Miała być edukacja zdrowotna na miarę XXI w., jest niewypał. MEN ugięło się pod konserwatywną agendą i ogłosiło, że przedmiot, który we wrześniu 2025 roku zastąpi katolickie wychowanie do życia w rodzinie, nie będzie obowiązkowy. W tle kampania prezydencka
„W 2025 edukacja zdrowotna będzie przedmiotem nieobowiązkowym” – ogłosiła 16 stycznia 2025 na antenie RMF FM ministra edukacji Barbara Nowacka, ucinając w ten sposób gorącą dyskusję o miejscu nowego przedmiotu w szkolnym planie.
Szefowa resortu oświaty jeszcze przed tygodniem broniła planu MEN, by zajęcia były obowiązkowe. Teraz zmieniła zdanie, twierdząc, że chce uniknąć „afery politycznej”. I jako winnych wskazała opozycję, w tym kandydata PiS w wyborach prezydenckich Karola Nawrockiego.
„Wszyscy, którzy urządzili tę bezmyślną kampanię (...) będą odpowiedzialni za to, że dzieci będą narażone na zły dotyk i choroby psychiczne” – mówiła Nowacka.
Prawica faktycznie podnosiła, że elementy programu, które dotyczą seksualności, są niedostosowane do wieku i demoralizujące. Edukację zdrowotną za niezgodną z konstytucją uznała Konferencja Episkopatu Polski. Biskupi, powołując się na art. 48 i 53 Konstytucji RP, zaznaczyli, że „wychowanie seksualne zgodnie z konstytucją pozostaje w kompetencjach rodziców, a nie państwa”.
Były minister edukacji, poseł PiS Dariusz Piontkowski stwierdził, że przedmiot „zdeprawuje dzieci”, a „tematy poruszające seksualność są zdecydowanie za wczesne dla 10-, 11- czy 12-latków".
Posłowie Konfederacji w interpelacji do MEN narzekali, że zachowania autoseksualne zostały uznane z normę medyczną, małżeństwo, prokreacja i rodzina nie są dostatecznie promowane, a młodzież ma uczyć się o rozwoju psychoseksualnym.
Była małopolska kurator oświaty, dziś radna małopolskiego sejmiku z ramienia PiS, Barbara Nowak, w tekście opublikowanym na portalu wpolityce.pl pisała: „Model permisywnej seksualizacji nie mówi już o rodzinach, małżeństwie kobiety i mężczyzny, ale o dowolnych związkach w różnych konfiguracjach płciowych. Uczy traktowania seksu jako przyjemności bez odpowiedzialności za skutki, a niechcianą ciążę zaleca abortować. Takie treści mają być serwowane dzieciom, począwszy od czwartej klasy szkoły podstawowej i to bez wzięcia pod uwagę zdania rodziców”.
Już w grudniu w MEN nieoficjalnie się mówiło, że temat trzeba wyciszyć, bo zbliża się kampania prezydencka
a Rafał Trzaskowski już raz musiał walczyć z zarzutami o „seksualizację dzieci”.
Pojawiały się pomysły, żeby wprowadzenie przedmiotu opóźnić do września 2026 roku. Głosy skrajne do centrum jako pierwszy w rządzie przeniósł wicepremier Władysław Kosiniak-Kamysz. Niespełna tydzień temu przekonywał, że „zgodnie z Konstytucją, to rodzice decydują o wychowaniu swoich dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami”.
"Edukacja młodzieży na temat zdrowia jest potrzebna, ale nie może być podlana żadnym sosem ideologicznym. To ma być rzetelna wiedza, nie ideologia – ani prawicowa, ani lewicowa” – mówił Kosiniak-Kamysz.
Wówczas Nowacka odpowiedziała, że MON znów pomylił mu się z MEN.
Szefowa resortu szybko wycofała się jednak ze swojej pozycji, bo wsparcia wicepremierowi udzielili Rafał Trzaskowski oraz Donald Tusk. “Jestem raczej zwolennikiem, żeby w takiej sytuacji stawiać raczej na dobrowolność niż na przymus” – mówił premier podczas wtorkowej (14 stycznia) konferencji prasowej w Helsinkach.
Twierdził, że temat w zrozumiały sposób budzi kontrowersje. „We współczesnej polityce to miało też przecież znaczenie w kampanii prezydenckiej w Stanach Zjednoczonych. To raczej gorące tematy” – komentował Tusk.
I dodał, że w rządzie jest konsensus w sprawie edukacji zdrowotnej, a koalicjanci „czasem niepotrzebnie się kłócą”. "Bo to bardzo źle wpływa na nasze życie publiczne, jeśli kwestia dzieci była przedmiotem politycznej wojny” – mówił premier.
Ale o co w zasadzie jest cała afera? Edukacja zdrowotna, zgodnie z planem MEN, zastąpi wychowanie do życia w rodzinie.
Ale komponent dotyczący seksualności jest tylko jednym z elementów nowego programu. Młodzież uczyłaby się o wyrażaniu emocji, dbaniu o zdrowie psychiczne, dobrych nawykach, cyberbezpieczeństwie, zdrowej diecie, czy walorach ruchu.
Uczniowie dowiadywaliby się też, jak poruszać się w systemie ochrony zdrowia, czym jest IKP (Internetowe Konto Pacjenta), jak wygląda wizyta u lekarza, jak się do niej przygotować. W programie znalazły się też zagadnienia dotyczące profilaktyki, szczepień, chorób cywilizacyjnych, czy transplantacji.
Eksperci wskazywali, że to ostatni dzwonek na wprowadzenie obowiązkowej edukacji zdrowotnej w polskich szkołach. Co piąte dziecko w Polsce mierzy się z problemem nadwagi i otyłości, 80 proc. uczniów nie uprawia żadnego sportu i prowadzi siedzący tryb życia, a co czwarty nastolatek sięga po e-papierosa.
Według Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę, z przemocą choć raz zetknęło się 4/5 młodych osób w Polsce, z czego prawie 70 proc. przypadków dotyczy przemocy rówieśniczej. Samotność, skrajnie niska samoocena, niskie poczucie sprawczości, brak zaufania społecznego — taki obraz dzieci i młodzieży w Polsce wyłonił się z raportu Fundacji Unaweza, założonej przez Martynę Wojciechowską.
W największym badaniu dobrostanu psychicznego w Polsce wzięło udział 180 tys. uczniów i uczennic w wieku 10-19 lat. Spośród nich aż 9 proc. deklarowało, że miało próbę samobójczą, a 19 proc. planowało odebranie sobie życia. Co trzecia osoba miała podejrzenie depresji.
Od początku kwestie dotyczące edukacji seksualnej były przez MEN przedstawiane w najbardziej miękki sposób: chodzi o to, żeby dzieci potrafiły bronić się przed nadużyciami seksualnymi. Ale czego dokładnie będą się uczyć?
Najmłodsi uczniowie, w klasach IV-VI, dowiedzą się o podstawowych pojęciach zdrowia seksualnego, pozytywnym wymiarze seksualności w życiu człowieka i stereotypach płciowych.
Poznają budowę i funkcje narządów płciowych, porozmawiają o procesach zapłodnienia i przebiegu ciąży. Dużą część programu dla najmłodszych klas stanowi dyskusja o autonomii cielesnej: czym jest przekroczenie granic intymnych, jak prawo chroni młodzież przed przestępstwami seksualnymi, jak można szukać pomocy w sytuacji zagrożenia.
Młodzież w klasach VII-VIII będzie uczyć się o świadomej zgodzie, rozwoju psychoseksualnym i tożsamości płciowej, metodach antykoncepcji, formach przemocy seksualnej i możliwościach reakcji.
Uczniowie i uczennice liceum, poza poszerzeniem dotychczasowej wiedzy, dowiadywaliby się, jak seksualność może wpływać na umiejętność tworzenia bezpiecznych i satysfakcjonujących relacji, metodach antykoncepcji, profilaktyce infekcji przenoszonych drogą płciową, czynnikach wpływających na płodność człowieka.
Dodatkowo nauczyciele mogliby poruszać tematy związane z libido, w tym czynnikach wpływających na jakość życia seksualnego (niepełnosprawność, zaburzenia psychiczne, choroby przewlekłe), negatywnym wpływie stereotypów płciowych na relacje międzyludzkie, a także kwestie prawne i społeczne związane z byciem osobą LGBT+.
Jeszcze w kampanii wyborczej słyszeliśmy, że wiedza o życiu seksualnym w polskich szkołach ma być prowadzona rzetelnie. To miało być zerwanie z katolickim paradygmatem edukacji seksualnej, prowadzonej w myśl doktryny wychowania do czystości (abstynencji seksualnej).
Na drugim biegunie znajduje się holistyczna edukacja seksualna, rekomendowana przez Światową Organizację Zdrowia (WHO). Ujmuje seksualność jako obszar satysfakcji i rozwoju kształtując zarazem umiejętności kontroli i podejmowania decyzji, tak by żyć zgodnie ze swymi potrzebami w odpowiedzialnych relacjach z innymi. Wiedza i postawy mają chronić uczniów przed zarażeniem się chorobami przenoszonymi drogą płciową, w tym HIV i HPV, przed nieplanowanymi ciążami i przemocą seksualną.
Część ekspertów, po publikacji założeń nowego przedmiotu, była rozczarowana, że życiu seksualnemu poświęcone będzie tak mało miejsca. Ale mogli chociaż powiedzieć, że program odpowiada na realne problemy, a zagadnienia dotyczące seksualności nie uciekają ani od najnowszej wiedzy, ani od potrzeb dzieci i młodzieży.
Ale nie trzeba być nauczycielem lub rodzicem, żeby wiedzieć, że opcja „dobrowolnie” to opcja dla nikogo. Tylko powszechność wiedzy na temat zdrowia publicznego jest gwarantem sukcesu edukacyjnego.
Nauczyciele podnoszą też, że politycy znów wchodzą w ich buty, choć nowa władza obiecywała, że w szkołach będzie autonomia, nie będzie wtrącania się, a królować będzie nauka.
Nowacka powtarza, że rok 2025 będzie rokiem testowym dla nowego przedmiotu. Po nim pojawi się ewaluacja i być może przedmiot jeszcze będzie obowiązkowy. Tym bardziej trudno oprzeć się wrażeniu, że wprowadzenie kolejnego prawa jest uzależnione od kalendarza wyborczego, a dobro dzieci i oczekiwania rodziców (znów) mogą poczekać.
Edukacja
Władysław Kosiniak - Kamysz
Barbara Nowacka
Donald Tusk
edukacja seksualna
edukacja zdrowotna
KEP
Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.
Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.
Komentarze