Za Konstytucją z 1997 roku warto codziennie oddawać swój głos i ją praktykować. Musimy pamiętać, że ta Konstytucja nam Polakom się po prostu udała. Nie dajmy sobie wmówić, że jest inaczej - pisze z pasją wybitny konstytucjonalista prof. Tomasz Tadeusz Koncewicz*
Pamięci Premiera Tadeusza Mazowieckiego (18 kwietnia 1927 - 28 października 2013), jednego z Twórców Konstytucji III RP z 2 kwietnia 1997 roku.
W demokracjach liberalnych konstytucje są trudne do uchwalenia, ponieważ stawiają przed twórcami wielkie wyzwanie: dać wyraz różnorodności, wysłuchać jak największą ilość głosów, a następnie ten pluralizm umiejętnie wyrazić w tekście konstytucyjnym.
Jednocześnie, instytucje (władza) muszą być gotowe na związanie się najwyższym prawem i zaakceptować mechanizmy, dzięki którym konstytucja będzie egzekwowana wobec nich. Zwłaszcza - wbrew ich woli. Na tym właśnie polega kultura konstytucjonalizmu, na bazie której konstytucje wzrastają i której służą.
Ostatnie cztery lata jednak niewiele miały wspólnego z liberalnym konstytucjonalizmem. Nauczyły nas, że politycy rządzącej formacji są gotowi na wszystko, aby swoją władzę ugruntować, zrealizować własne „ambicje” (paranoje) polityczne i rządzić bez jakichkolwiek ograniczeń w celu odzyskiwania państwa ze szponów zgniłego kompromisu (w narracji PiS – spisku) Okrągłego Stołu.
Zgodnie z zapowiedziami PiS, konstytucja ma być - co niezwykle charakterystyczne - dla ludzi. Dlaczego jednak nie dla obywateli? Ten dobór nie może dziwić. Polska obywatelska to ostatnia rzecz którą obóz władzy jest w stanie zrozumieć, i pierwsza, której się obawia.
Za pięknym hasłem „Konstytucja dla ludzi, nie dla elit”, kryje się populistyczna narracja napędzana tak dobrze znaną pogardą dla wszystkiego, co wiąże się ze znienawidzoną III RP. Tak długo jak nie jest „nasza”, wniosek nasuwa się sam: nie mamy żadnej konstytucji.
Kim są osoby perorujące o nowej konstytucji: elitami IV RP, które chcą napisać konstytucję dla siebie. Nowa konstytucja PiS byłaby jednostronnym aktem siły politycznej i narzucałaby spłaszczoną jedno-partyjną wizję państwa i społeczeństwa. To byłaby konstytucja strachu, pychy i wykluczenia, a nie nadziei.
W tej konstytucji dobra Polska to Polska PiS, dobra konstytucja to tylko konstytucja PiS, prawdziwi Polacy to tylko tacy, którzy na PiS głosują i oni byliby Polakami, dla których konstytucja jest pisana.
„Gorszy sort” nie jest przecież wart, aby być podmiotem pisania nowej konstytucji i nie zasługuje, aby być jej adresatem.
Obywatele powinni więc bać się dokumentu konstytucyjnego, który będzie efektem takich niedobrych emocji, latami znoszonych kompleksów, urojeń, wizji Polski od morza do morza, której cały czas się należy, w której obywatele żyją w cieniu władzy i państwa, które mogą urządzać im życie w dowolny sposób.
Polska obywatelska ma jednak swoją Konstytucję, która - mimo pogardzania ze strony PiS - jest naszą konstytucją nadal obowiązującą. Aby jednak dać jej szansę przetrwania, dzisiaj potrzebujemy więcej niż tylko modnego okrzyku KONS-TY-TUC-JA. Musimy nauczyć się ten dokument pielęgnować w sercach i uczyć w codziennej praktyce.
„Solidarność” była wielkim ruchem społecznym, który zmienił bieg historii w naszej części Europy. „Solidarność” jednak nigdy nie zrealizowała prawdziwej obietnicy, której nośnikiem ten ruch był.
Rozumne sprawowanie władzy okazało się wyzwaniem równym jej zdobyciu. Zaraz po wydarzeniach 1989 roku okazało się, że przyjęcie nowej konstytucji „Solidarności” jest niemożliwe w rzeczywistości politycznej wyznaczonej bezpardonową walką o władzę i postępującymi podziałami wśród ruchu solidarnościowego.
Jest więc paradoksem historii, że największe i trwałe osiągnięcia systemowo-ustrojowe ostatnich 27 lat były w dużej mierze osiągnięciami sił, które powstały na zgliszczach partii komunistycznej i tych umiarkowanych głosów w obrębie „Solidarności”, które były zainteresowane budowaniem i zasypywaniem (czasami z lepszym, czasami z gorszym skutkiem) podziałów społecznych i godzenia nas samych z naszą trudną, momentami nieznośnie ciężką, historią i jeszcze trudniejszym charakterem narodowym.
Na Konstytucję III RP musieliśmy czekać aż do 1997 roku. Jej przyjęcie stanowiło dowód, że Polacy potrafią się dogadać, gdy do kieszeni schowają destrukcyjnie wybuchową mieszankę narodowego pieniactwa, martyrologii, Samosierry i patriotyzmu śmierci.
Tej właśnie Konstytucji udało się poskromić nasze narodowe demony i wypracować kompromis polityczny i konstytucyjny. Konstytucja 1997 została wypracowana na drodze kompromisu, o który - nie tylko dzisiaj, ale w ogóle - w Polsce jest niezwykle trudno. Została zaakceptowana przez Zgromadzenie Narodowe, a następnie przyjęta w referendum. Głosowało na nią 53,45 proc. obywateli.
Jeżeli, jak sugeruje Prezydent Duda, czyni to z niej konstytucję mniejszości, to jak mamy oceniać jego mandat, skoro głosowało nań 51,55 proc. głosujących? Konstytucja 1997 ma więc mocne umocowanie demokratyczne. Proces prac nad konstytucją był inkluzyjny.
Czasami wręcz zarzuca się twórcom naszej konstytucji, że chcieli wysłuchać zbyt wielu głosów z różnych stron sceny politycznej i zaspokoić oczekiwania wszystkich.
Premier Tadeusz Mazowiecki był jednym z Ojców tej Konstytucji i do końca o nią walczył i za nią przekonywał. Piękna i mądra Preambuła Konstytucji zaadresowana jest do wszystkich. Jest wzorem tolerancji i otwarcia na wszystkie głosy, które przemawiają w imieniu Polski. Zaprasza wszystkich, nikogo nie wyklucza.
Ta właśnie Preambuła pozostaje do dzisiaj najlepszym odbiciem najlepszej tradycji „Solidarności”: kompromisu, przekonania że polityka to służba dla dobra wspólnego i marzenia o państwie, w którym każdy, także ten, który różni się ode mnie, zasługuje na szacunek.
Fakt, że Konstytucja z 1997 roku daje głos wszystkim, pozwala jej dobrze spełniać inną ważną funkcję: zarządzać konfliktem, który cały czas tli się w tle i nas dzieli. Polska Konstytucja została przyjęta i funkcjonuje właśnie dlatego, że jest wyrazem mądrego kompromisu pomiędzy różnymi wizjami państwa, jest otwarta na innych i - co ma znaczenie fundamentalne - nie przesądza definitywnie, która wersja dobrego życia zasługuje na usankcjonowanie ze strony państwa.
Autorzy Konstytucji dobrze rozumieli, że w dzisiejszych czasach różnorodności nowa Konstytucja nie może wyrażać w sposób kompleksowy woli narodu. Raczej powinna tworzyć ramy dla dialogu i rozwiązywania konfliktów, rekonstruowania narodowego kompromisu wobec wizji państwa i elementów, które powinny je definiować w odpowiedzi na zmieniające się wyzwania czasu.
Zamiast sztucznej fiksacji na wyrażeniu tylko tego, co nas łączy i odrzucenia reszty, która nas dzieli, Konstytucja powinna tworzyć poczucie przynależności do wspólnoty i budować długoterminowe podstawy, że mimo różnic nadal nas więcej łączy niż dzieli.
Zgodnie z poglądami kanadyjskiego teoretyka prawa J. Webbera konstytucja powinna być wstrzemięźliwa w sankcjonowaniu rzekomo wspólnych wartości i przekonań. Powinna skupiać się bardziej na procesie, a nie wybierać odgórnie jedyne słuszne kryteria, które decydują o tym, że nasze życie będzie „dobre”.
Z tej perspektywy konstytucja byłaby elementem konwersacji i docierania się, a nie dokumentem, który jednoznacznie i arbitralnie wybiera jedną słuszną wizję, drogę czy wartości podlegające konstytucyjnej ochronie. W sytuacji podziałów nie jesteśmy wprawdzie w stanie zgodzić się na definitywne decyzje w zakresie tego, od czego zależy „dobre życie”, ale wyrażamy wolę, aby taką konwersację i poszukiwanie kompromisu prowadzić w ramach i w granicach zarysowanych przez dokument konstytucyjny.
W tym sensie konstytucja organizowałaby nasz niekończący się spór wokół tego, co nas dzieli i zapewniała, że nie przeistoczy się on w konflikt.
W tym duchu wstrzemięźliwości i inkluzyjności, Konstytucja cywilizuje dyskurs obywateli różniących się w swoich wizjach, oczekiwaniach i wartościach, którzy jednak deklarują gotowość życia razem mimo tych różnic.
Konstytucja 1997 swoje najważniejsze zadanie spełniała do 2015 roku bardzo dobrze: dzieli kompetencje, równoważy poszczególne władze, chroni (dzisiaj poprawniejsze byłoby użycie czasu przeszłego „chroniła”) przed zagarnięciem całej puli przez jedną opcję polityczną.
W końcu tworząc rozbudowany katalog praw i wolności konstytucyjnych wsparty mechanizmami ochrony tychże, zapewniła, że obywatel nie był skazany - jak dotąd - na życie w cieniu władzy.
Kluczowe, że to właśnie ta Konstytucja przeprowadziła Polskę przez trzy najważniejsze procesy po 1989 roku: wejście do NATO w 1999 roku, przystąpienie Polski do UE w 2004 roku i w końcu tragedię smoleńską.
W tym ostatnim przypadku, Konstytucja zapewniała solidne podstawy ustrojowe dla tego, aby państwo działało i realizowało swoje funkcje nawet wobec narodowej tragedii. .
Konstytucja dla obywateli to coś więcej niż rozdawnictwo socjalne (a tak Konstytucję rozumie PiS, skoro forsuje absurdalny pomysł wpisywania do dokumentu konstytucyjnego zapisu o 500 plus, co, gdyby zrealizowano, byłoby ewenementem konstytucyjnym na skalę światową).
Zapisanie 500 plus w Konstytucji i mówienie, że wtedy to będzie Konstytucja dla ludzi, dowodzi w sposób bolesny, jak obecna władza i jej pseudo-konstytucyjna narracja są zakładnikami starego i niebezpiecznego myślenia o jednostce, państwie i konstytucji.
Konstytucje liberalne pisze się, aby obywateli łączyć i wyrażać różnorodność, a nie po to, aby dzielić, lub podziały wzmacniać i eksponować.
Konstytucja jest dla obywateli, nie dlatego, że im coś obiecuje (taka była konstytucja PRL, pełna górnolotnych fraz i deklaracji, które nijak miały się do rzeczywistości), ale dlatego że chroni obywatela przed arbitralnością władzy i tworzy mechanizmy kontroli tej władzy oraz gwarantuje przestrzeganie praw i wolności konstytucyjnych obywateli.
„Dobra konstytucja” to dokument inspirowany kulturą ograniczeń.
Polska Konstytucja z 1997 roku zawiera wszystko co potencjalnie tworzy z niej dobrą konstytucję dla obywateli: bezpośredni skutek konstytucji, podział władzy i wzajemne równoważenie się władz w duchu kultury ograniczeń, katalog praw i wolności, zasada proporcjonalności jako podstawa dla ingerencji w moją autonomię, niezależność sądownictwa, silny Trybunał Konstytucyjny.
Konstytucja nie staje się jednak dobra tylko dlatego, że ma piękną treść. Konstytucja jest dobrą konstytucją dla obywateli, gdy jest stosowana w ich sprawach indywidualnych, gdy jest najwyższym prawem i potrafi swoje pierwszeństwo wyegzekwować na co dzień.
Ten ostatni element jest kluczowy, ponieważ konstytucja przemawia do ludzi i buduje w nich nakaz posłuszeństwa (przywiązanie konstytucyjne), gdy obywatele widzą, że gwarancje konstytucyjne są czymś realnym w ich sprawach.
Z tej perspektywy konstytucja jest dla obywateli, wtedy, gdy jest stosowana i respektowana przez instytucje (sądy, administrację), która są na pierwszej linii kontaktu obywatela z państwem. Rozczarowanie obywateli na tej pierwszej linii powoduje, że tracą oni wiarę w dokument, bez względu na to, co i jak pięknie w nim zapisano.
Dlatego, powinniśmy zastanawiać się jak konstytucję uczynić dokumentem wiarygodnym z perspektywy obywateli na poziomie stosowania i interpretacji prawa w sądzie rejonowym, urzędzie gminy.
Konstytucja stosowana efektywnie i namacalnie to jest konstytucja dobra. Gdy zapis łączy się z praktyką, sam dokument rośnie w sercach obywateli, którzy widzą w nim swoją konstytucję, rozumieją jej znaczenie i, gdy trzeba, będą gotowi do jej obrony.
Tu właśnie cały czas istnieje wielki ukryty społeczny potencjał, którego zabrakło w ciągu czterech ostatnich lat. Tylko gdy konstytucji uda się dotrzeć do obywateli i gdy zacznie działać jako efektywna tarcza obywatelska wobec państwa, tylko wtedy ta konstytucja ma szansę stać faktycznie naszą KONS-TY-TUC-JĄ.
W końcu dobra konstytucja jest dokumentem w którym spotykają się przeszłość (skąd przychodzimy?), teraźniejszość (kim jesteśmy dzisiaj?), i przyszłości (dokąd zmierzamy?).
Każdy z tych trzech elementów oddziałuje na siebie: teraźniejszości nie możemy zrozumieć, jeżeli zapomnimy o przeszłości. Przyszłości nie odkryjemy, jeżeli źle odnajdziemy siebie dzisiaj. Każdy z tych elementów musi być też analizowany w sposób całościowy tj. biorąc pod uwagę rzeczy dobre i złe.
Wierność konstytucyjna powstaje na skrzyżowaniu praktyki, tekstu, interpretacji i kultury. Konstytucyjny dokument jako aspiracja zmierza do odzwierciedlenia nas w sposób najlepszy - a nie perfekcyjny - z możliwych. Konstytucja zmierza do uchwycenia tego obrazu, ale nigdy jej się to nie uda do końca, ponieważ „my naród” podlega stałym zmianom i ewolucji równolegle z dokumentem konstytucyjnym.
Wierność konstytucji jest zawsze definiowana przez zakotwiczenie w przeszłości, rozwijanie i wzrastanie w teraźniejszości i przechodzenie w przyszłość. Takie rozdarcie pomiędzy patrzeniem w przeszłość i w przyszłość jest cechą charakterystyczną dobrych konstytucji, które bazują na tekście, kontekście i tradycji.
Takie międzypokoleniowe paktowanie pomiędzy tym co było, co jest i co będzie, jest wyzwaniem dla każdej generacji, która musi wyciągać na światło dzienne konsekwencje zobowiązań wyrażonych w dokumencie konstytucyjnym.
Wierność nie ma jednak nic wspólnego z bezkrytyczną recepcją historii, w której „my naród” jawimy się wyłącznie jako zwycięzcy. Prawidłowo rozumiana wierność oznacza uznanie, że nasza tradycja to także porażki i ciemne strony.
Przyznanie się do porażki nie oznacza jednak, że powinniśmy się obawiać jej dzisiaj. Porażka jest elementem wierności, gdyż nie ma konstytucji idealnych. Nie ma, ponieważ każda konstytucja jest wypadkową niedoskonałych przeszłości i teraźniejszości oraz wyidealizowanej przyszłości. O ile przeszłość jest kluczem do przyszłości, jej znaczenie sięga znacznie głębiej.
Konstytucje, które mają trwać i przetrwać, muszą być rozumiane jako dokumenty zaadresowane do ludzi diametralnie różniących się.
Sięgamy do przeszłości nie dlatego, że zawiera ona wszystkie rozwiązania naszych obecnych problemów, ale dlatego, że jest ona rezerwuarem naszych wspólnych zmagań i zobowiązań.
Jako taka, przeszłość zawiera nieocenione źródło informacji o nas samych, w czasie gdy spieramy się o najważniejsze kwestie, których i tak nie będziemy w stanie rozstrzygnąć raz na zawsze.
Za Konstytucją z 1997 roku warto codziennie oddawać swój głos i ją praktykować.
Musimy pamiętać, że ta Konstytucja nam Polakom się po prostu udała. Nie dajmy sobie wmówić, że jest inaczej. Może nawet Konstytucja 1997 jest zbyt optymistyczna. Nieco nas upiększa i opisuje trochę na wyrost, czy nie dostrzega przywar.
Nie powinniśmy mieć jednak żądnych wątpliwości, że zawsze warto opowiedzieć się za jasnym dokumentem nadziei i optymizmu, a odrzucić ciemny pergamin strachu, podziału i wykluczenia. W nikczemnych czasach, w których przyszło nam żyć, Konstytucja z 1997 r. może nas łączyć i ogniskować obywatelski sprzeciw wobec niszczenia państwa prawa.
* Tomasz Tadeusz Koncewicz - profesor prawa, adwokat, Kierownik Katedry Prawa Europejskiego i Komparatystyki Prawniczej UG; 2019 Fernand Braudel Fellow European University Institute w Florencji; 2017-2018 Fellow, Program in Law and Public Affairs (LAPA), Princeton University. Członek Rady Programowej Archiwum Osiatyńskiego.
Komentarze