0:000:00

0:00

Na przykład Muzeum Drugiej Wojny Światowej w Gdańsku, taki swoisty dar Donalda Tuska dla Angeli Merkel, to jest nic innego, jak wpisanie się w niemiecką politykę historyczną
Fałsz.
Wywiad w Radiu Maryja,27 lipca 2017
“Kiedy my to chcemy zmienić i kiedy minister kultury to zmienia, to Rzecznik Praw Obywatelskich zaskarża to do sądów i sądy nakazują, by te zmiany były wycofywane. Taką mamy dzisiaj w Polsce sytuację i stąd ta reforma (sądownictwa), do której ciągle wracamy. Dlatego, że to jest super ważna sprawa i jest tak bezwzględnie potrzebna", dodał Kaczyński.

Przeanalizujmy dokładnie jego wypowiedź.

1. Muzeum to “swoisty dar” Donalda Tuska dla Angeli Merkel. Nie wiadomo, co to ma znaczyć: muzeum jest polskie, zaprojektowane i zbudowane przez Polaków, a jego ekspozycja również została wymyślona przez znakomitych polskich historyków. W Radzie Powierniczej muzeum zasiadali naukowcy z różnych krajów (w tym z Niemiec). Wzięta dosłownie wypowiedź Kaczyńskiego nie ma sensu.

2. Muzeum wpisuje się w niemiecką politykę historyczną. Być może jednak wypowiedź Kaczyńskiego o “darze” to metafora: chodzi mu nie o prezent materialny, tylko polityczny. Nawet wtedy nie ma racji.

Z wypowiedzi polityków PiS wynika, że "niemiecka polityka historyczna" ma jeden główny cel - zrzucenie odpowiedzialności za zbrodnie II Wojny Światowej na innych, czyli "wybielenie" Niemiec.

Mówili o tym m.in. wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki: "Niemcy prowadzą od lat taką politykę relatywizowania winy, która m.in. polega na tym, że za Auschwitz nie są odpowiedzialni żadni Niemcy, tylko co najwyżej naziści. A kim byli naziści? Naziści byli różnych narodowości". I sekretarz stanu w MSZ, Jan Dziedziczak: "Niemcy realizują brutalną dyplomację historyczną, opartą na kłamstwie. Oni cynicznie kłamią, żeby wybielić swój kraj". OKO.press sprawdzało obie wypowiedzi.

Przeczytaj także:

Przypomnijmy. Niemiecka polityka historyczna nie polega na zacieraniu odpowiedzialności Niemiec za wybuch II Wojny Światowej oraz Holocaust. Przykładów jest wiele, oto jeden z najbardziej wymownych. Jeszcze w październiku 2015 roku Kanclerz Merkel poprawiła premiera Izraela Benjamina Netanyahu, kiedy chciał zdjąć z Niemiec część odpowiedzialności za Zagładę (Netanjahu powiedział, że pomysł podsunął Hitlerowi jego sprzymierzeniec, Palestyńczyk, Wielki Mufti Jerozolimy).

Odpowiedź Merkel była jednoznaczna: to niemiecka wina.

Gdyby nawet niemiecka polityka historyczna opierała się na "wybielaniu" Niemiec, to nadal nie wiadomo, co ma z tym wspólnego wystawa w Muzeum II Wojny Światowej, której celem nie jest ukrycie winy za zbrodnie.

O co chodzi więc Kaczyńskiemu? Możemy tylko zgadywać. Zarzuty polityków PiS (i publicystów prawicy) wobec Muzeum II Wojny Światowej skupiały się na tym, że niedostatecznie, ich zdaniem, skupia się na cierpieniu i bohaterstwie Polaków, tylko eksponuje uniwersalny wymiar wojny.

Drugi zarzut mówił, że muzeum pokazuje polską walkę z okupantami w kontekście międzynarodowym - co relatywizuje wyjątkowość polskiego czynu zbrojnego. W tle było zatem zupełnie inne rozumienie dydaktycznego i politycznego zadania muzeum. Upraszczając nieco,

przesłanie brzmiało: “wojna jest czymś strasznym, totalitaryzmy i nacjonalizmy są za nią odpowiedzialne, wszyscy w niej cierpieli - a Polacy należeli do cierpiących najbardziej”.

Przesłanie polityki historycznej PiS jest inne: według niej muzeum powinno mówić “Polacy zostali napadnięci, cierpieli najbardziej i walczyli najbardziej, w przerwach pomagając ukrywającym się Żydom”. Muzeum koncentruje się wokół wartości uniwersalnych ze szczególnym uwzględnieniem polskiej historii. W optyce PiS to graniczy ze zdradą: polskie muzeum powinno stawiać Polskę w centrum wszechświata. I kropka.

3. Kaczyński poskarżył się przy okazji na sądy:

“Kiedy my to chcemy zmienić i kiedy minister kultury to zmienia, to Rzecznik Praw Obywatelskich zaskarża to do sądów i sądy nakazują, by te zmiany były wycofywane”.

Streszczając sądową batalię o muzeum prezes PiS dopuścił się manipulacji. Konstrukcja prawna muzeum gwarantowała dyrekcji placówki bardzo dużą niezależność: dyrektor był powołany (i mógł zostać odwołany) przez Radę Powierniczą, w skład której wchodzili m.in. wybitni historycy, a nie przez władze. PiS wykonał więc taktyczny zabieg, który umożliwił mu wymianę dyrekcji - połączył Muzeum II Wojny Światowej z istniejącym głównie na papierze Muzeum Westerplatte, tworząc nową placówkę pod starą nazwą. Legalność tego działania została zakwestionowana w sądzie.

To pokazuje, jak Jarosław Kaczyński rozumie prawo i demokrację.

Rząd, skoro został demokratycznie wybrany, nie jest krępowany procedurami i regulacjami prawnymi. Może robić to, co mu się podoba, ponieważ dostał takie prawo od suwerena.

Może więc złamać wszystkie podjęte przez poprzedników ustalenia i reguły prawa, a kiedy poszkodowani idą do sądu - i sąd wstrzymuje plany władzy - to tylko powód do narzekania na sądy.

;

Udostępnij:

Adam Leszczyński

Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.

Komentarze