„Stwierdzenia i pseudonaukowe argumenty, które prezentował p. Macierewicz to bełkot, który nie ma nic wspólnego z nauką. ICM nie miał nigdy nic wspólnego z tymi pseudobadaniami” – mówi w rozmowie z OKO.press dr Marek Michalewicz*, który w latach 2018-2021 pełnił funkcję dyrektora w Interdyscyplinarnym Centrum Modelowania Matematycznego i Komputerowego (ICM) Uniwersytetu Warszawskiego.
ICM to jednostka badawcza, która wykorzystuje komputery dużych mocy do „przetwarzania, analizy i wizualizacji danych oraz przeprowadzania zaawansowanych prac obliczeniowych”. Z doświadczenia i zasobów ICM korzystają ludzie nauki, przedsiębiorcy, a także sektor publiczny. Centrum stworzyło m.in. model rozprzestrzeniania się w Polsce COVID-19, a także dwa modele prognozy pogody dostępne na stronie meteo.pl.
11 kwietnia 2022 o ICM mogliśmy usłyszeć w nowym kontekście.
„Podkomisja odtworzyła we współpracy z […] Interdyscyplinarnym Centrum Modelowania Uniwersytetu Warszawskiego […] strukturę statku powietrznego Tu-154M oraz przeprowadziła symulację jego lotu oraz uderzenia w ziemię zgodnie z parametrami komisji pani Anodiny i raportu Jerzego Millera oraz ekspertów prokuratury wojskowej w Warszawie” – powiedział na konferencji prasowej dzień po 12. rocznicy katastrofy smoleńskiej Antoni Macierewicz.
Dr Marek Michalewicz, który przewodził ICM w czasie, gdy podkomisja zwróciła się do Centrum, „współpracę” tę widzi jednak zupełnie inaczej:
„Wymienianie ICM-u w tym kontekście to nadużycie. Ani jeden pracownik ICM nie był zaangażowany w te obliczenia. To były symulacje, ale tak nieudane, że można je uznać wyłącznie za zmarnowanie zasobów. Ale płacili za to”
– mówi Michalewicz w rozmowie z OKO.press.
Informacje, których udzielił nam Michalewicz, chcieliśmy zweryfikować w rozmowie z Antonim Macierewiczem. „Bardzo pani dziękuję za telefon. Wszystkiego najlepszego, dziękuję” – powiedział nam przez telefon szef podkomisji smoleńskiej, a następnie się rozłączył. Pytania dotyczące przebiegu prac z wykorzystaniem systemu LS-DYNA przesłaliśmy na adres mailowy podkomisji i czekamy na odpowiedzi.
Najnowsza wersja raportu z prac podkomisji trafiła do internetu 11 kwietnia 2022, a wśród załączników do pliku opublikowano m.in. zdjęcia ciał ofiar katastrofy. 13 kwietnia 2022 Antoni Macierewicz w specjalnym oświadczeniu przeprosił za publikację tych fotografii. Strona internetowa podkomisji, którą wyłączono 12 kwietnia 2022 po południu, wróciła 13 kwietnia, ale nie zawiera już ani raportu, ani żadnego z załączników.
Całość rozmowy z Markiem Michalewiczem poniżej (o sprawie napisała również „Gazeta Wyborcza”).
Maria Pankowska, OKO.press: Na czym polegała wspomniana przez Antoniego Macierewicza współpraca między ICM a podkomisją smoleńską?
Dr Marek Michalewicz*: Chodziło o wykorzystanie amerykańskiego programu LS-DYNA, który działa w pakiecie firmy Ansys. Licencję można kupić do wykorzystania komercyjnego, jest bardzo droga. Tak właśnie w 2020 roku zakupiła dostęp do niej podkomisja. My, jako ICM, byliśmy tylko zamawiającym, pozyskaliśmy ją na nasz komputer, oni mieli nam za to zapłacić.
Jako p.o. dyrektora ICM i pracownik Uniwersytetu Warszawskiego nie mogłem odmówić takiej transakcji. To nie mój sprzęt. Mieliśmy cennik na stronie, dowolna instytucja mogła się do nas zgłosić. I o ile wykorzystanie programu było zgodne z prawem, musieliśmy się zgodzić. Oczywiście zdawaliśmy sobie sprawę, do czego to będzie służyć.
Tak czy inaczej, nazwa ICM została bezprawnie wykorzystana, użyli jej, żeby nadmuchać naukowość raportu. To tak, jak ktoś kupuje obliczenia w chmurze Google. Nie może potem powiedzieć, że wyniki oparte są na badaniach Google.
Mieli umowę, zapłacili za dostęp i go dostali, ale ICM nie ma nic do tego.
Podkomisja zwróciła się do ICM…
Komisja sama nie robiła obliczeń, obliczenia robiły cztery osoby z amerykańskiego National Institute for Aviation Research, czyli NIAR, ludzie z Wichita. Liczyli też, a może bardziej próbowali liczyć ludzie, czy może jedna osoba z Wojskowej Akademii Technicznej. Na samym początku oni robili próbne testy na mniejszych danych wejściowych…
Chodziło o to, żeby policzyć prawdopodobieństwo, że doszło do zamachu?
Nie użyłbym słowa prawdopodobieństwo, te obliczenia nie są probabilistyczne. Żeby ocenić to w ten sposób, trzeba byłoby wykonać bardzo wiele różnych obliczeń. To są obliczenia deterministyczne. W fizyce każdy proces opisany jest zestawem równań, one są oparte na prawach fizyki. Te równania opisują przebieg zjawiska w czasie. W tych kolejnych krokach czasowych system fizyczny (model) opisany przez te równania ewoluuje, zmienia się.
Program LS-DYNA wykorzystuje się np., by ocenić, jak będą przebiegały wypadki drogowe. Potem na podstawie takich symulacji utwardza się niektóre części nadwozia, decyduje, kiedy powinna otworzyć się poduszka powietrzna. Można zrobić model, w którym podkładamy bombę w dowolnym miejscu w samolocie, w pewnym momencie ją odpalamy i sprawdzamy, co się będzie działo w zależności np. od wielkości czy położenia ładunków.
Komputery pozwalają stworzyć taki wirtualny świat. Tylko żeby dobrze oddać rzeczywistość, to ten świat musi mieć maksymalną ilość ważnych cech świata rzeczywistego.
Ta grupa z MON, która się do nas zwróciła, nie miała o niczym pojęcia. Powiedzieli, że policzą to w siedem dni. Odpowiedziałem, że chyba mają na myśli siedem miesięcy.
Jeśli sama siatka samolotu ma wiele milionów punktów sieciowych, to taki model liczy się dziesiątki godzin na setkach, czasami tysiącach rdzeni obliczeniowych. To olbrzymie obliczenia, a mówimy o normalnych warunkach.
Natomiast kiedy struktura się rozrywa – ze względu na wybuch albo uderzenie w przeszkodę – to niesamowicie komplikuje obliczenia. Jest tylko jeden program komercyjny na świecie o którym wiem, który może to policzyć – właśnie LS-DYNA. Tylko że według mnie oni tego nigdy nie przeliczyli.
Skąd pewność, że obliczenia się nie udały?
Kiedy te programy były uruchamiane, obliczenia w zdecydowanej większości nie dochodziły do końca, pokazywały komunikat „failed”, nieudane. Tak wynika z logów z systemu, do których mieliśmy dostęp.
Są różne przyczyny takiego komunikatu. Może to być zbyt krótki czas na dokonanie obliczeń, mogą też być np. obliczenia rozbieżne, kiedy pojawiają się liczby niefizyczne, za duże lub zbyt małe, wszystko jest bez sensu. Mogą być też inne przyczyny, bo to nie są łatwe obliczenia.
Te obliczenia, które im się udały, trwały za krótko, średnio po kilkanaście minut. Podkreślam: tak skomplikowana operacja wymagała dziesiątek lub setek godzin obliczeniowych. Zajmuję się supercomputingiem i naukami obliczeniowymi od 40 lat na różnych kontynentach i nie widziałem, by tak szybko przeliczyć tak skomplikowany model. Mowy nie ma.
Stwierdzenie, że zrobili pełną symulacje na naszych komputerach to kłamstwo. A i tak nie zapłacili nam wszystkiego za to, z czego skorzystali.
Dłuższe obliczenia oznaczały wyższą cenę? Podkomisja nie mogła sobie na to pozwolić?
Cena jest przypisana do każdego rdzenia obliczeniowego. W każdym serwerze są 24 rdzenie. Skaluje się obliczenia na wiele rdzeni, można prowadzić je równolegle na setkach, a nawet tysiącach rdzeni. Wtedy licencja kosztuje niewspółmiernie więcej. Podkomisja miała zapłacić za to ok. 100 tys. złotych.
Upierali się, że wystarczy im siedem dni, chociaż mówiłem, że to za mało. Na umowie było więc siedem, a potem błagali mnie, żeby to przedłużyć, miałem telefony w nocy od sekretarki pana Macierewicza. Dostęp do licencji został wydłużony, zasoby zwiększone, ale wzrosła też cena. Oni tego nie zapłacili. Bo suma całkowita tego zamówienia przekroczyła granicę zamówień publicznych [zgodnie z prawem organy administracji publicznej muszą ogłosić przetarg na usługi kupowane za kwotę ponad 130 tys. zł netto – red.] Chcieli to ukryć, zaczęli kombinować, że zapłacą nam za rok. Później chcieli, żebyśmy coś sprokurowali, żeby mogli zapłacić za coś innego – odmówiłem. Przez cały 2021 mój kierownik finansowy korespondował z nimi. Ostatecznie ICM pokrył koszty tych obliczeń.
Jaka była brakująca kwota?
Jakieś 85 tys. złotych.
Kiedy podkomisji się skończyły pieniądze i chcieli więcej płacić za licencję, wykombinowali sobie, że poproszą pracowników Wojskowej Akademii Technicznej, żeby to oni wzięli na siebie te obliczenia i zgłosili to jako projekt naukowy. Wtedy licencja będzie za darmo, bo ICM płaci za tę licencję dla wszystkich naukowców w Polsce z funduszy przyznawanych przez Ministerstwo Edukacji i Nauki.
Ludzie z WAT już wcześniej liczyli coś na naszym sprzęcie, mieli po prostu zwiększyć liczbę jednostek obliczeniowych.
Powiedziałem, że muszą w tym celu złożyć podanie o nowy grant obliczeniowy. Złożyli. Z trzech recenzentów, których znalazłem, dwóch uznało to za słaby projekt i go nie rekomendowało. Jeden napisał trochę pozytywniej. Nie wydałem zgody.
Na konferencji prasowej Antonii Macierewicz pokazywał jednak różnego rodzaju wizualizacje.
W naukowym dokumencie powinni pokazać, jakie były dane wejściowe, w jaki sposób symulowali ten wybuch-niewybuch i co z tego wyszło. Na konferencji tego nie było. Mieliśmy machanie rękoma i pokazywanie filmików. Ludzie nie zdają sobie sprawy, że wizualizacja to nie jest to samo, co wizualizacja symulacji, gdzie w każdym kadrze pokazywana jest siatka tego, co jest liczone. Tutaj to było tak, jak gdyby jakiś artysta od animacji narysował nam Myszkę Miki. Pokazujemy, jak samolot się przesuwa, nagle wybuch – bum! To jest bajka.
Ktoś na Twitterze napisał: to tylko symulacja. Nie! Symulacje są bardzo wartościowe, ale nie przedstawione w taki sposób.
*Dr Marek Michalewicz – od 2014 roku jest profesorem wizytującym w Instytucie Zaawansowanych Nauk Obliczeniowych w Stony Brook University na Long Island w NY, USA. Studiował Fizykę na Uniwersytecie Wrocławskim, zdobył tytuł Magistra Nauk (Fizyka Teoretyczna) na Uniwersytecie LaTrobe w Melbourne w Australii, oraz doktorat (PhD) na wydziale Fizyki Teoretycznej, Instytutu Studiów Zaawansowanych na Australijskim Uniwersytecie Narodowym w Canberrze. Od 40 lat zajmuje się fizyką teoretyczną i obliczeniową oraz naukami obliczeniowymi, przewodził ośrodkom badawczym . W latach 2018-2021 był (p.o.) dyrektorem ICM UW.
Raz widziałem jak kolega liczył zawór. Chodziło o to, żeby tarcie przepływającego płynu nie wypłukało zaworu po roku używania. Po dwóch dniach miał wykonane ok. 60% obliczeń, według szacunków algorytmu. Miał więc czas odpowiedzieć na kilka pytań laika. Spytałem, czy każdą koncepcje zaworu musi liczyć po kilka dni. Odpowiedział, że 90% koncepcji odpada po kilku minutach liczenia, ponieważ mają takie wady konstrukcyjne, że od razu to wychodzi przy "zgrubnych obliczeniach". Dużo czasu zajmują optymalizacje dobrych i prawie finalnych koncepcji, ale wychwytywanie podstawowych błędów jest relatywnie szybkie, bo właśnie wychodzą wspomniane w artykule liczby zbyt duże, zbyt małe, bez sensu.
Ponieważ sprawa jest mocno polityczna to wszystkie raporty na temat Smoleńska były silnie zmanipulowane. Jeżeli więc komisja Macierewicza wzięła na warsztat raport pani Anodiny – przedstawicielki wielce prawdomównego na poziomie rządowym kraju – to podejrzewam, że nie potrzebowała zbyt długiego czasu na wychwycenie błędów i uproszczeń. Nie jest to jednoznaczne z potwierdzeniem swoich tez i takie wnioskowanie to manipulacja Macierewicza. Niestety specjalista od obliczeń opowiadający w artykule głównie o finansach i o tym czego komisja na pewno nie zrobiła, bez wspomnienia o tym co mogła potencjalnie zrobić – w końcu chcieli kontynuować, tylko nie mieli kasy, więc coś próbowali – to też manipulacja.
I tak – moim skromnym zdaniem – wygląda cała ta sprawa (jak i wiele innych). Obie strony manipulują, bo powiedzenie: „uważam, że zamach był/zamachu nie było, ale moja teoria ma pewne luki, które mógłbym wypełnić otwierając się na drugą teorię” jest traktowane jak dołączenie do wrogiego plemienia. I z tym podejściem daleko nie zajedziemy.
1. Raport pani Anodiny rzeczywiście nie jest raportem wiarygodnym. Wspominanie o nim tylko zaciemnia sprawę. Wiarygodnym polskim raportem jest raport Millera.
2. Podkomisja Macierewicza nie miała brać na warsztat niczyjego raportu, tylko katastrofę i przedstawić wyniki w swoim raporcie.
Sprawa jest jeszcze banalniejsza. Nie trzeba wykonywać obliczeń, gdy dostępne dane, zebrane dowody dostarczają spójnej i przekonującej przeciętnego fachowca, bez doktoratu, a co dopiero z doktoratem i habilitacją, a także profesurą wyjaśnień okoliczności wypadku. Pull up terrain ahead…idioci tylko twierdzą, że jest jeszcze coś do badania. Że są jeszcze jakieś wątpliwości, gdy ich nigdy nie było.
Raport pani Anodiny, stwierdzający winę pilotów nie jest wiarygodny, ale raport Millera stwierdzający winę pilotów już jest super. Po co więc pani Anodina kombinowała w oczywistej sprawie? A komisja Macierewicza pewnie nie miała na celu obalania tamtych raportów, ale odniosłem się do tego, co napisane w tekście.
Czyli PISuar wierzący, że komisja Millera działała na rzecz Rosji. Tu nie było żadnych dowodów, tylko bezczelne, cyniczne chłodne kalkulacje, że jest szansa, że ludzie uwierzą w zamach ze względu na to, że atak na Ukrainę pokaże, że Putin jest do tego zdolny, co jest oczywiście prawdą, tyle że nic na to nie wskazuje. Ale PISu to w ogóle nie interesuje. Przypominam mamy nagrania z czarnej skrzynki. Gdzie nie było słychać żadnych wybuchów. A za lot odpowiadała kancelaria prezydenta.
Cieżko będzie Panu uwierzyć, ale lekki uśmiech mi się na twarzy pojawia za każdym razem jak mnie ktoś nazywa zwolennikiem PiSu 🙂
Myślę że sprawa jest w artykule wyjaśniona. Symulacja katastrofy samolotowej jest nieporównywalnie bardziej złożona obliczeniowo, niż przepływ cieczy przez zawór. Obalenie tez raportu Millera (bo to zapowiadał pan Binienda pokazując animację rysunkową), wymagałoby przetworzenia gigantycznych ilości realnych danych, skoro ekspert szacuje że wymagałoby to wielokrotnie więcej czasu niż na to poświęcono, nie widzę powodu żeby mu nie wierzyć. Falsyfikacja zaprezentowana podczas występu kabaretu Macierewicza nie polegała na tym, że wyszły rezultaty absurdalne, niefizyczne, a na tym, że elementy wraku ułożyły się na ziemi inaczej niż w rzeczywistości. Wartości naukowej nie ma to żadnej, bo poprawne obliczenia tego typu wymagałyby nie tylko dokładnego odwzorowania samolotu i jego parametrów lotu, ale też dokładnego ukształtowania każdego metra kwadratowego terenu. co jest w praktyce niewykonalne. Aby sfalsyfikować w ten sposób raport Millera, wystarczy odrobinę zmienić dowolny parametr wejściowy i wyniki mogą wyjść zupełnie inne.
To znana od lat w informatyce zasada GIGO – Garbage In, Garbage Out. Dla nieznających angielskiego – śmieci wkładasz, śmieci wyciągasz. A poza tym raport to jest podsumowanie prac i raczej nie załącza się do niego roboczych obliczeń, które zwiększyłyby objętość raportu kilkakrotnie; poza tym celem raportu końcowego jest też wyjaśnienie sprawy wszystkim, którzy nie dysponują wiedzą fachową. Rzetelne prace nad analizą katastrofy wymagałyby ponownego przesłuchania czarnych skrzynek, przeanalizowania i zapewne powtórzenia, o ile to możliwe, badań laboratoryjnych, wizji na miejscu zdarzenia etc. etc. – a do tego "komisja" okazała się całkiem niezdolna. Już nie wspominam o wysadzaniu blaszaka z namalowanymi oknami czy pomyśle uderzenia brzozą wiezioną na samochodzie o skrzydło stojącego na pasie samolotu.
A tak w ogóle to pisałem już na tym forum o niezręcznym milczeniu, które bardzo szybko zapadło nad kontrowersyjną powtórną ekshumacją ciał ofiar. Wspominałem o przecieku informacji, że sekcje nie potwierdziły żadnych oznak eksplozji w samolocie, choćby i jednej. Chyba nikt nie ma wątpliwości, jaka afera na pierwsze strony gazet i czołówki programów TV rozpętałaby się w Polsce, gdyby jednak znaleziono choć cień dowodu na "teorie" Antka et consortes, choćby parę gramów pozostałości po wybuchu – a tu nagle cisza, spokój, nuda, panie, niczym w polskim filmie, nic się nie dzieje… Brak informacji to też informacja, czasami, o dziwo, najpełniejsza.
Do Piotr Fish
Myślenie zostaw innym.
Dziękuję za wartościowy komentarz.
Ajajaj jaki mądry po prostu na bzdety co piszesz, nie ma lepszego komentarza. Mamy nagrania skrzynek. W kokpicie słychać było głos Błasika, ale żadnych wybuchów. Instytut zena próbował albo z nieudolności, albo z motywów ukrycia kompromitacji odtworzyć nagrania ze skrzynek jako mono choć były w formacie 5.1.
Szczerze mówiąc do tej pory sprawą za bardzo się nie interesowałem. Zainteresowała mnie, kiedy PiS postanowił oficjalnie nazwać to zamachem, bo to że wcześniej mniej oficjalnie tak twierdził nie wiele znaczyło. Skoro więc poszli na to – na pewno wykorzystując sytuację – to albo coś jest na rzeczy, albo są skończonymi idiotami. A ponieważ nie uważam żadnego obozu za skończonych idiotów (tak, wiem jakie to kuszące stwierdzić, że racja jest po naszej stronie i kto się nie zgadza to musi być kretynem), to sobie gdybam.
jest już info z drugiej strony, częściowo potwierdzające Pana domniemanie:
https://polskieradio24.pl/5/1222/artykul/2939886,prace-icm-mialy-olbrzymie-znaczenie-macierewicz-odpowiada-na-wywiad-bylego-szefa-instytutu
oczywiście jak realnie było to trzeba jeszcze poczekać.
Obrzucenia się obelgami nie prowadzi do niczego dobrego ale zapewne wielu osobom tylko na tym zależy.
Wow, faktycznie trochę trafiłem w argumentację komisji Macierewicza. Chcę czy nie chcę muszę być PiSowcem 🙂
Idiota dostarczył paliwa otoczeniu i teraz to otoczenie emocjonuje się i traci czas na podważanie głupot.
Oczywiste jest, iż jest to klasyczny kliniczny przypadek zaawansowanej choroby psychicznej, a właściwie kilku poważnych chorób. On powinien być jak najszybciej hospitalizowany na Sobieskiego i do końca życia zamnknięty w szpitalnych murach jako osobnik wysoce niebezpieczny dla otoczenia, nie fizycznie tylko słownie, poglądowo i doktrynalnie.