0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. ANDREW CABALLERO-REYNOLDS / AFPFot. ANDREW CABALLER...

„Jaki był sens procedury, jakiej zostaliśmy poddani? Czy chodziło o sprawdzenie, czy może wykrycie informacji, które mogłyby sprawić, że nie zostaniemy dopuszczeni do wjazdu ze względu na zagrożenie, jakie możemy stanowić dla USA? Jaki rodzaj zagrożenia wchodził w grę? Czy jednym z kluczy doboru osób poddanych takiej kontroli jest zawód dziennikarza? Czy dziennikarze są profilowani ze względu na swoje poglądy, czy linię medium, które reprezentują? Czy profil OKO.press miał tu jakiś znaczenie? Czy nasze krytyczne teksty o polityce obecnego prezydenta USA mogłyby zostać uznane za powód odmowy wjazdu do Stanów Zjednoczonych?”.

Takie pytania stawiamy Ambasadorowi USA w Polsce (cały list – na końcu tekstu). Już wyjaśniamy, o co chodzi.

Lecieliśmy po nagrodę za wspieranie demokracji

Polecieliśmy do Nowego Jorku, żeby odebrać dla OKO.press nagrodę Fundacji im. Karola Pilarczyka „za wspieranie demokracji i praworządności” przyznaną nam przez Polski Instytut Naukowy w Ameryce (PIASA). „W czasach, gdy niezależność mediów jest zagrożona, OKO.press pełni rolę strażnika, ujawniając nadużycia władzy, broniąc prawdy i wzmacniając głosy zbyt często uciszane. To dziennikarstwo rozumiane jako służba publiczna – bezkompromisowe, przejrzyste i oddane zasadom demokracji” – mówiła uzasadniając decyzję jury podczas panelu w nowojorskim Uniwersytecie Columbia Anna Muelle, prezeska PIASA.

Przeczytaj także:

Redaktor naczelna Magda Chrzczonowicz lądowała w Nowym Jorku na JFK (czyli lotnisku im. Johna F. Kennedy'ego) 4 czerwca 2025, Piotr Pacewicz, prezes fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej, wydawcy OKO.press – też na JFK, ale 5 czerwca.

Dominika Michalak, nasza grant managerka, lądowała na Lotnisku Wolności w Newark 4 czerwca. „Nastawiłam się na długie oczekiwanie, ale wszystko zajęło pół godziny. Rozmowa z oficerem była miła, był uprzejmy. Powiedziałam, że jestem fundraiserką i jadę na konferencję w Uniwersytecie Columbia, o nic nie dopytywał. Macie nowego prezydenta – zagadnął na koniec”.

Stany Zjednoczone Ameryki inaczej potraktowały dwójkę dziennikarzy OKO.press. Zajrzeli w wypełnione przez nas wnioski ESTA o „zezwolenie na podróż”, które obowiązują Polskę i 39 innych krajów w ruchu formalnie bezwizowym do USA, zatrzymali nasze paszporty i zaczęli nas przepytywać (używali słowa „investigation”). Nie wolno nam było opuszczać pomieszczenia, kontrolowali nasze telefony komórkowe. Opiszemy, jak to przebiegło.

Źródło: strona Ambasady USA

Zamiast wizy formularz, ale i tak decyduje oficer

Według komunikatu ambasady USA „ESTA (Electronic System for Travel Authorization) jest systemem składania wniosków przez Internet opracowanym przez rząd Stanów Zjednoczonych w celu wstępnego sprawdzenia podróżnych, zanim będą mogli przekroczyć granicę USA. Celem ESTA jest umożliwienie Departamentowi Bezpieczeństwa Krajowego wstępnego sprawdzenia podróżnych zwolnionych z obowiązku wizowego przed opuszczeniem przez nich ich krajów”.

Wszyscy troje wypełniliśmy formularze ESTA i otrzymaliśmy informację, że zostały zaakceptowane. Wiedzieliśmy jednak, że to nie daje pełnej gwarancji. Oficer CBP (US Custom and Border Protection) może bowiem uznać, że osoba podróżująca stanowi jakiegoś typu zagrożenie dla bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych i odmówić ci wjazdu. Także w czasach, gdy jeszcze obowiązywały wizy, urzędnicy ambasady podkreślali, że ostateczną decyzję podejmuje oficer na granicy.

Wiadomo, że wykrywanie zagrożeń stało się jednym z elementów MAGA prezydentury Donalda Trumpa. Dotyczy to także zwiększenia kontroli osób, które jadą do USA studiować, czy pracować naukowo.

24 czerwca 2025 Ambasada USA wydała oświadczenie: „Ze skutkiem natychmiastowym wszystkie osoby ubiegające się o wizę nieimigracyjną w ramach akademickiego programu studiów i nieakademickiego kursu kształcenia (wizy F oraz M), a także osoby aplikujące o wizę w związku z udziałem w zatwierdzonym przez rząd USA programie wymiany akademickiej, naukowej lub kulturalnej (wiza J) (...) powinny zmienić ustawienia prywatności swoich kont w mediach społecznościowych na publiczne (...), a ma to na celu ułatwienie procedur weryfikacyjnych niezbędnych do potwierdzenia tożsamości i oceny dopuszczalności wjazdu do Stanów Zjednoczonych zgodnie z przepisami prawa USA”.

Magda Chrzczonowicz. „Z kim pani mieszka?”

"Przy okienku, gdzie odbywa się kontrola paszportowa, przez którą musi przejść każda osoba stojąca w kolejce, urzędniczka zadaje mi kilka podstawowych pytań: gdzie pracuję, dokąd jadę i po co. Rutynowe. Mówię, że jestem dziennikarką i jadę na konferencję i że wypełniłam formularz ESTA. Urzędniczka sprawdza i natrafia na wizę sprzed 7 lat, gdy byłam w USA turystycznie.

„Pani wiza z 2018 roku działa, a teraz pani wypełniła kolejną?” – dziwi się.

Ja: „Oj, nie wiedziałam”.

Co teraz?

Urzędniczka: „Musimy ustalić, na której wizie pani podróżuje. Trzyma w ręku mój paszport. ”Zaraz zaprowadzę panią do takiego pokoju (a room)".

Chcę napisać Dominice, która leci innym samolotem, że mi się przedłuży. Wyjmuję telefon, ale urzędniczka krzyczy: „no phones!”. Chowam go do kieszeni.

Po chwili prowadzą mnie do pokoju, gdzie siedzi już kilka osób. Przed nami troje urzędników na podwyższeniu, z okienek patrzą na nas z wysoka. Po 15 minutach wywołuje mnie jedna z urzędniczek. Mówię w górę do okienka, nie zawsze słyszę słowa urzędniczki.

Padają rutynowe pytania: gdzie pracuję, dokąd jadę i po co. Jasne, tylko po co drugi raz?

Nie ma już mowy o podwójnej wizie. Pyta mnie za to, z kim mieszkam. Czy mam dzieci i męża (spouse). Odpowiadam, że mam partnera (niezbyt mądre, trzeba było siedzieć cicho, skoro pytają tylko o spouse).

Pyta o nazwisko partnera, jego numer telefonu. Dalej jestem już bardziej powściągliwa i nie udzielam bezsensownie szczerych odpowiedzi.

Gdzie podróżowałam w ostatnich latach? Gdzie pracowałam wcześniej? Czy mam jakichś wrogów, czy ktoś mi grozi? Wreszcie: jak piszę w swoim medium o Rosji? W połowie „przesłuchania” jestem już pewna, że odpowiadać należy tak, by niczego nie powiedzieć, bo każda odpowiedź po kilku minutach generuje następne pytanie.

Zabierają telefon, ale musisz podać numer

W trakcie przesłuchania pani prosi o telefon.

Ale jak to? Chwila zawahania, ale podaję.

Prosi o PIN.

Ja: „Nie, nie sądzę, żebym podała”.

Urzędniczka: „No to nie wjedzie pani do USA”.

Podaję PIN. Pani bierze telefon i informuje, że go zabiera.

Wręcza mi ulotkę. Jestem zszokowana, nie rozumiem do końca, co powiedziała (wysokie okno!!), wracam na krzesło i probuję czytać.

Literki skaczą mi przed oczami: „Otrzymujesz tę ulotkę, ponieważ twoje urządzenie(-a) elektroniczne zostało zatrzymane do szczegółowej kontroli, w tym ewentualnego skopiowania danych znajdujących się na urządzeniu”. Rozumiem, że mogą mi zatrzymać telefon na dłużej. Ale na jak dlugo? I dlaczego właściwie? Ulotka tego nie precyzuje, pada w niej groźne słowo „detention”, zatrzymanie telefonu.

I jeszcze zapis w klimacie Kafki: „Aby ułatwić zwrot mienia w rozsądnym terminie, musisz podać aktualny numer telefonu, który zostanie zapisany w Formularzu 6051‑D”. Chwila, właśnie mi zabieracie telefon!

Jak całkiem skończą badanie mojego telefonu, to będę go mogła odebrać w miejscu, gdzie mi go zabrali, w godzinach urzędowania. A jeśli miałabym z tym kłopoty, to mi go wyślą na swój koszt. Do Polski?

Tekst ulotki

Kontrola urządzeń elektronicznych

Możesz zostać wybrany do kontroli (inspection)

Możesz zostać poddany kontroli z różnych powodów, w tym m.in.:

  • dokumenty podróżne są niekompletne lub nie posiadasz wymaganego dokumentu lub wizy;
  • wcześniej naruszyłeś obowiązujące przepisy egzekwowane przez CBP;
  • twoje nazwisko jest zgodne z osobą występującą w którejś z rządowych baz danych dotyczących łamania prawa;
  • zostałeś wybrany do kontroli losowo.

W przypadku inspekcji możesz oczekiwać uprzejmego, godnego i profesjonalnego traktowania. Ponieważ jednak granica jest miejscem, gdzie egzekwowane jest prawo, funkcjonariusze CBP mogą nie być w stanie odpowiedzieć na wszystkie twoje pytania dotyczące trwającego postępowania. Jeśli masz jakieś obawy lub pytania, możesz poprosić o rozmowę z przełożonym funkcjonariusza.

Władze prowadzące kontrolę

Wszystkie osoby, bagaże i towary przybywające do lub opuszczające terytorium Stanów Zjednoczonych mogą zostać poddane kontroli, przeszukaniu i zatrzymaniu. To dlatego, że oficerowie CBP muszą ustalić tożsamość i obywatelstwo wszystkich osób; określić dopuszczalność pobytu cudzoziemców; powstrzymać wjazd potencjalnych terrorystów, broni, substancji zakazanych oraz różnorodnych produktów zabronionych lub o ograniczonym użyciu.

Działania te są realizowane na podstawie wielu ustaw federalnych (tutaj ich długa lista).

Co się teraz dzieje?

Otrzymujesz tę ulotkę, ponieważ twoje urządzenie(-a) elektroniczne zostało zatrzymane do szczegółowej kontroli, w tym ewentualnego skopiowania danych znajdujących się na urządzeniu. Funkcjonariusz CBP, który zdecydował o zatrzymaniu, porozmawia z tobą i wyjaśni ci cały proces. Otrzymasz Formularz 6051‑D, który zawiera potwierdzenie zatrzymania przedmiotu/ów oraz wskazanie, kto w CBP będzie osobą do kontaktu oraz jak się z tą osobą kontaktować.

Aby ułatwić zwrot mienia w rozsądnym terminie, musisz podać aktualny numer telefonu, który zostanie zapisany w Formularzu 6051‑D.

W wybranych portach lotniczych obecni są dodatkowo Menedżerowie Obsługi Pasażerów, których można poprosić o wsparcie obok standardowego nadzoru. W razie jakichkolwiek pytań lub wątpliwości skorzystaj z numeru telefonu podanego na Formularzu 6051‑D.

Zwrot lub zatrzymanie urządzeń elektronicznych

Po zakończeniu kontroli CBP skontaktuje się z tobą telefonicznie i poinformuje, że możesz odebrać urządzenie w miejscu, w którym zostało zatrzymane, w godzinach pracy. W przypadku, gdy taki odbiór urządzenia nie jest dla ciebie praktycznym rozwiązaniem, CBP może umówić się na odesłanie ci urządzenia na nasz koszt.

CBP może zachować dokumenty lub informacje związane z funkcjonowaniem imigracyjnym, celnym lub egzekwowaniem prawa, jeśli przetwarzanie jest zgodne z obowiązującymi standardami ochrony prywatności danych.

W odmiennym przypadku, jeśli po kontroli okaże się, że nie ma podstaw do zatrzymania informacji, nie zostaną zachowane kopie żadnych informacji.

Jeżeli okaże się, że urządzenie może zostać zatrzymane na podstawie prawa — np. zawiera dowody przestępstwa, kontrabandy lub inne informacje dotyczące zakazanych działań — CBP powiadomi cię o zatrzymaniu i możliwości wniesienia sprzeciwu w lokalnym Biurze ds. Grzywien, Kar i Przejęć (Fines, Penalties, and Forfeitures Office).

Nic z nim nie zrobiłam, możesz sprawdzić kamery

Siedzę z tą ulotką na kolanach i zaczynam płakać. Już nie martwię się, jak sobie poradzę bez telefonu, ale boję się, że będą w nim grzebać.

Po 10 minutach urzędniczka wraca i pyta, co się stało. Ja na to z płaczem: „No, zabieracie mi telefon, a ja jestem dziennikarką”. Po chwili wahania zapewnia, że jednak mi go odda.

Wskazuję na ulotkę: ale tu jest napisane, że zabieracie i nie wiadomo kiedy oddacie. I co z nim zrobiliście?

Urzędniczka mówi, że poprosiła swojego szefa (przez telefon...), by urządzenia nie zatrzymywać.

Jak to poprosiła szefa? To jest jakaś procedura, czy nie ma?! – myślę. Mówię co innego: „Miała go tam pani przez 10 minut, nie wiem, co się z nim działo”.

Urzędniczka: „Nic z nim nie robiłam, tam są kamery, można sprawdzić”. Co za idiotyczne tłumaczenie, jak miałabym zajrzeć do kamer na lotnisku?

W końcu zwraca mi telefon. Zadaje jeszcze kilka pytań z gatunku dziwnych. Po półtorej godzinie mogę odebrać bagaż.

Pacewicz: Podziemne pismo? Dlaczego underground?

Zaskoczeniem na JFK był brak kolejki do kontroli wizowej. Podchodzimy z żoną (Alicją Pacewicz), chudy urzędnik koło 50. pyta Alicję, po co przyjechała, robi jej zdjęcie i oddaje paszport.

Na ekranie sprawdza mój formularz ESTA i nie pytając już o nic, stwierdza, że muszę zostać poddany dodatkowej kontroli. Zatrzymuje mój paszport i kieruje nas oboje z bagażem podręcznym do niedużego, ponurego pokoju, gdzie na krzesłach siedzą już dwie osoby: młody, zdenerwowany Anglik i ciemna dziewczyna w chuście.

Na podwyższeniu pracuje troje urzędników, nie zwracają na nas uwagi. Ale gdy chcemy podejść do własnych bagaży, które kazali zostawić przed salą, zatrzymują nas. Nie wolno używać telefonów, więc sms-y wysyłamy potajemnie (jak dzieci na lekcji).

Po pół godziny pytamy, co się dzieje. Jeden z oficerów, czarny facet pod czterdziestkę, oznajmia, że trzeba poczekać, aż przyjdzie ktoś z innego terminala, żeby mnie przesłuchać.

Czekamy kolejne pół godziny. Wreszcie ten sam oficer mówi, że to jednak on mnie przesłucha. Widząc, że mam w ręku telefon staje się agresywny: „Nagrywasz mnie?”. Nie, nie – zaprzeczam (a szkoda, że tego nie robiłem).

Prowadzi mnie do salki obok. Alicja mówi, że pomoże w tłumaczeniu.

Masz syna w USA, profesora na uczelni? Wie o tym z mojego kwestionariusza ESTA. Zapisuje jego adres na kartce. Kod pocztowy, dopytuje, numer telefonu?

Masz inne dzieci? Tak, dwóch synów w Polsce. Zapisuje ich adresy, mylą mu się litery.

Pyta, jakich mediów społecznościowych używam. Kolejne bazgroły na kartce. A innych nie?

Wypytuje o karierę zawodową. Nie może zrozumieć, co to znaczy, że „Tygodnik Mazowsze” [gdzie uczyłem się zawodu w latach 1982-1989], był pismem podziemnym. Dlaczego underground? – pyta.

Słysząc o komunizmie pyta, czy był jakiś pakt wojskowy. Alicja opowiada mu o Pakcie Warszawskim.

Czy byłeś w miejscach, gdzie dochodzi do konfliktów? Mówię o podróży na Ukrainę w kwietniu 2025. Dopytuje, czy widziałem front? Czy mam zdjęcia?

Pokazuję mu żołnierzy w okopach. Wyciąga rękę, ale nie zabiera telefonu. Co myślę o tej wojnie, po czyjej jestem stronie?

Czy jeździłem jako reporter w miejsca innych konfliktów? Tak, pisałem reportaże z Zachodniego Brzegu. Nie wie, co to jest. Tłumaczę.

A czy byłeś w Iranie, Jemenie, Iraku? Nie byłem.

Czy twoje medium pisze o Ameryce? A ty sam? Zdarza się. Już się zastanawiam, jak oględnie opisać swój stosunek do prezydentury Trumpa, ale takie pytanie nie pada.

Czy masz jakichś wrogów? Kogoś, kto ci źle życzy? Na kartce bazgrze, że nie mam wrogów.

Nie umiem go rozgryźć

Pracę wykonuje sumiennie, bez śladu skrępowania, z przyjemnością. Stara się być sympatyczny, wchodzi w rolę ucznia, który dostaje lekcję historii. Nie straszy, ale nigdy nie wiadomo.

Błądzi i kluczy, licząc że na coś natrafi? Ale na co?

Na bieżąco zastanawiam się, jak zareagować. Pytam, o co właściwie chodzi, ale nie dociskam, gdy mówi, że trzeba wyjaśnić kilka spraw. Chcę jednak wjechać do Ameryki, choć liczę się na serio z tym, że mnie nie wpuszczą. Sprawdzamy już loty powrotne do Polski.

Przypominają mi się znacznie gorsze przesłuchania. Na SB w latach 70. i 80. Na granicy Berlina Zachodniego w 1985 roku, gdy zostałem zamknięty na trzy godziny, aż do wyjaśnienia sprawy samochodu. Spektakularne zdarzenie w Bułgarii w 1975 roku, kiedy hippisowska wyprawa trójki przyjaciół w góry blisko granicy z Turcją zakończyła się dwutygodniowym pobytem w aresztach i więzieniach Małko Tyrnowo, Burgas, Warna... Ale chyba nie z powodu tych zaszłości nie reaguję i gładko wchodzę w rolę przesłuchiwanego.

Nie mam odruchu protestu może dlatego, że to nie mój kraj. A powinienem mieć.

Pytania do Ambasadora USA w Polsce, Thomasa Rose'a

W poniedziałek 30 czerwca 2025 skierowaliśmy list do Ambasadora USA w Polsce Thomasa Rose'a. O odpowiedzi, jeśli ją dostaniemy, poinformujemy Czytelniczki i Czytelników. Oto treść listu:

Szanowny Panie Ambasadorze,

W czerwcu 2025 roku udaliśmy się do Nowego Jorku, żeby odebrać nagrodę dla OKO.press Fundacji im. Karola Pilarczyka „za wspieranie demokracji i praworządności” przyznawaną przez szacowną instytucję PIASA (Polski Instytut Naukowy w Ameryce).

Na granicy dwoje z nas – redaktorka naczelna OKO.press Magdalena Chrzczonowicz oraz prezes fundacji Obywatelski Ośrodek Kontroli, wydawcy portalu Piotr Pacewicz – zostało poddanych dodatkowej kontroli. Odebrano nam paszporty i skierowano do osobnego pomieszczenia. Nie wolno było używać telefonów komórkowych ani opuszczać pomieszczenia.

Towarzysząca nam menadżerka OKO.press, która nie jest dziennikarką, nie została poddana żadnemu dodatkowemu wywiadowi, sądzimy więc, że kluczowe mogło być to, że jesteśmy dziennikarzami.

Kontrola, której zostaliśmy poddani, wraz z oczekiwaniem trwała w każdym przypadku ok. półtorej do dwóch godzin. Osoby przepytujące pytały o sprawy osobiste, zapisywały adresy i numery telefonów naszych bliskich, dopytywały o poglądy na tematy polityki światowej (np. stosunek do Rosji i wojny w Ukrainie), a także, o czym piszemy w OKO.press. Przesłuchujący prosili o podanie, czy nie mamy wrogów. Magdalenie Chrzczonowicz skonfiskowano telefon, wręczając ulotkę informującą, że nie wiadomo, kiedy go może odzyskać, ale oficerka „ulitowała się” i jednak telefon oddała.

Gdyby Pan Ambasador chciał poznać szczegóły tych zdarzeń, odsyłamy do tekstu w OKO.press, gdzie informujemy także o niniejszym liście do Pana Ambasadora.

Nasuwają się cztery pytania:

  1. Jaki był sens procedury, jakiej zostaliśmy poddani? Czy chodziło o sprawdzenie, czy może wykrycie informacji, które mogłyby sprawić, że nie zostaniemy dopuszczeni do wjazdu ze względu na zagrożenie, jakie możemy stanowić dla USA? Jaki rodzaj zagrożenia wchodził w grę?
  2. Czy jednym z kluczy doboru osób poddanych takiej kontroli na granicy jest zawód dziennikarza? A może chodzi o jakiś szczególny rodzaj dziennikarstwa? Czy dziennikarze są profilowani ze względu na swoje poglądy, czy linię medium, które reprezentują?
  3. Czy profil OKO.press miał tu jakiś znaczenie? Czy nasze krytyczne teksty o polityce obecnego prezydenta USA mogłyby zostać uznane za powód odmowy wjazdu do Stanów Zjednoczonych?
  4. A może taka kontrola ma pełnić funkcję prewencyjną, czyli zniechęcać dziennikarki i dziennikarzy do pisania krytycznie o USA? Czy jednak takie podejście do mediów nie byłoby kontrskuteczne, bo nie zachęci przecież do życzliwej oceny polityki Pańskiego kraju?

Wiemy, że ma Pan Ambasador na głowie wiele spraw najwyższej wagi, ale prosimy o pomoc w wyjaśnieniu, dlaczego spotkały nas nieprzyjemności, które zakłóciły atmosferę uroczystości wręczenia nagrody PIASA w polskim konsulacie w Nowym Jorku.

Z poważaniem

Magdalena Chrzczonowicz, Piotr Pacewicz

Na zdjęciu u góry – prezydent Donald Trump na konferencji prasowej w Białym Domu 27 czerwca 2025. Fot. AFP

;
Na zdjęciu Piotr Pacewicz
Piotr Pacewicz

Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".

Na zdjęciu Magdalena Chrzczonowicz
Magdalena Chrzczonowicz

Naczelna OKO.press, redaktorka, dziennikarka. W OKO.press od początku, pisze o prawach człowieka (osoby LGBTQIA, osoby uchodźcze), prawach kobiet, Kościele katolickim i polityce. Wcześniej pracowała w organizacjach poarządowych (Humanity in Action Polska, Centrum Edukacji Obywatelskiej, Amnesty International) przy projektach społecznych i badawczych, prowadziła warsztaty dla młodzieży i edukatorów/edukatorek, realizowała badania terenowe. Publikowała w Res Publice Nowej. Skończyła Instytut Stosowanych Nauk Społecznych na UW ze specjalizacją Antropologia Społeczna.

Komentarze