0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Ina FASSBENDER / AFPIna FASSBENDER / AFP

Dotyczy on głównie migracji, transformacji energetycznej, stosunku do zbrojeń. Trudno uwierzyć, że ledwie 3,5 roku temu, we wrześniu 2021 roku, wybory wygrała progresywna koalicja socjaldemokratów, zielonych i liberałów. Znaczny wzrost sympatii skrajnie prawicowych, jak i powstanie nowego ugrupowania konserwatywnego na lewej flance są papierkiem lakmusowym tych zmian. Jakie tematy i emocje poprowadzą Niemców już za chwilę do urn wyborczych?

Krótki epizod koalicji świateł drogowych

W 2021 roku doszło w Niemczech do przełomowego wydarzenia: po 16 latach skończyła się era Merkel. Co prawda pani kanclerz już w 2018 roku zapowiedziała polityczną emeryturę, decydując, że nie będzie ubiegać się po raz kolejny o przywództwo w partii, jednak jej odejście zbiegło się ze zmianą politycznej warty. Wybory federalne we wrześniu 2021 roku wygrali socjaldemokraci z SPD (25,7 proc.), otrzymując po raz pierwszy po 2005 roku misję tworzenia rządu. Do negocjacji koalicyjnych zaprosili Zielonych (14,8 proc.) oraz liberałów z FDP (11,4 proc.), i tak powstała „koalicja świateł drogowych”, nazywana tak tradycyjnie od konstelacji kolorów partii. Umowa koalicyjna, dokument zwyczajowo negocjowany i zawierany na czas trwania kadencji przez partie rządzące, nosił tytuł „Odważyć się na więcej postępu”, zapowiadając więcej wolności, sprawiedliwości i zrównoważonego rozwoju. Kanclerzem został Olaf Scholz, co po latach rządów konserwatywnych chadeków brzmiało naprawdę obiecująco.

Tymczasem koalicja świateł drogowych nie przetrwała nawet pełnej kadencji.

Od początku trzeszczała w szwach, głównie przez konflikty między liberałami a bardziej zgodnymi socjaldemokratami i Zielonymi. W listopadzie, po nieudanych próbach uchwalenia budżetu na 2025 rok, Olaf Scholz zdymisjonował Christiana Lindnera, ministra finansów. Tym samym powstał mniejszościowy rząd czerwono-zielony, który w grudniu nie otrzymał wotum zaufania. Przyspieszone wybory rozpisano na 23 lutego 2025 roku. To bardzo rzadki precedens w niemieckiej historii.

Prognozy wskazują na niskie poparcie dla dotychczasowych partii koalicyjnych. SPD oscyluje wokół 15 proc., FDP może w ogóle nie dostać się do Bundestagu, bo nie przekroczy progu wyborczego 5 proc. Tylko zdyscyplinowany elektorat Zielonych pozostał w dużej mierze wierny swojej partii. Przewagę ma na nowo CDU (30 proc.), ale na drugim miejscu plasuje się skrajnie prawicowe AfD (21 proc.). Na lewym skrzydle nowe konserwatywno-lewicowe ugrupowanie Sojusz Sahry Wagenknecht (BSW) konkuruje o wyborców z Die Linke. W Niemczech wyraźnie widać z jednej strony polaryzację nastrojów, a z drugiej wychył na prawo.

Przeczytaj także:

Kryzys na wielu frontach

Postępowy gabinet Scholza nie miał miodowego miesiąca. Od razu musiał zmierzyć się z wyzwaniami i problemami odziedziczonymi po poprzednim rządzie, częściowo obsadzonym przez polityków SPD w ramach wielkiej koalicji z CDU. Po pierwsze, wciąż trwała pandemia. Dopiero w kwietniu 2023 roku zniesiono ostatecznie restrykcje. O ile pod względem zdrowia publicznego, Niemcy przeszły przez pandemię w miarę sprawnie – z wysokim odsetkiem wyszczepienia (76,4 proc. populacji przyjęło bazową immunizację), to pandemia odcisnęła swoje piętno na gospodarce, w postaci spadku wydatków konsumpcyjnych, jak i inwestycji publicznych o ponad 5 proc. na przestrzeni lat 2020-2023.

Niecałe trzy miesiące po przejęciu władzy przez rząd Scholza wybuchła wojna w Ukrainie. Wydarzenie to wstrząsnęło Niemcami. Z jednej strony, pozytywnie zweryfikowały się latami lekceważone ostrzeżenia wschodnich sąsiadów, w tym Polski, przed Władimirem Putinem. Nagłe odcięcie od rosyjskich surowców kopalnych, w szczególności taniego gazu, zachwiało modelem gospodarczym Niemiec, opartym w dużej mierze na energochłonnych gałęziach przemysłu.

Co więcej, pod znakiem zapytania stanęła także polityka bezpieczeństwa Niemiec. „Zmiana poprzez zbliżenie”, słynna koncepcja dotycząca przekalibrowania polityki wschodniej RFN w latach 70., zdezaktualizował się. Niemcy stanęli w obliczu wojny toczącej się na kontynencie europejskim z niedofinansowaną Bundeswehrą oraz presją ze strony NATO na realizację zobowiązania, by wydawać co najmniej 2 proc. PKB na obronność.

Kolejnym wyzwaniem okazała się wzbierająca imigracja. Po 2015 roku, w konsekwencji destabilizacji Bliskiego Wschodu wojną w Syrii, liczba przybyszów przekroczyła 2,1 miliona. Skokowy wzrost migracji dokonał się także w 2022 roku, po ataku Rosji na Ukrainę. Liczba migrantów sięgnęła 2,6 miliona – najwięcej w historii zjednoczonych Niemiec, by w 2023 roku spaść jedynie do ok. 1,9 miliona, co i tak jest ogromną liczbą, trzecią co do wielkości od 1991 roku.

Taki napływ ludzi wiąże się z wieloma wyzwaniami, przede wszystkim infrastrukturalnymi – zagwarantowaniem im na czas rozpatrywania ich spraw zakwaterowania, opieki medycznej, psychologicznej, edukacji dla dzieci. Urzędy ds. migracji zatykają się, wydłużając okres bezczynności osób oczekujących na decyzje, niemogących podjąć w tym czasie zatrudnienia. Według Federalnego Urzędu Kryminalnego wzrósł też udział obcokrajowców w ogólnej liczbie podejrzanych o popełnienie przestępstw, jak i będących ofiarami przestępstw.

Na domiar złego niemiecka gospodarka dostała zadyszki. Z jednej strony przyczyniły się do tego wspomniane ekonomiczne skutki pandemii oraz wojny w Ukrainie w postaci spadku popytu konsumpcyjnego. Wzrost cen energii, jak i wzrost inflacji (z 0,5 proc. w 2020 roku do 6,2 proc. w 2022 roku) odbiły się na budżetach domowych obywateli. Trudnością jest także przestawienie energochłonnej gospodarki na inne źródła zasilania. Szczególnie niedomagały z tego powodu przemysł maszynowy i samochodowy. Ten ostatni w dodatku nieco zaspał na rewolucję mobilności, dając się wyprzedzić markom z Azji czy amerykańskiej tesli.

Do tego dochodzą jeszcze czynniki takie jak osłabienie eksportu do Chin – jednego z głównych partnerów handlowych Niemiec, chroniczny niedobór wykwalifikowanej siły roboczej, czy awersja do ryzyka i ograniczenie potencjału inwestycyjnego ze względu na tzw. hamulec zadłużenia, wpisany około dekady temu do konstytucji. Ten splot czynników koniunkturalnych i strukturalnych spowodował, że prognozy dla Niemiec, ze wzrostem grubo poniżej 1 proc., są najgorsze wśród wszystkich krajów OECD, a polepszenia spodziewać się można dopiero w roku 2026.

Pandemia, spowolnienie gospodarcze, rosnące koszty utrzymania, tocząca się wojna, przytoczenie imigracją – nie tylko w Niemczech to pasmo sytuacji kryzysowych naznaczyło ostatnie lata. I także w Niemczech widać wahnięcia nastrojów społecznych, które przesądzą o wyniku najbliższych wyborów.

Społeczeństwo na zakręcie

Koalicja świateł drogowych miała być od dawna wyczekiwanym powiewem świeżości. Faktycznie, zrealizowała kilka światopoglądowych postulatów, takich jak legalizacja konsumpcji marihuany, dostęp do informacji o świadczeniu zabiegów aborcji, prawo o samostanowieniu płci. Nie pozwoliła także na cięcia wydatków socjalnych oraz przez kilka lat z rzędu omijała hamulec zadłużenia, celem rozruszania gospodarki kosztem deficytu.

Nastroje w kraju jednak szybko uległy zmianie. Z entuzjazmu i nadziei na nowe rozdanie w 2021 roku niewiele zostało. Obywatele i obywatelki są w większości niezadowoleni z pracy czołowych polityków i polityczek w kraju, nie darzą ich także ani sympatią, ani zaufaniem. Szczególnie młodzież jest sceptyczna wobec polityki, jak i pełna obaw o przyszłość, czuje się osamotniona w coraz bardziej skomplikowanym świecie, a przez to – podatna na radykalne pomysły. W wyborach europejskich w 2024 roku opinię publiczną zszokowały preferencje wyborcze młodych: skrajna partia AfD okazała się najpopularniejsza, na równi z CDU, agresywnie prowadząc kampanie w mediach społecznościowych i targetująca młodzież, szczególnie na wschodzie kraju.

Pod wpływem kumulacji kryzysów niemieckie społeczeństwo przeszło w ostatnich latach swego rodzaju korektę nastrojów.

Przynajmniej część zrewidowała swoje poglądy na temat migracji, klimatu, wydatków na zbrojenia. Stosunek do uchodźców w ostatniej dekadzie zmienił się znacząco: w 2015 roku, przeciwko ich przyjmowaniu było w Niemczech około 30 proc. respondentów. Dziś jest ich 68 proc. 85 proc. jest też przekonanych, że Niemcy nie radzą sobie z napływem migrantów. Szczególną niechęć odnotować można na wschodzie kraju, gdzie statystycznie mieszka najmniej osób z migranckim pochodzeniem. Koalicja świateł drogowych podejmuje wprawdzie starania, by zwalczać szczególnie proceder przemytu ludzi, jak i ograniczyć wjazd osób bez szans na zalegalizowanie pobytu. Poszerzono na przykład wyrywkowe kontrole paszportowe na granicach z kolejnymi krajami ościennymi: Polską i Czechami, ale nastoje się nie poprawiły.

To nie jedyne różnice między dawnym NRD a RFN. W pamiętnym przemówieniu w Bundestagu po agresji Rosji na Ukrainę Olaf Scholz zapowiedział Zeitenwende i zmianę zarówno paradygmatu polityki wschodniej Niemiec, jak i odkurzenie polityki obronnej. Nie wszędzie spotkała się ona z poparciem. Na zachodzie wciąż wsparcie dla wysyłki broni na Ukrainę jest większe niż na wschodzie (70 proc. kontra 53 proc.), podobnie z możliwością bezpośredniego zaangażowania niemieckiej armii – połowa wschodnich Niemców nie chce takiego scenariusza, w porównaniu z jedną trzecią mieszkańców Zachodu. Wciąż jednak połowa uważa, że nie wykorzystano wszystkich kanałów dyplomatycznych, by jak najszybciej zakończyć tę wojnę.

Niemcy znane były także jako forpoczta Energiewende – transformacji energetycznej, odchodzenia od paliw kopalnych, jak węgiel, czy odrzucenia atomu, na rzecz odnawialnych źródeł energii. Tymczasem rozpad przyjaznych relacji z Rosją, utrata dostępu do taniego gazu, inflacja oraz dość ofensywne podejście Zielonych do przyspieszenia zarówno transformacji energetycznej (np. pomysł stopniowego wprowadzania wymogu instalowania kosztownych pomp ciepła w wolnostojących domach), jak i transportowej (odchodzenie od diesli, wprowadzenie ograniczeń prędkości na autostradach) spowodowały rewizję dotychczasowych polityk. Wprawdzie znaczna część społeczeństwa wciąż uważa, że transformacja energetyczna jest konieczna oraz jest gotowa podjąć działania na rzecz ochrony klimatu, to powstają rozbieżności co do tego, jak to zrobić. W tych okolicznościach temat atomu powrócił. Tu widać konflikt pokoleniowy – najmłodsi Niemcy nie chcą atomu.

Rosnąca frustracja, jak i rozbieżność opinii wobec kluczowych kwestii w społeczeństwie stała się coraz bardziej odczuwalna w życiu publicznym. W ostatnich latach miało miejsce wiele protestów. Przeciwnicy szczepień i wątpiący w istnienie pandemii zaatakowali w lecie 2020 roku Reichstag. We wschodnich Niemczech ciągle trwały antyimigranckie „spacery” popłuczyn po stawiającym sobie za cel walkę z islamizacją ruchu PEGIDA. W Chemnitz w 2018 roku doszło do brutalnych zamieszek i samosądów na przypadkowych osobach wyglądających na obcokrajowców. W 2024 roku przeciwko cięciom subwencji dla rolnictwa i śrubowaniu regulacji prośrodowiskowych na drogi wyjechały traktory, ale miały też miejsce akcje aktywistów klimatycznych przyklejających się do publicznej infrastruktury, by zwrócić uwagę na kryzys klimatyczny. Protestowano przeciwko wojnie w Ukrainie – oraz na rzecz pokoju z Rosją. Niektórzy z pewnością dadzą wyraz swojej frustracji i niezadowoleniu jeszcze przy najbliższych wyborach.

Wyborcy rozczarowani, wynik wyborów niepewny

Kipiące emocje widać także po płomiennych wystąpieniach w Bundestagu. Kampania tylko wzmogła wymianę ciosów i przerzucanie się oskarżeniami. Ostatnia debata o migracji na początku lutego była tego najlepszym przykładem. Po ostrych słowach ze strony odchodzącego kanclerza Scholza o 16 latach rządów CDU oraz zaczepnej odpowiedzi najprawdopodobniej przyszłego kanclerza Friedricha Merza (na zdjęciu na wyborczym plakacie) trudno wyobrazić sobie, jak partie te miałyby zasiąść do negocjacji przy wspólnym stole. W tej atmosferze fragmentacji, polaryzacji – słowem: wojny wszystkie ze wszystkimi – zyskuje tylko skrajna prawica spod znaku AfD.

Prowadzące w sondażach CDU zapowiada politykę kompletnie odwrotną od tej, jaką prowadzi dzisiejsza koalicja.

Cięcia wydatków socjalnych (ale nie emerytur), szczególnie tzw. Bürgergeld – zasiłku dla osób pozostających bez pracy, mają skompensować obniżenie podatków, by ulżyć przedsiębiorcom. Znów ma ściśle obowiązywać dyscyplina fiskalna w postaci hamulca zadłużenia. Stop ekspresowej transformacji energetycznej, stop masowej migracji do Niemiec, stop liberalno-lewicowym reformom światopoglądowym. To w skrócie program CDU. Niewątpliwie niektóre z jego punktów brzmią bliźniaczo podobnie do propozycji AfD. Padają wręcz oskarżenia, że chrześcijańscy demokracji wprowadzają ekstremę na salony. Ci bronią się, że nie jest winą dobrych pomysłów, że popierają je źli ludzie.

Wśród wyborców panuje nadal atmosfera zmęczenia, rozczarowania, bezradności. Jeśli idzie o przyszły rząd, ponad 30 proc. widzi powrót wielkiej koalicji jako najlepszy wariant, 17 proc. chce jednak koalicji CDU z AfD. Główną osią różnic poglądów w Niemczech pozostaje wschód-zachód. W byłym NRD skrajna prawica święci triumfy, szczególnie na poziomie regionalnym, gdzie jesienią 2024 roku wygrała wybory w Turyngii, a w innych wschodnich landach była druga.

Wyborców AfD najbardziej motywują obawy związane z migracją i bezpieczeństwem publicznym, w przeciwieństwie do zwolenników SPD czy CDU, którzy skłaniają się raczej ku tematom społeczno-gospodarczym: sprawiedliwości społecznej, bezpieczeństwu socjalnemu, czy reanimacji niemieckiej gospodarki, przywróceniu jej konkurencyjności. Z kolei dla wyborców Sojuszu Sahry Wagenknecht (BSW) nowego konserwatywnego ugrupowania na lewicy pod wodzą weteranki niemieckiej polityki najważniejszy jest pokój i powstrzymanie eskalacji konfliktu zbrojnego na Ukrainie, uniknięcie wciągnięcia w niego Niemiec, reanimacja relacji z Rosją. Ta partia zadebiutowała w ubiegłym roku i na wschodzie cieszy się największym poparciem, w skali kraju walcząc o przekroczenie wyborczego progu.

Tymczasem, jeśli idzie o możliwe przyszłe koalicje, arytmetyka wyborcza nie pozostawia wiele możliwości. Merz, jak i liderzy pozostałych partii, odżegnują się od możliwości współrządzenia ze skrajną AfD. W takim razie, by zbudować większościowy rząd, CDU musiałoby znów dogadać się z SPD – czyli wrócić do wielkiej koalicji sprzed 2021 roku, lub z Zielonymi – co jednak także stanowczo wykluczają. Jakie są zatem inne egzotyczne możliwości? Czy może powstanie rząd mniejszościowy, na przykład z liberałami? Trudno powiedzieć, muszą zdecydować zniecierpliwieni wyborcy. Jedno jest pewne: to jeszcze nie koniec politycznego thrillera w Berlinie.

;
Na zdjęciu Maria Skóra
Maria Skóra

Dr Maria Skóra koordynuje projekt dotyczący praworządności w Unii Europejskiej (RESILIO) w Instytucie Polityki Europejskiej (Institut für Europäische Politik) w Berlinie. Wcześniej pracowała w think tanku Das Progressive Zentrum oraz w HUMBOLD-VIADRINA Governance Platform. W Polsce dzieliła karierę zawodową między akademię a Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej. Była ekspertką Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych oraz Biura UNDP w Warszawie. Z wykształcenia socjolożka i ekonomistka.

Komentarze