Czym jest płeć? Kim jest mężczyzna, a kim kobieta? Coraz większa widoczność postulatów osób transpłciowych sprawiła, że temat wielopłaszczyznowości płci stał się tematem publicznym. Przybliżę tę tematykę i z pozycji trans kobiety odpowiadam na zarzuty o negowanie biologii
Kiedy mówimy, że trans kobiety to kobiety, a trans mężczyźni to mężczyźni, to co dokładnie mamy wtedy na myśli?
Jednym z głównych terminów w każdym słowniczku inkluzywności jest „tożsamość płciowa” – poczucie przynależności do danej kategorii płciowej (kobiet, mężczyzn, osób niebinarnych). Ale jaki jest jego związek z pozostałymi wymiarami płci?
Terminy takie jak „biologiczny mężczyzna identyfikujący się jako kobieta” są przez osoby trans określane jako transfobiczne. Wg konserwatywnych komentatorów ma być to forma zanegowania płci biologicznej i przykład „denializmu płci”. W swoim stylu i swoimi słowami powtarzał to ostatnio prezes PiS Jarosław Kaczyński, drwiąc z osób transpłciowych.
Przedstawiamy fakty i badania, by również Kaczyński mógł się czegoś o osobach transpłciowych nauczyć.
Czym jest płeć? Kim jest mężczyzna, a kim kobieta? Wszystkich tych terminów używamy każdego dnia, wydaje się więc, że ich zdefiniowanie nie powinno sprawiać nam problemu. Ale okazuje się, że każda na szybko spisana definicja mocująca płeć w jakimś biologicznym fakcie, napotyka się na szereg kompromitujących ją problemów. Jak mówi biolożka Anne Fausto-Sterling: “Ci, którzy szukają w biologii prostej definicji płci, nie znajdą w jej odkryciach niczego pomocnego”.
Na przykład wielu zwolenników płciowego binaryzmu chciałoby odpowiedzieć od razu: płeć jest zdolnością organizmu do wytwarzania różnego rodzaju gamet. W obrębie gatunku ludzkiego możemy spotkać dwa typy gamet: plemniki i komórki jajowe. Ta cecha łączy nas z innymi zwierzętami, stąd jest poręczna przy studiowaniu ewolucji i wpływu doboru seksualnego na rozwój różnych gatunków. A skoro gamety są dwie, to i dwie są płcie: mężczyzna oraz kobieta.
Taka próba ucięcia tematu jest nie tylko niezasadna, ale wręcz niemożliwa do praktycznego wprowadzenia w życie.
Znaczna część ludzkości nie będzie produkować żadnego typu gamet, z powodu chorób, zabiegów sterylizacji, przyjmowanej antykoncepcji lub wieku. Jeśli definicja płci oparta o gamety jest w pełni wystarczająca, należałoby stwierdzić, że nie posiadają oni żadnej płci. Jeśli uznajemy ten wniosek za absurdalny, to oznacza to, że do określenia płci u ludzi używamy innych kryteriów.
Nieważne jednak, o co będziemy definicję płci poszerzać, problem nie będzie znikać. Jeśli spróbujemy podzielić ludzi według chromosomów płciowych XX oraz XY okaże się, że część osób interpłciowych ma zupełnie inne warianty (choćby X, XXX, XXY), według niektórych szacunków osób o nietypowych cechach płciowych może być w społeczeństwie nawet 1,7 proc. – tyle co osób z zielonym kolorem oczu.
Jeśli podzielimy ludzi według genitaliów, ponownie pojawi się szereg przypadków granicznych, od osób po wypadkach i kontuzjach przez osoby interpłciowe o genitaliach niedających się bezpośrednio zaklasyfikować w żadną przegródkę, po same osoby trans często przechodzące operacje rekonstrukcji genitaliów.
Osoby, które zwróciłyby się ku szukaniu wyznacznika płci w mózgu, napotkałyby na jeszcze więcej problemów. Idea „płci mózgu” jest od lat krytykowana przez wybitne neuronaukowczynie, m.in. Ginę Rippon, Lisę Eliot czy Daphnę Joel (współautorkę niedawno przetłumaczonej na polski książki „Płeć i mózg”).
W podsumowaniu opublikowanego w tym roku przeglądu badań naukowych dotyczących różnic płciowych w mózgu, Lisa Eliot konkluduje ze swoimi współautorami: „Wyłaniający się nam obraz przedstawia nie dwa oddzielne typy mózgów, ani nawet nie spektrum mózgów rozciągających się od kobiecości do męskości. Zamiast tego widzimy wielowymiarową mozaikę niezliczonych atrybutów mózgu, które na unikalne sposoby różnicują każdego z nas”.
Oczywiście wszystko to nie oznacza, że ludzie nie są zróżnicowani pod względem cech płciowych, ale że różnica ta jest dużo bardziej płynna i zmienna niż by się to mogło wydawać: cechy płciowe mogą występować w różnych kombinacjach i natężeniu.
Nie jest to kwestia wyłącznie symbolicznego uznania, czy semantycznej zabawy, ale często życia i zdrowia. Jeśli lekarz miałby uznać mnie za „biologicznego mężczyznę”, to nie skierowałby mnie na regularne badania profilaktyczne raka piersi – konieczne u trans kobiet z racji rozwoju piersi w toku feminizującej terapii hormonalnej.
Z drugiej strony, wpisanie mnie do zakładki przeznaczonej dla cispłciowych kobiet może utrudnić mi dostęp do profilaktyki raka prostaty. Próba wtłoczenia ciał osób interpłciowych i transpłciowych w binarne zagródki musi być zafałszowaniem rzeczywistości – ludzkie ciała są zwyczajnie zbyt zróżnicowane.
Biolożka Julia Serano: „Termin »płci biologicznej« nie jest ani prosty, ani łatwy do uchwycenia. Odnosi się do zestawu seksualnie dymorficznych cech, które wykazują się znaczną różnorodnością, zarówno między sobą jak i w obrębie siebie”.
Ale problemy z próbą zdefiniowania płci przez cechy anatomiczne nie kończą się na tym. Do tej pory poruszaliśmy się wyłącznie w obrębie biologii, w myśl często spotykanego podziału na płeć biologiczną (sex) oraz społeczno-kulturową (gender). Do pierwszej z nich zalicza się anatomiczne cechy płciowe, do drugiej stereotypy, kategorie, role płciowe, instytucje, czy tożsamość.
Choć podział ten może być użyteczny, to traktując go jako absolutny i niezastąpiony szybko natkniemy się na paradoksy. W praktyce, gdy tylko oddalimy się od gorących dyskusji na temat płci i wyjdziemy z domu, to społeczna praktyka zmusi nas do zgadywania i kategoryzowania płci innych w oparciu o mieszankę cech wyglądu: od ubioru, przez fryzurę, po cechy anatomiczne. Nasze ciało nie jest czymś, co możemy wyabstrahować z codziennego doświadczenia życia, nie wyciągniemy go przed nawias, nie oddelegujemy poza społeczeństwo.
Ludzie nieprzerwanie modyfikują cechy płciowe swoich ciał: operacje mogą je uwydatniać, zmniejszać lub usuwać, terapie hormonalne mogą zmieniać balans hormonów w ciele, depilacja może usuwać zarost, diety i ćwiczenia mogą wpłynąć na wygląd sylwetki.
Integracja obu sfer życia najlepiej widoczna jest w akcie nadania nam płci urzędowej: z jednej strony literka w dowodzie jest kategoryzacją społeczną, prawną i państwową, z drugiej dokonuje się ją na podstawie obserwacji genitaliów. Próba zupełnego odseparowania od siebie tych sfer płci jest formą kartezjańskiego podziału na „umysł” i „ciało”, odrzucanego przez wszystkie nauki o człowieku.
Gdy internauci w facebookowych komentarzach odsyłają mnie do czytania szkolnych podręczników biologii, wymyślają scenariusze archeologów odkrywających po setkach lat mój szkielet, czy wstawiają memy niewybrednie komentujące genitalia znanych osób transpłciowych, nie robią tego z troski o biologię, czy zdrowie mojego gruczołu krokowego. Paradoksem określenia „biologiczny mężczyzna” jest fakt, że używano go wobec mnie przede wszystkim w celach czysto społecznych:
odmalowania mnie jako osoby niespełna rozumu, „nieprawdziwej” kobiety, wykluczania mnie z tej czy innej przestrzeni, czy wręcz nawoływania do przemocy za łamanie norm płciowych.
Jakie jest rozwiązanie tego paradoksu? Anatomiczne cechy płciowe są czymś, co istnieje w pewnym stopniu niezależnie od nas, ale kategorie płciowe i kryteria, na podstawie których je tworzymy, są już zależne od naszych społecznych ustaleń i praktyk.
Gdy jako osoby trans odrzucamy określenia „biologicznych mężczyzn” i „biologicznych kobiet”, nie robimy tego z powodu nieznajomości naszej anatomii, czy wrażliwości naszych uczuć, ale dlatego, że rozumiemy, że jest to forma wymuszenia, czy wtłoczenia nas w określoną formę społecznego funkcjonowania.
Gdy w 2018 administracja Donalda Trumpa zastanawiała się nad powiązaniem płci w dokumentach z testem chromosomów płciowych, decyzja ta została oprotestowana przez setki naukowców. W wystosowanym wówczas publicznym liście, podpisanym przez ponad 700 biologów i 100 genetyków, stwierdzono:
„Związek pomiędzy chromosomami płciowymi, genitaliami oraz tożsamością płciową jest skomplikowany i nie w pełni zrozumiany. Nie istnieje żaden genetyczny test, którym można jednoznacznie określić czyjąś tożsamość płciową, czy nawet płeć biologiczną. Co więcej, nawet gdyby takie testy istniały, używanie pozoru naukowości do wprowadzania regulacji ignorujących doświadczeń tożsamości płciowej byłoby czynem nieetycznym".
Rozważania te mogą być jednak dezorientujące, pozbawione satysfakcjonującej konkluzji. Opisywanie niuansów i wzajemnych oddziaływań różnych wymiarów płci nie przybliża nas do satysfakcjonującej odpowiedzi.
Wbrew pozorom brak prostej, obiektywnej definicji nie musi być tutaj problemem. Im szerzej używany jest dany termin, tym ciężej jest opisać jego znaczenie: przykładami mogą być tutaj takie terminy jak „kultura” w antropologii, „społeczeństwo” w socjologii, czy „gatunek” i „życie” w biologii, z których żaden nie posiada pojedynczej, uniwersalnie uznanej definicji. Różni badacze mogą stosować je w różnych znaczeniach zależnie od wyznaczonego sobie celu; żadne z nich nie będzie „tym prawdziwym” znaczeniem słowa.
Podobnie w filozofii płci nie znajdziemy jednego rozumienia płci, a raczej koncepcje skupiające się na różnych jej aspektach (władzy, performatywności, opresji, podziale pracy) – każde z nich może być pomocna w innym kontekście, większość z nich zostawia miejsce dla osób transpłciowych (wyłączając koncepcje skrajnie biologizujące).
Jednakże rozmowa o płci to nie debata o bryłach platońskich: płeć jest obszarem przemocy. W konserwatywnym stwierdzeniu „płci są dwie i nie da się ich zmienić” kluczowa część zostaje zostawiona w domyśle: „...i biada każdemu, kto się z tego wyłamie”.
To nie opis rzeczywistości, ale postulat polityczny.
Amerykański publicysta Matt Walsh w parę tygodni po publikacji swojego filmu „Czym jest kobieta” (wymierzonym w „wymazywanie kobiet” przez osoby trans) wezwał do zakazu tranzycji medycznej dla osób trans.
Autorka popularnej książki „Trans. Gdy ideologia zderza się z rzeczywistością” Helen Joyce na początku czerwca stwierdziła, że „w zdrowym na umyśle świecie nie ma miejsca dla osób transpłciowych”.
Do realizacji tych postulatów i cofnięcia społeczeństwa do momentu, w którym osoby trans były niewidoczne i nieliczne, konieczna jest olbrzymia dawka instytucjonalnej przemocy, podobna do tej, która już w tym momencie spotyka osoby interpłciowe: zmuszane do „normalizujących” operacji w okresie niemowlęctwa w celu przybliżenia ich genitaliów do genitaliów osób endopłciowych.
Decyzja o tym, jak podchodzić do osób przekraczających granicę binarnej i sztywnej płci, jest tak naprawdę decyzją o tym, do jakiego społeczeństwa chcemy dążyć. Czy chcemy usztywniać granicę płci i dyscyplinować każdego, kto śmie ją przekraczać, czy może zmierzać w kierunku większej wolności i swobody?
Choć starałam się przedstawić czytelnikom wszystkie niuanse płci skłaniające do odrzucenia jednowymiarowych wyobrażeń tego zagadnienia, to najsilniejszy argument zostawiłam na koniec: żadna cecha naszej anatomii, czy to chromosomy, genitalia, hormony czy układ rozrodczy, nie powinna determinować naszej przyszłości.
Dalsza literatura:
Ainsworth, C. (2015). Sex redefined. Nature 518, s. 288–291.
Freeman, L., & López, S. A. (2018). Sex Categorization in Medical Contexts: A Cautionary Tale. Kennedy Institute of Ethics Journal, 28(3), 243–280.
Mikkola, M. (2022), Feminist Perspectives on Sex and Gender, The Stanford Encyclopedia of Philosophy (Summer 2022 Edition), Edward N. Zalta (red.)
Serano, J. (2017). On Transgender People and Biological Sex Myths. The Establishment
Wodzik, J. (2016). Czy kobieta istnieje?”, Instytut Wydawniczy Książka i Prasa
Ziemińska, R. (2018), Niebinarne i wielowarstwowe pojęcie płci, Wydawnictwo PWN
Transfeministka, redaktorka bazy wiedzy tranzycja.pl
Transfeministka, redaktorka bazy wiedzy tranzycja.pl
Komentarze