„Sakiewicz był najbardziej namolny. Kiedyś dostałem informację, że mam się przygotować, bo facet jedzie do ministra po pieniądze. Ściągał kasę na bezczela” – Tomasz Mraz zdradza OKO.press kulisy działania Funduszu Sprawiedliwości w czasach PiS
Prokuratora Krajowa chce, by były wiceminister sprawiedliwości Marcin Romanowski (na zdjęciu po lewej stronie) odpowiedział za 11 zarzutów, w tym za udział w zorganizowanej grupie przestępczej, która mogła wyprowadzić z Funduszu Sprawiedliwości aż 12 mln złotych.
Tomasz Mraz to były dyrektor Departamentu Funduszu Sprawiedliwości w Ministerstwie Sprawiedliwości. W czasach władzy Prawa i Sprawiedliwości Mraz był bliskim współpracownikiem byłego wiceministra Marcina Romanowskiego z Suwerennej Polski, a także samego Zbigniewa Ziobry. Mraz jest również jedną z osób podejrzanych przez prokuraturę w związku z nieprawidłowościami w Funduszu Sprawiedliwości, a obecnie świadkiem oskarżenia w tej sprawie.
Publikujemy jego opowieść o czasach, gdy pracował w samym środku systemu nastawionego na budowanie z publicznych środków Funduszu Sprawiedliwości zaplecza do działalności politycznej najpierw Solidarnej, a później Suwerennej Polski. Jego słowa traktujemy z ostrożnością, konfrontując je z bohaterami jego opowieści oraz faktami opisanymi przez media, w tym przez OKO.press.
Zdajemy sobie sprawę, że Tomasz Mraz może mieć interes procesowy w tym, by umniejszać swoją rolę w procederze dotyczącym Funduszu Sprawiedliwości, a uwypuklać znaczenie innych postaci i zdarzeń z jego opowieści, natomiast poznanie mechanizmów działania i ujawnienie faktów dotyczących wydawania budżetowych środków z Funduszu bezsprzecznie leży w interesie publicznym. Na korzyść wiarygodności Mraza działają również zebrane przez niego materiały, również w formie audio, a także fakt, że śledczy traktują go jako wiarygodnego świadka w tej sprawie.
Tomasz Mraz deklaruje gotowość powtórzenia wszystkiego, co nam mówi, przed sądem.
„Cieszę się, że mogę wreszcie porozmawiać z OKO.press, mówiąc prawdę. Bo to m.in. ja kiedyś przygotowywałem odpowiedzi na wiele waszych pytań. Niestety cenzura nałożona na nas – urzędników – przez kierownictwo resortu wypaczała przygotowaną przez nas treść odpowiedzi. Często kierownictwo kazało przygotowywać nam odpowiedzi absurdalnie bez związku z treścią zadawanych pytań” – zaczyna opowieść o Funduszu Sprawiedliwości Tomasz Mraz
Tomasz Mraz:
„W okolicy 2017 roku Najwyższa Izba Kontroli stwierdziła w raporcie pokontrolnym, że o możliwości uzyskania pomocy świadczonej w ramach Sieci Pomocy Pokrzywdzonym Przestępstwem wie zbyt mała liczba potencjalnych beneficjentów. I faktycznie do 2018 roku promocja Funduszu Sprawiedliwości była marginalna. Poza corocznym Tygodniem Pomocy Pokrzywdzonym Przestępstwem niewiele się działo. Dlatego opinia w raporcie NIK stała się idealnym pretekstem, który był później wielokrotnie wykorzystywany jako uzasadnienie do nieracjonalnego i w mojej opinii często sprzecznego z prawem wydawania środków Funduszu na jego reklamę”.
Sprawdzamy. W raporcie NIK z drugiej połowy 2017 roku faktycznie znajdujemy fragment o niskiej rozpoznawalności Funduszu: „Najczęstszym źródłem informacji o jego istnieniu i działalności nie są właściwe instytucje, ale rodzina i znajomi. Brak jest wiedzy o oferowanym przez organizacje wsparciu również w środowiskach lokalnych. Brak jest skutecznych akcji promocyjnych, a w 2016 roku i w pierwszej połowie 2017 roku nie wykorzystano środków Funduszu dla prowadzenia jakichkolwiek akcji informacyjnych” – czytamy w raporcie.
Tomasz Mraz:
„Gdy ruszyła machina wydawania pieniędzy na reklamę w mediach, w zespole promocyjnym Funduszu pracowały trzy osoby. Byliśmy ofiarami tego, co tam się działo. To nasz szef, wiceminister Marcin Romanowski (na zdjęciu powyżej), mówił nam, z którą firmą medialną i na jaką sumę mamy zawrzeć umowy. Pamiętam, że pierwsze cztery umowy promocyjne zawarliśmy z Onetem, WP, Time SA i Fratrią".
Od redakcji. OKO.press pisało już o kwotach, jakie trafiały do ww. mediów – tekst na ten temat przeczytacie tutaj. Poniżej znajdą państwo również tabelę z bezpośrednimi umowami, które Fundusz zawarł z mediami od 2019 roku.
Tomasz Mraz:
"Z Telewizją Trwam ojca Rydzyka minister Ziobro bardzo chciał zawrzeć umowę promocyjną, żeby ich dodatkowo wesprzeć, ale nie mogliśmy tego zrobić bezpośrednio, bo są nadawcą społecznym i regulacje tego zabraniają. Dlatego środki otrzymywała Fundacja Lux Veritatis w ramach dotacji przyznanej na przeciwdziałanie przyczynom przestępczości – produkowali audycje w telewizji Trwam, a ich gośćmi bywali politycy Solidarnej Polski”.
„Czy jakieś medium mogło dostać pieniądze z Funduszu, przychodząc do nas z własnej inicjatywy? Nie. Zresztą jakakolwiek skuteczna inicjatywa reklamodawcza prawie nigdy nie wyszła od urzędników Funduszu Sprawiedliwości, zawsze od szefostwa – ministrów Romanowskiego lub Ziobry, ewentualnie od Miłosza Horodyskiego – to szara eminencja, człowiek o znacznych kontaktach, cieszący się w pewnym okresie dużym zaufaniem ministra Ziobry i pani Patrycji Koteckiej.
Pamiętam jedną sytuację, gdy to my zaproponowaliśmy szefostwu reklamodawcę, to było w 2020 lub 2021 roku. Wtedy jeden z polskich wydawców krzyżówek zwrócił się do nas z ofertą promowania Funduszu Sprawiedliwości. To było dla nas idealne medium – trafia do osób starszych, podatnych na różnego rodzaju przestępstwa, oszustwa, materiał jest poczytny, przekazywany od osoby do osoby… Miało to kosztować nieduże pieniądze, ale minister nie wyraził zgody.
Raz udało się nam coś zaproponować skutecznie, ale promocja nie doszła do skutku – mieliśmy mieć reklamę w postaci lokowania produktu w serialu „Barwy szczęścia”. To byłby hit – miało to kosztować wielokrotnie mniej, niż jakakolwiek umowa z dużymi portalami, jeden odcinek oglądało wtedy 4 mln ludzi. Ale wybuchła pandemia Covid i plany się sypnęły. Szkoda.
Byliśmy tak pozbawieni możliwości wyboru i decyzji, że to nawet minister Romanowski decydował o tym, czy np. przyznać patronat kołu naukowemu. Ja nie podejmowałem żadnej takiej decyzji.
W zależności od roku, w latach 2019-21 na pomoc osobom pokrzywdzonym przestępstwem przypadało między 60 a 80 mln zł rocznego budżetu, przy założeniu, że żaden z podmiotów nie będzie zwracał środków. Z tego, na budżet reklamowy rocznie przekazywano od 15 do 30 mln. W roku kampanijnym dobijaliśmy z tego co pamiętam nawet do 45 mln”.
Sprawdzamy. Umowy bezpośrednie z mediami oraz umowy wykonawcze do ramowych, do których dotarło OKO.press i które potem opublikowało Ministerstwo Sprawiedliwości, kosztowały Fundusz Sprawiedliwości tylko w roku wyborczym 2019 aż 29,5 mln zł. Ale dane te są prawdopodobnie niepełne – obejmują okres od marca do grudnia 2019.
Wg raportu NIK z 2021 roku, od 1 stycznia 2018 do 30 października 2020 roku, tylko 34 proc. z 681,4 mln zł dotacji wydanych w tym okresie trafiało „na pomoc świadczoną bezpośrednio osobom pokrzywdzonym przestępstwem”, a 4 proc. – na pomoc postpenitencjarną – a te cele FS miał pierwotnie głównie realizować.
Tomasz Mraz:
„Problemem nie było to, że się promujemy, ale ilość środków przeznaczonych na tę promocję i promowanie się praktycznie wyłącznie w mediach z określonego, przyjętego przez kierownictwo ministerstwa klucza. Budżet promocyjny był większy, niż środki np. na pomoc psychologiczną.
Wielokrotnie rozmawiałem z ministrem Romanowskim, mówiąc, że te miliony, to było przepalanie pieniędzy. Prosiłem go, by ograniczyć ilość tych środków. Kiedy była tworzona sieć pomocy pokrzywdzonym na lata 2021-23, sugerowałem wielokrotnie, by zwiększyć pulę środków między innymi na pomoc psychologiczna kosztem właśnie budżetu promocyjnego. Bezskutecznie.
To były zdecydowanie zbyt duże stawki i zbyt duże nasycenie promocji.
Nie było to również w żaden sposób celowane do określonej grupy odbiorców.
Puszczanie naprzemiennie ciągle tych samych spotów promocyjnych bez jakiejś głębszej refleksji było moim zdaniem marnotrawstwem.
Liczba umów Funduszu z mediami w niektórych regionach była nieproporcjonalnie duża. Pamiętam, że np. umowę z Grupą Wydawniczą Słowo (wydawcą m.in. „Słowa Podlasia” – red.) bardzo mocno pchał minister Romanowski. Chciał, byśmy szybko i sprawnie zawarli tę umowę. Tak się składa, że w 2019 roku Romanowski kandydował w wyborach parlamentarnych z okręgu siódmego, w dużej części pokrywającego się z zasięgiem terytorialnym „Słowa Podlasia”. Ale do Sejmu wtedy Romanowski i tak się nie dostał”.
Sprawdzamy. Grupa Wydawnicza Słowo w sierpniu i wrześniu 2019 roku, a więc tuż przed wyborami parlamentarnymi, podpisała umowy z Funduszem Sprawiedliwości na ponad ćwierć miliona zł.
Tomasz Mraz:
„»Super Express« raz w 2019 roku wydrukował dodatek będący laurką dla polityków Solidarnej Polski. To też w ramach umowy promocyjnej Funduszu. Politycy Solidarnej Polski rozdawali go na swoich wiecach wyborczych".
Sprawdzamy. Dom mediowy Clickad Interactive otrzymał z Funduszu Sprawiedliwości 345 tys. 630 zł na reklamę w „Super Expressie”, na podstawie umowy wykonawczej nr 1, która miała zostać wykonana od 9 do 21 października 2019 roku. Wybory odbyły się w połowie tego okresu tj. 13 października. Z kolei tuż po nich – 15 października – zaczęła obowiązywać inna umowa wykonawcza (poprzez dom mediowy Media Group) o wartości 105 tys. 706,2 zł, przeznaczona na „broszury” – czytamy w dokumencie, do którego dotarło OKO.press. Nie wiemy jednak, czy w zawartych umowach chodzi o dodatek do „Super Expresu”, o którym mówi Mraz.
Tomasz Mraz:
„Jak powinna wyglądać taka promocja? Powinniśmy zlecić badanie albo ekspert medialny powinien przeprowadzić analizę, w jakich mediach i w jakiej formie powinien być promowany Fundusz Sprawiedliwości. Coś takiego było robione, ale post factum – antydatowane uzasadnienie dla faktycznych wydatków.
W toku mojej pracy w ministerstwie było wiele sytuacji, w których minister Ziobro lub Romanowski powiedzieli nam, że mamy zawierać umowy z małymi, lokalnymi portalami, stacjami radiowymi. To sami politycy Solidarnej Polski dostarczali nam te listy mediów, z którymi mieliśmy zawrzeć umowę. Np. portal Nasz Racibórz polecał Michał Woś, media z Podkarpacia wyznaczał minister Warchoł, a media szczecińskie – Darek Matecki.
Kontaktował się z nimi i zbierał oferty już Miłosz Horodyski, on też post factum pisał uzasadnienia dla tych promocji.
My byśmy takich małych mediów sami nawet nie znaleźli. Zresztą, jaką one mają poczytność lub oglądalność? Ale od ministra Romanowskiego dostaliśmy dyspozycję, że mamy zawrzeć umowy z tymi mediami. I zawieraliśmy je”.
Od redakcji. Te umowy z ponad 50 lokalnymi mediami opisaliśmy w publikacji OKO.press. Wysłaliśmy zapytania na adresy email posłów/ biur poselskich Mateckiego, Wosia i Warchoła z pytaniem, czy wskazywali media lokalne, w których miał się reklamować Fundusz Sprawiedliwości. Czekamy na odpowiedzi.
Dzwoniliśmy do byłego wiceministra Romanowskiego – nie odbierał. Wysłaliśmy mu SMS-em pytania, czy prawdą jest, że to głównie on i Zbigniew Ziobro wskazywali, z jakimi mediami i na jakie kwoty zawierano umowy na promowanie Funduszu Sprawiedliwości. Pytaliśmy też, czy on wskazywał media lokalne, z którymi planowano podpisać umowy. Nie dostaliśmy odpowiedzi.
TVN24 ujawnił w maju 2024 nagrania, na których wiceminister Romanowski rozmawia z Dariuszem Mateckim (szef wówczas Solidarnej Polski na Pomorzu Zachodnim), Tomaszem Mrazem i Mateuszem Wagemannem (wówczas wicewojewoda zachodniopomorski) właśnie o reklamach w mediach lokalnych. Padają miejsca, gdzie reklamy mają się ukazać: Słupsk, Podlasie, Suwałki, Zielona Góra... „Fundamentalne jest to, żeby wyglądało, że rzeczywiście było zrealizowane w sposób niebędący promocją kogokolwiek z Solidarnej Polski” – wydawał dyspozycje Romanowski.
Tomasz Mraz:
„Były dwa tryby zawierania umów promocyjnych.
Po pierwsze, umowa ramowa zawierana z agencją reklamową. Mogliśmy z wcześniej określonego katalogu, zrealizować to, co chcemy. Agencje wyłonione w przetargu mogły zaproponować swój sposób wykonania tego zlecenia i to one zawierały umowy bezpośrednie z mediami.
Po drugie, zakup czasu antenowego od dostawcy audiowizualnych usług mediowych. To procedura wyłączona z postępowania przetargowego więc mogliśmy działać szybko. A ministrowi Ziobro na tym czasem zależało. Tak było np. z Tomaszem Sakiewiczem. Mieliśmy na to na przykład dwa dni. I zawieraliśmy umowy w tak ekspresowym tempie.
To Sakiewicz był też najbardziej namolny.
Kiedyś dostałem informację, że mam się przygotować, bo Sakiewicz jedzie do ministra po pieniądze. Ściągał kasę na bezczela. Kiedy kończył się proces realizacji zamówienia, potrafił tego samego dnia dzwonić do ministra Romanowskiego, Ziobry, albo Horodoskiego z pytaniem: gdzie są pieniądze. Albo mówił, że pójdzie do pani Patrycji i nagada jej, jak my zawieramy te umowy.
Tymczasem termin płatności wynosił 14 albo 21 dni i do tego czasu te środki miały być na lokatach krótkoterminowych, by zarabiać. Więc po takim telefonie Sakiewicza, główna księgowa musiała zrywać lokaty terminowe, by wypłacić mu pieniądze natychmiast”.
Od redakcji. Tomasz Sakiewicz nie odebrał naszego telefonu. SMS-em zapytaliśmy go, czy to prawda, że domagał się tak szybko dużych płatności od Funduszu Sprawiedliwości, mimo że terminy były znacznie dłuższe. „Zawsze chcemy, żeby klienci realizowali płatności jak najszybciej. Tej sytuacji konkretnej nie pamiętam, ale jeśli to prawda, dam premię działowi windykacji” – odpisał nam Sakiewicz.
Mraz kontynuuje opowieść:
„Sam nigdy nie uczestniczyłem w konszachtach i dealach z mediami, poza tym, że mieliśmy wykupić czas antenowy u kogoś i tym się zajmowaliśmy. Ale wiem, że była jakaś dźwignia na redakcje i musiała istnieć możliwość wpływania na treść artykułów. Wiem, że pani Patrycja – wówczas dyrektor ds. marketingu w Link4 – dzwoniła do mediów”.
Od redakcji. Rolę Patrycji Koteckiej, prywatnie żony Zbigniewa Ziobry, w kontaktach z mediami opisywaliśmy w OKO.press w 2020 roku. „Był taki przykaz, że jak piszemy teksty na temat resortu i Ziobry, to trzeba je konsultować z Kotecką” – opowiadał nam wtedy jeden z byłych pracowników Wirtualnej Polski. Kotecka stanowczo zaprzeczała wówczas, że pełniła taką rolę, jej odpowiedź przeczytacie państwo poniżej.
Tomasz Mraz:
„A propos mediów – poznałem jednego Suwarta (Krzysztof Suwart to pseudonim, jakim były podpisywane teksty przychylne politykom Solidarnej Polski w Wirtualnej Polsce, gdy szefem portalu był Tomasz Machała. Fakt, że Suwart to postać fikcyjna, ujawniło OKO.press – red.). Szukaliśmy kogoś medialnego, by go zatrudnić w Funduszu Sprawiedliwości – minister kazał. Okazało się, że zastępcą dyrektora w Departamencie Strategii Funduszy Europejskich jest żona dziennikarza WP, bliska znajoma Romanowskiego. I tak zawarliśmy umowę z Krzysztofem Jakubiakiem-Mirończukiem. To Romanowski mówił mi, że on był Suwartem, gdy został już pracownikiem Funduszu Sprawiedliwości”.
Od redakcji. Pod koniec maja opisała to „Gazeta Wyborcza”, a Ministerstwo Sprawiedliwości potwierdziło, że taka osoba była rzeczywiście opłacana z Funduszu. Mirończuk do maja tego roku nadal współpracował z Wirtualną Polską, pisząc dla niej teksty sponsorowane. Po publikacji „Wyborczej”, WP rozwiązała z nim umowę.
W rozmowie z nami Mirończuk zaprzecza niektórym informacjom Mraza: „Nie jestem Krzysztofem Suwartem i nigdy nie byłem. Sprawdzałem i nie znalazłem swojego tekstu, który bym tak podpisał. Ale oczywiście w Wirtualnej Polsce realizowałem mnóstwo zleceń dla spółek skarbu państwa – Orlenu, KGHM, CPK oraz instytucji wdrażających fundusze europejskie” – tłumaczy.
Podkreśla, że w WP nigdy nie pisał artykułów jako dziennikarz i od lat już nim nie jest. „Jestem marketingowcem i dlatego pisałem teksty reklamowe. Problem był taki, że WP wtedy nie oznaczała takich tekstów jako sponsorowane, ale to nie ode mnie zależało” – dodaje.
Potwierdza, że był też copywriterem bezpośrednio dla Funduszu, ale twierdzi, że nie zawdzięcza tej pracy poleceniom swojej żony. „Maciej Romanowski jest jej znajomym z czasów studiów, ale ja go wtedy też poznałem. Widzieliśmy się zresztą też w WP – doskonale wiedział, gdzie pracuję, więc gdy szukali copywritera to mnie skojarzył. Żona dawała tylko rodzaj dodatkowego zaufania do mnie” – tłumaczy Krzysztof Mirończuk.
Tomasz Mraz:
„W 2019 roku do Wirtualnej Polski poszły duże pieniądze, ale ta współpraca nie spełniła oczekiwań kierownictwa, dlatego później te kwoty były już mniejsze. Potem Ziobro i Romanowski zlecili analizę artykułów o pozytywnym, neutralnym i negatywnym charakterze”.
Od redakcji. Tę analizę opisało OKO.press. Faktycznie jej wyniki nie były zbyt optymistyczne dla polityków Solidarnej Polski (obecnie Suwerennej Polski) – pompowanie pieniędzy do tego portalu, na dłuższą metę nie przyniosło pożądanych dla polityków rezultatów.
Mraz:
„Odszedłem z Funduszu Sprawiedliwości w 2022 roku. Chociaż odejściem tego nazwać nie można – otrzymałem na to zgodę i została mi od razu znaleziona inna posada w strefie wpływów ministra, tak, żebym ciągle był pod ręką i tkwił w tym bagnie. Miałem tego dość od samego początku, ale nie mogłem odejść. Był to układ, z którego – gdy się pozna jego mechanizmy – nie można się wycofać. Jedyne co mi pozostało, to dokumentować nieprawidłowości, by kiedyś w przyszłości móc je ujawnić.
Co bulwersowało mnie najbardziej? To, że gdyby nie ci politycy i całe kierownictwo ministerstwa, to my urzędnicy prowadzilibyśmy ten Fundusz dobrze, służąc państwu polskiemu. Naprawdę wystarczy nie wyciągać ręki po publiczne pieniądze, by nie zrujnować wspaniałej idei”
– kończy opowieść Mraz.
Zadzwoniliśmy do Miłosza Horodyskiego, by usłyszeć jego wersję tego, co działo się w Funduszu. Najpierw nie chciał odpowiadać na pytania i dopiero po wielokrotnym dopytywaniu, zdecydował się odpowiedzieć na niektóre.
Nie zgodził się na cytowanie jego wypowiedzi – stąd podajemy nie jego cytaty, ale wierne omówienia jego słów. Horodowski nie zgodził się też na podawanie jego tożsamości, twierdząc, że jest „osobą prywatną”. Ale OKO.press opisuje jego działalność jako osoby publicznej – urzędnika uczetniczącego w dysponowaniu milionami z publicznych pieniędzy, mamy więc prawo podawać te dane opinii publicznej.
W trakcie krótkiej rozmowy telefonicznej Horodyski kilkukrotnie groził dziennikarzowi OKO.press:
Horodyski potwierdził, że pracował nie tylko w Ministerstwie Sprawiedliwości, ale w sumie w trzech ministerstwach jako ekspert ds. promocji i marketingu. Nie zatrudniał go Zbigniew Ziobro, bo działał tam w ramach służby cywilnej i postępowania konkursowego.
Czy antydatował analizy uzasadniające promocję Funduszu w danym medium? Nie chce odpowiedzieć na to pytanie, twierdząc, że to bzdury. Potwierdza tylko, że przygotowywał analizy na potrzeby ministerstwa, zlecane mu przez osoby upoważnione.
Horodyski zaczynał karierę zawodową jako dziennikarz. W 2006 roku prezes Radia Kraków zwolnił go, bo zajmując się polityką lokalną, nie poinformował, że jego żona startuje w wyborach do Rady Miasta. Także zespół redakcyjny ostro i publicznie skrytykował Horodyskiego – napisali, że w swoich materiałach „manipulował faktami” oraz bez zezwolenia przełożonych w Radiu nagrał w studiu reklamy wyborcze kandydatów PiS.
Horodyski wrócił do Radia Kraków w 2016, gdy stery przejęło PiS. I to było to tylko jedno z wielu jego stanowisk w spółkach skarbu państwa lub instytucjach podległych PiS w czasach „dobrej zmiany”. Został m.in. dyrektorem marketingu i PR w Alior Banku, członkiem rady nadzorczej Ruch SA, kierownikiem agencji producenckiej w TVP Kraków, koordynatorem ds. komunikacji i PR w Grupie Lotos... Magazyn „Press” opisał Horodyskiego jako jednego z PR-owców PiS, który wspierał swoją pracą rząd Morawieckiego, oficjalnie będąc zatrudnionym w spółkach skarbu państwa kontrolowanych przez ówczesną władzę.
Po cyklu artykułów krakowskiej „Gazety Wyborczej” opisującej działalność Radia Kraków, w tym Horodyskiego, ten wytoczył naczelnemu lokalnej GW – Michałowi Olszewskiemu – proces karny, sięgając po słynny art. 212 kk. Przewiduje on karę do roku ograniczenia wolności za pomówienie. Opisując jego kontrowersyjną działalność w Radiu, „Wyborcza” podała m.in., że mimo tragicznej sytuacji finansowej stacji, Horodyski dostawał za współprowadzenie audycji Gazety Polskiej aż 8.4 tys. zł. GW prawomocnie wygrała ten proces.
Ślązak, z pierwszego wykształcenia górnik, potem geograf, fotoreporter, szkoleniowiec, a przede wszystkim dziennikarz, od początku piszący o podróżach i rozwoju, a od kilkunastu lat głównie o służbie zdrowia i mediach. Zaczynał w Gazecie Wyborczej w Katowicach, potem autor w kilkudziesięciu tytułach, od lat stały współpracownik PRESS, SENS, Służba Zdrowia. W tym zawodzie ceni niezależność.
Ślązak, z pierwszego wykształcenia górnik, potem geograf, fotoreporter, szkoleniowiec, a przede wszystkim dziennikarz, od początku piszący o podróżach i rozwoju, a od kilkunastu lat głównie o służbie zdrowia i mediach. Zaczynał w Gazecie Wyborczej w Katowicach, potem autor w kilkudziesięciu tytułach, od lat stały współpracownik PRESS, SENS, Służba Zdrowia. W tym zawodzie ceni niezależność.
Komentarze