Arpad dodaje, że to rodzice namawiają wielu młodych ludzi, żeby wyjeżdżali. Nie chcą, żeby pozostali na Węgrzech jako stracone pokolenie.
Po godzinie 22:30 na swoim wiecu wyborczym wystąpił Viktor Orbán. „Wygraliśmy tak bardzo, że widać to nawet z księżyca, a już na pewno z Brukseli” - mówił premier Węgier.
W końcu do kilkuset zgromadzonych pod zamkiem Vajdahunyad wyszedł też lider opozycji. Na wystąpienie Péter Márki-Zay czekali aż do 23:20. Był sam, tylko w otoczeniu rodziny, nie towarzyszyli mu przywódcy opozycyjnych partii. Pytany później przez dziennikarzy, dlaczego tak było, odpowiedział, że chodziło mu o to, by przemówić bezpośrednio do młodych ludzi.
„Chciałem dać nadzieję tym młodym ludziom. Chciałem pokazać tym, którzy rozważają wyjazd zagranicę, że ja też mam dzieci i zostaję”.
Péter Márki-Zay w imieniu opozycji uznał zwycięstwo Orbána. „To była nierówna walka” - stwierdził. A mimo to zdaniem lidera opozycji Orbán obawiał się, że może stracić władzę. Prosił zgromadzonych, by się uspokoili, przespali i trzeźwo rozważyli swoją decyzję. „Nadchodzą ciężkie czasy” - ostrzegał.
„To bezpośredni człowiek, mówi jasno, wprost. Jest uczciwy i szczery, to rzadkie wśród polityków” — ocenia Dominika. Wciąż widzi nadzieję w Márki-Zayu. Ale na pytanie, czego spodziewa się teraz, tylko kręci głową. „Jestem smutna” - powtarza.
Kandydat węgierskiej opozycji na premiera, Péter Márki-Zay, wyszedł do dziennikarzy po północy. Było już jasne, że Orbán nie tylko wygrał, ale wręcz się umocnił.
„Po przegranej opozycji cztery lata temu wierzyliśmy, że wygrana jest możliwa. Jeśli ułożymy te puzzle, możemy pokonać Orbána. Nawet na jego warunkach, na jego polu, w grupach, które go popierają. Lekcja, jaką dzisiaj według mnie dostaliśmy, jest taka, że to nie było możliwe”.
Márki-Zay kilka razy powtórzył: „Wszystko zrobiliśmy dobrze”. Podkreślał, że opozycja się zjednoczyła, wystawiła dobrych kandydatów i miała program, który mógł zapewnić dobre warunki życia i państwo prawa. „Moją kandydaturą przekonaliśmy nawet konserwatystów. Przekonaliśmy też młodych. Możecie ich tutaj zobaczyć. Wszystko zrobiliśmy dobrze”.
Dlaczego zatem się nie udało? „Po latach prania mózgów Orbán zawsze wygrywa wybory w tym kraju”.
Jaki jest plan polityka, który był kandydatem opozycji na premiera? „Najpierw idę do domu, po czterech latach ciężkiej pracy, a po roku prawie bez snu, muszę iść do domu się przespać”. Obiecał, że jak się wyśpi, wycałuje dzieci i spotka z przyjaciółmi, wróci z nowymi pomysłami. „Nie mam odpowiedzi, co dalej. Zostajemy tu i będziemy walczyć”.
Márki-Zaya zapewnił też, że nie wyjeżdża z Węgier. „To jest mój kraj i nie chcę, żeby rządzili nim złodzieje i kryminaliści. Nie pozwolę, żeby Orbán i ten system prześladowali mniejszości, Romów, osoby LGBTQ, chrześcijan, nikogo, kto się nie zgadza z rządzeniem za pomocą korupcji i kampanii nienawiści. Pozostaniemy razem i będziemy bronić siebie nawzajem. To jest moje zadanie. Czuję, że jestem to winnym moim siedmiorgu dzieciom” — mówił Péter Márki-Zay
Na pytanie, czy wybory były wolne, a Węgry są demokracją, Péter Márki-Zay odpowiedział, że wybory nie były fair, a 12 lat prania mózgów, propagandy, wykluczania opozycji z debaty publicznej, sprawiło, że wiele osób widzi tylko jedną stronę medalu. „Słyszą, że opozycja zabierze emerytury, zlikwiduje płacę minimalną, wyśle ich dzieci, żeby umierały za Ukrainę. Ludzie wybierają bezpieczeństwo, bo wierzą, że to, co słyszą jest prawdą” — mówił Péter Márki-Zay.
Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.
Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.
Komentarze