0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Jacek Marczewski / Agencja Wyborcza.plFot. Jacek Marczewsk...

Będzie tańszy gaz dla piekarni, ogłosił premier Mateusz Morawiecki. "Będziemy gwarantowali na zasadzie de minimis (bez konieczności zgłaszania do UE - przyp. aut.) stawkę na poziomie 200,17 zł za megawatogodzinę" - mówił prezes rady ministrów podczas wtorkowego briefingu. Niższe stawki za gaz piekarnie zapłacą od kwietnia. Ulga będzie dotyczyła małych i średnich piekarni i cukierni.

"Nie chcemy wspierać ogromnego biznesu, czyli np. wypieków, które mają miejsce w marketach" - mówił minister rozwoju i technologii Waldemar Buda. - "Mechanizm będzie prosty: jeden wniosek i PKD piekarni".

Według rządowych szacunków z pomocy może skorzystać nawet 2,7 tys. przedsiębiorców,

a kwota pomocy (liczona rekompensatami dla spółek gazowych) przekroczy 300 mln złotych.

"Wyższe ceny gazu to przeważnie wyższe ceny towarów, a pieczywo to nadal podstawowy produkt dla milionów Polaków – miesięcznie każdy Polak zjada przeciętnie 2,75 kg chleba. Stąd nasza pomoc. Chcemy zapewnić obywatelom produkty w akceptowalnych przez nich cenach" - dodawał Waldemar Buda.

Przeczytaj także:

Ceny gazu dla piekarni o nawet 800 proc. wyższe

W ten sposób rząd reaguje na apele branży, która zmaga się z coraz wyższymi kosztami działalności. Chleb najczęściej piecze się właśnie "na gazie". W górę poszły też inne koszty jak ceny mąki czy stawki za prąd. A o drożejącym gazie piekarze mówili już w zeszłym roku. Niektórzy przedsiębiorcy wskazywali na skokowe podwyżki kupowanego na rynku hurtowym (a więc nieobjętego niższą, taryfową stawką) paliwa.

"Ostatni rachunek, jaki dostałem, opiewa na około 100 tys. zł za miesięczne zużycie, a rok temu wynosił on 20 tys. zł. Udział energii w kosztach rośnie w niesamowitym tempie, a końca nie widać - mówił w rozmowie z money.pl Wojciech Jaros, prezes Spółdzielni Produkcyjno-Handlowej "Samopomoc Chłopska" w Kolbudach na Pomorzu.

O objęcie piekarzy preferencyjnymi taryfami zabiegał Senat. Poprawki do rządowej ustawy o osłonach dla odbiorców gazu przepadły jednak w sejmowym głosowaniu. Przedstawiciele branży zaznaczali, że w takim wypadku nie uda się uniknąć drastycznych podwyżek cen pieczywa.

"Podwyżki gazu w piekarniach są różne, spotkać można wzrosty o 100 proc., o 200 i o 400 proc., a nawet mogliśmy przeczytać o przypadku 800 proc. Aktualnie w większości zakładów piekarniczych gaz jest głównym źródłem energii i najczęściej jedynym zasilaniem, np. pieców w zakładzie. A to znaczy, że zaistniała sytuacja jest dużym problemem dla właścicieli piekarni" - mówił w wywiadzie dla Portalu Spożywczego Andrzej Piętke z Akademii Wypieków, firmy consultingowej badającej potrzeby rynku piekarskiego.

Z mapy znikają piekarnie z tradycjami

Jak ocenił Piętke, przedsiębiorcy w pierwszej kolejności starają się ciąć własne koszty, szukać alternatywnych źródeł ciepła (na przykład próbować zasilania pieców pelletem), a w końcu ciąć koszty zatrudnienia i pensje. Dopiero potem do góry idzie koszt ich wyrobów.

"Produkcja asortymentu nierentownego będzie wygaszana. W dalszej kolejności nastąpi weryfikacja pracowników, ocena ich przydatności, ocena zarobków i ilości osób niezbędnych do podtrzymania pracy firmy" - wymieniał Piętke dodając, że piekarnie są pod presją ze strony sieci handlowych, którym sprzedają swoje produkty, a te wymagają taniego chleba dla swoich klientów.

Trudna sytuacja doprowadziła już do plajt zakładów z dużymi tradycjami.

W Łodzi padła piekarnia z 44-letnią tradycją. W Lublinie interes zamknął właściciel zakładu kiedyś produkującego do 20 ton chleba dziennie. Z mapy Gdyni zniknęła działająca od 40 lat piekarnia "Bochen". To jedynie kilka przykładów z coraz dłuższej listy. We wszystkich przypadkach wytłumaczenie było podobne: nie mamy wyjścia, dobija nas gaz. Eksperci branży oceniają, że kryzys dotyka przede wszystkim niewielkie piekarnie oferujące pieczywo lepszej jakości. Klient coraz częściej je omija, a chleb i bułki kupuje w dyskoncie lub markecie.

Bogate rodziny dostały wsparcie, dla piekarzy brakło?

Przed nadchodzącym tąpnięciem ostrzegaliśmy w OKO.press już w grudniu. Wtedy Sejm określił, kto może liczyć na tańszy gaz w kolejnych 12 miesiącach. Na liście nie było piekarni, ale też lokali gastronomicznych. To konsekwencja działań rządu, który chciał dogodzić wszystkim gospodarstwom domowym, również tym najbogatszym - oceniał Robert Tomaszewski z think-tanku Polityka Insight.

"Gdyby zastosować kryterium bardziej sprofilowane przy gospodarstwach domowych, można by było wygospodarować jakieś środki po to, żeby pomóc tym najbardziej potrzebującym małym i średnim firmom, które korzystają z gazu. To piekarnie, czy inne małe firmy, które są uzależnione od zużycia tego surowca" - zauważał Tomaszewski. „Nie wszystkie — bo znowu — podchodzenie do tego w ten sposób, że mrozimy wszystkim 90 proc. firm w Polsce (bo tyle stanowią małe i średnie przedsiębiorstwa) rachunki za gaz, jest ekonomicznie nieuzasadnione. Musimy dawać impuls racjonalizacji tych zasobów, które mamy, żeby gospodarka dostosowywała się do nowych warunków".

Przez Sejm przeszła jednak ustawa zakładająca równe wsparcie dla gospodarstw domowych, mrożąca ceny gazu na poziomie 200,17 zł za megawatogodzinę.

Nie tylko piekarnie. Gastronomia i pływalnie przygniecione kosztami

Możliwe, że rząd będzie musiał jeszcze bardziej wydłużyć listę branż objętych "ulgową" taryfą gazową. Na rosnące koszty narzekają między innymi pływalnie, narzekające na nawet 10-krotny wzrost rachunków za gaz i prąd. W związku ze wzrostem kosztów urzędnicy w Krośnie zdecydowali o zamknięciu miejskiego basenu. Obiekt jest nieczynny od listopada, a daty jego otwarcia próżno wypatrywać.

"Basen w tym kształcie nie może funkcjonować, przy tak wysokich kosztach gazu i energii, jakie są tam ponoszone. Na takie wydatki nie możemy sobie pozwolić" - mówił prezydent miasta Piotr Przytocki. O zamknięciu swojego basenu zdecydował również Uniwersytet Ekonomiczny w Krakowie. W niedziele nie popływamy z kolei na basenie w tarnowskiej dzielnicy Mościce.

W dramatycznej sytuacji znaleźli się też niektórzy restauratorzy.

Rachunków nie udźwignął na przykład lubelski lokal Umeå.

"Nie ma już tak dużego ruchu, jak wcześniej. Portfele nas wszystkich są coraz chudsze i mimo że ceny mamy bardzo przystępne, to ludzi nie stać by codziennie stołować się w restauracjach. Mimo to mieliśmy nadzieję, że przetrwamy i wtedy dostaliśmy rachunek za gaz wyższy od poprzedniego o 300 procent. Za dwa miesiące mamy do zapłaty 8 tys. zł, bo gazu zużywamy dużo. Ogrzewamy nim lokal i mamy kuchenkę gazową" - tłumaczyła na łamach "Dziennika Wschodniego" Hanna Bryda, właścicielka restauracji. Jak informuje dziennik, jedynie z Lublina od początku roku zniknęły trzy inne lokale gastronomiczne. Branżowe portale podają, że przed plajtą nie chroni już nawet wizyta Magdy Gessler i jej "Kuchennych Rewolucji".

W przypadku pływalni i gastronomii klientom pozostaje pogodzić się z podwyżkami cen, które być może od kwietnia wyhamują w piekarniach. Według danych portalu dlahandlu.pl średnia cena chleba pod koniec zeszłego roku osiągnęła 7,21 zł. Maksymalny koszt zakupu bochenka wyniósł z kolei aż 11,98.

;

Udostępnij:

Marcel Wandas

Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska i Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.

Komentarze