0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Patryk Ogorzalek / Agencja Wyborcza.plPatryk Ogorzalek / A...

28 lutego w Medyce spotykam afgańską rodzinę – sześcioro dzieci, z których większość ma mniej niż 10 lat, żona w ósmym miesiącu ciąży, dziadek 84 lata, do tego trzy dorosłe osoby z rodziny. W Ukrainie mieszkają już 10 lat, więc większość dzieci ma ukraińskie paszporty. Są trzeci dzień w drodze. Szli piechotą 40 km do granicy. Ciężarna żona teraz „dogrzewa” się w zimnym i nieogrzewanym namiocie, w którym hula wiatr. Chłopaki grają w piłkę, używając do tego okrągłej maskotki. „Uciekaliśmy z Afganistanu z powodu wojny, a teraz z Ukrainy uciekamy z tej samej przyczyny” - mówi ojciec rodziny.

„Kobieta w ósmym miesiącu ciąży. To jest kobieta czy nie?”

Jak większość uchodźców nie-białych, nie wiedzieli, jaką mogą uzyskać pomoc – większość wolontariuszy głównie mówi po ukraińsku i do „kolorowych” nawet nie podchodzi.

Prowadzę ich tam, skąd odjeżdżają autobusy zabierające uchodźców do Przemyśla. Podjeżdża duży, biały bus.

„Tak, po uchodźców” - mówi pani stojąca obok kierowcy.

„Tu mam rodzinę Afgańczyków z Ukrainy” - mówię i komenderuję, by wchodzili.

Drzwi zamykają się przed nimi. „Przyjechaliśmy po uchodźców z Ukrainy” - słyszę tylko.

Ktoś wchodzi, ktoś wychodzi z busa, znów otwierają się szeroko drzwi.

„Co jest nie tak z Afgańczykami, że ich nie chcecie wziąć?” - pytam.

Kobieta: „Zabieramy kobiety i dzieci”.

„To jest rodzina. Ta kobieta jest w ósmym miesiącu ciąży. To jest kobieta, czy nie?”

„Tak, ale jesteśmy podzieleni. Będzie następny transport i mają zabrać”.

„Jaki jest tu podział? Czy to jest (autobus -red.) „nur fur Deutsche”?” - zagotowało się we mnie.

Kobieta: „Zabieramy kobiety z dziećmi, które są wymarznięte”.

„A ta nie jest wymarznięta? Z dziećmi na mrozie stała. W ósmym miesiącu ciąży jest!”.

Pani pozdrawia i zamyka drzwi autobusu. Odjeżdża pusty. Prawdopodobnie jadą na przejście drogowe, skąd wezmą białoskórych Ukraińców.

View post on Twitter

Do kolejnego autobusu – już wypełnionego nie-białymi - afgańska rodzina też się nie dostaje. Po kolejnej godzinie przyjeżdża czerwony busik strażaków, chyba jakieś OSP. Wcześniej umówiłem się z dwójką wolontariuszy, że wsadzą tę rodzinę na pokład najbliższego busa. „Ta kobieta jest w ósmym miesiącu ciąży!” podkreślam. Rozumieją. Pomogą.

Gadają z młodymi strażakami.

"Powiedzieli, że prezydent (Przemyśla - red) zakazał im zabierać kolorowych" - zaskakuje mnie wolontariusz K. Busik odjeżdża pusty.

Muszę opuścić to miejsce, ale wolontariusze obiecują mi, że zadbają, by cała rodzina wsiadła do autobusu. Po kolejnej godzinie dostaję sms – pojechali.

Pytam na Dworcu Centralnym w Przemyślu w centrum zarządzania kryzysowego, czy faktycznie prezydent wydał taki zakaz. Wolontariusze i strażacy zaprzeczają. W tym punkcie i w szkole podstawowej nr 14 widzę, że noclegi i wszelką pomoc dostają też nie-biali. Są traktowani tak, jak inni uchodźcy.

Powtarzam, co usłyszałem od strażaków wiceprezydentowi Przemyśla Bogusławowi Świeżemu: „Jakieś brednie ktoś opowiada. Nie my wydajemy dyspozycje służbom. To robi wojewoda”.

Prawie to samo dwa dni później mówi mi prezydent Wojciech Bakun. „Straż pożarna nie jest w gestii prezydenta miasta” - zaznacza.

Bakun jest byłym posłem z ramienia Kukiz'15, powiązanym z niechętną uchodźcom Konfederacją, ale w sztabie kryzysowym na dworcu, w punktach pomocy, też pod Tesco, widzę go notorycznie. Nawet w bardzo późnych, już nocnych porach. Dziesiątki ekip telewizyjnych krąży po okolicy, prosząc o wywiady. „Zbyt zajęty. Ale proszę go łapać na dworcu” - słyszę. Obserwując z boku jego zaangażowanie w organizowanie pomocy, aż trudno uwierzyć, że to polityk, który ma silne wsparcie u antyuchodźczych i antyukraińskich radnych i aktywistów w Przemyślu.

Przeczytaj także:

„Ale czarnych nie karmimy”

Lokalny wolontariusz i dziennikarka tłumaczą mi sytuację z afgańską rodziną: „Strażacy tutaj bywają rasistami”.

Nie tylko oni. „Na granicy w Medyce w punkcie zaopatrzeniowym działali głównie Ukraińcy. Wydawaliśmy jedzenie uchodźcom.

Pierwsza instrukcja, jaką dostaliśmy, brzmiała: »ale czarnych nie karmimy«" - opowiada nam starszy wolontariusz i aktywista.

Podobne zalecenie - „ciapatych nie karmimy" - nasz rozmówca usłyszał od wolontariusza przy stoisku z jedzeniem dla uchodźców na parkingu pod centrum handlowym na ul. Lwowskiej w Przemyślu (znanym jako „pod Tesco”).

„Oczywiście nie posłuchałem. Karmiliśmy wszystkich” - mówi nasz informator prosząc o anonimowość („jak to wyjdzie, to mnie zniszczą w Przemyślu”). Nie spotkałem żadnego nie-białego uchodźcy, który nie dostałby darmowego jedzenia czy innej pomocy, tak szeroko tutaj udzielanej. Albo więc zaleceń raczej nie słuchano, albo skala tego nie była duża.

Gdy Sikhowie z Austrii rozkładali stoisko pod Tesco – miało przygotowywać i wydawać nawet 2 tys. posiłków dziennie - usłyszeli od koordynatora wolontariuszy: „Nie możecie tu zostać”. Wszystko było wcześniej uzgodnione, ich miejsce wyznaczone. „Pytałem, czemu nie możemy, ale mężczyzna nie chciał powiedzieć. Kazali nam się zabierać” - mówi Emrik, Sikh. Po interwencji innego Polaka i negocjacjach koordynator zmienił zdanie. Do teraz karmią tam uchodźców i to w znacznie większej grupie Sikhów.

Pracę nad wolontariuszami pod Tesco miał nadzorować Mirosław Majkowski - znany na całą Polskę antyukraiński działacz, nacjonalista, mający posłuch u lokalnych narodowców. Potwierdza, że to on kierował wolontariuszami, ale nie chce odpowiedzieć na żadne pytanie. „Z OKO.press nie będę rozmawiał”. I rozłącza się.

To on m.in. krytykował ukraiński Majdan i prowadził w 2014 roku Marsz Orląt Przemyskich, w którym maszerowali działacze Młodzieży Wszechpolskiej, ONR, członkowie organizacji paramilitarnych oraz kibice. Hasłem przewodnim było: „Znajdzie się kij na banderowski ryj”. Mikołaj Rey pisał o jego powiązaniach z Rosją Putina na blogu Rosyjska V kolumna”.

W ostatni dzień lutego na parkingu pod Tesco stoi czeski autobus FlixBusa. Zabiera uchodźców do Pragi. Szukam rodziny Afgańczyków, więc pytam 50-letnią kobietę, która organizuje ten wyjazd, czy są w środku. „Nie ma ich tam na pewno. Bo tam są tylko Ukraińcy. Nie zabieram kolorowych” - mówi.

„Uchodźców z innych krajów, którzy uciekają przed wojną w Ukrainie nie zabieracie do Czech?”- pytam z niedowierzaniem.

„Nie. Bo ja jestem Ukrainka i pomagam tylko swoim” - odpowiada.

Obok tłum ludzi – Polacy, Ukraińcy, Niemcy itd. - stoi z tekturami, na których wypisane są nazwy miast, do których chcą zabrać i ugościć uchodźców. To dosłownie setki ludzi dobrego serca. Marka z Tych, który ma busa, pytam, czy zawiezie 12-osobową rodzinę z szóstką dzieci i ciężarną do ośrodka H2O w Skoczowie, gdzie znalazłem im miejsce. Chętnie się zgadza. Ale gdy dowiaduje się, że to Afgańczycy (część dzieci ma ukraińskie obywatelstwo), znajduje coraz to nowsze problemy. „Jeszcze mnie zatrzymają, bo to może nielegalni z Białorusi” - mówi i w końcu się wycofuje. Nie znajduję transportu. Nie pojechali do Skoczowa. Straciłem z nimi kontakt. Nie wiem gdzie są.

Innym razem podchodzę do tego tłumu pod Tesco i krzyczę po angielsku: „Cztery osoby do Warszawy”. Kilkanaście rąk się unosi i krzyczy: tutaj, ja, ja mogę! Ludzie wręcz proszą się, by ich wybrać. Nie chcą wracać z pustym autem. Gdy dodaję, że chodzi o studentów z Somalii, już tylko jedna osoba – Maciek –podchodzi i mówi że weźmie. Zabrał.

Większość chce zabierać matki z dziećmi.

„Jacy uchodźcy?! To czarnuchy”

Rasistowskie nastroje w Przemyślu i okolicach zwielokrotniają się po informacji, że uchodźca groził nożem właścicielowi sklepu w Medyce. Internet zalała fala fake newsów o rzekomych napadach, pobiciach i próbach gwałtu przez Afrykańczyków, Arabów. Lokalni kibole z kijami bejsbolowymi w rękach atakowali studentów z Indii, niemieckich wolontariuszy o ciemnej karnacji, uchodźców z Maroka, czy dziennikarza z Izraela.

„Jacy uchodźcy?! To czarnuchy. Trzeba ich odróżniać, nie można ich wpuszczać. Oni nie uciekają przed wojną” - poprawia mnie jeden z grupy kiboli i nacjonalistów, którzy brali udział w demonstracji przeciwko niebiałym migrantom z Ukrainy. Pytam, przed czym uciekają „kolorowi”, skoro studiowali w Ukrainie, gdzie panuje wojna. „To te brudasy, co próbowały wejść od strony Białorusi” - chłopak od razu ma wytłumaczenie. Podobne kłamstwa słyszę potem wielokrotnie z ust lokalsów. I nie tylko.

Następnego dnia policja ściąga tysiąc funkcjonariuszy, w tym oddziały antyterrorystyczne.

Gdy tuż przed północą 2 marca przyjeżdżają pociągi z Kijowa i Odessy z kolejnym tysiącami uchodźców, antyterroryści z długą bronią chronią wejście na perony.

„Patriotyczne patrole” są mniej widoczne na mieście, ale nadal są.

Pani Ania, aktywistka z Przemyśla, od rozpoczęcia wojny na Ukrainie gościła już dziewięciu Syryjczyków (w dwupokojowym mieszkaniu pokojowym, gdzie mieszka z dwójką dzieci). „Strasznie będziemy za nimi płakać. To tak cudowni i pokojowi ludzie”. Gdy dwójka z nich wyszła na zakupy na osiedle – chcieli przygotować syryjskie potrawy dla wszystkich - złapali ich kibole z osiedla. Jednego uderzyli z łokcia, a obu kazali „wypierdalać stąd”. Następnego dnia uchodźcy wyszli znowu z mieszkania. Tym razem zatrzymała ich „obywatelska straż osiedla”. „To już nie kibole, a ludzie, którzy chodzą co tydzień do kościoła. Trzymali ich, by córka potwierdziła, że mieszkają u niej”. Po tych atakach Syryjczycy powiedzieli gospodyni, że w Ukrainie – gdzie mieszkali - to się nigdy nie wydarzyło. „Rząd i Kościół wyprali mózgi ludziom” - komentuje Ania.

Gdy siedzę w barze w Medyce, sprzedawczyni wyrzuca ciemnoskórego za drzwi. Nic nie zrobił. Po prostu wszedł do sklepu. „To bydło!” - przez kilka minut pluje jadem na „kolorowych”. Przytakują jej dwie wolontariuszki, które od kilku dni z poświęceniem pomagają uchodźcom, także z Afryki i Azji. Opowiadają o innych, rzekomych atakach, jakich mieli oni dokonać: na kierowcę autobusu, któremu mieli grozić nożem żądając kursu do Niemiec, na sprzedawcę, któremu mieli grozić „tulipanem”. Jeszcze tego dnia rzecznik prasowy Komendy Głównej Policji, insp. Mariusz Ciarka dementuje mi te fake newsy.

Wolontariusz – 50 letni, wytatuowany mężczyzna – pomaga w Szkole Podstawowej nr 14 w Przemyślu – punkcie pomocy dla uchodźców. Przyjaźnie ostrzega mnie, że „kolorowi” są niebezpieczni, że przyszli z Białorusi. Na dowód pokazuje nagranie, rzekomo ze Lwowa, na którym osoba o śniadej skórze trzyma nóż i wpuszcza do wagonu tylko osoby nie białe. Rozglądam się po hali gimnastycznej – prawie 200 łóżek, zapełnionych teraz w jednej czwartej, ale nocą było pełno. Są też Azjaci i Afrykanie – pół kolorowego świata. Mają tu dach nad głową, opiekę, jedzenie i punkt medyczny.

28 lutego przez przez przejście dla pieszych w Medyce zaczynają przepuszczać tylko „kolorowych”. I akurat tego dnia, wieczorem zostaje tam zlikwidowany jedyny punkt medyczny. Wolontariusze, którzy w nim pomagali od kilku dni, są wściekli – rozmawiam z trójką z nich. „Teraz ludzie są tutaj bez pomocy, leżą z hipotermiami, panu ze złamana nogą nie została udzielona pomoc. Karetki nie dojeżdżają co 15 minut. Jest dramat!" – mówi Kasia, która działała w punkcie medycznym od kilku dni.

View post on Twitter

Kilkadziesiąt osób dziennie wymaga tutaj pilnej pomocy: hipotermia, odmrożenia wymagające interwencji chirurgicznej, złamania... „Wczoraj naraz leczyliśmy dziewięcioro dzieci” - tłumaczy Kasia.

Na tweet posła Franka Sterczewskiego odpowiedziała wojewoda podkarpacka Ewa Leniart. Twierdzi, że pomoc medyczna jest tam „w pełni zabezpieczona” przez pogotowie.

View post on Twitter

Ono faktycznie przyjeżdża, ale rzadko. Za rzadko. A z kontroli granicznej po polskiej stronie co chwila wypełzają ludzie, którzy już nie potrafią o własnych siłach przejść nawet 200-300 metrów do punktu z jedzeniem, gdzie do wczoraj był punkt medyczny. Wolontariusze wożą ich wózkami supermarketowymi z Biedronki, albo noszą na plecach. Spotykam czarnoskórego, który granicę przekroczył na bosaka. Tego dnia było minus 2 stopnie, a nocą chyba minus 5.

W miejsce zlikwidowanego przez wojewodę punktu wkrótce pojawia się izraelska organizacja Ratowników Bez Granic - SSF. Namiot ustawili bez zgody władz, bo widzieli, że był tam konieczny.

Gdy 4 marca prezydent Andrzej Duda odwiedza hale targowe w Korczowej, w których nocuje 2-3 tys. uchodźców, w jego orszaku idzie też pani wojewoda. Podchodzę, przedstawiam się i grzecznie tłumaczę, że punkt medyczny w Medyce naprawdę jest potrzebny, bo kilkadziesiąt osób dziennie potrzebuje tam pomocy. „Proszę stąd odejść. A jeśli nie, to poproszę służby, aby pana usunęły” - z uśmiechem na twarzy cedzi Ewa Leniart. Zamurowało mnie.

Dwie minuty później ciemnoskóry fotograf staje obok mnie i robi zdjęcia prezydentowi. Ochroniarz syczy do niego: „Stój tutaj! Stój tutaj!”.

Nie podoba mi się to. „Dlaczego pan zwraca się do niego w taki sposób? Jak do psa. Nie może pan tak go traktować” - zareagowałem. Ochroniarz szybko odchodzi. Za to dziennikarz - Ibrahim Ezzat, fotoreporter z Egiptu – opowiada mi, że jest dopiero kilka dni w Polsce, ale już wielokrotnie odczuł rasistowskie traktowanie. „Nie wiem, co do mnie mówią, ale z tonu głosu, zachowania to można odczytać. Rasizm czuję zwłaszcza ze strony policjantów. Ale staram się na to nie zwracać uwagi i skupić na swojej pracy” - mówi Ibrahim.

Na dworcu głównym w Przemyślu nie białym uchodźcom powtarzam to, co słyszę z głośników – mają darmowe przejazdy pociągami. „Nieee. Tylko Ukraińcy” - poprawia mnie któregoś razu jeden z wolontariuszy, który słyszy, co mówię. Sprawdzam. Faktycznie - PKP oferuje darmowe przejazdy uchodźcom, ale tylko z ukraińskim paszportem.

Gdy szukam miejsca na nocleg dla tej 12-osobowej rodziny Afgańczyków, znajduje mi je wolontariuszka Ania – działa zdalnie ze stolicy. Hostel gdzieś pod Warszawą. Dla wszystkich. Cieszę się, że tak szybko udało się rozwiązać problem. Kilkanaście minut później Ania oddzwania: „Oni muszą mieć ukraińskie paszporty. Inaczej wojewoda nie zwróci pieniędzy właścicielowi hostelu. Właśnie mi to powiedział”. Załamuję ręce.

Małgosia Rycharska z Hope&Humanity Poland (zajmują się uchodźcami, dotychczas głównie tymi, co trafili na Białoruś) mówi mi, że zdarza się, iż „kolorowi”, którzy nie mają paszportów, nawet jeśli mają jakieś inne dokumenty i tak – decyzją sądów - trafiają do zamkniętych ośrodków dla uchodźców. Czyli za kraty. Na 1-2 miesiące minimum. Opisuje przypadek nigeryjskiego studenta z Ukrainy, któremu uczelnia zabrała paszport, by przedłużyć prawo pobytu. Wybuchła wojna. Mimo tego, iż na granicy pokazał inne dokumenty określającego tożsamość, trafił do zamkniętego ośrodka w Lesznowoli.

Rycharska dostała listę 20 takich osób. „Nie spotkałam się z ani jednym przypadkiem, aby coś takiego spotkało ukraińskiego uchodźcę. To segregacja” - dodaje.

Na początku marca światło dzienne ujrzał projekt ustawy, która ma ułatwić życie uchodźcom ukraińskim w Polsce. „Uchodźcami” są tam tylko osoby z paszportem ukraińskim, choć do Polski napływała fala Afgańczyków. Uzbeków, Tadżyków, Irakijczyków, Syryjczyków - narodowości, które od lat żyją na Ukrainie. „To segregacja, a podłożem jej są głębokie uprzedzenia. Ewidentnie inaczej traktujemy osoby białe z Ukrainy, niż te które mają inny kolor skóry” - komentuje prof. Witold Klaus z PAN i Stowarzyszenia Interwencji Prawnej.

Prawie 90 NGO-sów zajmujących się prawami człowieka w Polsce podpisało apel do Rządu RP o równe traktowanie uchodźców i uchodźczyń z Ukrainy, „niezależnie od ich narodowości”. Grupa Granica twierdzi, że analogiczne zdanie wyrażają też podobne organizacje na Ukrainie – Fundacja Nasz Wybór i Związek Ukraińców w Polsce.

Fundacja Ocalenie, zaalarmowana dyskryminacją niebiałych uchodźców na granicy, wysyła tam po nich transport. W internecie aktywiści z tzw. opozycji ulicznej skrzykują się w grupie „Multi Kulti” - z powodu dyskryminacji „kolorowych” pomagają właśnie głównie im.

Światełko w tunelu

Na dworcu w Przemyślu wolontariusz w zielonej kamizelce pomaga wszystkim, zwłaszcza ciemnoskórym - bo mówi po angielsku. Na kamizelce ma napisane „Młodzież Wszechpolska”. Zagaduję. To John – Amerykanin, który jest tu od kilku tygodni. „Kamizelkę mam od przyjaciół z MW. Z nimi tutaj współpracuję. Tak jestem nacjonalistą. I nie mam nic przeciwko pomocy uchodźcom. Trzeba im pomagać” - tłumaczy z uśmiechem.

Kieruje mnie do Wawrzyńca, też z Młodzieży Wszechpolskiej. Ten także uwija się jak mróweczka pomagając uchodźcom. Wszystkim, bez względu na karnację.

Pytam go, jak to możliwe, bo nacjonalistyczne MW słynie z antyuchodźczych akcji i retoryki, także antyukraińskiej. „W czasie wojny trzeba o tym zapomnieć. Pomagam wszystkim, bo oni wszyscy teraz są uciekinierami” - tłumaczy Wawrzyniec. Dopytuję, dlaczego jeszcze niedawno byli przeciwko pomocy uchodźcom z Białorusi. „Trzeba pamiętać, że ci którzy nielegalnie wchodzili od Białorusi, nie uciekali przed wojną”.

„Na Ukrainie mamy siedem dni wojny i maksymalnie 10 tys. ofiar po obu stronach. W Syrii wojna jest od 12 lat i pochłonęła aż 400 tys. ofiar. I tam nie ma wojny?!” - nie mogę uwierzyć w jego argumentację.

Jest wyraźnie zaskoczony. „Aaaa. Widocznie muszę się jeszcze trochę dowiedzieć” - kończy speszony. Dziś jeszcze pięciu innych członków WM ma dołączyć do Johna i Wawrzyńca, by pomagać uchodźcom na dworcu.

W samym tylko Przemyślu i okolicach tysiące osób zostało wolontariuszami. Na dwa etaty. Gosia od prawie tygodnia segreguje tony ubrań, które trafiły na parking pod Tesco. Hałdy ciuchów piętrzą się teraz głównie pod gołym niebem. „Od tygodnia przespałam tylko jedną noc. Wczoraj np. wróciłam do domu o 3. w nocy, a o 6. rano obudziło się już moje 8-miesięczne dziecko. W sumie mam ich piątkę. Już płaczą, gdy wychodzę, nie chcą, bym je zostawiała, ale ja muszę pomagać. Zawiesiłam nawet swoją chałupniczą działalność. Gdy mąż wraca z pracy, ja jadę tutaj, choć to syzyfowa praca” - pokazuje na tysiące ubrań pod wielkim namiotem. Wczoraj do nocy segregowali to, poukładali w pudła, opisali. Gdy dziś wróciła, rzeczy znów tworzyły jedną, bezładną hałdę ciuchów.

Kasia – weterynarka z Tych – pod granicę w Medyce przyjechała tuż po wybuchu wojny. Pomagała w punkcie medycznym. Po tygodniu, gdy siedzi naprzeciw mnie, zapada w rodzaj letargu. Trudno jej się skupić. „Spałam przez te kilka dni tylko kilka godzin. Tyle było pracy” - tłumaczy.

Takich osób jak Gosia czy Kasia spotykam tutaj setki. Uczniowie, harcerze, kluby piłkarskie, motocykliści, strażacy, WOT-owcy, studenci, zwykli ludzie.

Nawet policja – tak upolityczniona w ostatnich latach, tak brutalna wobec demonstrujących kobiet, tak niechętna uchodźcom na granicy polsko-białoruskiej, tutaj zachowuje się wręcz wzorowo.

Przez 11 dni nie spotkałem się z ani jednym nagannym zachowaniem mundurowych.

Nocą z 6 na 7 marca czwórka tajniaków z krakowskiej i tarnowskiej komendy pomaga uchodźcom. Noszą bagaże, rozkładają łóżka próbują ich informować. Dwójka innych oferuje roztrzęsionej Ukraince, która nie potrafi znaleźć znajomych, że zawiozą ją na dworzec, gdzie ci mają być. Robią to, choć nie mogą wozić obywateli jak taksówki.

Obcokrajowcy z ambasad, zagraniczni dziennikarze, Ukraińcy, którzy przyjechali do Medyki. Przemyśla, Korczowej, wielokrotnie mówią mi: „Dziękujemy wam Polakom za to, jak pomagacie uchodźcom.” Niektórzy dodają: „Musi pan być dumny, z tego, że jest pan Polakiem”.

Tak, teraz nawet jestem. Rasistowskie incydenty toną w oceanie pomocy i dobra.

;
Krzysztof Boczek

Ślązak, z pierwszego wykształcenia górnik, potem geograf, fotoreporter, szkoleniowiec, a przede wszystkim dziennikarz, od początku piszący o podróżach i rozwoju, a od kilkunastu lat głównie o służbie zdrowia i mediach. Zaczynał w Gazecie Wyborczej w Katowicach, potem autor w kilkudziesięciu tytułach, od lat stały współpracownik PRESS, SENS, Służba Zdrowia. W tym zawodzie ceni niezależność.

Komentarze