Dziesięć osób złożyło skargi do Komisji Europejskiej na polskie władze za bezczynność w sprawie Odry i zatruwania polskich rzek. „To może być krok, który otrzeźwi rządzących” – mówi Katarzyna Bilewska, aktywistka Greenpeace i jedna ze skarżących
Odra i Wisła wciąż są zanieczyszczane solankami, dopływającymi do nich z kopalń węgla kamiennego. Latem 2024 ryby umierały w jeziorze Dzierżno Duże, poparzone toksynami złotej algi, która ma u nas idealne warunki do rozwoju. Obserwowaliśmy te same obrazki, co dwa lata wcześniej niemal w całym biegu Odry.
„To, co mnie wkurzyło, a właściwie wkurza od prawie dwóch lat to fakt, że instytucje rządowe, mając pełną wiedzę na ten temat, nie zrobiły absolutnie nic, żeby zmniejszyć ilość soli, która trafia do dopływów Odry i Wisły” – mówi w rozmowie z OKO.press Katarzyna Bilewska, działaczka Greenpeace i jedna z osób, które zdecydowały się zaskarżyć Polskę do Komisji Europejskiej. Jak wyjaśnia, Polska łamie postanowienia unijnej dyrektywy wodnej, nieodpowiednio dbając o dobry stan rzek. Obecnie aż 99 proc. polskich wód powierzchniowych jest w złym stanie. Odra, choć lepiej monitorowana, wciąż jest w niebezpieczeństwie.
„Minął rok od wyborów i jedyne, co instytucje rządowe zrobiły, to system monitoringu rzek. Oczywiście, monitorowanie stanu rzek jest ważne. Natomiast od samego mierzenia temperatury, gorączka jeszcze nikomu się nie obniżyła. Konkretnych działań, które doprowadziłyby do zmniejszenia zasolenia rzek, nie widać” – mówi Bilewska.
Katarzyna Kojzar, OKO.press: Dlaczego skarżycie polskie władze do Komisji Europejskiej?
Katarzyna Bilewska, Greenpeace: To jest taka skarga wynikająca ze złości na bezczynność władz. Występujemy jako dziesięcioro obywatelek i obywateli. Gdyby zapytać wszystkich, jakie stoją za tym motywacje, każdy odpowiedziałby pewnie coś innego. Ja po prostu strasznie się wkurzyłam. Od ponad dwóch lat wiadomo, czego doświadczyła Odra i wiadomo, że złote algi były bezpośrednią przyczyną zabicia życia w rzece, a kilka miesięcy temu w jeziorze Dzierżno Duże. Złote algi, oczywiście, potrzebują odpowiednich warunków do życia.
A u nas te warunki mają idealne.
Tak, odpowiednie warunki do życia i rozwoju zapewniają im kopalnie węgla kamiennego, które zrzucają zasolone ścieki do rzek. To, co mnie wkurzyło, a właściwie wkurza od prawie dwóch lat to fakt, że instytucje rządowe, mając pełną wiedzę na ten temat, nie zrobiły absolutnie nic, żeby zmniejszyć ilość soli, która trafia do dopływów Odry i Wisły.
Instytucje rządowe nie mogą powiedzieć: nic nie wiedzieliśmy, nikt się do nas o to nie zwrócił. Greenpeace, Frank Bold i mnóstwo innych organizacji zwracało się do Ministerstwa Klimatu, do Ministerstwa Infrastruktury, do Ministerstwa Przemysłu, do Wód Polskich i do wszystkich innych instytucji o reakcję. Słyszeliśmy: nie widzimy zasadności podejmowania działań takich, o które zabiegacie. A zmniejszenie zasalania polskich rzek może odbyć tylko przez rewizję pozwoleń wodnoprawnych dla kopalni i zmniejszenie pozwoleń na zrzuty zasolonych ścieków.
Rozmawialiśmy o tym, co można zrobić i pomyśleliśmy, że to może być taki krok, który otrzeźwi w końcu rządzących. Żeby to było jasne: nikomu z nas, z naszej dziesiątki, nie zależy na tym, żeby Polska trafiła do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości. Nikomu z nas nie zależy na tym, żeby Komisja Europejska wlepiła Polsce bardzo wysokie kary za brak implementacji dyrektywy wodnej.
Nam zależy na tym, żeby polski rząd podjął działanie, które będzie polegało na tym, nazwę to metaforycznie, żeby odebrać kopalniom licencje na zabijanie rzek.
Wiceministra klimatu Urszula Zielińska deklarowała, że jest w trakcie rozmów z kopalniami, żeby stworzyć systemy odsalające. Działania podjęte przez nową władzę to wciąż za mało?
Deklaracje słyszymy od ponad roku. W umowie koalicyjnej, którą zresztą oceniliśmy dość dobrze, zawarto deklaracje dotyczące działań na rzecz Odry. Minął rok od wyborów i jedyne, co instytucje rządowe zrobiły, to system monitoringu rzek. Oczywiście, monitorowanie stanu rzek jest ważne. Natomiast od samego mierzenia temperatury, gorączka jeszcze nikomu się nie obniżyła. Konkretnych działań, które doprowadziłyby do zmniejszenia zasolenia rzek, nie widać. Wiem, że pani wiceministra Zielińska mówi o powstaniu planu dotyczącego instalacji odsalających. My czekamy na ten plan, pytamy o niego regularnie. Miał być znany po 8 sierpnia, po 8 września, po 8 października i tak dalej. Rozmawiamy pod koniec października, a wciąż nikt nam go nie pokazał.
Do szczegółów tego planu nie możemy się odnieść, bo na razie zamiast konkretów, mamy tylko obietnice. A jest jedna ważna rzecz, na której nam zależy w kontekście systemów odsalających: koszty tych instalacji odsalających nie powinny zostać przeniesione na obywatelki i obywateli, ani na Komisję Europejską. Pojawiają się pomysły, żeby finansować to z Funduszu Sprawiedliwej Transformacji albo innego funduszu unijnego. A my uważamy, że to zanieczyszczający powinien płacić. Kopalnie muszą z własnych pieniędzy postawić takie instalacje, żeby nie truć naszych rzek.
Jak to finansowanie wyobraża sobie rząd? Nie wiemy i czekamy na ten plan. Moja ocena jest jednoznaczna: konkretnych działań wciąż brakuje, a nie możemy dłużej czekać.
Nie zmieniono również specustawy odrzańskiej, co jest zapowiadane od początku prac nowego rządu. Przepisy, które przegłosował rząd PiS, nie spowodują, że Odra się oczyści. Są przede wszystkim listą inwestycji na rzekach, które nie mają z ratowaniem Odry wiele wspólnego.
No właśnie, to kolejny element tej układanki. Dlatego się wkurzyłam i z tej złości zaczęłam się zastanawiać, co mogę zrobić jako obywatelka. Złożenie skargi do KE to moje prawo i skorzystałam z niego. Pomogły mi wspaniałe prawniczki z fundacji Frank Bold, tak samo, jak pozostałym dziewięciu osobom. Pisma są w drodze do Komisji Europejskiej, mamy nadzieję, że w ciągu kilku dni przedstawicielstwo KE je dostanie. Wtedy będziemy czekać na ustosunkowanie się Komisji do tych skarg.
To jest 10 osobnych skarg, czy jedna z dziesięcioma podpisami?
Skargi są indywidualne. One mają to samo brzmienie, więc zakładamy, że Komisja Europejska potraktuje je jako jedną taką paczkę i będzie rozpatrywała je jako jedną sprawę.
Co napisaliście w swoich skargach?
Że naszym zdaniem dyrektywa wodna została przez Polskę niedostatecznie zaimplementowana. Polska już dawno powinna wdrożyć jej zapisy dyrektywy wodnej, ale tego nie robi. Skąd w nas ta pewność?
To dość skomplikowana sprawa, sprzed kilku lat, kiedy kilkanaście kopalń na Śląsku dostało przedłużone koncesje na wydobycie węgla z pominięciem ważnego kroku, jakim jest przygotowanie oceny oddziaływania na środowisko. Przez chwilę w Polsce obowiązywała taka ustawa, która pozwalała na przedłużenie koncesji bez przeprowadzenia takiej oceny. Ona była sprzeczna z unijnym prawem, więc wycofano ją z obiegu prawnego.
Ale w międzyczasie przedłużono te wszystkie koncesje.
Przedłużono, a jednocześnie wydano pozwolenia wodnoprawne na zrzuty soli bez – powtórzę – oceny oddziaływania na środowisko. A takie zrzuty w naszej ocenie bezpośrednio wpływają na pogorszenie stanu rzek. Nie ma tu wątpliwości, że rzeki w Polsce są w bardzo złym stanie.
Same instytucje rządowe opublikują raporty, z których wynika, że 99 proc. polskich rzek jest w złym stanie. Dolewanie zasolonych wód tę sytuację pogarsza i jest niezgodne z dyrektywą wodną.
Stwierdziliśmy, że to jest wystarczająca przesłanka, żeby poinformować Komisję Europejską o łamaniu postanowień dyrektywy przez Polskę.
W skardze wymieniamy konkretne kopalnie znajdujące się na konkretnych złożach węgla kamiennego. Odnosimy się do konkretnych pozwoleń, które zostały wydane pomiędzy 2014 a 2022 rokiem.
Co się stanie dalej? Komisja dostanie wasze skargi i...
...przeczyta je i powinna podjąć decyzję, czy się nimi zajmuje. Po konsultacji z prawnikami jestem pewna, że KE powinna się zająć tą sprawą. Czyli powinna poprosić Polskę o odniesienie się do zarzutów, które my tam sformułowaliśmy. Kiedy dostanie od Polski wyjaśnienie, podejmie decyzję, czy rzeczywiście doszło do naruszenia dyrektywy wodnej, czy nie.
Jeżeli uzna, że doszło do naruszenia, poprosi polski rząd o podjęcie takich działań, które przestaną naruszać unijne przepisy. Gdyby Polska nie będzie chciała się podporządkować, sprawa trafi do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Wtedy rozpocznie się proces. Podobne już zresztą widzieliśmy, chociażby w sprawie Puszczy Białowieskiej czy Turowa. Przegranie takiego procesu zazwyczaj wiąże się z tym, że na kraj członkowski nakładane są bardzo wysokie i dotkliwe kary finansowe. I tak jak powiedziałam na samym początku: bardzo liczę na to, że do tego nie dojdzie i po prostu zakończy się na wymianie pomiędzy Komisją Europejską a Polską, która doprowadzi do tego, że dyrektywa wodna zostanie zaimplementowana w pełni, a kopalniom zostaną odebrane licencje na zabijanie.
Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.
Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.
Komentarze