Czternastu żołnierzy, którzy zginęli za Ukrainę, wyrusza w ostatnią podróż do domu ciężarówką z napisem “Груз 200” (Ładunek 200). Kieruje Ołeh, ja z nim. Słodki zapach śmierci wcina się w świadomość, ale nie czuję obrzydzenia
Obrońcy Ukrainy giną każdego dnia. Co dzieje się z ciałem żołnierza, kiedy śmierć dosięgnie go na polu walki, w okopie, w szpitalu? Ukraińska dziennikarka Myrosława Iltio opowiada o aspekcie wojny, o którym nie mówi się głośno. Zabiera czytelnika w ostatnią podróż do domu z ukraińskimi bohaterami. Ukraińska wersja tekstu została opublikowana na stronie ukraińskiego portalu hromadske 30 czerwca 2022 roku.
Wsiadamy do samochodu, słońce wschodzi nad Dnieprem. To tutaj przywożone są ciała zmarłych ze strefy frontowej. Stąd są później rozwożone po całej Ukrainie. W mieście znajdują się dwie kostnice: kostnica szpitala Mecznikowa i Nowokodacki oddział dnieprowskiego obwodowego biura badań sądowo-lekarskich. "Czasami w nocy przybywa więcej ciał, niż możemy fizycznie wywieźć. Bohaterowie już się nie spieszą, ale bliscy spieszą się, by ich pochować. A ja muszę im pomóc" - mówi pan Ołeh i naciska pedał gazu.
Ołeh ma 54 lata i ponad 30-letnie doświadczenie jako kierowca. Mieszkał za granicą, prowadził firmę, ale gdy zaczęła się wojna na pełną skalę, wrócił i został zmiennikiem u bardziej doświadczonego w transportowaniu zmarłych Ołeksandra, pseudonim "Buldożer".
Oleksandr transportuje ciała zmarłych od 2016 roku. Podpisał też kontrakt z Siłami Zbrojnymi Ukrainy i rozpoczął oficjalną służbę w ewakuacji "dwusetnych". W 2020 roku zwolnił się z wojska, znalazł pracę w cywilu. Po 24 lutego poprosił właściciela firmy o chłodziarkę, którą przewoził zieleninę do restauracji, a od 27 lutego znowu zajął się zmarłymi. Na początku jeździli razem, ale teraz Ołeh od kilku miesięcy jeździ sam w ramach projektu Sił Zbrojnych Ukrainy "Ewakuacja 200".
Proces przekazywania ciał jest długi. Każdy kierowca daje sanitariuszom listę numerów ー służą do identyfikacji zmarłych. Tym Ołeh przyjechał po 19 ciał. Czternastu Bohaterów wieziemy my, pięciu ー inna ekipa, która pojechała w kierunku zachodnim. Czas wydawania dokumentów i rejestrowania ich w magazynach wynosi około 20-30 minut dla każdego żołnierza. Osobno musimy sporządzić spis rzeczy osobistych.
"Akt zgonu i zaświadczenie o przyczynie zgonu muszą być napisane bezbłędnie, tak, by zgadzały się numery i diagnozy, bo na tej podstawie urząd stanu cywilnego wydaje ostemplowany akt zgonu, z którym bliscy otrzymują odszkodowanie. Aby później nie sprawić nikomu kłopotu, musimy pilnować!” ー wyjaśnia Ołeh. Odbiór 19 pakietów dokumentów zajął mu ponad pięć godzin.
"Czasami przyjeżdżam do kostnicy o ósmej rano, a wychodzę o jedenastej wieczorem. Wtedy są dwie opcje: albo odpocząć przed drogą przez kilka godzin, albo jechać od razu, jeśli ktoś ma zaplanowany pogrzeb, i zdrzemnąć się gdzieś w dzień. Jeśli nie ma planowanego pogrzebu, stawiam samochód z ciałami zaraz na podwórku, jest tu monitoring. Niestety muszę poświęcić przynajmniej kilka godzin na sen, więc nie zawsze mogę przyspieszyć spotkanie z bliskimi.
Wszyscy chcą pochować jak najszybciej, ale trasa może być taka, że jedno ciało jest wożone ponad dobę, zanim oddam wszystkie inne na trasie. A każda godzina oczekiwania to dla bliskich wieczność” ー mówi mężczyzna.
Wszystkie ciała są w workach, w większości czarnych, niektóre w białych. Kierowca tłumaczy: kraj nie był przygotowany na tak ogromne straty, nie było wystarczającej ilości worków i część dostarczył Czerwony Krzyż. Ich torby są lepszej jakości i mają uchwyty.
"Jak się wyjmuje z chłodni śliski worek, to po prostu nie ma za co go ciągnąć, bo pracuje się w gumowych rękawiczkach, śliski celofan bez uchwytu wyślizguje się, czasem pęka i wtedy potrzebny jest kolejny worek, bo ciało po prostu wypada. Wiele z nich jest poważnie zbutwiałych, ponieważ ciało, które w czasie aktywnych działań wojennych leżało na słońcu co najmniej dzień, zaczyna się aktywnie rozkładać"ー tłumaczy Ołeh.
Jeśli Ołeh ma zmiennika, to ładują ciała do ciężarówki zgodnie z trasą dostawy, tak, aby te na górze można było dać w pierwszej kolejności, a reszty nie przekładać. Nie zawsze jednak tak jest: "Jeśli wzięli ciała z jednej kostnicy, szybko je ułożyli, a nam dali więcej, to tych ułożyli już w przypadkowej kolejności, tylko po to, żeby szybko rozjechać się po trasach". Ołeh wzdycha i dodaje: "Przewożę to, co najcenniejsze dla bliskich ー odrobinę czasu, by pobyć ze swoimi zmarłymi".
Kiedyś Ołeh miał rejs z kostnicy w Łozowej. Wdowa po zmarłym poprosiła, by pozwolono jej usiąść obok ciała ukochanego na nadwoziu.
"To, co mogłem zrobić, aby jej jakoś pomóc, to dać jej ten czas. Bo każde ciało to czyjś wszechświat"
ー mówi mężczyzna.
Docieramy do charkowskiej kostnicy: musimy oddać ciało jednego ze zmarłych. Ołeh: "To całe podwórko było wyłożone trupami, leżącymi jeden na drugim. Tu było piekło”.
Na podwórku mężczyzna trzyma za ramiona kobietę w czarnej chuście. Ich piekło jest jeszcze przed nimi ー muszą zidentyfikować krewnego. Poszukiwania czarnej torby z odpowiednim numerem trwają jakiś czas. Sanitariusz ostrzega bliskich, że zmarły nie został natychmiast zabrany z pola walki i dopytuje, jakiego znaku szczególnego należy szukać na ciele.
"Paznokcie na lewej ręce, dwa spłaszczone, jakoś mocno uderzył je młotkiem"ー mówi krewny. Widać, że jest mu źle od zapachów, ale się trzyma. "Boże, spraw, żeby tam była ręka" ー szepcze cicho sanitariusz kostnicy, otwierając worek.
Za kilka sekund prosi, żeby podejść bliżej w celu identyfikacji. Wyciąga rękę. Mężczyzna potwierdza: tak, to są te palce. Zidentyfikowany Bohater zostaje załadowany na nosze, kilka ciał, które trzeba było wyjąć, aby dostać się do jego ciała, pan Ołeh ładuje z powrotem do ciężarówki. Mężczyzna, który przyjął ciało, kuca, zasłaniając twarz rękami.
"Wykonujesz swoją pracę spokojnie. Kiedy ludzie są zdezorientowani, kiedy targają nimi emocje, nie musisz pogłębiać ich stanu swoim rozedrganiem. Po prostu bądź spokojny. Słowa pocieszenia też mogą być denerwujące, czasem wystarczy współczujące spojrzenie, by nie wzbudzać kolejnych emocji u tych, którzy muszą pogodzić się ze stratą" ー mówi mi Ołeh, gdy opuszczamy dziedziniec kostnicy.
[gallery size="large" ids="537047,537048"]
W kilku kolejnych kostnicach nie było krewnych, ciała odbierali medycy i przedstawiciele jednostki wojskowej.
"Jest pragnienie, by bliscy nie widzieli brudnego samochodu z ciałem, by rodzice widzieli, że ich dziecko jest traktowane z godnością i szacunkiem. Nie myślą o tym, ale gdzieś w podświadomości czują się lepiej, gdy auto jest czyste i białe, a nie brudne i śmierdzące. Nie wszystkie myjnie pozwalają nam na umycie samochodu. Nadwozie w środku myjemy sami. Wyjęcie ciała, gdy jest ich więcej niż jedno, to wyzwanie, krewni są przerażeni skalą tragedii, jaką przyniosła nam Rosja" ー opowiada Ołeh.
I dodaje: "Kiedy żołnierze pomagają rozładować ciała, wielu z nich odczuwa silny stres.
Gdzieś w podświadomości wojskowy rozumie: w każdej chwili może znaleźć się w tym nadwoziu, w worku, a ja tak samo przyniosę go do domu, do matki.
Kiedyś śniły mi się worki z trupami, ale to nie był koszmar. Po prostu widziałem kontynuację pracy, tylko dlatego, że widziałem to wszystko przed oczami przez cały dzień".
Telefon Ołeha przez całą drogę nie przestaje dzwonić: telefony z jednostek wojskowych, od krewnych zabitych. Kierujemy się do miejscowości Zołotonosza w obwodzie czerkaskim. Krewni jednego z poległych żołnierzy nie wytrzymują i mówią, że wyjeżdżają nam naprzeciw. Ołeh się zgadza. Gdy się spotykamy, przenosimy ciało nieco dalej od stacji benzynowej ー tak, aby nie szokować kierowców i przypadkowych podróżnych.
W zwykłym samochodzie fotele są wyjęte, bagażnik zaścielony jest nakryciem. Takie samo było u mojej babci na wsi, to bardzo emocjonalny moment. Wszyscy trzej mężczyźni to wojskowi: bracia zmarłego i jego syn. Syn wygląda na nie więcej niż dwadzieścia lat.
Chłopak zakłada gumowe rękawice i pomaga Ołehowi. Już w samochodzie jeszcze raz otwiera worek i przez jakiś czas tylko patrzy na pozbawione życia ciało: wydaje się, że tylko świadkowie powstrzymują go od rzucenia się na pierś ojca.
"Ten żołnierz będzie dziś pochowany, a ci, którzy są w naszym samochodzie, muszą jeszcze pojeździć” ー mówi Ołeh i uruchamia silnik.
W drodze do kolejnej kostnicy uszkodziliśmy koło, więc jedziemy do wulkanizacji.
"Człowiek może wytrzymać, ale samochód częściej się psuje. Średnio w miesiącu przejeżdża 20 tysięcy kilometrów. To dużo, bardzo dużo. Dwa razy w miesiącu wymieniają olej, kosztuje to około 5 tysięcy, a samochodów jest trzy. Potrzebujemy 30 tysięcy miesięcznie" ー mówi Ołeh.
Przez ponad sto dni trzy pojazdy zorganizowane przez Ołeksandra o pseudonimie "Buldożer", przewiozły 400 zabitych. Spaliły w sumie 15 ton paliwa. Benzyny trzeba szukać i ją opłacać przez osobiste powiązania. Kierowcy "Груз 200" kategorycznie nie biorą nic od krewnych ofiar.
"Oni już bardzo drogo zapłacili" ー mówi Ołeh.
Najdłuższy rejs Ołeha to 1300 km w dobę. Jeśli odległość do najbliższego miasta jest duża, musi spać na poboczu w samochodzie z ciałami. Pod fotelem pasażera znajduje się kawa i palnik gazowy. Ołeh prawie nigdy nie kupuje kawy na stacji benzynowej, o obiedzie w kawiarni nie ma mowy.
Po założeniu nowej opony upieram się, że powinniśmy coś przekąsić, Ołeh śmieje się, wyciąga butelkę wody mineralnej, mówi, że czasem to wystarczy.
"Ale pan musi znaleźć czas na jedzenie" ー nalegam.
"A oni ーkiwa sceptycznie głową w stronę nadwozia ー mieli racjonowany obiad? Jedli według harmonogramu?"
Pokonujemy setki kilometrów przy szeroko otwartych oknach. Ołeh nazywa zapach, który towarzyszy nam przez całą drogę, słodkim zapachem śmierci. Przyzwyczaiłam się do niego na tyle, że nie przeszkadza nawet w jedzeniu kanapek. Ołeh też zgadza się na przekąskę, ale nie puszcza kierownicy.
Tymczasem telefon nie przestaje dzwonić. Pytają o zmarłego, którego wieziemy do Buczy. To pułkownik Sztabu Generalnego, pogrzeb zaplanowano na następny dzień. Ołeh jest wyraźnie zdenerwowany: z tyłu ciężarówki leży ciało innego obrońcy, który również ma być pochowany jutro rano. W Buczy oddajemy ciało, Ołeh postanawia przespać się trzy i pół godziny. A potem z Kijowa pojedziemy do Romen w obwodzie sumskim.
Docieramy o dziewiątej rano. Naprzeciw wyjeżdża ojciec, by zabrać nas do kostnicy.
"Czy na jego szyi był tryzub? A kot-samuraj na nodze?" ー pyta przez łzy mężczyzna. Komisarz wojskowy odchodzi jak najdalej - zapach jest nie do zniesienia ー i zapala papierosa. Ołeh próbuje wyciągnąć ciało z samochodu, na pomoc spieszy mu ojciec. Jego poległy Bohater miał 19 lat.
"Przed wyjazdem na front Maksym kupił motocykl. Nie powąchał nawet zapachu ropy" ーmówi mężczyzna. Z torebki z rzeczami wyjmuje dokumenty i zegarek. Długo patrzy na tarczę i wzdycha: "Nawet trzy dni nie nosił prezentu".
W ciężarówce zostały cztery ciała. Jedziemy do kostnic w Niżynie, Czernihowie i Kijowie.
"Marilyn Manson nie pozwala mi zasnąć, gdy prowadzę samochód i chcę spać. Rano mogę puścić muzykę klasyczną" ー Ołeh dzieli się sekretami wytrzymałości i dalej opowiada o swojej pracy.
"Najgorsze dla bliskich ー to zamknięta trumna. Kiedy matki spotykają zamkniętą trumnę, ich pierwsza reakcja - tam nie jest on. A otwierać nie wolno. Czasem przychodzi przedstawiciel jednostki, robi zdjęcie tatuażu i zanosi je do matki. Najstraszniejszy obraz to czarne, pieczone rany po bombach fosforowych. Jak je pokazać matce? Czasem w kostnicy oddają reklamówkę ー jakąś część ręki lub nogi, którą udało im się zebrać po wybuchu. Wkładamy ją do dużego worka sanitarnego i do trumny. Inaczej bliscy nie są w stanie tego wytrzymać"
"A jak pan to znosi?” ー pytam.
"Mój zmiennik musi mieć trzy główne cechy: stabilną psychikę, umiejętność dobrego prowadzenia samochodu i umiejętność życia jak żebrak, bo to zajęcie nie jest płatne. Jeżdżę sam, więc takich osób jest niewiele, ale przecież ktoś musi to robić. Więc dlaczego nie ja?" ー odpowiada Ołeh.
Żegnamy się w stołecznej kostnicy. Dwie doby, 1800 kilometrów i jedna długa rozmowa o trudnej pracy wolontariusza "Ewakuacji 200". Umawiamy się na kolejne spotkanie, ale jeszcze tego samego dnia otrzymuję SMS od Ołeha: "Pani nie widziała jeszcze jednego aspektu naszej pracy: czasami musimy ekshumować ciała i transportować je do dalszego, ponownego pochówku. Jutro na Krasnopilskim cmentarzu".
To cmentarz w Dnieprze. Kupuję bilet na nocny pociąg, a następnego dnia rano spotykamy się ponownie z Ołehem i przedstawicielem brygady, w której służył zmarły. Jedziemy na cmentarz.
Mężczyzna, który miał być ekshumowany, przez miesiąc leżał niezidentyfikowany w kostnicy. Pochowano go przy alei Krasnopilskiego cmentarza wraz z dziesiątkami innych niezidentyfikowanych żołnierzy, ale gdy tylko dopasowano DNA, możliwe stało się pochowanie Bohatera w domu. Jednak pracownicy zakładu komunalnego niespodziewanie odmówili przeprowadzenia ekshumacji: tłumaczyli, że potrzebny jest do tego akt zgonu.
"Nasza ekipa ekshumowała już siedem ciał, nie było podstemplowanego aktu zgonu, ale wszyscy są już zaangażowani, przyzwyczajeni do wojny. To jest ich praca, dochód, ale jednocześnie jest to żal dla bliskich, dla kobiety, która czeka i nie może pochować męża" ー mówi przedstawiciel zespołu. Jest zmuszony telefonicznie poinformować wdowę, że proces będzie opóźniony ze względu na formalności.
Z cmentarza idziemy prosto do kostnicy. Tam poznaję Ołeksandra (słynnego "Buldożera"). Mężczyzna sprowadził z Tarnopola kolejny pojazd ewakuacyjny i właśnie odjeżdża. Tym razem zabiera dziesięć ciał poległych obrońców. Pan Ołeh ー trzynaście.
Tłumaczenie: Krystyna Garbicz.
Komentarze