0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Maciek Jazwiecki / Agencja GazetaMaciek Jazwiecki / A...

Ministerstwo Edukacji Narodowej opublikowało projekt rozporządzenia dotyczący nowego systemu organizacji edukacji. Projekt skierowano do roboczych konsultacji wczoraj, 11 sierpnia.

W jaki sposób ministerstwo chce rozwiązać problem utrzymania systemu edukacji, gdy pandemia nie tylko nie wygasa, ale sięga coraz szerzej? Odpowiedź brzmi: zrzucając wszystkie troski na dyrektorów i samorządy.

"Nie można całości zadań przerzucać na osobę, która nie ma ani kompetencji merytorycznych do oceny zagrożenia epidemiologicznego, ani formalnych, żeby podjąć decyzję o zawieszeniu zajęć i przejściu na edukację zdalną edukacji, bo za tym idą dalsze kroki, jak chociażby stwierdzenie prawa rodzica do zasiłku z tytułu opieki nad dzieckiem" - mówił w TOK.fm Sławomir Broniarz, przewodniczący Związku Nauczycielstwa Polskiego.

"Nie jestem lekarzem ani epidemiologiem. Chciałabym poznać przystające do życia procedury, zostać wyedukowana - które momenty życia szkoły powinnam uznać za zagrożenie?" - mówi OKO.press Ewa Radanowicz, dyrektorka szkoły w Radowie Małym (woj. zachodniopomorskie).

Dyrektor się tym zajmie

W projektach ustaw [zmiany wymaga kilka z nich] piętrzą się obowiązki i prawa dyrektorów. Dyrektor szkoły lub placówki "będzie mógł zawiesić zajęcia ze względu na aktualną sytuację epidemiologiczną, która może zagrażać zdrowiu uczniów". Ma to zrobić za zgodą samorządów oraz powiatowego inspektora sanitarnego, ale sam musi się jednak zorientować, czy zamykać już, czy jeszcze nie, a może wcale.

Dyrektor ma szereg możliwości - może zawieszać grupy, oddziały, klasy, etapy edukacji albo całe szkoły. Jakie powinien przyjąć kryterium?

Ministerstwo tego nie precyzuje "ze względu na konieczność uwzględnienia zarówno pojedynczych podejrzeń zakażeń lub samych zakażeń, jak i nagłego przyrostu liczby zakażeń nie tylko w szkole lub placówce, ale i na danym obszarze (w gminie, regionie)".

Kto będzie odpowiadał za błędną decyzję, jeśli np. szkoła nie zostanie zamknięta na czas i stanie się źródłem zakażeń? Nie wiadomo.

Samorządowcy zarzucają MEN, że obarcza całą odpowiedzialnością za epidemiologiczne zabezpieczenie szkoły jej dyrektorów. Domagają się też, żeby ich zdania ktoś w końcu wysłuchał.

Noc konsultacji

Jak informuje TOK.fm, w nocy na stronie MEN pojawiła się informacja, że opinie w sprawie projektów można przesyłać mailowo, ale tylko do dziś do godz. 13.00. Wtedy minister edukacji wystąpił na konferencji i zasugerował, że i tak mają już dużo pytań i uwag.

"Projekty pojawiają się dzisiaj, a nie były przedmiotem jakichkolwiek konsultacji, ani z samorządami, ani z trzecim sektorem, ani z rodzicami, a można było i należało to zrobić" - mówił w radiu TOK.fm Sławomir Broniarz, przewodniczący Związku Nauczycielstwa Polskiego, który krytykował też ministerstwo za to, że szkoły i samorządy nie dostały wsparcia rzeczowego i finansowego adekwatnego potrzebnego do działania szkół w czasie pandemii.

"Pan minister mówi, że kilkanaście tysięcy dyspenserów przeznaczył dla szkół maseczek, a powinno być kilkaset tysięcy, biorąc pod uwagę, że mówimy o 5 mln rzesza uczniów, która powinna z nich korzystać kilka razy dziennie. Mamy prawie 26 tys. szkół do wyposażenia".

Broniarz przyznał, że ministerstwo przekazało kilkaset komputerów do jednostek samorządowych, ale zaznaczył, że to kropla w morzu potrzeb. "2 tys. miejscowości w Polsce jest pozbawionych dostępu do internetu".

"Nie jestem epidemiologiem"

Jedną z placówek, które musiały sprostać problemom z dostępem do zdalnej edukacji, jest szkoła w Radowie Małym. "Już dziś odbieraliśmy telefony od rodziców, którzy mówili, że zwyczajnie nie mają pieniędzy, by wykupić dostęp do internetu" - mówiła OKO.press dyrektorka Ewa Radanowicz w marcu.

Przeczytaj także:

Od tamtej pory wraz z nauczycielami wykonała heroiczną pracę, żeby umożliwić dzieciom naukę.

"Nie dało się ustalić jednego sposobu działania adekwatnego dla wszystkich przypadków, mieliśmy całą masę różnych problemów do rozwiązania. W wielu miejscach jest problem z zasięgiem, często ze sprzętem. Żeby mieć dostęp do komputera czy telefonu, dzieci muszą czasem czekać, aż rodzice wrócą z pracy albo rodzeństwo skończy zajęcia" - mówi nam dziś Radanowicz.

"Zdarzało się, że pomocy potrzebowali sami rodzice, którym wyjaśnialiśmy, jak uruchomić sprzęt, podłączyć do internetu, wysłać zadania czy zorganizować przestrzeń dla dziecka".

W Radysach bardzo pomagała gmina - nie tylko w dostępie do sprzętu, ale również przy sprawdzaniu, co dzieje się w rodzinach. "Mamy sporą grupę dzieci, które nie mają w domu dobrej sytuacji. Próbowaliśmy dotrzeć do nich bezpośrednio, żeby sprawdzić, czy wszystko jest w porządku".

Do września zaczęto przygotowywać się już w czerwcu. "Dostosowaliśmy statusy, procedury. Przygotowaliśmy się na różne alternatywy, nie czekając na to, co powie ministerstwo" - mówi Radanowicz i przewiduje, że pierwsze miesiące szkoły upłyną między innymi na diagnozowaniu potrzeb.

"Nie wszystkie dzieci miały w tym okresie wsparcie, trzeba będzie pomyśleć, jak dostosować program do poszczególnych osób, jak wyrównać szanse".

Dyrektorka szkoły w Radowie nie narzeka na brak szczegółowych wytycznych w nowych projektach MEN. "Im bardziej MEN uszczegóławia, tym trudniej się wpisać w te oczekiwania. Wolę mieć więcej możliwości działania, to skuteczniejsze. Inaczej jest w Warszawie, a inaczej w Radowie Małym, co innego dzieje się w podstawówce, a co innego w liceum".

Od ministerstwa oczekiwałaby jednak większego wsparcia, przede wszystkim w rozwiązywaniu problemów technicznych: słabego dostęp do internetu, braku dobrego sprzętu dla uczniów i nauczycieli. Gmin na to nie stać.

Radanowicz oczekuje też dobrych wskazówek odnośnie bezpieczeństwa zdrowotnego.

"Nie jestem lekarzem ani epidemiologiem. Chciałabym poznać przystające do życia procedury, zostać wyedukowana - które momenty życia szkoły powinnam uznać za zagrożenie?" - mówi dyrektorka szkoły.

Fatalne wyniki matur. MEN: co złego to nie my

MEN konsekwentnie forsuje przekaz o sukcesie zdalnej edukacji w Polsce, która dla wielu szkół, dzieci i ich rodzin była jak jazda bez trzymanki.

Odbiło się to prawdopodobnie na wynikach matur, które są w tym roku gorsze niż w zeszłym. Zdało ją trzy czwarte maturzystów. 16 proc. nie zdało przez matematykę, a 6 proc. nie dało rady z polskim. Niewypał improwizowanej edukacji zdalnej, konsekwencje PiS-owskiej reformy edukacji to oczywiście tylko jedne z możliwych wyjaśnień. Ministerstwo znalazło inne:

  • uczniów: "tak jak co roku, część uczniów zlekceważyła egzamin maturalny, część nie odniosła sukcesu";
  • epidemię i uczniów: "być może część maturzystów nie wykorzystała dobrze czasu podczas epidemii"
  • strajk nauczycieli: "być może część materiału nie została dobrze przyswojona i nie było jakiegoś większego powtórzenia".

Na pytania o brak szczegółowych wytycznych i obawy o dodatkowe koszty dla samorządów minister odpowiedział: "Wytyczne wydają się tak proste, że nie wymagają gigantycznych nakładów. Sprzątanie szkół, zachowanie higieny, mycie rąk i wietrzenie sal nie wywołują dodatkowych i poważnych działań samorządowców".

Zachęcił samorządy do składania wniosków do ministerstwa finansów o zwiększenie subwencji na zajęcia wyrównawcze. "Strajk i kształcenie na odległość na pewno wywołały napięcie psychiczne u uczniów, a u niektórych mogły wpłynąć na zakres ich wiedzy i umiejętności" - doprecyzował minister.

;

Udostępnij:

Marta K. Nowak

Absolwentka MISH na UAM, ukończyła latynoamerykanistykę w ramach programu Master Internacional en Estudios Latinoamericanos. 3 lata mieszkała w Ameryce Łacińskiej. Polka z urodzenia, Brazylijka z powołania. W OKO.press pisze o zdrowiu, migrantach i pograniczach więziennictwa (ośrodek w Gostyninie).

Komentarze