0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Lukasz Cynalewski / Agencja Wyborcza.plLukasz Cynalewski / ...

“Problem rozwiązany, sytuacja rozładowana, odepchnęliśmy ich, wypchnęliśmy tych ciemnych” - takie określenia, przypominające język podczas podlaskich push-backów na granicy z Białorusią - słyszeliśmy w nieoficjalnych rozmowach z funkcjonariuszami policji, strażakami oraz WOT-owcami przy dworcu w Przemyślu oraz w punktach recepcyjnych.

Dzień wcześniej, gdy po ulicach biegały nacjonalistyczne bojówki kibiców lokalnych klubów piłkarskich, od policjantów słyszeliśmy uznanie: “Chłopaki robią porządek, i dobrze, bo ludzie się boją”.

“Ludzie się boją, bo już się zaczęło, napady, pobicia, próby gwałtu” - słyszeliśmy na ulicach Przemyśla tego feralnego wieczora, ale i później od niektórych osób w Medyce, skąd wypłynęły plotki i skąd wylał się strach.

Przeczytaj także:

Kto to jest uchodźca?

W okolicach 1 marca na polsko-ukraińskim przejściu granicznym w Medyce pojawiło się sporo osób o nieeuropejskim pochodzeniu. Większość przedstawiała się jako studenci zagraniczni, których wojna wypędziła z sal wykładowych Charkowa, Kijowa i Lwowa. Byli to ludzie głównie z Afryki i Azji. Można było spotkać Bengalczyków, Marokańczyków, Indusów, Nepalczyków, Tadżyków, Nigeryjczyków czy obywateli RPA.

Mówili nam, że chcą wracać do swoich krajów. A dlaczego studiowali akurat w Ukrainie? “Bo tam nauka jest tania, a jednocześnie na dobrym poziomie” - wyjaśnił nam jeden z napotkanych mężczyzn z Indii. Zagranicznych studentów w Ukrainie było 76 tysięcy, jak podawało BBC za oficjalnymi danymi ukraińskimi z 2020 roku.

Oprócz studentów z Ukrainy uciekali też imigranccy pracownicy spoza Europy oraz mężowie Ukrainek.

grupa uchodźców siedzi wokół ogniska w Medyce
Uchodźcy z Ukrainy, m.in. z Nepalu i Tadżykistanu, na przejściu granicznym w Medyce, 28 lutego 2022, fot. Bartosz Rumieńczyk

Część uchodźców o nieeuropejskim pochodzeniu mówiła, że zdążyła się już skontaktować ze swoją ambasadą lub ma transport z innych źródeł, np. od znajomych. Na przełomie lutego i marca w Medyce widoczne były auta zagranicznych ambasad.

Byli jednak też i tacy, którzy nie wiedzieli, co mają ze sobą zrobić.

Pojawienie się dużej liczby osób nieeuropejskiego pochodzenia wzbudziło w mieszkańcach Medyki i Przemyśla niepokój, który spotęgował incydent w lokalnym sklepie ABC zarejestrowany na kamerze przemysłowej.

Kto komu groził?

Nagranie, na którym zarejestrowano ciemnoskórego mężczyznę atakującego sprzedawcę i wyciągającego nóż, obiegło internet wraz z innym nagraniem - to wideo - jak się okazało - z Charkowa, na którym ciemnoskórzy mężczyźni wypychają z kolejki do pociągu kobiety, jeden z nich również grozi nożem. Wcześniej pojawiła się informacja, że to nagranie ze Lwowa.

To wszystko stało się bezpośrednim pretekstem do wieczornych zajść 1 marca, w dzień pamięci żołnierzy wyklętych.

Paliwa dostarczały podejrzane konta w internetowych mediach społecznościowych, które mnożyły w zastraszającym tempie plotki trafiające na ulice Przemyśla.

Jeden z postów użytkowniczki Facebooka, stwierdzający, że ciemnoskórzy mężczyźni, podający się za uchodźców z Ukrainy nie mają z nimi nic wspólnego, dotarł do ogromnej liczby - 15 mln użytkowników/uczestniczek. Post i niektóre konta, które go udostępniały, zniknął.

Michał Fedorowicz, prezes IBIiMS w rozmowie z "Tygodnikiem Powszechnym" tak komentował sprawę: "Na pewno to było zaplanowane działanie. Miało na celu wywołanie histerii w Przemyślu oraz agresji w grupach kibicowskich".

"Tygodnik" pisze dalej: "Jaki był efekt całej operacji? O aktach przemocy Polaków wobec ciemnoskórych uciekinierów z Ukrainy piszą - i to na dużą skalę - media z całego świata. Klin między sojuszników został wbity".

"Polska, jak większość zachodniego świata, w sposób jednoznaczny opowiedziała się po stronie Ukrainy w konflikcie, który wywołała Federacja Rosyjska. Wiele wskazuje na to, że źródłem wielu fałszywych i niepotwierdzonych wiadomości mogą być działania obcych służb, będące elementem wojny hybrydowej skierowanej przeciwko naszemu krajowi. Niestety, akcja dezinformacji ukierunkowana przeciwko obcokrajowcom o ciemnej karnacji trafiła na podatny grunt środowisk skrajnie prawicowych i kibolskich".

Ludzie słyszeli różne opowieści

Wróćmy na ulice Przemyśla - gdy dopytywaliśmy mieszkańców o konkrety, w odpowiedzi słyszeliśmy, że osobiście nie doświadczyli aktów przemocy ze strony ciemnoskórych, ale słyszeli, że ktoś został zaatakowany.

Mieszkańców Przemyśla w obronę wzięli pseudokibice o nacjonalistycznych przekonaniach, którzy skrzyknęli się w internecie, a następnie zebrali dużą grupą (100-200 osobową), by “zrobić porządek”.

Jak wynika z relacji na profilu Podkarpaccy Kibice, byli to chuligani Polonii Przemyśl, Czuwaju, Przemyśl, JKS-u Jarosław, Łady Biłgoraj i Karpat Krosno. W internecie zamieścili nagrania, na których skandują hasła “Przemyśl zawsze Polski”, a do pierwszych zajść doszło na dworcowym parkingu i przy ulicy Adama Mickiewicza.

Najpierw były rasistowskie wyzwiska i przeganianie kobiet oraz mężczyzn z ulic do hali dworcowej, potem groźby pobicia – celem padli m.in. wolontariusze organizacji pozarządowej Humanity First, która dostarczyła leki – a jeszcze później pobicia (pisaliśmy o tym tutaj).

Policja poinformowała o napaści na trzech obywateli Indii, jeden z nich trafił do szpitala. Jednocześnie podkreślano: „W mediach społecznościowych pojawiają się fałszywe informacje, że w Przemyślu i powiatach przygranicznych doszło do poważnych przestępstw kryminalnych: włamań, napaści i zgwałceń. To nieprawda. Policja nie odnotowała zwiększonej ilości przestępstw w związku z sytuacją na granicy”.

Od mieszkańców Przemyśla, oprócz uznania dla działania pseudokibiców słyszeliśmy też opinie, że nie wiadomo już kogo się bać: ciemnoskórych, czy łysych chłopaków w dresach. Mnożyły się też opinie, że ciemnoskórzy to “uchodźcy Łukaszenki” - osoby, których państwo polskie nie przepuściło przez granicę na Podlasiu, a teraz znalazły inny sposób, by przedostać się do Polski i dalej do Europy.

Te opinie słyszeliśmy także w Medyce, wśród sprzedawców w lokalnych sklepach, także w sklepie, gdzie doszło do ataku nożownika.

“Mnie akurat tego dnia w pracy nie było, ale to był koszmar. Przychodzili do sklepu, siadali na podłodze, byli wulgarni, niegrzeczni, nie słuchali się. Ładowali telefony - nie chcieli ustępować miejsca matkom z dziećmi” - to opinia ze sklepu, w którym doszło do ataku.

W innych sklepach i barach słyszeliśmy podobne opinie. Największe zastrzeżenia budziły osoby o arabskich rysach twarzy, które nie posługiwały się biegle ani rosyjskim, ani ukraińskim - “Co to za studenci, co się nawet języka nie nauczyli?”

Jednocześnie bieszczadzki oddział SG zapewnia nas, że nie ma żadnych informacji, by osoby, które przekroczyły granicę polsko-ukraińską, miały docierać tu z Białorusi.

Kto się kogo bał?

Na strach mieszkańców Przemyśla i okolic oraz niechęć do cudzoziemców bez ukraińskiego paszportu olbrzymi wpływ miała polityczna retoryka z czasów Usnarza Górnego i wprowadzania stanu wyjątkowego na Podlasiu, by ukryć działania polskich służb wobec osób z Bliskiego Wschodu i Afryki migrujących na teren Polski przez Białoruś.

studentki w przemyślu
02 marca 2022. Przemyśl. Dworzec Główny PKP. Uchodźcy uciekają z ogarniętej wojna Ukrainy. Wśród nich znaleźli się studenci i cudzoziemcy spoza Europy. Do ich ochrony ściągnięto dodatkowe siły policja. Fot. Łukasz Cynalewski / Agencja Wyborcza.pl

I chociaż dziś Straż Graniczna i rząd chwalą się otwartością, a także podkreślają, że Polska przyjęła z Ukrainy osoby z ponad 150 państw oraz się nimi zaopiekowała, to nie da się z dnia na dzień wyeliminować strachu przed ciemnoskórymi uchodźcami, jaki politycy PiS zasiali w ludziach w tamtych dniach.

Właścicielka pensjonatu pod Przemyślem, u której się zatrzymaliśmy, opowiadała nam, że z początku bała się przyjąć pod swój dach marokańskich studentów z Charkowa. “Przyszli opatuleni w koce, no a człowiek się boi, bo się w mediach osłuchał, że niebezpieczni. Ale pomyślałam, że jak wszystkim pomagam, to im też pomogę. Byli tak zmęczeni, że spali całą dobę, nie chcieli nic do jedzenia. A jak już odespali, to wyszli uśmiechnięci, wypachnieni. I okazało, że to mili i sympatyczni ludzie”.

Policja zaczęła działać

Z konkretnymi pytaniami dotyczącymi zajść wieczornych 1 marca zwróciliśmy się także do przemyskiej policji. Skonfrontowaliśmy też szereg plotek krążących po Przemyślu i Medyce.

Rzeczniczka prasowa asp. Małgorzata Czechowska informuje nas, że cudzoziemiec, który zaatakował właściciela sklepu spożywczego w Medyce, usłyszał zarzut usiłowania rozboju z użyciem niebezpiecznego przedmiotu, za co grozi mu kara pozbawienia wolności na czas nie krótszy niż 3 lata. “Przemyski sąd, na wniosek prokuratury, wydał decyzję o tymczasowym aresztowaniu mężczyzny na 3 miesiące” - informuje Czechowska i podkreśla, że nie wpłynęło w tych dniach żadne zgłoszenie o napaści z nożem na kobietę, o czym słyszeliśmy w jednym ze sklepów w Medyce.

Czechowska potwierdziła, że 1 marca doszło do ataku na cudzoziemców: “Grupa czterech mężczyzn, zaatakowała trzech cudzoziemców: dwóch mężczyzn i kobietę. Napastnicy zbiegli z miejsca zdarzenia. Jedna osoba, 30-letni mężczyzna, został ranny, wymagał pomocy medycznej. Na chwilę obecną prowadzone są czynności procesowe w tej sprawie, ustalamy tożsamość sprawców”.

Tamtego wieczoru policja wylegitymowała 164 osoby, kolejnego dnia wylegitymowano 134 osoby i nie odnotowano poważniejszych incydentów. Jeśli zaś chodzi o wyrażanie poparcia i zrozumienia dla nacjonalistycznych i samozwańczych patroli, Czechowska pisze jasno: to niedopuszczalnie i naganne oraz prosi nas o wskazanie konkretnych funkcjonariuszy celem wyjaśnienia sprawy i wyciągnięcia ewentualnych konsekwencji.

Kto kogo dyskryminował?

Z kolei od cudzoziemców przy przejściu granicznym w Medyce, ale i w punktach recepcyjnych słyszeliśmy krytyczne opinie na temat działań służb ukraińskich, a pozytywne - na temat polskich. Żalili się, że ukraińscy funkcjonariusze wypychali ich na koniec kolejek na granicy, obrzucali rasistowskimi obelgami, stosowali przemoc, wyłudzali łapówki. - Tu jest pomoc humanitarna, tam jest piekło - mówił nam jeden ze studentów z Nepalu, odbierając gorącą zupę od wolontariuszki, która dystrybuowała jedzenie wśród zgromadzonych wokół ogniska i czekających na transport w Medyce.

Tuż za pieszym przejściem granicznym rozmawialiśmy z młodym Algierczykiem, studentem, który uciekł z Kijowa. Mężczyzna zasypał nas serią pytań: “Jestem już po wszystkim? Mam jeszcze pokazać jakieś dokumenty? Czy jestem już oficjalnie w Polsce? Mam paszport, powinienem iść do ambasady po wizę? Skoro przekroczyłem granicę, to jestem już w Schengen?”.

Odpowiedzieliśmy na wszystkie pytania, a mężczyzna odetchnął z ulgą, po czym wyznał: “Straż tutaj jest dużo bardziej uprzejma niż w Ukrainie. Tam funkcjonariusze są straszni. Mi akurat nie robili żadnych problemów, ale widziałem jawny rasizm, przemoc wobec czarnych mężczyzn, przepychanie ich. Nie było na granicy ani jedzenia, ani wody. Tutaj od razu dostałem kanapkę i wodę, nikt mnie nie przeganiał”.

Dzień po tych rozmowach, ale i zajściach na ulicach Przemyśla, po studentach i pracownikach spoza Europy nie było już śladu. To nagłe zniknięcie zostało odebrane z ulgą przez część mieszkańców Medyki i Przemyśla, a wywołało zaniepokojenie w środowisku obrońców praw człowieka. Przedstawiciele służb pracujących na miejscu nie umieli jednoznacznie powiedzieć, jakie działania wobec osób o nieeuropejskim pochodzeniu podjęto - ale w nieoficjalnych rozmowach wyczuwaliśmy wyraźną ulgę. “Problem rozwiązany” to najczęściej wyrażana opinia, jaką słyszeliśmy.

studenci z przemysla na dworcu
28 lutego 2022, Przemyśl, Dworzec PKP. Uchodźcy z objętej wojna Ukrainy uciekają do Polski. Tłum w większości Ukrainców rozjezdza się po calej Polsce. W poczekalni dworca koczują uciekinierzy spoza Europy. Część z nich to studenci z Afryki, którzy uczyli się w Ukrainie. Fot. Łukasz Cynalewski / Agencja Wyborcza.pl

Kto kogo alarmował?

Wokół “zniknięcia studentów” pojawiło się wiele alarmujących doniesień. Przede wszystkim o stosowaniu podwójnych standardów wobec uchodźców o nieeuropejskim pochodzeniu, zarówno na miejscu, już po przekroczeniu granicy, jak i podczas transportu do innych miast.

Specjalny apel wystosowała działająca na pograniczu polsko-białoruskim Grupa Granica. Apel podpisało ponad 80 organizacji pozarządowych.

“Od najazdu Rosji na Ukrainę do Polski przybywają osoby uciekające przed atakami rosyjskich wojsk. Wśród nich są zarówno obywatele i obywatelki Ukrainy, jak również osoby pochodzące z innych państw, które w Ukrainie znalazły swój dom. Pamiętajmy, że wszyscy oni uciekają przed tym samym wrogiem i są w takiej samej sytuacji. Wszyscy powinni zostać wpuszczeni do Polski i traktowani na takich samych zasadach. Stąd, zarówno działania na samej granicy, jak i planowane przez polski rząd przepisy muszą objąć w takim samym stopniu pomocą i ochroną wszystkich uciekających” – czytamy w apelu.

Nierówne traktowanie zostało usankcjonowane prawnie, w specustawie dot. uchodźców: “Ważnym problemem jest fakt, że ustawa zapewnia pomoc i ochronę tylko obywatelom Ukrainy. A z Ukrainy uciekają także obywatele innych państw, np. studenci ukraińskich uczelni. Grupa Granica i Akcja Demokracja domagają się, by pomoc objęła także obywateli innych krajów” - pisaliśmy w OKO.press.

O nierównym traktowaniu uchodźców na granicy polsko-ukraińskiej i w ośrodkach recepcyjnych pisał także Związek Ukraińców w Polsce.

“Jak wynika z obserwacji naszych wolontariuszy oraz z doniesień medialnych, osoby innej narodowości spotykają się na granicy z gorszym traktowaniem i dyskryminacją. Utrudnia im się wsiadanie do autobusów i pociągów, bywają wypychani z kolejek. Również dla osób deklarujących pomoc w zapewnieniu transportu i noclegu, obecność osób narodowości innej niż ukraińska nierzadko stanowi zaskoczenie, i niestety nie zawsze pomoc oferowana jest im równie chętnie (...)

W Polsce, zarówno na poziomie społeczeństwa jak i państwa, widać ogromną mobilizację i samoorganizację na rzecz przybywających z Ukrainy. Wprowadzono dla nich wiele ułatwień– m.in. dostęp do bezpłatnych usług transportowych czy medycznych. Brak świadomości faktu, że wśród osób szukających schronienia są też osoby bez obywatelstwa ukraińskiego, sprawia, że są one pomijane w dostępie do tych niezwykle potrzebnych ułatwień”.

Sami obcokrajowcy, z którymi rozmawialiśmy w Medyce, w pierwszych dniach marca wyrażali zrozumienie, że kobiety i dzieci są traktowane priorytetowo - zarówno po stronie ukraińskiej, jak i polskiej. Sami zaobserwowaliśmy dwukrotnie w okolicach 1 marca, że przekraczają granicę przejściem dla pieszych. Na przejściu dla zmotoryzowanych autobusy m.in. straży pożarnej odbierały kobiety z dziećmi oraz osoby starsze, by przewieźć je prosto do centrów recepcyjnych.

Kto kogo wywoził?

Kilka dni później przejście dla pieszych przekraczali głównie uchodźcy pochodzenia ukraińskiego.

Przez ostatni tydzień próbowaliśmy dowiedzieć się, dokąd trafili uchodźcy, którzy nie legitymowali się paszportem ukraińskim.

Podczas wizyty w ośrodku recepcyjnym w Hali Kijowskiej koło przejścia w Korczowej, przyglądaliśmy się sytuacji Uzbeków, których tam zastaliśmy. Pisaliśmy o tym w innym tekście:

“Osoby, które nie mają zorganizowanego indywidualnego transportu, pojadą autobusami - wielu chce ruszać od razu, niektórzy pytają o taksówkę. Nie do końca rozumieją, jak to wszystko działa i jeszcze nie wiedzą, ilu ludzi, podobnie jak oni, będzie dziś stąd wyjeżdżać dalej w Polskę i w świat.

Niektórzy trafią do Uzbekistanu, bo akurat dziś Uzbeków jest tu sporo. Rozmawiamy z jednym z nich, Miszą. Chwali sobie Polskę i pozuje do zdjęcia z kciukami wysoko w górę. W Ukrainie mieszkał dwadzieścia lat, dłużej niż w ojczyźnie. Pyta, czy może zostać w Polsce, bo w paszporcie nie ma wizy, tylko pieczątkę z przekroczenia granicy, a bardzo chciałby zacząć tu wszystko od nowa. Tłumaczymy, że może skontaktować się z ambasadą lub Urzędem do spraw Cudzoziemców i spróbować wystąpić o wizę.

Misza z Uzbekistanu, fot. Anna Mikulska
Misza z Uzbekistanu, fot. Anna Mikulska

Chwilę po naszej rozmowie dostrzegam osobną kolejkę nieco z boku. Stoją w niej mężczyźni, ale też kilka rodzin, wszyscy pilnowani przez policję. To również osoby z Uzbekistanu. Pytam policjanta, na co ta kolejka czeka. »Na autobus. Pojadą do Katowic na lotnisko i polecą do Uzbekistanu. To nie są Ukraińcy, nie są uchodźcami i mają dokąd wracać« - mówi. Misza najpewniej więc nie zacznie w Polsce wszystkiego od nowa”.

Loty do Uzbekistanu organizowała ambasada tego kraju. Jak się dowiedzieliśmy, również studenci z Indii mieli zorganizowany transport z ramienia ambasady.

Z Medyki byli przewożeni do jednego z hoteli w Rzeszowie, gdzie zapewniono im nocleg, wyżywienie oraz pomoc medyczną, jeśli takowa była potrzebna.

Z Podkarpacia na zachód

“Nic im nie groziło, ani nie byli dla nikogo żadnym zagrożeniem” - słyszymy od pracowników hotelu, którzy informują nas, że w ciągu ok. tygodnia w ten sposób zaopiekowano się trzema tysiącami obywateli Indii. W rzeszowskim hotelu oczekiwali na wylot z portu lotniczego Rzeszów-Jasionka. Za wszystko zapłaciła ambasada Indii.

Od pracowników hotelu słyszymy, że najwięcej Indusów pojawiło się właśnie w okolicach 1 marca, gdy w Przemyślu “robili porządek” pseudokibice. Niewykluczone jednak, że związek między tymi okolicznościami jest pozorny.

Dowiedzieliśmy się też, że część z uchodźców nieeuropejskiego pochodzenia, która zniknęła z granicy polsko-ukraińskiej, została przewieziona do zachodnich województw w Polsce, m.in. do Gubina i Kostrzyna nad Odrą. Dlaczego aż tak daleko? Czytamy o tym w komunikacie zamieszczonym na stronie miasta.

“Do Kostrzyna nad Odrą dotarło 170 uchodźców z różnych krajów. Są wśród nich studenci z dalekich krajów: Turcji, Tunezji, Wybrzeża Kości Słoniowej, Libanu i wielu innych, którzy z powodu wojny w Ukrainie wyjechali z tego kraju i chcą wrócić do swoich domów. Na polecenie wojewody lubuskiego zorganizowany został punkt pomocy dla tych osób.

Od rana uchodźcy udają się w kierunku dworca PKP, gdyż chcą dostać się do Berlina, Warszawy, Krakowa, Wrocławia i innych miast w Polsce, skąd zamierzają lecieć do swoich domów.

Nie kryli zaskoczenia, że z granicy polsko-ukraińskiej przywieziono ich właśnie do nas. Kostrzyn nad Odrą to obecnie ich chwilowy przystanek”.

O konkrety zapytaliśmy burmistrza Kostrzyna, Andrzeja Knuta. Poinformował nas, że niemal wszyscy cudzoziemcy wyjechali z miasta już następnego dnia. Część z nich udała się na lotnisko do Warszawy bądź Berlina.

Stwierdził, że decyzja o przyjęciu cudzoziemców nie należała do niego, a jest efektem działania całego systemu relokacji uchodźców z Ukrainy w Polsce.

A o tym, dlaczego osoby z Medyki i okolic zostały rozlokowane m.in. zachodniej Polsce, zapytaliśmy też rzecznika wojewody podkarpackiego Michała Mielniczuka.

“Wszystkie osoby, które docierają do nas ze wschodniej granicy, traktujemy w podobny sposób i nie ma u nas podziału na narodowości. Uchodźcy najpierw docierają u nas do punktów recepcyjnych, a potem korzystają ze zorganizowanego transportu kolejowego i autobusowego, które koordynują Intercity, Polregio i Państwowa Straż Pożarna. Działają tu też służby konsularne. Dalej uchodźcy trafiają do innych miejsc w całej Polsce, w których będą przebywały przez dłuższy okres, w tym także na zachodzie kraju. Osoby nie zostają na dłużej na lubelszczyźnie i podkarpaciu, bo mają one charakter recepcyjny” - wyjaśnił Mielniczuk.

Kto się na co skarżył?

Niektórzy z uchodźców spoza Ukrainy relacjonowali, że zostali wywiezieni do zachodniej Polski bez żadnego wytłumaczenia ani zgody z ich strony.

“Uciekaliśmy z Charkowa. Na przejściu granicznym w Medyce zapytano nas, gdzie chcemy się dostać. Odpowiedzieliśmy zgodnie, że kilka dni spędzimy w Warszawie, a potem wrócimy do domu. Zapytali o narodowość i kiedy usłyszeli, że jesteśmy z Egiptu, kazali wsiąść do stojącego obok busa. Bez żadnego wyjaśnienia, dlaczego” - relacjonował “Wyborczej” Mostafa Ibrahim, który razem z kilkudziesięcioma innymi osobami został przewieziony z Medyki do Gubina w woj. lubuskim.

“Jego znajomy, Amr Mohamed, kontynuuje opowieść: - Autobus był prawie pełny. Pakistańczycy, Turkmenistańczycy. Wszyscy z ciemną skórą. Kiedy autobus w końcu ruszył, błagałem kierowcę, by mnie wypuścił. - Powiedziałem, że na własną odpowiedzialność zostanę w lesie, że wrócę do Medyki na piechotę. A kierowca rzucił tylko kpiąco, że albo jadę do Berlina, albo mnie wyśle z powrotem do Charkowa, na wojnę – dodaje Mostafa” - brzmi relacja “Wyborczej”.

Z kolei Radio TOK.FM opisało interwencję aktywistów Fundacji "Ocalenie”, którzy kilka dni temu zabrali grupę uchodźców z Hali Kijowskiej – punktu recepcyjnego na podkarpaciu. “Były to osoby uciekające przed wojną, ale mające inną niż ukraińska narodowość. Przez kilka dni, jak mówią, nikt się nimi nie interesował” – czytamy na stronie radia.

Komu mamy ufać?

Podobne historie dotarły do dr Hanny Machińskiej, zastępczyni Rzecznika Praw Obywatelskich.

“Otrzymaliśmy zgłoszenie od osób z Nigerii wywiezionych autokarem z przejścia granicznego pod granicę niemiecką. Zadzwonili do nas i powiedzieli, że chcieli zostać w Warszawie i nikt nie poinformował ich, dokąd są transportowani”. Rozmawiamy tuż po wizytacji ekspertów Biura RPO na granicy w piątek, 11 marca.

“Pozytywnie odbieramy to, że odprawy na przejściach granicznych idą bardzo szybko. Tylko pojedyncze osoby znajdują się w tzw. drugiej linii, gdzie trzeba weryfikować ich tożsamość z powodu braku dokumentów” - komentuje dr Machińska. Dodaje, że podczas wizyty zaobserwowała na granicy tylko nielicznych obywateli niepochodzących z Ukrainy.

Dopytujemy Machińską, czy osoby o nieeuropejskim pochodzeniu zostały wywiezione w związku z przemocą ze strony pseudokibiców w ubiegłym tygodniu. Jej zdaniem takiego związku nie ma.

Tej pewności nie słyszymy w nieoficjalnych rozmowach z przedstawicielami organizacji monitorujących naruszenia prawa człowieka. Wiemy, że wciąż trwają badania, czy w związku z relokacją uchodźców nieukraińskich nie doszło do naruszeń praw człowieka.

Na tę chwilę pewne jest jedno - kryzys humanitarny na polsko-białoruskiej granicy sprawił, że mniej ufamy rządowi. A wszystko to razem zrodziło poważne wątpliwości, czy w Polsce respektuje się na równi prawa wszystkich uchodźców.

;
Na zdjęciu Anna Mikulska
Anna Mikulska

Dziennikarka i badaczka. Zajmuje się tematami wokół praw człowieka, głównie migracjami i uchodźstwem. Publikowała reportaże m.in. z Lampedusy, irackiego Kurdystanu czy Hiszpanii. Przez rok monitorowała sytuację uchodźców z Ukrainy w Polsce w ramach projektu badawczego w Amnesty International. Laureatka w konkursie Festiwalu Wrażliwego. Współtworzy projekt reporterski „Historie o Człowieku".

Komentarze