Michał Woś, po czterech miesiącach bycia ministrem bez teki, zasiadł w fotelu szefa resortu środowiska. Zaraz po zaprzysiężeniu złożył kwiaty na grobie Jana Szyszki. Ten gest to czytelny sygnał, w czyje ślady chce iść nowy minister środowiska
Do 5 marca 2020 Michał Woś z Solidarnej Polski był ministrem bez teki. Od połowy listopada 2019 roku zapowiadano go na ministra środowiska. W czwartek 5 marca dostał w końcu resort, co możliwe było dzięki zmianie ustawy o działach administracji, która wyodrębniła Ministerstwo Środowiska obok nowego Ministerstwa Klimatu, na czele którego stoi minister Michał Kurtyka.
Minister Woś odpowiada m.in.: za ochronę przyrody - w tym parki narodowe i rezerwaty - gospodarkę leśną i łowiecką, edukację ekologiczną oraz nadzór nad GMO. Podlega mu Generalna Dyrekcja Ochrony Środowiska, Lasy Państwowe, Instytut Badawczy Leśnictwa, a pod jego nadzorem jest Państwowy Instytut Geologiczny – Państwowy Instytut Badawczy oraz Biuro Nasiennictwa Leśnego.
Minister Woś swoje urzędowanie rozpoczął od gestu symbolicznego, ale wymownego: złożenia kwiatów na grobie zmarłego w ubiegłym roku byłego ministra środowiska prof. Jana Szyszki.
Razem z nim byli m.in. Krystyna Szyszko, wdowa po byłym ministrze środowiska Janie Szyszce oraz szef Lasów Państwowych Andrzej Konieczny.
Wcześniej Woś wielokrotnie i z wielkim uznaniem wypowiadał się o Szyszce, jego osobie i jego poglądach na przyrodę. "To jest rzeczywiście wielki wzór do naśladowania" - mówił 25 stycznia 2020 roku podczas sympozjum „Oblicza ekologii” w Wyższej Szkole Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu. W październiku 2019, jeszcze przed wyborami, w programie TV Trwam wygłosił niemal laudację:
"Prof. Szyszko dobrze przysłużył się naszej ojczyźnie. Miał Polskę w sercu. Jego działania zawsze nakierowane były na polski interes, na prawdziwą - dobrze rozumianą - ochronę przyrody".
Jeszcze tego samego dnia, kiedy Woś został ministrem środowiska, komunikat w tej sprawie wydał Greenpeace Polska. Organizacja wyraziła zaniepokojenie zapowiedziami nowego szefa resortu środowiska, że chce iść drogą wytyczoną przez Jana Szyszkę.
"Michał Woś musi ograniczyć wycinki w polskich lasach, w tym przede wszystkim w najstarszych i najcenniejszych siedliskach takich jak Puszcza Białowieska i zreformować korporację Lasy Państwowe, by ochrona klimatu i dzikiej przyrody stały się wreszcie priorytetem" - czytamy na stronie.
Wszystko wskazuje jednak na to, że nowy minister ma odmienną perspektywę. Na briefingu prasowym po wspomnianej konferencji "Oblicza ekologii", zapytany o sytuację w Puszczy Białowieskiej, mówił, że jest ona "w stanie fatalnym" i że "stan tego lasu przeraża". Zdaniem Wosia, od kiedy wyrok Trybunału Sprawiedliwości UE zablokował wycinkę, to "zdecydowana większość drzew zamarła" i "zanikają siedliska chronionych zwierząt".
To, niemal słowo w słowo, powtórzenie tego, co o Puszczy Białowieskiej mówił Jan Szyszko.
Przy innej okazji, 23 listopada 2019 w studiu Polskiego Radia 24, Michał Woś przekonywał, że w 2014 roku "niby próbowano zabezpieczyć Lasy Państwowe w Konstytucji, ale jednocześnie dać możliwość sprzedaży Lasów Państwowych zwykłą ustawą".
Chodziło o wydarzenia z listopada 2014 roku, kiedy rząd PO-PSL próbował wpisać polskie lasy do konstytucji. Pomysł zakładał dodanie do ustawy zasadniczej punktu 74a zawierającego ustęp: "Lasy stanowiące własność Skarbu Państwa nie podlegają przekształceniom własnościowym, z wyjątkiem przypadków określonych w ustawie". Zmiana przepadła po protestach posłów PiS.
Jak na ironię, niemal identyczny przepis ostatecznie przeszedł jeszcze w tym samym roku w noweli ustawy o lasach. Owszem, przewidywał możliwość sprzedaży lasów – ale tylko w celu realizacji celów publicznych, takich jak budowa drogi, czy położenie linii energetycznej. Lasów w żadnym przypadku państwo nie mogło sprzedać, by pozyskać środki do budżetu.
Jednym z największych oponentów tych zmian był nie kto inny, jak właśnie Jan Szyszko.
Jednak opowieść o rzekomych planach prywatyzacji polskich lasów nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Jej funkcja jest raczej inna: ma konserwować status quo i przekonywać, że każda zmiana istniejącej formy Lasów Państwowych to „zamach na lasy”.
Reformy Lasów Państwowych - której chciałby Greenpeace i wiele innych organizacji ekologicznych - po ministrze Wosiu nie możemy się zatem spodziewać.
Woś w swoim wystąpieniu „Człowiek a ekologia” podczas konferencji "Oblicza ekologii" mówił, że Szyszko spotykał się z krytyką za swoje słowa o „czynieniu sobie ziemi poddaną”. Zdaniem Wosia krytycy nie zwracali jednak uwagi na to, co się za nimi kryje: że chodzi o to, by korzystać z zasobów przyrody w taki sposób, by przyszłym pokoleniom przekazać ją w staniu co najmniej niepogorszonym. Bo prawo do korzystania oznacza również obowiązki.
„Są jednak grupki, które rozumieją ekologię w sposób skrajny. W tych odcieniach, gdzie nie ma miejsca na człowieka” - ciągnął minister Woś. „Ekologia bez człowieka staje się tym, o czym mówił niedawno abp Jędraszewski: de facto zideologizowaną formą walki z człowiekiem” - dodał.
Zaznaczył, że na taką ekologię „nie może być zgody polskiego rządu i polskich polityków”.
Nie dodał jednak, kogo ma na myśli. Można się jedynie domyślać, że chodziło mu np. o tych, którzy sprzeciwiali się wycince w Puszczy Białowieskiej.
Woś to prawnik i menedżer, człowiek ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, jego - jak mówią - "złoty chłopiec". Zanim trafił na fotel szefa resortu środowiska w wieku 23 lat został radnym rodzinnego Raciborza. Stamtąd trafił pod skrzydła lidera Solidarnej Polski, do Ministerstwa Sprawiedliwości. Najpierw był szefem gabinetu politycznego Ziobry, potem wiceministrem sprawiedliwości - niecały rok po skończeniu studiów - wreszcie ministrem ds. pomocy humanitarnej.
Stanowisko ministra środowiska dostał w wyniku wewnętrznych targów obozu Zjednoczonej Prawicy po wygranych wyborach a nie kompetencji w takich tematach jak lasy, czy parki narodowe.
Pracowitości ministrowi odmówić nie można. Przez okres od listopada do początku marca, gdy już wiadomo było, że zostanie szefem resortu środowiska, wdrażał się w swoje przyszłe obowiązki.
Między innymi pracował nad prawnymi szczegółami rozdziału Ministerstw Klimatu i Ministerstwa Środowiska. Pozytywnie zaopiniował krytykowaną przez część środowiska myśliwych zmianę sposobu powoływania szefa PZŁ. Razem z wiceminister Małgorzatą Golińską wręczał nowemu szefowi PZŁ Pawłowi Lisiakowi nominację na to stanowisko.
Prowadził rozmowy z przedstawicielem Oblatów z Klasztoru na Świętym Krzyżu, obiecując im wznowienie prac nad zmianami prawnymi umożliwiającymi przekazanie zakonnikom 5 ha, które obecnie są w zarządzie Świętokrzyskiego Parku Narodowego. Było to o tyle dziwne, że nie jest jasne, na jakiej podstawie składał te obietnice, bo w tamtym czasie parki narodowe podlegały Ministerstwu Klimatu.
Jak ustalił "Fakt", przez ten czas - od połowy listopada do końca lutego - minister Woś zarobił 45-50 tysięcy złotych.
Wirtualna Polska poinformowała, że jedną z pierwszych kadrowych decyzji nowego ministra środowiska może być odwołanie obecnego Dyrektora Generalnego Lasów Państwowych Andrzeja Koniecznego.
Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.
Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.
Komentarze