Jesteśmy przekonani, że utrzymywanie fikcji dobrze działającego systemu edukacji w szalejącej pandemii nie tylko niepotrzebnie naraża tysiące obywateli na zakażenia, ale w konsekwencji doprowadzi też polską szkołę do zapaści. OKO.press radzi premierowi, jak wybrnąć z patowej sytuacji
Po spotkaniu 13 października premiera Mateusza Morawieckiego i ministra edukacji Dariusza Piontkowskiego z przedstawicielami opozycji całkowicie jasne się stało, że rząd nie ma pomysłu co zrobić, by poprawić bezpieczeństwo w szkołach.
Z okazji Dnia Edukacji Narodowej, który świętowany jest 14 października, OKO.press publikuje listę gotowych rozwiązań do natychmiastowego wdrożenia. Czy wszystkie są łatwe? Z pewnością nie. Czy uda się na nich oszczędzić? Również nie.
Jesteśmy jednak przekonani, że utrzymywanie fikcji dobrze działającego systemu edukacji w szalejącej pandemii nie tylko niepotrzebnie naraża tysiące obywateli na zakażenia, ale w konsekwencji doprowadzi też polską szkołę do zapaści.
Najważniejsze jest zwiększenie elastyczności w podejmowaniu decyzji o przejściu w tryb pracy zdalnej lub hybrydowej. Co to znaczy? Dziś dyrektorzy i samorządowcy mają związane ręce decyzjami służb sanitarnych, które nie nadążają za rozwojem epidemii. Po wykryciu przypadku koronawirusa dyrektorzy często godzinami czekają na to, aż sanepid podniesie słuchawkę. Decyzja o kwarantannie nierzadko pojawia się po kilku dniach (średnio dwóch, trzech). Do domów nie trafia cała klasa, ale uczniowie z pierwszych rzędów. Czasem o obowiązku izolacji nauczyciele dowiadują się, gdy ma się ona zakończyć. A to oznacza, że przez kilka dni mieli kontakt z kolejną grupą osób.
Część dyrektorów wyłamuje się z zasad i sama podejmuje decyzje, ale robi to wbrew obowiązującym przepisom. Dlatego od początku roku szkolnego organizacje takie jak Związek Nauczycielstwa Polskiego, a także część samorządowców, apelują, by dyrektorom przyznać uprawnienia do podejmowania decyzji o trybie pracy zdalnej lub mieszanej. Oczywiście, zgodnie z zasadą, którą przed szkołami postawił rząd: staramy się utrzymać naukę stacjonarną. W tej regule brakuje jednak drugiego członu:
„ale nie kosztem bezpieczeństwa uczniów, pracowników i ich rodzin".
Skoro szkoły zyskały już elastyczność i część z nich uczy się w trybie hybrydowym, trzeba przygotować scenariusze takiego nauczania oraz zagwarantować pieniądze, by w ogóle było to możliwe. Nauczyciele domagają się m.in. rozrzedzenia klas. Choć na korytarzach obowiązuje zasada dystansowania się i noszenia maseczek, to w małych salach gromadzi się 30-35 uczniów wraz z nauczycielem. By reżim sanitarny nie był fikcją, wystarczyłoby wprowadzić zasadę jednego ucznia na ławkę. Co z resztą?
Albo dzielimy klasy na podgrupy i zatrudniamy nauczycieli (ten scenariusz jest do zrealizowania w mniejszych szkołach). Albo część klas wysyłamy do domów, by uczestniczyła w lekcjach zdalnie.
I tu uwaga – według nauczycieli i samorządowców najważniejsze, by w budynkach za wszelką cenę zostali uczniowie nauczania początkowego (klasy I-III). Dlaczego? Bo najmłodsi uczniowie nie są w stanie bez opieki zostawać w domach. Nie mogą też sami realnie uczyć się online.
Wśród starszych klas można by trzymać się reguły, że do szkoły chodzą ci, których czekają egzaminy (maturzyści i klasy ósme), a także uczniowie, którzy nie mieli czasu zaaklimatyzować się w nowej placówce, czyli np. pierwsze klasy liceum. To zdecydowanie rozrzedziłoby ruch szczególnie w dużych szkołach, w których uczy się nawet 700-1000 osób.
Jeśli część uczniów ma uczyć się zdalnie, czy to ze względu na zmianę organizacji pracy czy kwarantanny, potrzebne są przepisy, które ujednolicą jej prowadzenie w całym kraju. Potrzebne jest też pokrycie kosztów zakupu sprzętu dla nauczycieli, a także przygotowanie bezpiecznych stanowisk pracy w szkołach dla tych uczniów, którzy są wykluczeni cyfrowo lub nie mają warunków lokalowych, by efektywnie uczyć się domach.
Brak regulacji i pomocy ze strony państwa wiosną 2020 roku doprowadził do olbrzymich dysproporcji między uczniami i regionami. Jedno to kwestie dostępu do sprzętu, drugie — umiejętności nauczycieli. Rząd powinien przygotować pomoce dla pedagogów, którzy nie są wprawieni w cyfrowym nauczaniu (np. kursy), a także przygotować jednolitą platformę, z której mogliby korzystać uczniowie w całej Polsce. To pozwoli uniknąć pogłębiania się nierówności w dostępie do edukacji.
Warto byłoby też rozważyć program testowania kadry nauczycielskiej. Doświadczenia ostatniego miesiąca jasno pokazały, że najczęściej okazuje się, że jeden zakażony nauczyciel w szkole, to kilka kolejnych pozytywnych przypadków w gronie pedagogicznym.
Szczególnie wrażliwym punktem są nauczyciele, którzy uzupełniają etaty w kilku placówkach. Mieliśmy już przypadek gminy, w której praca wszystkich czterech szkół stanęła, bo zakażony był nauczyciel, który „wędrował" między nimi. Rząd ma już doświadczenia przeprowadzania testów przesiewowych w kopalniach, a także w szpitalach. Ten system wystarczy dostosować do specyfiki pracy nauczycieli, tak by zapewnić im jak największe bezpieczeństwo i podnieść wykrywalność zakażeń.
Nie można tylko skupiać się na zasadach bezpieczeństwa. Nauczyciele mówią wprost, że powrót do szkół wcale nie jest powrotem do normalności. Ciężko mówić o nauce w sytuacji masowych zwolnień lekarskich, kwarantann i zastępstw. Co postuluje środowisko oświatowe?
Niezmiennie: odchudzić podstawy programowe i dostosować je do wyzwań, które przed szkołą postawiła pandemia.
To oczywiście niesie za sobą poważne konsekwencje. Dlaczego? Bo momentem weryfikacji wiedzy i umiejętności w polskiej szkole są egzaminy skrojone właśnie pod programy nauczania. Ale nauczyciele już dziś apelują, by zmienić wymagania egzaminacyjne dla roczników, które uczą się nie tylko w trybie "szarpanym", ale także przeżywają ogromny stres związany z sytuacją epidemii. Już wyniki czerwcowych matur pokazały, że coś jest nie tak. Oblała je aż jedna czwarta abiturientów. Nie można skazywać uczniów na losowość i niepotrzebne nerwy.
I w końcu rząd musi zatroszczyć się o tych, bez których polska szkoła się nie obroni, czyli nauczycieli. Jak ich docenić? Po pierwsze, finansowo. Po drugie, wypełnić wszystkie postulaty zwiększenia bezpieczeństwa pracy. Po trzecie, symbolicznie - słuchać, rozmawiać i publicznie dziękować. A na pewno nie iść tropem ministra Łukasza Schreibera, który pytany o śmierć pierwszych zakażonych nauczycieli, odparł, że pedagodzy giną też w wypadkach samochodowych.
Można też dyskutować o personaliach. Na ile zmiana nieporadnego Dariusza Piontkowskiego na Przemysława Czarnka, opętanego wizją ideologicznego przemeblowania nauki i oświaty, to najlepszy ruch w czasie głębokiego kryzysu, który toczy polską szkołę? W tym momencie należy jednak skupić się na wdrożeniu podstawowych rozwiązań. A jeśli nie radzi sobie z nimi urzędujący minister, a jego następca - zakażony koronawirusem - czeka na sukcesję, odpowiedzialność za oświatę i rozwój epidemii musi wziąć na siebie prezes Rady Ministrów Mateusz Morawiecki. To właśnie jemu OKO.press dedykuje ten tekst.
Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.
Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.
Komentarze