0:000:00

0:00

Prawa autorskie: AFPAFP

Z tego założenia wyszedł niemiecki rząd, który w niedzielę ogłosił całkowite przewartościowanie swojej dotychczasowej polityki międzynarodowej i zapowiedział zwiększenie wydatków na obronność do 100 mld euro. Wie o tym Wielka Brytania. Choć po komentarzu Liz Truss, ministry do spraw zagranicznych, w którym zachęcała Brytyjczyków do wspierania walk w Ukrainie, nastąpił chaos informacyjny i wydaje się, że jednak kraj ten odłoży formowanie Brygad Międzynarodowych 2.0 na później. Boris Johnson, premier Wielkiej Brytanii, zaapelował o całkowite odcięcie Rosji od systemu SWIFT, na powrót wiążąc losy swojego kraju z Europą i radykalnie odcinając się od własnego dziedzictwa – Brexitu. W poniedziałek rano Francja zwołała Radę Bezpieczeństwa NZ.

Unia Europejska podjęła bezprecedensową decyzję o dozbrojeniu Ukrainy. Josep Borrell, wysoki przedstawiciel Unii do spraw zagranicznych i polityki bezpieczeństwa, przedstawił diagnozę, która nie pozostawia wątpliwości, że struktury europejskie traktują inwazję Ukrainy jako wyzwanie dla całej Unii i wizji świata, którą reprezentuje:

„Putin w tej chwili nie tylko poważnie narusza prawo międzynarodowe, ale po prostu gwałci podstawowe zasady ludzkiego współżycia. Zadecydował o tym, by rozpętać kolejną wojnę w Europie, przywracając »prawo dżungli«, sytuację, gdy siła zastępuje prawo.

Celem tej wojny nie jest tylko Ukraina, ale bezpieczeństwo Europy i cały porządek międzynarodowy oparty na wspólnych regulacjach, systemie ONZ i prawie międzynarodowym“.

Sankcje zmienią gospodarkę świata

Europa zwiera szyki, budując bezprecedensowy blok antyrosyjski. Większość nałożonych sankcji nie będzie łatwo odwracalna, nawet w trudnym do wyobrażenia przypadku rychłej kapitulacji Putina. W ciągu najbliższych tygodni dojdzie do pierwszych strukturalnych zmian w architekturze europejskiej gospodarki energetycznej, gdyż tylko w ten sposób da się utrzymać w mocy nałożone sankcje, a ich cofnięcie w chwili obecnej jest już niewyobrażalne.

Wielka przebudowa już się zaczęła, brytyjski BP pozbył się udziałów w rosyjskich złożach, a Nord Stream 2 już przeszedł do historii.

I Ukraina, i Rosja już poniosły bardzo poważne straty, przy czym o ile odbudowa Ukrainy leży w gestii i interesie Europy, to z Rosją sprawa będzie poważniejsza.

Przeczytaj także:

Rosja była na krawędzi, a zrobiła krok do przodu

Sytuacja gospodarcza i społeczna w Rosji już przed 24 lutego była bardzo trudna. W 2018 roku Współczynnik Giniego mierzący nierówności ekonomiczne wynosił 0,375 w skali od 0 do 1 (gdzie im bliżej zera, tym mniejsze nierówności). Dla porównania w Polsce wyniósł w tym samym czasie 0,278, a w całej Unii z wyłączeniem Wielkiej Brytanii – 0,304 (wliczając UK, było to 0,308). Większe nierówności niż Rosja notowały tylko Bułgaria (0,396) i Turcja (0,43). To ważne, bo z przekrojowych, wieloletnich analiz ekonomicznych wiemy, że przejście pewnej progowej wartości współczynnika nierówności nieuchronnie wiąże się z systemowymi zapaściami takimi, jak wojna lub społeczny bunt.

Do tego dochodzą ogromne różnice regionalne i na linii miasto-wieś, a zwłaszcza między Moskwą a resztą Rosji (próg minimalnego wynagrodzenia dla całego kraju w 2021 roku wynosił 13,890 rubli, czyli ok. 177 USD, a dla Moskwy – 21,371 rubli, czyli ok. 272 USD). Około 19 milionów ze 146 mln Rosjan żyje poniżej progu ubóstwa – większość z nich oczywiście na prowincji, gdzie stabilna pensja i waloryzowane uposażenie armii i służb mundurowych czynią z nich praktycznie lokalną arystokrację.

Dla Putina więc wojna i mobilizacja na szeroką skalę mogą być bardziej kwestią wewnętrznego bezpieczeństwa i wynikiem prób zapanowania nad wymykającą się spod kontroli sytuacją w prowincjach, aniżeli kalkulacji zewnętrznych.

Innymi słowy, główną stawką w grze Putina nie musi być anszlus Ukrainy, ale przekształcenie Rosji w państwo wojenne – co z punktu widzenia Kremla może wydawać się jedyną linią obrony przed postępującą degradacją państwowości.

Demokracja odmieniła Ukrainę

W tym miejscu właśnie widać, dlaczego demokracja okazuje się najlepszym systemem politycznym z możliwych. Nie ma takich pieniędzy, którymi dałoby się kupić, ani takich służb bezpieczeństwa, którym udałoby się wymóc strachem obywatelskiego zaangażowania na rzecz funkcjonowania instytucji, kiedy czujemy, że tak jak my jesteśmy częścią danego kraju, tak ten kraj w jakimś zakresie zależy właśnie od nas.

Demokracja odmieniła społeczeństwo ukraińskie, które mimo korupcji, afer i biedy daje niespodziewany odpór putinowskim wojskom.

„Ta wojna ma twarz pięćdziesięcioletniego mężczyzny z dwójką dzieci, który dobrze wie, o co walczy“

– tłumaczy mi ukraińska pisarka Oksana Zabużko, która w związku z premierą książki przyjechała do Polski i tu utknęła. Dlatego właśnie nie możemy „odpuścić“ Ukrainy – byłoby to bankructwo europejskich, demokratycznych wartości.

Pocieszające jest, że tłumy protestujące przeciwko wojnie na ulicach rosyjskich miast, też zaczynają to rozumieć. Niestety tak samo, jak w przypadku niewiarygodnych wyborów w 2017 roku, nawet masowe protesty nie wydają się wpływać na zapatrywania Włodzimierza Putina. Ważne jednak, że protestujący widzą, że nie są sami, a ich zastępy nie maleją.

I właśnie taka jest dziś stawka tej wojny: zmiana władzy w Rosji i wejście tego kraju na ścieżkę demokratyzacji.

Tylko tak bowiem da się odwrócić proces głębokiej militaryzacji społeczeństwa, jaki właśnie uruchomił Władimir Władimirowicz. Niestety też mimo wspaniałych sukcesów obrońców Ukrainy trudno się spodziewać, żeby nawet dotkliwe straty rosyjskie wysadziły Putina z siodła. Tłumy na antywojennych protestach mogłyby coś wskórać tylko w społeczeństwie, w którym władza ma mandat do rządzenia wyłącznie z woli ludu. Putin jednak swój mandat wziął z ręki aparatu siłowego, a następnie go sobie podporządkował. On lub jego klony będą rządzić i robić wojny tak długo, jak długo Rosja nie zmieni najgłębszych swoich struktur państwowych.

"Rozumiejący Rosję" mają pod górkę

To może oznaczać dla nas długi marsz drogą najeżoną przeszkodami. Owszem, Europa decyduje się na zwiększanie budżetów na obronność i zwiera szyki, udowadniając, że w ostatnich latach proces unijnej integracji poszedł bardzo do przodu. Wiemy jednak, że na całym kontynencie świetnie funkcjonują „rozumiejący Rosję” politycy, którzy wydają się bardziej zainteresowani sukcesami Putina, niż powodzeniem własnych współobywateli.

Co prawda, pomału staje się jasne, że to się w Europie bardzo nie podoba. Francuscy poplecznicy Putina, skrajnie prawicowi Le Pen i Zemmour oraz lewak Melenchon, już złożyli broń. François Fillon, były premier Francji, został zmuszony do ustąpienia z funkcji w radach nadzorczych gigantów paliwowych – Siburu i Zarubieżnieftu). Były kanclerz Niemiec, Gerhard Schroeder, który po kilku „rozumiejących Rosję” ruchach za swojej kadencji przeskoczył do rady nadzorczej Gazpromu, musi się liczyć z tym, że znajdzie się na liście osób objętych sankcjami.

Polski rząd musi wybrać: antyrosyjskość czy antyeuropejskość

Polska też będzie musiała niebawem podjąć kilka egzystencjalnych decyzji. Inaczej niż we Francji, gdzie antynatowska prawica wciąż jest w opozycji, polski rząd jest wyraźnie antyeuropejski. Czeka nas wielka decyzja – co jest dla PiS-u ważniejsze? Antyrosyjskość czy antyeuropejskość? Bo o ile do tej pory sprytnie lawirował między jednym a drugim, to dziś już tych dwóch tendencji nie da się pogodzić. Zwłaszcza że Polska w tę niedzielę stała się nie tylko krajem frontowym, ale krajem bezpośrednio zagrożonym bronią jądrową.

W tę niedzielę bowiem Aleksandr Łukaszenka wygrał referendum konstytucyjne, w którym nie tylko zagwarantował sobie kolejne lata samowładztwa (pod okiem i opieką Rosji, ale na tyle suwerennego, jak tylko się Batiuszce mogło to udać). Białoruś też zrezygnowała z zapisanego w konstytucji zakazu rozmieszczania na jej terytorium głowic atomowych. Pod tym względem Putin ma już teraz wolną rękę. To już nie są pozycje do ostrzeliwania Ukrainy, z Białorusi rakiety sięgną i krajów nadbałtyckich – i Warszawy.

Na razie polski rząd i prezydent chcą uniknąć kłopotu, stawiając na przyspieszoną akcesję Ukrainy do Unii i dozbrajanie tamtejszych walczących.

Jednak niesamowite bohaterstwo Ukraińców na nic się nie zda, jeśli za ich plecami nie będzie zwartego, jasno zdefiniowanego bloku państw połączonych wspólnymi ideałami i gotowych na prawdziwą współpracę.

Wielki hamulcowy integracji europejskiej z Unią, minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro na razie zniknął z radarów, jednak zastawiona przez niego pułapka, czyli demontaż polskiej praworządności, okazała się niezwykle skuteczna. Nie chodzi bowiem jedynie o deklarację przystąpienia do Europy, ale także o realne działania, na które potrzebne są realne środki. Tych Polska nie zdobędzie inaczej, niż korzystając z funduszy z przygotowanego już Krajowego Programu Odbudowy.

Europa chętnie je wypłaci – nie tylko po to, by nas dozbroić, jak Morawiecki dozbraja dzisiaj Kijów, ale przede wszystkim żeby realizować europejską solidarność. Te środki zresztą będą niezbędne już w kolejnych miesiącach sankcji, kiedy np. drastycznie skoczą ceny energii.

Udostępnij:

Agata Czarnacka

Filozofka polityki, tłumaczka, działaczka feministyczna i publicystka. W latach 2012-2015 redaktorka naczelna portalu Lewica24.pl. Była doradczynią Klubu Parlamentarnego SLD ds. demokracji i przeciwdziałania dyskryminacji oraz członkinią Rady Polityczno-Programowej tej partii. Członkini obywatelskiego Komitetu Ustawodawczego Ratujmy Kobiety i Ratujmy Kobiety 2017, współorganizatorka Czarnych Protestów i Strajku Kobiet w Warszawie. Organizowała również akcję Stop Inwigilacji 2016, a także obywatelskie protesty pod Sejmem w grudniu 2016 i styczniu 2017 roku. Stale współpracuje z Gazetą Wyborczą i portalem Tygodnika Polityka, gdzie ma swój blog poświęcony demokracji pt. Grand Central.

Komentarze