0:000:00

0:00

W nocy z 20 na 21 lutego 2019 trzech aktywistów, Konrad Korzeniowski, Rafał R. Suszek i Michał Wojcieszczuk, powaliło pomnik księdza Henryka Jankowskiego stojący w Gdańsku. "Oskarżamy instytucję Kościoła katolickiego i jej przedstawicieli, którzy z pełną świadomością zła czynionego przez Henryka Jankowskiego nie zareagowali, aby złu położyć kres" - napisali w manifeście, który przekazali redakcji OKO.press.

Co grozi aktywistom? Jak podaje portal policyjny, trzej mężczyźni zostali zatrzymani w związku z podejrzeniem o znieważenie i zniszczenie pomnika ks. Jankowskiego. Za zniszczenie mienia (art. 288 par. 1 kodeksu karnego) grozi od 3 miesięcy do 5 lat pozbawienia wolności. Przestępstwo to jest jednak ścigane na wniosek pokrzywdzonego, czyli właściciela mienia. Z informacji udostępnionych przez policję wynika, że "pokrzywdzeni wycenili swoje straty na 36 tysięcy złotych".

Przeczytaj także:

Pokrzywdzonymi w sprawie uznali się członkowie Społecznego Komitetu Budowy Pomnika ks. Henryka Jankowskiego. Jednym z głównych inicjatorów akcji postawienia pomnika był Grzegorz Pellowski, właściciel gdańskiej sieci piekarni. W rozmowie z trójmiejską "Gazetą Wyborczą" twierdzi, że „pomnik nie jest w złym stanie".

Zdradził też, że "wysłano ekipę, która ma zamontować pomnik z powrotem". Przewodniczący Komitetu, a zarazem szef gdańskiej "Solidarności" Krzysztof Dośla na antenie Radia Gdańsk nazwał aktywistów bandytami i stwierdził, że "zapłacą za to".

Obaj członkowie Komitetu powtarzają, że nie wierzą, by ksiądz Jankowski dopuszczał się aktów pedofilnych. Teksty o prałacie i relacje ofiar nazywają „brudnymi, wyssanymi z palca pomówieniami”, podkreślają, że ksiądz nie żyje od dziewięciu lat i nie może się bronić.

Art. 288. § 1. Kto cudzą rzecz niszczy, uszkadza lub czyni niezdatną do użytku, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5. § 2. W wypadku mniejszej wagi, sprawca podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku. § 3. Karze określonej w § 1 podlega także ten, kto przerywa lub uszkadza kabel podmorski albo narusza przepisy obowiązujące przy zakładaniu lub naprawie takiego kabla. § 4. Ściganie przestępstwa określonego w § 1 lub 2 następuje na wniosek pokrzywdzonego.

Znieważenie pomnika

Drugim zarzutem, który może zostać mężczyznom postawiony, jest znieważenie pomnika lub miejsca pamięci. W przeciwieństwie do zniszczenia mienia, znieważenie pomnika ścigane jest z urzędu.

Art. 261. Kto znieważa pomnik lub inne miejsce publiczne urządzone w celu upamiętnienia zdarzenia historycznego lub uczczenia osoby, podlega grzywnie albo karze ograniczenia wolności.

W lipcu i sierpniu 2018 roku aktywiści zakładali pomnikom w całej Polsce koszulki z napisem "KONSTYTUCJA". W kilku przypadkach policja decydowała się na zatrzymania i przesłuchania sprawców, powołując się właśnie na art. 261 kodeksu karnego.

W Szczecinie sprawa założenia koszulki na pomnik Lecha Kaczyńskiego trafiła do prokuratury, ale śledztwo zostało wkrótce umorzone. Wątpliwości dotyczyły przede wszystkim tego, czy Konstytucją można w ogóle cokolwiek znieważać.

Sądy i prokuratura nie są jednak skore do ścigania i karania nawet tych bardziej „pospolitych” znieważeń pomników. W 2017 roku grupka nastolatków robiła sobie zdjęcia, leżąc wśród wieńców złożonych pod pomnikiem rotmistrza Pileckiego we Wrocławiu. Sprawa trafiła do sądu, ale została uznana za incydentalny wybryk i warunkowo umorzona.

Jak zakwalifikować „obalenie pomnika"? Czy próba usunięcia go z przestrzeni publicznej rzeczywiście jest znieważeniem? Działanie aktywistów było raczej demontażem, w dodatku zorganizowanym tak, by go nie uszkodzić. Pomnik opadł na podstawione opony.

Jak piszą adwokaci z bloga Palestra Polska, znaczenie może mieć również to, kogo upamiętnia taki pomnik. Ponieważ pomniki mogą być stawiane przez osoby prywatne, niewykluczone jest, że upamiętniona w ten sposób będzie osoba kontrowersyjna, czy nawet negatywnie oceniana w społeczeństwie.

„Wydaje się, że w przypadku takim jak wskazany, a więc upamiętnienia postaci kontrowersyjnej, fakt ten musi rzutować na ocenę stopnia społecznej szkodliwości analizowanego czynu, a w zapewne wyjątkowych przypadkach prowadzić nawet do uznania, że stopień ten był znikomy” - argumentują prawnicy.

Stosunek miasta do sprawy

Rada Miasta Gdańska w sprawie obalenia pomnika wydała specjalne oświadczenie. „Pomnik księdza Henryka Jankowskiego posadowiony na skwerze położonym w Gdańsku w kwartale ulic Katarzynki, Stolarskiej, Brygidki i Mniszki, noszącym dotychczas nazwę Księdza Henryka Jankowskiego, powinien zostać usunięty” - napisała w nim.

Rada powołuje się na „nowe, wcześniej nieznane informacje dotyczące ks. Jankowskiego”, które kładą się cieniem na jego postaci. Zwrócono uwagę, że „przeważająca większość społeczeństwa oczekuje usunięcia pomnika księdza z przestrzeni publicznej miasta".

Rada zastrzegła również, że ponieważ pomnik ufundowany jest przez osoby prywatne, ale został ustawiony na terenie należącym do miasta, powinien „zostać usunięty przez właściwą jednostkę organizacyjną Miasta Gdańska przy możliwym współudziale prywatnych inicjatorów powstania pomnika".

Oświadczenie zakończono słowami: „Nie jest naszą intencją niszczenie pomnika, wzywamy więc fundatorów do wyznaczenia innego miejsca, na które monument zostanie przeniesiony".

View post on Twitter

Na kolejnej sesji rady miasta, 7 marca 2019, głosowany będzie także wniosek o odebranie ks. Jankowskiemu honorowego obywatelstwa Gdańska oraz zmianę nazwy skweru, przy którym stał pomnik.

Tego chciał Paweł Adamowicz

Urząd Miejski Gdańska przypomina również list, który Paweł Adamowicz wysłał 7 grudnia 2018 roku do arcybiskupa Sławoja Leszka Głódzia. Prezydent Gdańska pisał, że artykuł w „Dużym Formacie” na temat molestowania seksualnego, którego dopuszczał się ksiądz Henryk Jankowski, „zasmuca, oburza i przeraża".

Poruszył nie tylko jego, ale i wielu gdańszczan oraz „stał się przedmiotem ogólnopolskiej dyskusji". Paweł Adamowicz wymienił, jak wielu zaszczytów i odznaczeń dostąpił ksiądz, choć był osobą bardzo kontrowersyjną i „konfliktogenną". W obliczu tak poważnych zarzutów należy przerwać milczenie i wyjaśnić sprawę, tak „by zadbać o godność osób skrzywdzonych” i „podjąć próbę moralnego zrekompensowania krzywd".

Jego zdaniem w tej sprawie nie wystarczy praca dziennikarzy śledczych, potrzebna jest również specjalna komisja kościelna.

Własne oświadczenie wydała także p.o. Prezydenta Gdańska Aleksandra Dulkiewicz. Również przypomina o liście do arcybiskupa, a także podkreśla, że Paweł Adamowicz w kategoryczny sposób mówił o potrzebie usunięcia pomnika z przestrzeni publicznej, ale „z poszanowaniem procedur".

Prezydent, który w 2012 roku sam był jednym z fundatorów pomnika, apelował także do Komitetu o „jak najszybsze zdemontowanie monumentu".

Dulkiewicz podkreśla, że akcja aktywistów była z jednej strony "rodzajem samosądu, naruszającym polski porządek prawny". Z drugiej miała charakter manifestu. Mężczyźni celowo ujawnili swoje twarze. Do tego nie zniszczyli pomnika, wręcz zadbali o to, by się nie roztrzaskał, a na przewróconej figurze położyli dziecięcą bieliznę i komżę.

„Tym samym dali wyraz sprzeciwu wobec milczenia Kościoła katolickiego po fali publikacji medialnych, jakie przetoczyły się w grudniu 2018 roku. Przekaz i oczekiwania społeczne były jasne: ks. Henryk Jankowski, który zapisał w swoim życiu jasną solidarnościową kartę, jest oskarżany o molestowanie dzieci i należy tę sprawę dogłębnie wyjaśnić".

Co dalej z pomnikiem?

Na porannej konferencji prasowej rzeczniczka prezydenta Gdańska poinformowała, że pomnik nie nadaje się do ponownego postawienia i zostanie przetransportowany do miejskiego magazynu. Tam miał poczekać, aż odbiorą go jego właściciele, czyli członkowie społecznego komitetu budowy.

Emilia, mieszkanka Gdańska, relacjonuje dla OKO.press wydarzenia na skwerze następująco: „Tak jak zapowiedział magistrat, około godziny 13.00, na plac przy ul. Stolarskiej przyjechała miejska ciężarówka z podnośnikiem. Kiedy pracownicy służb komunalnych ładowali pomnik na przyczepę, na placu im. księdza Jankowskiego pojawili się członkowie komitetu. Sympatykom prałata przewodził dziś Roman Kuzimski z NSZZ "Solidarność". Zarzucił urzędnikom próbę kradzieży, ponieważ pomnik nie należy do miasta, lecz jest własnością darczyńców, których wpłaty pozwoliły na postawienie go w 2012 roku.

Między pracownikami służb komunalnych a członkami komitetu doszło do ostrej kłótni. Ostatecznie gdański magistrat zgodził się na przekazanie pomnika w ręce właścicieli. Na placu przy ul. Stolarskiej doszło do wręcz symbolicznego przeładowania z ciężarówki służb komunalnych na tę, którą podstawił komitet".

Grzegorz Pellowski, inicjator postawienia pomnika, w rozmowie z „Wyborczą” podkreśla, że sytuacja pomnika jest „dynamiczna i zmienia się z godziny na godzinę". Przede wszystkim, członkowie Komitetu nie zrezygnują łatwo z pomnika na skwerze. „Na dzień dzisiejszy nie ma uchwały rady miasta, pomnik stoi tam legalnie. Nie wiem, na jakiej podstawie miałby zniknąć. Trochę dziwna to jest procedura” - komentuje Pellowski.

Obywatelskie nieposłuszeństwo

Obalenie pomnika spotkało się raczej z szerokim poparciem i zrozumieniem środowisk aktywistów. Obywatele RP, z którymi trzej aktywiści byli kiedyś związani, udzielili poparcia, wydając specjalne oświadczenie:

„To był akt obywatelskiego nieposłuszeństwa. Trójka jego sprawców w sposób oczywisty złamała prawo, świadomie narażając się na konsekwencje, których nie próbuje unikać, a przeciwnie – demonstracyjnie się im poddaje. Uczynili to, bo sprawa, w której imię działali, jest dla nich ważna ponad te konsekwencje. Nie oczekują bezkarności – odpowiedzialność za czyny i słowa jest ważnym i koniecznym elementem tego, co robią. (...)

Tej nocy wzięli na siebie odpowiedzialność, którą nie wykazał się dotąd nikt: ani Kościół, ani państwo i jego służby oraz instytucje, ani wreszcie my, obywatele, którzy z bezsiły lub obojętności pozostajemy bierni wobec zła. Zrobili, co należało zrobić i co dawno temu powinni zrobić ci, od których wymagają tego pełnione przez nich funkcje.

Zostaną postawieni przed sądem. Przez sam ten fakt postawią ważne pytanie i siła ich protestu właśnie na tym polega".

Obywatelskim nieposłuszeństwem nazwała całą akcję również publicystka, etyczka, prof. Magdalena Środa. W podobnym duchu wypowiedziało się stowarzyszenie Akcja Demokracja, podkreślając, że ksiądz Jankowski nigdy nie poniósł konsekwencji swoich czynów.

Samosąd na pomniku

Akcję zdecydowanie potępiła NSZZ "Solidarność". „Prezydium Zarządu Regionu Gdańskiego NSZZ »Solidarność« wyraża oburzenie wobec nikczemnej dewastacji pomnika śp. księdza prałata Henryka Jankowskiego, dewastacji zaplanowanej, której oczywistym celem jest potęgowanie ideowo-politycznego sporu i dzielenie społeczeństwa. Z oburzeniem przyjmujemy też stanowisko władz Gdańska, które zamiast potępienia aktu chuligańskiego wandalizmu, zdają się tego typu działania wspierać, wydając zaocznie na śp. księdza prałata wyrok” - czytamy w oświadczeniu wysłanym do mediów.

Zarząd "S" powołuje się również na domniemanie niewinności zmarłego - pomnika nie wolno ruszać, dopóki nie udowodni się czynów prałata. Powraca tu jednak pytanie stawiane w liście Pawła Adamowicza - czy ktoś na poważnie rozważa stawianie przed sądem nieboszczyka?

W bardziej dramatyczne tony uderza Jacek Karnowski z tygodnika „Sieci”, wieszcząc, że „lewica nie zatrzyma się na pomniku księdza Jankowskiego". Zdaniem związanego z PiS publicysty to „zapowiedź brutalnej rewolucji, która sięgnie po przemoc".

Wątpliwości co do akcji wyraził na Twitterze, z prywatnego konta, także Rzecznik Praw Obywatelskich. Podkreślał, że w demokracji "obalanie pomników" powinno się odbywać po odpowiedniej debacie i przy zachowaniu procedur.

View post on Twitter

Niebezpieczeństwo odwetu

„To który pomnik następny?” - kończył swój wpis RPO. Pytanie to często powtarzali komentatorzy nieprawicowej bańki informacyjnej: a co jeśli zrzucenie pomnika prałata Jankowskiego rozpocznie „wojnę na pomniki"? Co, jeśli prawa strona w odwecie zacznie niszczyć te pomniki, które nie podobają się akurat im?

Po pierwsze w Polsce po dekomunizacji prawica nie za bardzo ma co obalać. Generał Berling, dowódca Ludowego Wojska Polskiego, który się uchował w Warszawie, jest regularnie oblewany farbą. Podobny los spotykał pomnik braterstwa żołnierzy polskich i radzieckich wyzwalających Warszawę.

Ostatecznie trafił on do Muzeum Historii Polski, choć w plebiscytach mieszkańcy opowiadali się za pozostawieniem go na cokole koło Dworca Wileńskiego. Nie ma u nas monumentów na cześć patronów ruchów lewicowych - Karola Marksa, Róży Luksemburg, czy ikon opozycji demokratycznej i ruchu Solidarności takich jak Tadeusz Mazowiecki, Bronisław Geremek. Polski krajobraz pomnikowy to kościelno-militarno-narodowe imaginarium.

Obiekty takie jak na przykład kamień w warszawskim parku im. Stefana Żeromskiego, który upamiętnia Jacka Kuronia, stanowią nieliczne wyjątki od tej reguły. Kilkukrotnie oblewano go farbą, sprejowano po nim, a przecież różnic między Henrykiem Jankowskim a Jackiem Kuroniem jest wiele. Przede wszystkim - Jankowski jest oskarżany o pedofilię. O przestępstwo, co do którego potępienia istnieje powszechny konsensus. Dodatkowo coraz wyraźniejszy jest społeczny sprzeciw wobec milczenia Kościoła w sprawie pedofilii, zamiatania sprawy pod dywan.

Z sondażu OKO.press z sierpnia 2018 wynika, że aż 60 proc. Polaków i Polek uważa, że Kościół lekceważy problem pedofilii księży.

Wszystko to dzieje się także w pewnej atmosferze przesilenia, związanej z odbywającą się w Watykanie konferencją przeciwdziałania pedofilii w Kościele. A także spotkania przedstawicieli Fundacji „Nie lękajcie się” z papieżem Franciszkiem.

Marta Lempart z Ogólnopolskiego Strajku Kobiet porównała obalanie pomnika księdza Jankowskiego z burzeniem Muru Berlińskiego, który też odbywał się w sposób spontaniczny i poza proceduralny.

Udostępnij:

Dominika Sitnicka

Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.

Komentarze