Resort infrastruktury szykuje transportową rewolucję. Ogólnopolski Bilet Zintegrowany ma zastąpić wiele biletów na różne formy transportu. Trudno jednak powiedzieć, ile będzie kosztował pasażera, i ile dopłaci do niego rząd. No i nie wiadomo, kiedy to może wejść w życie
Jednak doczekamy się realizacji obietnicy koalicyjnych partii z kampanii wyborczej? Ministerstwo infrastruktury twierdzi, że pracuje nad propozycją wspólnego biletu na różne formy komunikacji publicznej.
Pomysły Polski 2050 i Lewicy sprzed ponad roku mówiły, że na jednym miesięcznym czy rocznym moglibyśmy jeździć zarówno transportem miejskim, jak i autobusami i pociągami regionalnymi. Resort próbuje przekuć te propozycje w konkret. To jednak żmudna i trudna praca.
W obu propozycjach ówczesnych partii opozycyjnych wyraźna była inspiracja rozwiązaniami z zagranicy. Niemcy dwa lata temu wprowadziły wakacyjny bilet, który uprawniał do podróżowania lokalnym i regionalnym transportem za 9 euro, później zamieniły go na miesięczną przejazdówkę za 49 euro.
W Austrii większość transportu publicznego obejmuje Klimaticket – to między innymi rok przejazdów lokalnych, regionalnych i międzymiastowych za 1095 euro (są też tańsze warianty, obejmujące na przykład jeden region).
W Polsce, według propozycji polityków, miałaby obowiązywać miesięczna taryfa, która uprawniałaby do przejazdów całą regionalną i lokalną komunikacją zbiorową, choć w niektórych wypowiedziach pojawiała się również komunikacja „ponadregionalna”.
Chodziłoby więc o transport miejski, ale też autobusy poza miastami, pociągi Polregio czy przewoźników kolejowych utrzymywanych przez samorządy. Plan ugrupowania Szymona Hołowni mówił o 150 złotych za bilet miesięczny, politycy Lewicy zbili tę stawkę do zaledwie 59 złotych.
„Przez długie lata państwo polskie zniechęcało do transportu publicznego i mówiło: poradźcie sobie sami. Jeżeli chcemy, aby ludzie przesiedli się do transportu publicznego, to autobus musi kursować regularnie i być dostępny finansowo” – mówił Adrian Zandberg z Razem, jeszcze jako kandydat wspólnej lewicowej listy.
„Apelujemy, żeby rząd wprowadził jeden bilet za około 150 zł, to 5 zł dziennie. Za te 5 zł dziennie każdy z nas ma możliwość jazdy komunikacją miejską, regionalną i ponadregionalną" – mówił z kolei Szymon Hołownia.
Atrakcyjne hasła z kampanii trudno jednak przekuć w akt prawny, który umożliwiłby powstanie wspólnego biletu. Dlatego postanowiliśmy zapytać Ministerstwo Infrastruktury o to, czy ma plan wprowadzenia takiej oferty.
Do tej pory wiedzieliśmy, że w resorcie ma ona już nazwę Ogólnopolskiego Biletu Zintegrowanego. Urzędnicy przekonują jednak, że to niejedyny dopracowany szczegół, a prace nad nową propozycją przyspieszają.
Co zakładają pomysły ministerstwa?
Tyle konkretów. Najważniejsze pytania pozostają nadal bez odpowiedzi. Po pierwsze, nie wiadomo, kiedy OBZ będzie dostępny. Z wypowiedzi wiceministra infrastruktury Piotra Malepszaka można wywnioskować, że realistyczny jest rok 2027.
Resort nie chce składać obietnic bez pokrycia. Również w związku z tym niewiadomą wydaje się cennik nowej oferty. Trudno przywiązywać się do którejkolwiek z kwot rzucanych przez polityków w kampanii.
Ustalenie atrakcyjnej ceny, nawet na poziomie niemieckiej czy austriackiej propozycji, będzie wyzwaniem wymagającym dużego nakładu środków z budżetu. Dziś koszt biletów okresowych niektórych z przewoźników bywa sporą kwotą. Firmy transportowe bez wątpienia nie pokryją ubytków w budżecie jedynie dzięki wpływom z OBZ.
Przykład?
Cena kwartalnych przejazdówek Polregio na niedługie trasy może sięgać nawet tysiąca złotych. Widać to choćby na przykładzie biletu tam i z powrotem pomiędzy Kędzierzynem-Koźlem a Opolem. Trzy miesiące podróżowania na takiej trasie to 914,50. W skali roku daje to 3656 złotych.
Dodajmy do tego koszt czterech biletów kwartalnych na opolską komunikację miejską (na przykład dla pracujących w stolicy województwa), a wyjdzie ponad 5035 złotych – czyli o 218 złotych więcej, niż Austriacy płacą rocznie za Klimaticket na prawie cały dostępny w kraju transport publiczny. Austria do swojej oferty dopłaca rocznie 1,5 mld euro.
Niezależnie od tego na ministerstwo i jednostki organizujące transport (w tym samorządy) czekają też inne wyzwania. Jednym z nich jest ujednolicenie ulg wśród różnych przewoźników. Dziś to jedna z największych przeszkód, przez którą upadają projekty wspólnych biletów na kolej aglomeracyjną i komunikację miejską – bo przewoźnicy różnie traktują choćby seniorów i uczniów.
„Obecnie prowadzone są analizy oraz spotkania, w pierwszej kolejności z przewoźnikami i operatorami przewozów kolejowych (którzy w odróżnieniu od przewoźników autobusowych rozliczają utracone przychody z tytułu sprzedaży biletów ulgowych bezpośrednio Ministrowi Infrastruktury) oraz opracowywane są dane dotyczące kosztów ponoszonych przez budżet państwa na zrekompensowanie przewoźnikom i operatorom utraconych przychodów, w odniesieniu do każdej grupy pasażerów uprawnionych do ulg” – słyszymy od Anny Szumańskiej z Ministerstwa Infrastruktury.
A przeskoczenie tych barier i tak niewiele da bez wypełnienia transportowych białych plam. W wielu miejscach na mapie nadal straszą białe plamy braku jakiejkolwiek oferty transportowej. W innych skierowana jest ona głównie do uczniów, bywa też, że jedynym środkiem transportu publicznego są stare, zdezelowane busy. Pod koniec 2023 roku o komunikację zbiorową zapytała firma badawcza PBS. Na słabą ofertę w swojej okolicy zwróciło uwagę 84 proc. pytanych.
Gospodarka
Ministerstwo Infrastruktury
autobusy
bilet na wszystko
bilety kolejowe
ogólnopolski bilet zintegrowany
transport publiczny
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Komentarze