Z analiz najnowszych badań na temat wojny w Ukrainie wynika, że umowa społeczna Putina z poddanymi: spokojne życie za milczenie - przestała istnieć Zaczęło się od putinowskiej "częściowej mobilizacji" 21 września
Rosyjskim społeczeństwem obywatelskim oraz antywojennym ruchem oporu naprawdę wstrząsnęła ogłoszona 21 września mobilizacja, bezprawna decyzja o aneksji czterech ukraińskich terytoriów oraz okrutny atak na kilka ukraińskich miast w odwecie za naruszenie krymskiego mostu.
Pierwszą reakcją na nowe wojenne ukazy Putina były uliczne protesty (w czasie których zatrzymano blisko 1500 osób) oraz druga podczas rosyjskiej inwazji na Ukrainę tak duża fala migracyjna (szacuje się ją na 400-700 tysięcy osób).
Jednocześnie piątek 7 października przyniósł odrobinę nadziei rosyjskim kręgom aktywistycznym coraz bardziej zmęczonym uderzaniem głową w kremlowski mur. Pierwszą iskrą była decyzja norweskiego komitetu o przyznaniu pokojowej nagrody Nobla Alesiowi Bialackiemu, Memoriałowi oraz Centrum Wolności Obywatelskich.
Tego samego dnia, w 16. rocznicę śmierci Anny Politkowskiej, Rada Praw Człowieka przy ONZ przyjęła rezolucję o stworzeniu monitoringu i specjalnego sprawozdawcy ds. przestrzegania praw człowieka w Rosji.
Rosyjscy działacze organizacji humanitarnych decyzję Rady przyjęli z ulgą, zostały bowiem wysłuchane ich apele z maja i września. Pisali w nich m.in., że ponad 500 podmiotów, osób indywidualnych i organizacji w Rosji jest określane jako "zagraniczni agenci": „W naszym majowym liście do Rady Praw Człowieka członkowie społeczności praw człowieka w Rosji zwrócili uwagę na rosnące represje polityczne w Rosji oraz izolację dyplomatyczną, która niemal uniemożliwia kontakty ze społecznością międzynarodową. Ponieważ sytuacja ta pogarsza się, wzywamy do podjęcia działań międzynarodowych w celu udzielenia nam wsparcia”.
Powołanie specjalnego sprawozdawcy jest odczytywane jako gest solidarności w trudnej walce o pokój w Ukrainie i wolną Rosję.
Rosyjscy aktywiści przyglądając się chaotycznej mobilizacji (czy też "mogilizacji") zauważyli, że w pierwszej kolejności ciężar decyzji Putina dźwigać będą regiony biedniejsze i etnicznie nierosyjskie.
Stamtąd, zdaniem rosyjskiej niezależnej grupy śledczej Conflict Intelligence Team, zajmującej się konfliktami zbrojnymi wywołanymi przez Rosję, najłatwiej wysyła się ludzi do zabijania i na śmierć. W raporcie, analitycy piszą o tej korelacji: „W 23 z 26 regionów, z których powołuje się więcej niż deklarowaną przez Szojgu (ok. 1,1 proc.) część rezerw, dochody ludzi są niższe od poziomu krajowego. Na przykład średni dochód na głowę mieszkańca obwodu pskowskiego wynosi 32 tys. rubli miesięcznie. Na wojnę zostanie stamtąd wysłanych dwa tysiące osób, czyli 1,86 proc. rezerw. W Kałmucji przy średnim dochodzie 22,5 tys. rubli mobilizuje się około 1 tys. mężczyzn (2,2 proc.)”.
Takie proporcje mobilizacji miały uchronić kraj przed masowymi protestami. Nie uchroniły jednak przed pierwszymi przejawami niezadowolenia płynącymi także z regionów, które według tej logiki miałyby milczeć.
Po raz pierwszy od początku wojny głos zabrał przebywający na emigracji naczelny Lama buddyjskiej Kałmucji, Telo Tulku Rinpoche (Erdni Ombadykow), który powiedział: „Uważam, że jest to złe, ta wojna nie jest potrzebna. Żyjemy w XXI wieku – każdy chce żyć spokojnie, pokojowo, każdy kraj chce się rozwijać... Myślę, że strona ukraińska oczywiście ma naprawdę rację – broni swojego kraju, swojej ziemi, swojej prawdy, swojej konstytucji, swoich ludzi. Bardzo trudno jest powiedzieć i przyjąć, że Rosja ma rację. Bardzo trudno to powiedzieć, nie mogę tego powiedzieć”.
Również w innych etnicznie nierosyjskich częściach Rosji wskaźnik mobilizacji przewyższył zapowiadany 1,1 proc., co także sprowokowało protest. Świat obiegły filmy, na których kobiety tańczą osuochaj, tradycyjny jakucki taniec w kole, zamykając w korowodzie policjantów oraz wykrzykując przy tym antywojenne hasła, w tym m.in. „Nie dla ludobójstwa” oraz „Matki przeciwko wojnie”.
Raisa Zubariewa, liderka organizacji Wolna Jakucja, w wywiadach o kobiecym proteście w Republice Sacha sugeruje, że możliwy jest nawet sojusz regionalnych parlamentarzystów z takim ruchem oporu. Także oni rozumieją, że trwająca mobilizacja jest przestępstwem.
Liczebnie był to jeden z większych jakuckich protestów ostatnich lat, liczył około 500 osób, głównie kobiet. Na pytanie o nastroje polityczne w Jakucji oraz o to, czy Jakucja może w przyszłości być niezależnym od Rosji państwem, Zubariewa odpowiada: „Nastrój protestacyjny rośnie z każdym dniem. Czuję to, kiedy przeglądam media społecznościowe, czytam wiadomości i gdy widzę, jak mieszkańcy Jakucji reagują na moje publikacje (…). O tym, czy Jakucja będzie w składzie Federacji Rosyjskiej, czy nie, powinni zdecydować mieszkańcy w referendum”.
Na koniec dodaje, że to referendum powinno być prawdziwe, w przeciwieństwie do zaprojektowanych putinowskich aneksji.
Również w Dagestanie wskaźnik mobilizacji 2,58 proc. przewyższył szojgowskie 1,1 proc. i także tam protestowano ze swadą. Dochodziło do przepychanek z policją, przedstawiciele resortów strzelali ostrzegawczo w powietrze, a tłum podejmował nawet próby odbijania zatrzymanych.
Druga narracja o dyskryminacji w putinowskiej mobilizacji do aspektu klasowo-materialnego dodaje jeszcze rasowo-narodowościowy. Aktywiści na rzecz dekolonizacji Rosji podkreślają, że te same „regiony, które wyślą na wojnę najwięcej rezerwistów, zostały najbardziej poszkodowane jeszcze przed mobilizacją.
Na przykład Dagestan zajmuje pierwsze miejsce pod względem liczby potwierdzonych zgonów w czasie walk w Ukrainie. W ciągu siedmiu miesięcy wojny zginęło tam co najmniej 277 osób.
Śmiertelność młodych mężczyzn w republice wzrosła już ponad dwukrotnie.
Po ogłoszeniu mobilizacji, z Dagestanu na wojnę miało wyruszyć kolejne 15 tys. mężczyzn – 2,5 proc. miejscowych rezerw”.
Podobnie rzecz ma się z Buriacją, z której zmobilizowano 3,66 proc. zasobów. Jest ona na drugim miejscu pod względem liczby oficjalnych ofiar tej wojny, przy wzroście śmiertelności wśród młodych mężczyzn o 93-97 proc. w stosunku do czasów pokoju.
Są to więc przede wszystkim terytoria niegdyś skolonizowane przez Rosję zamieszkiwane częściowo przez nierosyjską, w sensie etnicznym, ludność. Aktywiści i eksperci takich organizacji, jak Wolna Buriacja czy Wolna Jakucja
mówią wprost o kremlowskiej polityce dwóch ludobójstw – wymierzonej w ludność ukraińską oraz skierowanej na rdzenne i małe już narody wewnątrz Federacji.
O konieczności dekolonizacji Rosji dyskutują demokratyczne organizacje narodowowyzwoleńcze, których od początku wojny powstaje coraz więcej. Dynamicznie działa, głównie na emigracji, Forum Wolnych Narodów Rosji. Ma jasny cel: podzielenie Rosji zgodnie z zasadą deimperializacji, dekolonizacji, deputinizacji, demilitaryzacji i denuklearyzacji starej Federacji: „Cele Forum to rekonstrukcja i transformacja Rosji, rozwój gospodarczy i polityczny obszarów i regionów odrębnych historycznie i kulturowo, pełna realizacja praw i wolności obywatelskich, dobrobyt społeczny narodów.
Uczestnicy Forum zastanawiają się, jak tworzyć przejściowe administracje i rządy w postputinowskich niepodległych państwach Rosji, dyskutują, jak minimalizować ryzyko niekontrolowanego upadku w kluczowych sektorach gospodarki, pracują nad nową architekturą bezpieczeństwa zbiorowego w Europie oraz opracowują politykę pokojowego, dobrosąsiedzkiego współistnienia nowo niepodległych republik Rosji i państw ościennych”.
Marzenia o regionalizacji i PostRosji są coraz śmielej wypowiadane i omawiane na uchodźstwie. Idee te przenikają też coraz szerzej także za sprawą popkultury, a przynajmniej jej antywojennego segmentu.
Na przykład pochodzący z Petersburga Oxxxymiron, jeden z popularniejszych rosyjskich raperów, ostatni antywojenny utwór „Ojda” zaczyna od deklaracji: „Mówią, zacznij od siebie, więc zabiłem w sobie imperium”, a na koniec rzuca „Ingria będzie wolna”.
To odwołanie do historycznej krainy nad rzeką Newą, między jeziorami Pejpus, Ładoga i Zatoką Fińską, z zamieszkiwaną kiedyś przez Iżorów stolicą w Nyen, czyli dzisiejszym Petersburgiem. Hasło Oxxxymirona nie jest przypadkową fantazją. Raper nawiązuje do debat rosyjskiej opozycji na uchodźstwie. Z doświadczenia lat 90. w Rosji i pacyfikacji Czeczenii, Inguszetii i Tatarstanu (które początkowo nie podpisały umowy o układzie federacyjnym po rozpadzie ZSRR) wyciągnęła ona taki wniosek, że trzeba doprowadzić do rozdrobnienia terytorium FR i wyjść spod supremacji moskiewskiego reżimu.
Niedużych rozmiarów Republika Moskiewska miałaby zresztą przyjąć biało-lazurowo-białą pacyfistyczną flagę, symbol aktualnych protestów.
Niemały entuzjazm wśród rosyjskiego ruchu oporu wywołały antywojenne deklaracje Ałły Pugaczowej, ikony sowieckiej estrady, diwy popularnej również po rozpadzie ZSRR. Publicznie posprzeczała się ona o stosunek do rosyjskiej agresji na Ukrainę m.in. z Nikitą Michałkowem – drugą postsowiecką ikoną rosyjskiej kultury.
Chociaż o wystąpieniu Pugaczowej nie pisały i nie mówiły media reżimowe, to szeroko komentowały to plotkarskie portale, które dotychczas opisywały skandale obyczajowe z piosenkarką w roli głównej.
Wśród rosyjskich aktywistów obudziło to nadzieję, że przekaz dotrze do części rozległego audytorium Pugaczowej, które przecież może w dużej mierze pokrywać się z wyborcami Putina.
Co znamienne, diwie za żadnego reżimu w Rosji nie żyło się źle. Śpiewała o miłości i dostarczała ludziom niezobowiązującej rozrywki. Ale czasy niepisanego konsensusu społecznego, że władza zapewnia rozrywkę i względną ekonomiczną stabilność, a lud nie zajmuje się polityką, powoli się kończą - wraz z mobilizacją.
Ludzie dosłownie poczuli oddech śmierci na ramieniu.
Dotychczas lojalna wobec władz ulubienica telewidzów poprosiła ministerstwo sprawiedliwości o włączenie „w poczet zagranicznych agentów mojego ukochanego kraju, jako że jestem solidarna ze swoim mężem, uczciwym, porządnym i szczerym człowiekiem, prawdziwym i nieprzekupnym patriotą rosyjskim, pragnącym dla Ojczyzny rozkwitu, pokojowego życia, wolności słowa i zakończenia skazywania naszych chłopaków na śmierć w imię iluzorycznych celów, które czynią z naszego kraju wyrzutka i komplikują życie naszych obywateli”. Był to gest solidarności z komikiem Maksimem Gałkinem, chwilę wcześniej ogłoszonym "zagranicznym agentem" za przyjmowanie honorariów twórczych z Ukrainy.
Nie ma wątpliwości, że milcząca np. w sprawie aneksji Krymu w 2014 roku Ałła Pugaczowa, która zaraz po internetowej awanturze wyemigrowała do Izraela, nie stanie się raczej przywódczynią powstania.
To zadanie dla aktywistów, lokalnych niezależnych polityków i dziennikarzy oraz obywateli, którzy praktykują codzienny opór. Dalej więc płoną wojskowe komendy uzupełnień: 9 października w Baszkirii, 6 października w Kraju Krasnodarskim, czy w Urupińsku w obwodzie Wołgogradzkim z 26 września.
Liczba przypadków podpaleń wojenkomatów znacznie wzrosła po 21 września.
Jeśli do tej daty mówiło się o 24 pożarach łącznie, to od ogłoszenia mobilizacji wiadomo o kolejnych 23.
Poza tym ludzie wciąż wychodzą na jednoosobowe protesty, jak np. Władimir Michajłow, deputowany lokalnej dumy w Kostromie, który w akcie protestu przeciwko obstrzałom ukraińskich miast 10 października stał z kartką:
„Władimirze Putinie, proszę zatrzymać to szaleństwo! Jestem przeciw ostrzeliwaniu pokojowych miast!”.
Kolektywy aktywistyczne wydając własne materiały informacyjne, jak np. "Kobieca prawda”.
Uczestniczki Feministycznego Antywojennego Ruchu Oporu dobrze rozumieją znaczenie takich działań. „Nasza gazeta, sądząc po wzruszających listach czytelniczek, jest dla niektórych dosłownie jedynym źródłem informacji. Nie spodziewałyśmy się takiej odpowiedzialności, ale teraz z numeru na numer sprawiamy, że materiały są jeszcze ciekawsze, bardziej przydatne i mają wysoką jakość. Czytają nas kobiety w bardzo małych wioskach, za co jesteśmy wdzięczne naszym działaczkom i czytelniczkom, które drukują gazety i przekazują ją swoim bliskim”.
Pierwsze analizy najnowszych badań na temat wojny w Ukrainie zdają się ostrożnie potwierdzać hipotezę o złamanym konsensusie społecznym. Po pierwsze znacznie wzrosło zainteresowanie wojną, osiągając najwyższy poziom od jej początku (najwyższy skok odnotowano wśród młodych między 24-39 rokiem życia).
Podobny wyraźny wzrost odnotowuje pytanie o niepokoje związane z wojną. Wśród tych samych młodych zaniepokoiło się o 25 pkt proc. więcej pytanych niż jeszcze miesiąc temu.
Okazuje się, że wojna nie jest już oddaloną „specjalną operacją”, a realną walką, nie do końca jasne, o co. Czasy wygodnego eskapizmu minęły.
Rosjanie też nie są już tak przekonani o sukcesach wojny. Udaną nazywa ją już tylko 53 proc. respondentów. To pierwsze pęknięcia, ale niezależni badacze społeczni widzą w nich potencjał na duży rozłam. Widać, że zarówno dotychczasowi zwolennicy rzekomo „sprawiedliwej wojny” oraz zwykli konformiści zaczęli się zastanawiać. Jeśli część z tej grupy dołączy do przeciwników wojny, to ci nie będą już mniejszością. Czas jednak pokaże, jakie są na to szanse.
Badaczka współczesnej literatury i kultury rosyjskiej oraz ich związków z polityką. Socjolożka, tłumaczka. Pracuje w Instytucie Slawistyki PAN.
Badaczka współczesnej literatury i kultury rosyjskiej oraz ich związków z polityką. Socjolożka, tłumaczka. Pracuje w Instytucie Slawistyki PAN.
Komentarze