Obraz Matki Boskiej Częstochowskiej, który miał cudownie ocalić twierdzę podczas potopu szwedzkiego, nawet nie znajdował się wówczas w klasztorze. Nic nie było tak proste, jak w naszym narodowym micie, rozpowszechnianym od wieków
Obrona Jasnej Góry przed wojskami szwedzkimi to jeden z najbardziej osławionych epizodów naszej historii. Mówiły o nim książki, filmy, nawet komentatorzy piłkarscy wspominają o „obronie Częstochowy”, gdy biało-czerwoni rozpaczliwie bronią się we własnym polu karnym.
Jest to jednak epizod tyleż sławny, co zmistyfikowany.
Norman Davies w „Bożym igrzysku” tak opisał sytuację państwa polsko-litewskiego podczas potopu szwedzkiego w 1655 roku: „Na początku udziałem Szwedów było jedno pasmo zwycięstw; 25 lipca pod Ujściem skapitulował wojewoda poznański Krzysztof Opaliński, wraz z całym pospolitym ruszeniem Wielkopolski.
W miesiąc później, w Kiejdanach, hetman wielki litewski Janusz Radziwiłł przyjął protektorat szwedzki nad Wielkim Księstwem.
Polski Waza, Jan Kazimierz, poszukał schronienia na cesarskim Śląsku. Większa część jego armii przeszła na służbę do Szwedów.
Warszawa była pod okupacją, Kraków wzięty w oblężeniu, wiele mniejszych miast i majątków spalono i złupiono. Opór ograniczał się do nieskoordynowanych działań chłopskich band i cudownej obrony otoczonego fortyfikacjami klasztoru Paulinów na Jasnej Górze w Częstochowie”.
Tę „cudowną obronę” przypisywano słynącemu z cudów obrazowi, przechowywanemu w klasztorze.
Malowidło Matki Boskiej Częstochowskiej ma około 122 cm wysokości i 82 cm szerokości. Nierozstrzygnięty pozostaje spór, kiedy powstał. Dla dawnych kronikarzy oczywiste było, że namalował go na desce sam św. Łukasz Ewangelista.
Bardziej współcześni badacze mówili o średniowieczu – między VI a XIV wiekiem. W latach 80. historycy sztuki ocenili, że „Czarna Madonna” powstała w warsztacie twórców bizantyjskich ikon w XII stuleciu, a następnie była przemalowywana.
Na Jasną Górę trafiła w 1384 roku za sprawą ambitnego piastowskiego księcia Władysława Opolczyka, swego czasu skłóconego z Władysławem Jagiełłą i sprzymierzonego z Krzyżakami.
Niemal pół wieku później doszło do owianego legendami dramatycznego epizodu z historii obrazu. W 1430 roku na klasztor napadli rycerze-rozbójnicy. Podczas ucieczki ze skarbami jeden z rabusiów kilkakrotnie ciął „Czarną Madonnę” w policzek – stąd widoczna na obrazie blizna.
O ten czyn oskarżono czeskich husytów, jednak wśród napastników byli także polscy szlachetnie urodzeni rycerze. Niemniej jednak pochodzący z kręgu kultury bizantyjskiej obraz zyskał sławę szczególnie ukochanego przez Polaków-katolików, a znienawidzonego przez „heretyków”. Do tego grona w XVII wieku zaliczali się także protestanccy Szwedzi.
Już po oblężeniu można było przeczytać, że pod mury klasztorne przybył szwedzki generał Burchard Müller „na czele dziesięciu tysięcy piechoty, prowadząc za sobą działa”.
Zatem „była to straszliwa potęga”, wobec której nader skromne wydawały się siły zdesperowanych nielicznych obrońców, wierzących jednak w opiekę Maryi. Taki obraz odnajdziemy także na kartach „Potopu” Henryka Sienkiewicza i w ekranizacji powieści.
Tymczasem rozkład sił prezentował się nieco inaczej.
Szwedzki generał miał pod sobą
dwa tysiące żołnierzy, w dużej mierze zaciężnych najemników z Niemiec i… Polaków.
Nie powinno to dziwić, ponieważ po stronie szwedzkiego króla Karola Gustawa opowiedziała się spora część polskiej szlachty, zniechęcona do dotychczasowego władcy Jana Kazimierza.
W tym gronie znalazł się nawet przyszły król Jan Sobieski. Spotkał się później nawet z zarzutem, że był ze Szwedami, gdy szturmowali Jasną Górę, jednak ostatecznie nie znaleziono na to dowodów.
Klasztoru broniło około ćwierć tysiąca zbrojnych, solidnie ufortyfikowanych. Twierdza jasnogórska była nowoczesna i dobrze wyposażona w artylerię.
Przeciw niej Szwedzi wcale nie sprowadzili „kolubryny” o straszliwej sile rażenia, to fikcja. Z kolei przeor jasnogórskich paulinów ojciec Augustyn Kordecki wcale nie był nieustraszonym obrońcą twierdzy. Starając się zminimalizować zagrożenie dla klasztoru, korespondował ze szwedzkim królem, nie dochowując tym samym pełni lojalności wobec Jana Kazimierza.
„Postać o. Kordeckiego przez jednych postrzegana jest przez pryzmat dzieła Henryka Sienkiewicza; na przeciwnym biegunie są ci, którzy próbują zanegować ten obraz obrony Jasnej Góry i udziału w niej o. Kordeckiego, zarzucając mu próbę paktowania ze Szwedami.
Moim zdaniem prawda leży gdzieś pośrodku; postawa o. Kordeckiego była podyktowana względami praktycznymi, a jego list do króla szwedzkiego był ewidentną grą na zwłokę, na przetrwanie” – ocenił to w radiowym wywiadzie prof. Idzi Panic, specjalizujący się w historii Śląska.
Najwyraźniej przeor nie wierzył w cuda i liczył się z najgorszym scenariuszem, skoro kazał ukryć największe klasztorne skarby.
8 listopada 1655 roku pojawiły się pod Jasną Górą pierwsze siły szwedzkiego generała, a dzień wcześniej paulini wywieźli z sanktuarium „Czarną Madonnę” na pobliskie ziemie śląskie. Obraz Matki Boskiej Częstochowskiej przez Lubliniec trafił do klasztoru Paulinów w Mochowie.
Niektórzy badacze przypuszczają, że znalazł się także w kaplicy pobliskiego zamku w Głogówku, gdzie przebywał król Jan Kazimierz. Tak czy inaczej
„Czarnej Madonny” nie było na Jasnej Górze podczas oblężenia.
Co najwyżej zawisła tam kopia obrazu. Niewielu jednak wtedy i później o tym wiedziało.
Oblegany przez wojska szwedzkie klasztor na Jasnej Górze pod Częstochową zdołał obronić się dzięki cudownej interwencji Matki Boskiej, której obraz wisiał w kaplicy klasztoru.
Współczesny tym wydarzeniom poeta i historyk Wespazjan Kochowski rozpisywał się więc, na jakie znaki gniewu niebios natrafiali oblegający: „Gęsta mgła osłaniała klasztor przed szturmem; kule odpadały od dachu kaplicy i leciały nazad, sam Müller widział niewiastę w błękitnej sukni, jak na murach rychtowała armaty (...); jeden ze Szwedów, gdy w obraz rusznicę wycelował, zdrętwiał, drugiemu lufa przywarła do policzka, że aż cyrulik ją musiał odrzynać; (...) sześciu puszkarzy nieprzyjacielskich w jednym czasie proch armatni oślepił; popękało równocześnie wiele dział”.
Cudem uniknął śmierci sam generał Müller: „Jadł właśnie śniadanie w dość odległym domu i siedząc przy stole złorzeczeniami odgrażał się Jasnej Górze, gdy nagle żelazna kula, przebiwszy ścianę, rozrzuciła potrawy, potłukła kieliszki i flasze, strwożyła współbiesiadników, a jego samego straciwszy rozpęd uderzyła w ramię”.
Po ostatnim nieudanym szturmie w Boże Narodzenie 1655 roku Müller zakończył oblężenie. Obrońcy mogli triumfować. A wraz z nimi dwór Jana Kazimierza, ponieważ Szwedzi ponieśli nie tylko militarną, ale także propagandową porażkę.
Po kompromitującym oblężeniu sanktuarium, uznawanego za jedno z najświętszych miejsc polskich katolików, coraz bardziej wstydliwe robiło się stanie u boku Karola Gustawa.
W 1656 roku we Lwowie król Jan Kazimierz oddał Rzeczpospolitą w opiekę Maryi, nazywając ją Królową Polski. On sam jawił się jako boży pomazaniec, wspierany przez niebiosa.
Potrafiła to wykorzystać królewska żona Ludwika Maria Gonzaga. W przywileju wydanym dla klasztoru jasnogórskiego w tym samym roku stwierdzała: „Przyznać to musimy, żeby szczególnej łaski Bożej przy miejscu świętym obrazu cudownego Najświętszej Panny Maryjej Jasnej Góry Częstochowskiej podczas zamieszania teraźniejszego doznali, że nieprzyjaciel do niego z wielką swoją potęgą szturmując nic nie wskórał i owszem z wielką swoją hańbą odszedł”.
Możliwe, że to także Ludwika Maria nalegała, by przeor Kordecki spisał pełną domniemanych cudów i wyolbrzymień historię oblężenia pod znamiennym tytułem „Nowa Gigantomachia”. To z niej czerpał m.in. wspomniany Wespazjan Kochowski, a w wieku XIX także Henryk Sienkiewicz.
W książce „Twierdza Jasna Góra” inżynier wojskowy Ryszard Henryk Bochenek – profesor Wojskowej Akademii Technicznej i specjalista do spraw fortyfikacji – zwraca uwagę na istotne przekłamanie u Sienkiewicza.
„Poprzez swego fikcyjnego bohatera powieściowego Andrzeja Kmicica (Babinicza) i jego mrożące krew w żyłach wyczyny ze szwedzką kolubryną, zdeformował znacznie faktyczny przebieg walki ogniowej pomiędzy klasztorną artylerią forteczną a artylerią oblężniczą gen. B. Müllera, która to walka stanowiła decydujący czynnik oblężenia w 1655 roku, od którego wyniku zależały losy warowni jasnogórskiej”.
Warto zauważyć, że znaczący wpływ na bohaterów i fabułę „Powieści” wywarło inne, mniej znane oblężenie Jasnej Góry. We wrześniu 1770 roku, podczas konfederacji barskiej, twierdzę opanował – wbrew woli zakonników – Kazimierz Pułaski.
W jego biografii tak opisał to wydarzenie historyk Jan Stanisław Kopczewski: „Michał Walewski, komendant części wojsk, które wraz z oddziałami Pułaskiego znalazły się pod Częstochową, korzystając z uzyskanego zezwolenia na wizytę w klasztorze, wprowadził tam ze sobą grupkę konfederatów, a uczynił to w sposób następujący. Kiedy uchylono przed nim furtę klasztorną, zatarasował ją swoją korpulentną postacią, wtedy do furty dopadli czekający tylko na to konfederaci. Machnięto parę razy szablą i cała grupka już była w środku fortecy. Miejscowy garnizon królewski nie bronił się zbytnio, skoro przy całym tym zajściu tylko dwie osoby zostały ranione. Paulini musieli się podporządkować nowej komendzie”.
Pod koniec grudnia 1770 roku pod Jasną Góra pojawiły się rosyjskie wojska. Było ich więcej niż niegdyś Szwedów, jakieś trzy tysiące żołnierzy. Lecz i Pułaski miał więcej podkomendnych: może nawet ponad tysiąc.
Wojska carskie dysponowały sporą ilością dział, obrońcy musieli organizować nocne „wycieczki”, by niwelować zagrożenie z ich strony. Podczas jednej z takich wypraw Pułaski przeżył historię godną sienkiewiczowskiego Kmicica.
Jak donoszono, „o włos jeden nie zginął tym sposobem. Wycieczkę z fortecy sam swoją osobą z piechotą zrobił, napadł na śpiących i niespodziewanych, w święto ich pierwsze bigosu wielkiego narobił, lecz jak się ocknęli, przymuszony do rejterady. A że był w płaszczu, a przez zapomnienie i z ostrogami, otóż w rejteradzie pieszej uplątały się ostrogi w płaszczu, że padł, a wtem karabinier dopada z pałaszem. Co tylko rąbnąć ma zwycięzca w gołą głowę, z której czapka spadła, alić przecie, miawszy pistolet za pendentem, zwyciężony strzelił w łeb zwycięzcy i sam swego salwował życia”.
Notabene, bohaterska obrona Jasnej Góry to nie jedyne podobieństwo między Pułaskim a literackim Kmicicem. On też miał trudny charakter, był dumny i kłótliwy, podejmował się najbardziej niebezpiecznych zadań, kochał się w wojaczce i oskarżony został o przygotowanie porwanie króla – Stanisława Augusta Poniatowskiego.
Podczas konfederacji barskiej Rosjanie odstąpili od oblężenia w styczniu 1771 roku, ale ostatecznie i tak zajęli twierdzę – w sierpniu 1772, gdy konfederacja już dogorywała.
To oblężenie popadło w zapomnienie. Zupełnie przyćmiły je wydarzenia z roku 1655 i opowieść o obronie przed Szwedami. Obronie po wielokroć nazywanej „cudowną”, chociaż o sukcesie zaważyły rzeczy praktyczne: dobre fortyfikacje, solidna artyleria, przygotowanie do obrony, a także szczupłość sił szwedzkich.
Obrony nie wahano się jednak nazwać „cudowną” w celach propagandowych – by wzmocnić Jana Kazimierza oraz pomóc mu wrócić do władzy nad wyniszczonym krajem i coraz bardziej zdemoralizowaną szlachtą.
Dziennikarz i autor książek. Był redaktorem naczelnym magazynu „Focus Historia”, zajmował się m.in. historycznymi śledztwami. Publikował artykuły m.in. w „Przekroju”, „Ciekawostkach historycznych” i „Tygodniku Powszechnym”. Autor kryminałów retro, powieści z dreszczykiem i książek popularyzujących historię.
Dziennikarz i autor książek. Był redaktorem naczelnym magazynu „Focus Historia”, zajmował się m.in. historycznymi śledztwami. Publikował artykuły m.in. w „Przekroju”, „Ciekawostkach historycznych” i „Tygodniku Powszechnym”. Autor kryminałów retro, powieści z dreszczykiem i książek popularyzujących historię.
Komentarze