0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Jakub Porzycki / Agencja Wyborcza.plFot. Jakub Porzycki ...

Typowana na ministrę klimatu posłanka Paulina Hennig-Kloska (Polska 2050, Trzecia Droga) potwierdza, że przyszły rząd Donalda Tuska będzie starał się powołać nowe parki narodowe. Taka zapowiedź znalazła się również w umowie koalicyjnej, która sporo miejsca poświęca sprawom klimatu i środowiska.

Jak dokładnie brzmi zapis dotyczący nowych parków? Chodzi o dosłownie jedno zdanie z dziewiątego punktu tego dokumentu. „W porozumieniu z lokalnymi społecznościami zwiększymy powierzchnię parków narodowych” – czytamy w umowie.

Od 22 lat w Polsce nie powstał żaden nowy park narodowy. W 2001 roku powołano w uzgodnieniu z mieszkańcami i samorządem Park Narodowy „Ujście Warty”. Potem rozwój tej formy ochrony się zatrzymał. Obowiązująca od 2000 roku ustawa wymaga zgody wszystkich zainteresowanych samorządów lokalnych, wcześniej parki powoływał jednostronną decyzją rząd.

Z czym zderzy się optymizm Hennig-Kloski

Z optymizmem do tego punktu programowego podchodzi Hennig-Kloska. „Wola polityczna jest taka, by zwiększać powierzchnię kraju objętą parkami narodowymi. To również jest zapisane w naszych postulatach i bodajże w umowie koalicyjnej też” – mówiła Hennig-Kloska na antenie RMF FM.

Polityczka Polski 2050 nie popisała się jednak wiedzą o stanie ochronie przyrody w Polsce. Zapytana o liczbę parków narodowych w Polsce odpowiedziała: „Osiem, dziewięć”. W rzeczywistości mamy 23 parki narodowe.

Przeczytaj także:

Niewiedza Hennig-Kloski może więc niepokoić (szczególnie „bodajże” w kontekście umowy koalicyjnej). Z jednej strony trudno wymagać od niepowołanej jeszcze na ministerialne stanowisko polityczki twardych deklaracji i listy problemów związanych z tworzeniem kolejnych parków.

Warto więc przypomnieć, że nowe parki narodowe nie wszędzie będą się podobać.

Przyszła koalicja zapowiedziała, że powierzchnię parków będzie powiększać „w porozumieniu z lokalnymi społecznościami”. A problem w tym, że wielu społecznościom nie musi podobać się obejmowanie terenów ich gmin najwyższym stopniem ochrony przyrody.

Z kręgów bliskich koalicji nieoficjalnie słyszymy, że znacznie utrudni to powiększanie obszaru parków.

Jak przekonać gminy?

Warto przyjrzeć się temu, w jaki sposób utworzenie parku narodowego może wpływać na dany teren. Według ustawy o ochronie przyrody jego władze mają prawo pierwokupu działek, które znajdą się w obrębie obszaru objętym ochroną. Zatem w praktyce ich właściciele tracą możliwość inwestycji, budowy lub sprzedaży swojego terenu na otwartym rynku – a często chodzi o nieruchomości w atrakcyjnym krajobrazowo terenie.

Władze gminy wszystkie decyzje związane z planowaniem przestrzennym muszą uzgadniać z dyrekcją parku. Jego obszar jest w pierwszej kolejności wyznaczany dla ochrony siedlisk, walorów krajobrazowych i zasobów przyrody. Dlatego utrudniona jest np. wycinka na mocno zalesionych terenach – a pamiętajmy, że jej prowadzenie daje pracę i napędza gospodarkę.

Władze gmin mogą mieć co prawda nadzieję na rekompensatę ewentualnych strat wpływami od odwiedzających. Nie każdy park jest jednak murowanym turystycznym hitem. Co prawda według danych z 2019 roku najpopularniejsze parki narodowe odwiedzało rocznie po kilka milionów osób.

Ranking otwierają Tatrzański Park Narodowy (prawie 4 mln turystów), Karkonoski Park Narodowy (2,2 mln) oraz Woliński Park Narodowy (1,5 mln). W tym samym czasie Magurski Park Narodowy przyciągnął 50 tys. osób, Drawieński – 20,3 tys., a zamykający listę Narwiański – zaledwie 12,8 tys.

Najwyższy poziom ochrony nie zawsze wpływa na atrakcyjność tras turystycznych, w niektórych przypadkach parki obejmują tereny trudniej dostępne dla odwiedzających.

Chcemy parków, ale nie u siebie?

Właśnie dlatego lokalne społeczności mogą blokować powiększenie powierzchni parków nawet tam, gdzie chce tego większość Polek i Polaków. W 2018 roku poparcie dla objęcia całego obszaru Puszczy Białowieskiej parkową ochroną wyraziło 84 proc. respondentów badania Kantara na zlecenie Greenpeace Polska.

„Rządzący politycy powinni jak najszybciej znaleźć rozwiązanie, które pozwoli powiększyć Białowieski Park Narodowy, z korzyścią dla Puszczy, mieszkańców regionu i wszystkich Polek i Polaków. Jeśli tego nie zrobią, będą ponosić odpowiedzialność przed całym społeczeństwem za dalszą dewastację Puszczy”– mówił Krzysztof Cibor, aktywista organizacji.

Po czterech latach nie udało się jednak drgnąć z propozycją powiększenia chronionego obszaru Puszczy. Dlaczego? W wynikach sondażu może tkwić wskazówka, bo najniższe poparcie dla poszerzenia Białowieskiego Parku Narodowego zanotowano w województwie podlaskim – a więc tam, gdzie rośnie Puszcza.

Wprawdzie na tak nadal była większość, bo 65 proc. zapytanych. Ale aż 17 proc. wyraziła sprzeciw, co jest dużo w porównaniu do innych województw.

Za rządów PiS o powiększaniu Białowieskiego Parku nie było mowy. PiS ułatwiał za to wycinkę, między innymi poprzez podzielenie reliktowego lasu wpisanego na listę dziedzictwa UNESCO na cztery strefy – i dopuszczenie gospodarki leśnej w jednej z nich.

Nadzór nad Obiektem Światowego Dziedzictwa „Białowieża Forest” od ministry klimatu Anny Moskwy dostał dr Rafał Paluch, przez przyrodników postrzegany jako zwolennik wycinek, uzasadnianych między innymi „walką z kornikiem” czy przeciwdziałaniu obumieraniu drzew (choć martwe drzewa są ważnym elementem ekosystemu, co przyznają nawet Lasy Państwowe).

Leśnicy blokują skutecznie

Ostatnie lata pokazują jednak, że powiększeniu parków narodowych może przeszkadzać nie tylko działanie centralnych władz. Dwa lata temu poszerzeniu terenu Karkonoskiego Parku Narodowego sprzeciwiła się rada gminy Piechowice. Lokalne władze postąpiły w ten sposób mimo wsparcia oddolnej inicjatywy mieszkańców przez dyrekcję parku.

Pozytywnie wypowiedziało się również Ministerstwo Klimatu. Mocny sprzeciw wyrażały za to Lasy Państwowe, które musiałyby zrezygnować z wycinki na obszarze 1,6 tys. hektarów. Leśnicy przekonywali, że objęcie nowego terenu ochroną ograniczy wstęp do lasów mieszkańcom, którzy będą musieli płacić za wejście do parku. Według przyrodników radni ulegli ich lobbingowi. Przeciwni powiększeniu parku mieli być też przedsiębiorcy, m in. z branży hotelarskiej.

Wpływ Lasów Państwowych objawia się też zablokowaniem od lat powstania Turnickiego Parku Narodowego. Starania o objęcie ochroną terenu Puszczy Karpackiej trwają od lat 80. XX wieku. Lasy Państwowe starają się jednak, by nie było już czego chronić. Aktywiści przez około dwa lata próbowali blokować wycinki, zakładając obozy w miejscach zagrożonych przez leśników.

W lipcu obozowisko zlikwidowano po zatrzymaniu aktywistek Inicjatywy Dzikie Karpaty pod pretekstem posiadania niedozwolonych substancji.

W Puszczy Karpackiej znajdują się siedliska zwierząt objętych ścisłą ochroną gatunkową – m.in. puszczyka uralskiego, orlika krzykliwego i bociana czarnego. Bogactwo przyrodnicze widać też po obecności wilków, rysi, żbików i niedźwiedzi brunatnych. 6 tysięcy drzew spełnia warunki pomników przyrody. Niestety wydaje się, że leśników to nie obchodzi.

Co trzeba zrobić?

Nowe parki narodowe mogłyby powstawać łatwiej po postulowanej przez przyrodników reformie Lasów Państwowych. Od leśników często słyszymy, że zajmują się gospodarką leśną – a więc przede wszystkim wycinką – bo taki obowiązek nakłada na nich prawo.

Ustawa o lasach w pierwszej kolejności wspomina właśnie o gospodarce leśnej, ochronę przyrody wyrzucając na daleki nawias. Gruntowna reforma Lasów Państwowych na pewno będzie budzić opór w tej instytucji, która żyje z wycinki i sprzedaży drewna.

Musi jednak do reformy dojść, jeśli koalicja poważnie traktuje postulaty z podpisanej przez poszczególne ugrupowania umowy. Przypomnijmy: znalazła się tam nie tylko propozycja powiększenia obszaru parków narodowych, ale i wyłączenia 20 proc. „najcenniejszych przyrodniczo” terenów leśnych z wycinki oraz ochrona bagien i torfowisk.

Przyszły rząd będzie musiał więc przekonać lokalne społeczności do obejmowania najwyższym poziomem ochrony kolejnych obszarów.

Co zadziała najlepiej? Edukacja, rozmowa, i jeszcze raz pieniądze

– sugeruje w rozmowie z OKO.press Antoni Kostka z Fundacji Dziedzictwo Przyrodnicze.

Trzeba będzie zapłacić

„Jeśli zapłaciliśmy górnikom, to dlaczego nie zapłacimy drwalom? Tę marchewkę trzeba pokazać. Ale niestety z samorządami się nie rozmawia. Nie wierzę, że założenia ustawy były z nimi konsultowane. I robi się kółko: samorządowcy mają pretensje do nas, przyrodników, że nic im nie damy za te parki. A my nie jesteśmy od dawania, Ministerstwo Klimatu jest. Mówimy: chodźmy razem do rządu. A tam ściana, coś sobie ministrowie w gabinetach rozmawiają, wymyślają. My nie mamy do tego dostępu” – zauważa Kostka.

Na niekorzystny w wielu przypadkach bilans zysków i strat wskazuje raport Fundacji ClientEarth – Prawnicy dla Ziemi i Polityki Insight, przygotowany z udziałem Uniwersytetu Jagiellońskiego i Centrum Analiz Społeczno-Ekonomicznych.

Według cytowanego w raporcie prof. Jerzego Szwagrzyka z Wydziału Leśnego Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie „korzyści z utworzenia parku narodowego są wspólne dla całego społeczeństwa, a koszty ponoszą głównie społeczności lokalne. Jeżeli to nie lokalne gminy, ale naród poprzez swoje organy przedstawicielskie ma decydować o powstaniu czy poszerzeniu parku narodowego, to lokalne społeczności nie powinny na tym finansowo tracić”.

Konsultacje i rekompensaty

Według autorów i autorek raportu działania na rzecz odblokowania tworzenia nowych parków narodowych powinny obejmować:

  • zmianę przepisu dającego władzom samorządowym prawo uzgadniania projektów tworzenia i powiększania parków narodowych. Procedurę uzgodnienia należy zastąpić opiniowaniem opartym na rozbudowanych konsultacjach społecznych, których efektem, oprócz stworzenia parku i określenia jego granic, powinien być program rozwojowy dla gmin „parkowych”, zawierający propozycje rekompensat i działań osłonowych dla społeczności lokalnej;
  • wypłatę subwencji parkowej, preferencyjne warunki przy udzielaniu dotacji i pożyczek, indywidualne programy rozwojowe, a także likwidację ulgi dla parków narodowych z tytułu opłaty podatku leśnego;
  • bezpośrednie wsparcie dla mieszkańców: gwarancję zakupu drewna od parku narodowego, możliwość kontrolowanego pozyskania roślin i grzybów, efektywniejsze zapobieganie szkodom wyrządzonym przez dzikie zwierzęta w parku narodowym i jego otulinie, uproszczenie procedury przyznawania odszkodowań w przypadku wystąpienia szkody, wprowadzenie indywidualnych programów wsparcia dla rolników, mechanizm odstąpienia od ponoszenia kosztów podatku leśnego i rolnego na gruntach prywatnych położonych w granicach parków narodowych oraz gwarancję zatrudnienia dla pracowników Lasów Państwowych;
  • w dłuższej perspektywie budowa stabilnego systemu finansowania parków narodowych, funkcjonującego na podstawie funduszu celowego – Funduszu Parków Narodowych.

„Wyobrażam sobie, że po wielkiej kampanii, zmianie prawa, możemy się doczekać, że obszar objęty ochroną w parkach narodowych będzie wynosił 1,5 proc. powierzchni kraju w ciągu 10 lat, może nawet 2 proc. Ale to nie rozwiązuje problemu ochrony przyrody” – mówi nam dr Antoni Kostka.

„Wśród form ochrony mamy teraz parki narodowe, długo, długo nic, a potem parki krajobrazowe, które są tygrysem bez zębów i nie gwarantują ochrony. Potem jeszcze tereny Natura 2000, często bez ustalonych planów zadań ochronnych albo ze słabymi planami. My uważamy, że 20 proc. polskich lasów powinno być wyłączonych z intensywnej gospodarki surowcowej” – przekonywał Kostka do argumentu, z którym w umowie koalicyjnej zgodziły się ugrupowania obecnej opozycji demokratycznej i przyszłej koalicji rządowej.

;

Udostępnij:

Marcel Wandas

Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska i Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.

Komentarze