0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Wladyslaw Czulak / Agencja Wyborcza.plWladyslaw Czulak / A...

Niemcy powinni przygotować się na blackout - przestrzegł w wywiadzie z "Welt am Sonntag" Ralph Tiesler kierujący Federalnym Urzędem Ochrony Cywilnej i Pomocy Ofiarom Katastrof (BKK). Według Tieslera ryzyko dotkliwych, ale czasowych i ograniczonych do terytorium poszczególnych regionów wyłączeń prądu jest wysokie.

Blackout w styczniu lub lutym?

„Musimy założyć, że zimą będą przerwy w dostawie prądu” – mówił szef BKK w wywiadzie dla „Welt am Sonntag". - „Ryzyko takiej sytuacji wzrasta od stycznia i lutego, więc musimy wyjść z założenia, że miejscami przez pewien czas będą występowały przerwy w dostawie prądu”.

Tiesler zauważył też, że niektóre z lokalnych władz nie są przygotowane na blackouty – na przykład nie mają awaryjnych generatorów, które zapewniłyby dostawy dla najważniejszych obiektów.

Zima rzeczywiście może być trudnym momentem dla niemieckiego systemu elektroenergetycznego. Miks energetyczny naszych zachodnich sąsiadów jest w sporej mierze oparty o gaz, z którego w skali roku produkują 14,6 proc. swojego prądu. W zimie gaz przydaje się bardziej, bo mniej prądu produkują ogniwa fotowoltaiczne. Moc paneli słonecznych w Niemczech może sięgać nawet 58,5 gigawatów (mniej więcej tyle wynosi cała moc zainstalowana wszystkich źródeł energii w Polsce). Ich efektywność w zimie spada jednak z powodu mniejszego nasłonecznienia.

Przeczytaj także:

Niemieckie magazyny napełnione, ale optymizm ostrożny

Elektrownie gazowe mogą mieć problem między innymi przez zatrzymanie dostaw rurociągiem Nord Stream, transportującym surowiec z Rosji. Obie jego nitki zostały uszkodzone pod koniec września. Sprawę bada szwedzka prokuratura – śledczy obstawiają sabotaż, w pobliżu gazociągu znaleziono ślady materiałów wybuchowych.

„Niemiecka gospodarka jest silnie uzależniona od gazu ziemnego, który niemal w całości sprowadzany jest z zagranicy. Ponad połowa importowanego surowca pochodzi z Rosji. Przez lata, ze względu na przekonanie o wspólnocie interesów, niebezpieczny stopień zależności gazowej od Rosji był w RFN bagatelizowany. Błędem polityki energetycznej Berlina okazał się brak odpowiedniej dywersyfikacji źródeł dostaw” - komentował sytuację uzależnionych energetycznie od Kremla Niemiec Michał Kędzierski z Ośrodka Studiów Wschodnich.

Wypowiedź Tieslera szybko rozniosła się po niemieckich mediach, jest też chętnie komentowana w sieciach społecznościowych. Mimo to Niemcy patrzą na kilka następnych miesięcy z rosnącym, choć ostrożnym optymizmem. Magazyny gazu wypełnione są już ponad stan, a do marca ten poziom nie powinien spaść poniżej 40 proc. Ich pojemność wynosi aż 20 mld metrów sześciennych. Dotychczas średnie roczne zużycie sięgało 85-90 mld metrów sześciennych, w tym roku powinno być jednak wyraźnie mniejsze.

Końca dobiegła również budowa pierwszego niemieckiego gazoportu. Skroplone paliwo LNG będzie dopływać do portu w Wilhelmshaven. „Niemcy mogą szybko i z wielką determinacją realizować projekty infrastrukturalne, gdy rządy federalne i regionalne wraz z uczestnikami projektu działają razem” - mówił z zadowoleniem minister gospodarki i wicekanclerz Robert Habeck. Budowę terminala gazowego zakończono po zaledwie 200 dniach.

Mały blackout możliwy, życie atomu przedłużone

Mimo to operatorzy biorą pod uwagę możliwość krótkotrwałych przerw w dostawie energii do odbiorców. Uprzedza o tym Amprion, jeden z czterech operatorów sieci przesyłowych w Niemczech.

„Zimą operatorzy systemów przesyłowych spodziewają się wyjątkowo napiętej sytuacji w dostawach. Powodów jest wiele. Problemem są oczywiście dostawy gazu, ale także kwestia tego, jak krytyczna sytuacja na rynku energii wpływa na nasze kraje sąsiedzkie i jaką łączną mocą elektrowni dysponujemy zimą w Europie. (...) Nie możemy zatem wykluczyć możliwości wystąpienia tzw. niedoborów obciążenia w Niemczech tej zimy. Nie byłoby wtedy wystarczającej ilości energii elektrycznej na pokrycie przewidywanego zużycia” - wyjaśnia Amprion.

„W najgorszym przypadku może dojść do tzw. kontrolowanego zrzutu obciążenia: operatorzy systemów przesyłowych odłączają na krótki czas odbiorców od sieci. Odbywa się to w sposób niedyskryminujący: nie rozróżniamy różnych konsumentów. Kontrolowane zrzucanie obciążenia występuje również regionalnie i przez ograniczony czas” - piszą przedstawiciele Ampriona. Jak jednocześnie podkreślają, w żadnym wypadku nie można nastawiać się na długotrwały i dotkliwy blackout.

W tej sytuacji Berlin zdecydował się na przedłużenie życia nadal działających elektrowni jądrowych. Dwa obiekty na południu Niemiec pozostaną w rezerwie do kwietnia 2023 roku. Federalny rząd milczy jednak o planach długoterminowego powrotu do atomu. Wicekanclerz Habeck, polityk antyatomowych Zielonych podkreślał, że pozostawienie obu obiektów w miksie jest jedynie planem awaryjnym.

„Wyniki testu warunków skrajnych wykazały, że musimy na wszelki wypadek zimą 2022/23, w ograniczonym stopniu i czasie, stworzyć rezerwę z dwóch południowych elektrowni jądrowych Isar 2 i Neckarwestheim” - mówił federalny minister gospodarki.

W Polsce awaria za awarią

Jak na tle Niemiec wypada Polska? Jesteśmy w stosunkowo niezłej sytuacji – kryzys gazowy nie dotyka nas w stopniu porównywalnym do krajów Zachodu, które między innymi na tym źródle energii opierały swój system energetyczny. W Polsce jego znaczenie jest marginalne, a stabilność dostaw gazu ma o wiele większe znaczenie dla ciepłownictwa. Brakuje też na razie informacji o niedoborach węgla dla elektrowni spalających surowiec o wiele gorszej jakości niż gospodarstwa domowe.

Nie znaczy to jednak, że nie mamy problemów.

Jednym z największych jest awaryjność polskich elektrowni węglowych – w tym oddanego w 2020 roku bloku w Jaworznie. Obiekt o mocy 910 megawatów znów zalicza przerwę w działaniu. Znów – bo seria nieplanowanych wyłączeń trwa od sierpnia. Kto jest odpowiedzialny za awarie? Według spółki odpowiadającej za budowę elektrowni (Rafako), to używający słabej jakości paliwa właściciel (spółka Tauron). Według Tauronu – odpowiedzialne za wadliwą konstrukcję bloku jest Rafako. W ostatnich dniach awarie zdarzały się też między innymi w Połańcu, Opolu, Kozienicach czy Bogatyni.

„Pomimo awarii bloku nr 7 elektrowni Jaworzno drugi system pracuje stabilnie. Każdy megawat mniej w systemie jest dla nas zauważalny i pomniejsza rezerwę mocy, ale ta sytuacja nie jest krytyczna” - uspokajali mimo to na łamach "Gazety Wyborczej" przedstawiciele Polskich Sieci Energetycznych.

Przerwy w dostawach albo drogi prąd

Nawet jeśli unikniemy kryzysu niedoboru energii, możemy wpaść w kryzys cenowy. W przypadku niedostatecznej produkcji w nowoczesnych elektrowniach (takich jak ta w Jaworznie) pozostanie nam korzystać z przestarzałych bloków i ratować się importem. Oba scenariusze oznaczają wzrosty cen energii w hurcie, skupowanej między innymi przez wielki przemysł. A blackout nadal pozostaje opcją – przestrzegał przy okazji sierpniowej awarii w Jaworznie Paweł Czyżak, ekspert ds. energetyki w think-tanku Ember.

„W całej Europie jest mało mocy, import może nas uratować awaryjnie – może na jeden dzień. Sprowadzanie dużych ilości prądu od sąsiadów przez wiele tygodni nie będzie wchodzić w grę. Wypadnięcie na przykład Jaworzna w zimie rodzi pytanie, czy wystarczy nam bloków, by zapełnić tę lukę” - mówił OKO.press Czyżak.

Po obu stronach Odry zima będzie trudna. Nad Wisłą moglibyśmy być spokojniejsi, gdyby nie decyzje Zjednoczonej Prawicy z 2016 roku. To wtedy rządzący zablokowali rozwój energetyki wiatrowej na lądzie. W związku z tym w zimie trudno jest liczyć na pokrycie strat z awaryjnych elektrowni węglowych dzięki zwiększonej generacji z odnawialnych źródeł energii. A to ratowało nas latem.

Udostępnij:

Marcel Wandas

Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska i Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.

Komentarze