0:00
0:00

0:00

12 lutego Arek Szczurek ruszył z przyczepą Lotnej Brygady Opozycji do przeglądu - poprzedni za dwa dni się kończył. Z Miasteczka Wolności pod Sejmem przejechał tylko 1,2 km do ronda de Gaulle'a, gdy dopadła go policyjna suka na sygnale. Nie wiadomo, czemu go gonili.

Dopiero po 26 minutach pojawiła się drogówka i zaczęła kontrolę przyczepy. W ciągu roku Szczurek przechodzi takich kilkadziesiąt. Podjechało policyjne nieoznakowane BMW do ścigania piratów i kolejna drogówka. Po godzinie już cztery ekipy policji naraz sprawdzały przyczepę z napisami: „”WyPiSdalać!” „Przestańcie kraść!” „***** ***”

Na relacji widać, że kontrola polegała głównie na konsyliach - mundurowi naradzali się w grupie. Gdy jedna z drogówek odjechała, na ich miejsce zjawiła się dochodzeniówka z aparatami. W sumie już pięć ekip brało udział w tej kontroli. W godzinach szczytu, w centrum Warszawy zablokowali pas.

Oświetlali, robili zdjęcia – wyglądało to jak badanie miejsca przestępstwa. Kontrola trwała tak długo, że dzięki relacji na FB, którą oglądały już setki, na miejscu zaczęli się zbierać ludzie, dotarł dziennikarz obywatelski Rafał Łuczkiewicz, a nawet ProtestTEA – ciepła herbata dla protestujących.

Wreszcie dowodzący drogówką asp. Łukasz Cieniuch orzekł: brak numeru VIN na ramie, a tam gdzie jest, nie zgadza się rok przyczepy z tym w dowodzie. Do tego „liczne mikropęknięcia opony”. ”>>Mikropęknięć<< z natury rzeczy nie widać gołym okiem. Dlatego, że są >>mikro<<”- śmieje się z zarzutu Szczurek, z wykształcenia inżynier.

„Pojazd zagraża bezpieczeństwu i narusza porządek w ruchu drogowym" – cedził z powagą asp. Cieniuch. Zarzucił aktywiście „kierowanie pojazdem niedopuszczonym do ruchu”, choć auto miało aktualny przegląd.

Po przepychankach o odholowanie i przejeździe przez miasto w konwoju trzech aut, kontrola zakończyła się po prawie 4 godzinach. Kierowca odmówił przyjęcia 300 zł mandatu.

Przyczepa przeszła bez problemu przegląd techniczny dwa dni później.

Przyczepa pilnowana non stop

Ta sytuacja przelała czarę goryczy. Osiem dni później Lotna podjechała pod siedzibę policji w Warszawie – Pałac Mostowskich - i zablokowała przyczepą wyjazd z jego wewnętrznego parkingu.

Zażądali, by przy rzeczniku policji Sylwestrze Marczaku sprawdzono definitywnie przyczepę. Raz a dobrze, aby tego policja już nie robiła notorycznie. Najpierw powiedziano im, że rzecznika nie ma, potem – że do nich nie zejdzie. Publicznej kontroli przed Pałacem Mostowskich nie wykonano.

Za to wysłano za nimi... radiowóz.

Przyczepa po wyjeździe z Komendy Stołecznej Policji gdzie byliśmy w ramach protestu przeciwko prześladowaniom policji...

Historia przyczepy zaczyna się po morderstwie prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza, gdy pod TVP częste były demonstracje. Piotr Łopaciuk z Lotnej wymyślił, by pod siedzibą telewizji w przyczepie stworzyć mobilne studio i prostować w nim propagandowe kłamstwa. Wynajęli stary kemping za 500 zł na miesiąc, wyposażyli go w głośniki i wzmacniacz.

Pierwszy raz użyli jej 9 lutego 2019 r. pod TVP w Warszawie puszczając hasła typu „TVP Łże” i cytaty polityków PiS. Policja zamykała im wjazd na ul. Jasną, tarasowała radiowozami wolne miejsca parkingowe, by „puczepa” tam nie zaparkowała. W końcu zatrzymała ich drogówka, wspierana przez sukę i drugi radiowóz. Nakazała odholowanie. Bo masa przyczepy (750 kg) i forda Fusion (1,2 t) który ją ciągnął, przekraczała wg nich 3,5 tony. I to aż o 300 kg. I według policji na taki zestaw trzeba mieć już prawo jazdy na ciężarówkę. Przeczyło to matematyce i kodeksowi drogowemu, ale policja się uparła.

SZYKANY POLICJI WOBEC ORGANIZATOROW PIKIETY Spektakularna akcja policji - jechali za Piotrem - jednym z organizatorów...

Na parkingu pod dworcem Powiśle pilnowali ją funkcjonariusze w radiowozie. Non stop przez kilka dni. Stali tak, aby nawet nie można było jej ruszyć.

W środku nocy 12 lutego Karol Grabski – członek Lotnej – podjechał, by sprawdzić, czy wtedy też ktoś jej pilnuje. „Udawałem, że będę ją podczepiał do auta. Wtedy z parku wyskoczyło dwóch mundurowych. »Panie Karolu, co pan chce zrobić?« pytali" – opisuje Grabski. Policja w stolicy legitymowała członków Lotnej już setki razy, więc zna ich dobrze.

Przyczepa pikietujących nadal pilnowana przez pislicję aby jej ktoś nie doholował przed tvpis

Relacja z sytuacji w nocy...

Przyczepa była już non stop śledzona i/lub kontrolowana, jeden, dwa, trzy, a nawet cztery razy dziennie. Zawsze, gdy ruszała. Radiowozy, nieoznakowane pojazdy policji, czasem nawet trzy auta śledziły ją naraz. Adam Wiśniewski z Wolnych Mediów udokumentował to na wielu filmach.

Gdy Lotna przewiozła przyczepę na parking przy ul. Srebrnej 16 - tam miały stanąć słynne dwie wieże Kaczyńskiego - pojazd dostał obstawę tajniaków. Pilnowali go 24 godziny na dobę. Wymieniali się co 12 godzin.

Któreś nocy Wiśniewski w relacji na FB zdekonspirował policyjny wóz. W ramach rewanżu funkcjonariusze w cywilu zrobili mu kontrolę.

Gdy sprawę śledzenia przyczepy opisała „Gazeta Wyborcza", rzecznik Marczak tłumaczył: „Wykonujemy tam tajne działania taktyczne, nie mogę zdradzić szczegółów”.

Podczas kolejnej podróży przyczepy przez stolicę, radiowóz śledził ją przez trzy i pół godziny z tak bliskiej odległości, że na skrzyżowaniu przy Hali Mirowskiej wjechał w jej tył i zbił tylny reflektor.

Mundurowi osiągnęli cel - mieli pretekst, by zatrzymać dowód rejestracyjny.

Eskorta tak nas pilnowała że wjechała mi w dupe. Przyczepa ma zakaz jazdy. Kierowcę nawet rozumiem 3,5h jeździli za...

Lotna następnego dnia wynajęła kolejną przyczepę. Zatrzymania i śledzenie były też jej codziennością.

Czasem ta inwigilacja była przydatna. „Dziękujemy panom policjantom za pilnowanie" – Wiśniewski i Szczurek żartowali stojąc obok auta tajniaków, którzy całą noc spędzili w brązowym fiacie Brava. Obserwowali ich przyczepę na nieoświetlonym pustkowiu Woli przy torach (24 min. 40 s relacji)

Dzień przed 23 lutego 2019 roku, gdy PiS prowadził konwencję w hali Expo, Lotna wstawiła przyczepę do mechanika, blisko tych hal targowych. Rano, gdy po nią przyjechali, trzy radiowozy już czekały na nich przed bramą. Od razu kontrola. Podjechać pod centrum wystawiennicze nie mogli - policja zamykała im każdą drogę akurat, gdy podjeżdżali. Inne auta mogły podjechać.

Tego dnia drogówki skontrolowały „puczepę” aż cztery razy.

„Gdzie państwo jadą?" - dopytywali.

„Do Burgas na wakacje" – żartował z bezsilności Wiśniewski.

Rutynowe kontrole od lat

Jedną kontrolę od drugiej dzieliło kilka minut i kilkaset metrów. Pierwszy patrol zapomniał oddać kierowcy dowód rejestracyjny, więc mundurowy przywiózł go i wręczył koledze, który zaczynał drugą kontrolę.

Wiśniewskiemu, który był pasażerem w aucie, policjant groził wtedy zakuciem w kajdanki. Bo ośmielił się stanąć na chodniku i filmować kontrolę. Trzecią przeprowadzały naraz 3 ekipy, w sumie 10 policjantów. Czwórka z nich siedziała w służbowej KIA wertując dwa kodeksy drogowe i wyszukując przepisy, których przyczepa, by nie spełniła. Nie znaleźli.

Pod TVP policjanci znów zatrzymali przyczepę, bo dostrzegli na niej literkę „B” czyli Białoruś, a takie oznaczenia muszą być w rejestracji. Szczurek wyjął jakąś nalepkę z kieszeni - fallusa z nogami – i zakleił nią „B”. Problem rozwiązany - z męskim członkiem zamiast „B” przyczepa nie łamała już przepisów drogowych.

„Puck you, Duda!”

"Policja reagowała na przyczepę tak nerwowo, że aż śmieszne, więc zdecydowaliśmy się to kontynuować" – wspomina Tita. Zamiast wynajmować, skorzystali z przyczepy KOD-u. Obecna przyczepa Lotnej to 34-letnia „Hobby a Wohnwagenwerk” niemieckiej produkcji Ing. H. Striewski Gmbh Fockbek, która służy opozycji ulicznej od 2016 r. Polacy widywali ją wielokrotnie. Wiosną 5 lat temu stanęła pod KPRM-em jako baza ciągłego protestu KOD przeciwko niepublikowaniu orzeczeń TK przez rząd PiS. Już wtedy, mimo, że stała na poboczu, policja próbowała robić jej „rutynowe” kontrole drogowe.

Po zakończeniu tej pikiety w czerwcu w 2018, przyczepa trafiła do ogródków działaczy pod Puszczą Kampinoską. W lutym 2020 r KOD użyczył ją Lotnej. Już pierwsza jej wyprawa – do Pucka 10 lutego ub.r. - odbiła się głośnym echem. Wyjechali nocą, przyczepą, której policja jeszcze nie znała. I to był ten raz gdy nikt przyczepy nie śledził i nie kontrolował. Jeden, jedyny raz.

W Pucku, Lotna w silnym składzie, wsparta regionalnymi przeciwnikami rządu, skandowała hasła antyPiS i wygwizdała Andrzeja Dudę, który tam rozpoczynał swoją kampanię.

Akcja odbiła się szerokim echem, Lotna stała się rozpoznawalna w kraju, a policja przykręciła śrubę ich przyczepie. „Puck you, Duda!” pisała Lotna potem na FB. Nękania zintensyfikowały się w czasie prezydenckiej kampanii wyborczej. Za sprawą jednego zdjęcia, słynna była blokada, jaką 20 czerwca 2020 r policja zrobiła, aby "puczepa" nie zdołała podjechać pod dom Kaczyńskiego. 8 radiowozów zatarasowało skrzyżowanie Mickiewicza i Potockiej.

View post on Twitter

Mariusz Ciarka, rzecznik Komendy Głównej Policji, przekonywał wtedy, że blokada nie miała nic wspólnego z Lotną, a policja się nimi nie interesuje, ich nie śledzi. Lotna zamieściła zdjęcia i film pokazujący jak niebieski Hyundai i złote BMW, jeździły krok w krok za przyczepą. Gdy do drugiego z nich na parkingu podszedł Wiśniewski, w środku siedzieli policjanci w mundurach. "Przypadkowo tu jestem" – tłumaczyła zakłopotana funkcjonariuszka.

Rzecznik KSP Warszawa, gdy pokazano mu te dowody na śledzenie: „To tylko próba stworzenia sensacji”.

Policja wygłasza litanię zarzutów

W Końskich 6 lipca ub. r., gdzie prezydent Duda prowadził wiec wyborczy, policja zrobiła „tylko” 2 kontrole przyczepy Lotnej. Ale druga przyniosła litanię zarzutów. Mundurowi kazali im jechać za sobą, wyprowadzając ich daleko od wiecu. Nakazali wjechać na parking, a gdy Lotna próbowała na nim zawrócić, radiowóz zajechał drogę unieruchamiając ich. Dostali zarzut... blokowania wjazdu (sic!).

W drugim - zakłócanie porządku poprzez puszczanie wypowiedzi polityków PiS - użyto 156 art. ustawy Prawo o Ochronie Środowiska („Zabrania się używania instalacji lub urządzeń nagłaśniających na publicznie dostępnych terenach miast”).

Kontrolujący twierdzili też, że kierowca nie ma uprawnień do kierowania składem: osobowy Passat + przyczepa. Szczurek pokazuje nam prawo jazdy kat. A, B, T, które uprawniają m.in. do prowadzenia pojazdami do 3,5 t.

Dopiero 5 miesięcy później, z pisma z komendy, aktywista dowiedział się o kolejnym zarzucie: miał stosować telefon komórkowy w czasie jazdy. "Ordynarne kłamstwo" – komentuje. 6 miesięcy później okazało się, że policja zatrzymała im też elektronicznie dowód rejestracyjny, za lekko pękniętą oprawę migacza.

Kontrola zakończyła się, gdy skończył się wiec wyborczy Dudy.

Były zatrzymania z których Lotna się cieszy. 2 dni przed drugą turą wyborów prezydenckich w lipcu 2020 jeździli po Warszawie z dużym napisem „wyPAD 2020”. Z głośników leciały fragmenty wypowiedzi Dudy (np. „Ja się ciągle uczę”). Szczurek podjechał na chwilę pod siedzibę PiS na Nowogrodzkiej i tam ich zatrzymano. Kontrola. "Przyczepa stała tam ze 30 minut i napieprzała z tych głośników. Ludzie zwracali na nią uwagę, podchodzili, by robić sobie zdjęcia" – opisuje Kasia Pierzchała, fotoreporteka, która dokumentowała to wydarzenie. "Byliśmy super zadowoleni, że akurat tam mogliśmy tak długo nadawać" - śmieje się Tita.

Lotna nie jest w stanie policzyć kontroli przyczepy – tyle ich było. Nie wszystkie nagrywali, zresztą nagrań jest tak wiele, że oznaczałoby to przejrzenie dziesiątek godzin filmu. Tylko od 9 lutego 2019 r. do wiosny mieli kilkanaście kontroli. Przez 2 lata było ich kilkadziesiąt.

Zapytaliśmy KSP Warszawa, ile razy przyczepa była kontrolowana w ciągu ostatniego roku. Policja takie dane może uzyskać. Jednak odmówiła udzielenia tej informacji.

Jak przyczepę ZOMO pchało

Od ponad pół roku policja nie pozwala im nawet wyjechać z Miasteczka Wolności pod Sejmem, gdzie „puczepa” stoi, bez „wstępnej” kontroli. Czasami, gdy ją przez chodnik wypychają z kampusu namiotów, suka podjeżdża i blokuje im wyjście na parking. Czemu? Nie mówią. Blokują do czasu przyjazdu drogówki, która od razu robi kontrolę. "Tak było kilkanaście razy" – mówi Łopaciuk.

Także 13 grudnia 2020 r. nie ujechali nawet 100 metrów. Tym razem oprócz zaglądania w zakamarki przyczepy, mundurowy mierzył miarką sztyce flag przymocowane do niej – czy aby pojazd nie przekracza maks. wysokości. "Wszystkie cztery zmierzył, na końcu tę, która była w widoczny sposób najniższa, choć trzy wyższe nie przekraczały limitów" – śmieje się Tita z Lotnej. Wtedy okazało się, że pół roku wcześniej policja w Końskich zatrzymała im elektronicznie dowód. Policjant zabronił im więc przejechać z przyczepą niecałe 100 m do jej miejsca postoju. Ale pomógł im ją pchać.

Sytuacja wyglądała komicznie, bo tego dnia członkowie Lotnej, którzy pchali z nim przyczepę, z powodu rocznicy stanu wojennego jechali na happening przebrani w mundury... ZOMO.

Członkowie Lotnej twierdzą, że są też śledzeni, gdy jadą swoimi autami. I mają na to nagrania. Czasami aktywiści podchodzą i grzecznie pytają „ogon”: „Panowie będą za nami jechać?”. W grudniu ub. r. gdy nieoznakowane auto ich tropiło, zatrzymali się na pl. Grzybowskim. "Poprosiliśmy ich, aby na sygnale nam torowali drogę. Bo korki były" – wspomina Stasia Skłodowska.

Gdy rozmawiam z członkami Lotnej pod siedzibą warszawskiego magistratu, podjeżdża radiowóz i parkuje kilka metrów od nas. Ktoś mówi, że jechali za nami od Pałacu Mostowskich, skąd przyszliśmy. Pytam tych w radiowozie, czy nas śledzą. "Kogo? Nieeee" – i pochylają się nad notatnikami. Przejeżdżamy na pl. Piłsudskiego. Tam z 10 m obserwuje nas inny patrol, piesz​y. Ostentacyjnie na nas patrzą. Po chwili zjawia się też żandarmeria wojskowa, która obchodzi nas z bliska, uważnie obserwując.

Szykany sięgają firm, które mają styczność z przyczepą Lotnej. Gdy Szczurek próbował zrobić przegląd okablowania i elektryki przyczepy w 2 firmach, które mają obok warsztaty, te odmówiły. "My was popieramy, ale nie aż tak" – usłyszał w warsztacie, który rok wcześniej robił tę samą usługę. Okazało się, że tuż po niej zakład miał kontrole. Teraz nie chcą mieć kłopotów.

Szczurek składa skargę

Po czterogodzinnej kontroli 12 lutego 2021 r. Szczurek złożył skargę na „nadużycie uprawnień” do Komendy Stołecznej. „Postępowanie funkcjonariuszy w oczywisty sposób wyczerpuje znamiona przestępstwa nadużycia uprawnień przez funkcjonariusza" - pisał w zażaleniu. Złożył też zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa do prokuratury. „(...) kontrole takie zdarzają się niemal za każdym razem od ponad dwóch lat (…) W toku śledztwa należy rozważyć działanie w warunkach recydywy” - dodał na koniec.

Policja nie odpowiedziała na jego pismo.

;
Krzysztof Boczek

Ślązak, z pierwszego wykształcenia górnik, potem geograf, fotoreporter, szkoleniowiec, a przede wszystkim dziennikarz, od początku piszący o podróżach i rozwoju, a od kilkunastu lat głównie o służbie zdrowia i mediach. Zaczynał w Gazecie Wyborczej w Katowicach, potem autor w kilkudziesięciu tytułach, od lat stały współpracownik PRESS, SENS, Służba Zdrowia. W tym zawodzie ceni niezależność.

Komentarze