0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Wyborcza.plFot. Sławomir Kamińs...

Neosędzia Sądu Najwyższego Tomasz Demendecki nazwał wtorkowe (1 lipca 2025) posiedzenie nielegalnej Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego w sprawie stwierdzenia ważności wyborów prezydenckich, w którym osobiście brał udział, „piękną lekcją wychowania obywatelskiego”. Trudno powiedzieć, czy ironia była zamierzona.

Zaufanie do państwa? Nie w SN

Nie chodzi o wyrok – który jest zgodny z przewidywaniami i w normalnych warunkach zarówno w świecie polityki, jak i sądownictwa, byłby wręcz niekontrowersyjny. Nieuznawana Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych orzekła, że wybory prezydenckie były ważne. Uznała za zasadne zaledwie 21 z ponad 54 tysięcy protestów wyborczych, stwierdzając jednocześnie, że opisane w nich przypadki nie miały wpływu na wynik wyborów. 7 protestów Izba odrzuciła. Pozostałe protesty wyborcze zostały pozostawione bez dalszego biegu. Oznacza to, że Izba rozpatrzyła zaledwie 28 protestów. Pozostawienie bez dalszego biegu dziesiątek tysięcy protestów było przez skład sędziowski tłumaczone przede wszystkim tym, że 49,5 tysiąca z nich miało identyczną treść (były oparte na jednym wzorze kolportowanym przez Romana Giertycha). „duża liczba wniesionych protestów wyborczych nie zwiększyła wagi podniesionych w nich zarzutów, zaś żadne z ustalonych uchybień nie miało wpływu na ogólny wynik wyborów.” – mówił w uzasadnieniu wyroku prezes nielegalnej Izby neosędzia Krzysztof Wiak.

Zamiast jednak uspokajać nastroje opinii publicznej – rozwibrowane za sprawą teorii o sfałszowanych przez opozycję wyborach, powtarzanych przez część polityków koalicji rządzącej na czele z Romanem Giertychem – członkowie składu orzekającego dolewali oliwy do ognia. Opowiedzieli się dość czytelnie po określonej stronie dzielącego Polskę politycznego sporu, obniżając w ten sposób zarówno zaufanie do Sądu Najwyższego jako jednej z najważniejszych instytucji polskiego państwa, jak i do jakości procesu wyborczego w Polsce. I popisywali się bierną agresją wymierzoną w obecnego na sali rozpraw prokuratora generalnego Adama Bodnara, upominając go na przykład, gdy używał sformułowania „pani profesor”, by „zwracał się do sędziów, jak do sądu”. Za osobę „która nie jest uczestnikiem postępowania” uznał z kolei prokuratora generalnego neosędzia Wiak.

Zamiast jednak uspokajać nastroje opinii publicznej – rozwibrowane za sprawą teorii o sfałszowanych przez opozycję wyborach, powtarzanych przez część polityków koalicji rządzącej na czele z Romanem Giertychem – członkowie składu orzekającego dolewali oliwy do ognia. Opowiedzieli się dość czytelnie po określonej stronie dzielącego Polskę politycznego sporu, obniżając w ten sposób zarówno zaufanie do Sądu Najwyższego jako jednej z najważniejszych instytucji polskiego państwa, jak i do jakości procesu wyborczego w Polsce. I popisywali się bierną agresją wymierzoną w obecnego na sali rozpraw prokuratora generalnego Adama Bodnara, upominając go na przykład, gdy używał sformułowania „pani profesor”, by „zwracał się do sędziów, jak do sądu”. Za osobę „która nie jest uczestnikiem postępowania” uznał z kolei prokuratora generalnego neosędzia Wiak.

Wobec uchwały Izby zostały złożone trzy zdania odrębne (na 18 neosędziów orzekających o ważności wyborów). Sędzia nieuznawanej Izby Leszek Bosek stwierdził, że „z uwagi na doniosłość procesów wyborczych w demokratycznym państwie prawnym uważa, że o ważności wyborów powinie orzekać Sąd Najwyższy w pełnym składzie, tak aby jego stabilność, przewidywalność była możliwa z najwyższych, żeby skład był zdeterminowany przez ustawę, żeby nikomu nie przychodziło do głowy, że można coś z tym składem robić”. W zdaniu odrębnym sędziego nieuznawanej Izby Grzegorza Żmija znalazła się sugestia, że Izba zbyt łatwo przeszła do porządku dziennego nad dziesiątkami tysięcy protestów wyborczych.

Przeczytaj także:

Cel: dezawuować Bodnara

Najwyższa instancja polskiego sądownictwa nie sformułowała przekonującej odpowiedzi na poważny kryzys zaufania do instytucji państwa i przebiegu procesu wyborczego. „Oprócz postępowania w sprawie ważności, wyborów istotna jest odbudowa zaufania obywateli do jakości procesu wyborczego” – prosił ich o to zresztą biorący udział w rozprawie minister sprawiedliwości. Zamiast odpowiedzieć na tę potrzebę, neosędziowie z Izby Kontroli zajmowali się przede wszystkim polemiką z Bodnarem.

;
Na zdjęciu Witold Głowacki
Witold Głowacki

Dziennikarz, publicysta, rocznik 1978. Pracowałem w "Dzienniku Polska Europa Świat" (obecnie „Dziennik Gazeta Prawna”) i w "Polsce The Times" wydawanej przez Polska Press. W „Dzienniku” prowadziłem dział opinii. W „Polsce The Times” byłem analitykiem i komentatorem procesów politycznych, wydawałem też miesięcznik „Nasza Historia”. Współprowadziłem realizowany we współpracy z amerykańską fundacją Democracy Council i Departamentem Stanu USA cykl szkoleniowy „Media kontra fake news”, w ramach którego ok 700 dziennikarzy mediów lokalnych z całej Polski zostało przeszkolonych w zakresie identyfikacji narracji dezinformacyjnych i przeciwdziałania im. Wydawnictwo Polska Press opuściłem po przejęciu koncernu przez kontrolowany przez rząd PiS państwowy koncern paliwowy Orlen. Wtedy też, w 2021 roku, wszedłem w skład zespołu OKO.press. W OKO.press kieruję działem politycznym, piszę też materiały o polityce krajowej i międzynarodowej oraz obronności. Stworzyłem i prowadziłem poświęcony wojnie w Ukrainie cykl „Sytuacja na froncie” obecnie kontynuowany przez płk Piotra Lewandowskiego.

Komentarze