Podczas pierwszego czytania ustawy o Narodowym Instytucie Wolności opozycja jednym głosem krytykowała PiS. "Nie dobijajcie organizacji pozarządowych jak sądów", "to zamach na społeczeństwo obywatelskie", "wasze instytucje są jak z Orwella", "chcecie zniewolić organizacje pozarządowe, tak by realizowały wasze cele". To nie wystarczy, by zatrzymać PiS
Wbrew protestom organizacji pozarządowych 17 czerwca 2017 roku Rada Ministrów przyjęła projekt ustawy o powołaniu Narodowego Instytutu Wolności - Centrum Rozwoju Społeczeństwa obywatelskiego i skierowała go do Sejmu. Rządowa agencja ma kontrolować pieniądze dla trzeciego sektora. Nieograniczone kompetencje dyrektora centrum i jego zwierzchnika - przewodniczącego Komitetu ds. Pożytku Publicznego w randze wiceministra - pozwolą na uznaniowe i polityczne decyzje przy przyznawaniu dotacji. To milowy krok na drodze do kontroli sektora obywatelskiego i pozbawienia go fundamentu - niezależności.
Dodatkowo, zmiany organizacyjne - przenoszenie kompetencji z ministerstwa do rządowej agencji - mogą stworzyć wyrwę w finansowaniu NGO i zablokować, a nawet pogrzebać ich działanie na kilkanaście miesięcy.
Organizacje pozarządowe apelowały do posłów i posłanek o odrzucenie projektu w pierwszym czytaniu - bezskutecznie. 12 lipca 2017 roku podczas pierwszego czytania ustawy w Sejmie, PiS był głuchy na mocną krytykę ze strony opozycji. Wszystkie kluby poselskie - poza PiS - wniosły o odrzucenie projektu w pierwszym czytaniu. Wnioskami Sejm zajmie się na ostatnim posiedzeniu przed wakacjami.
Pierwsze czytanie ustawy nie spotkało się z dużą frekwencją. Zginęło w porządku obrad po głosowaniu nad zmianami w KRS i ustawie o sądach powszechnych. We wstępie do uzasadnienia projektu Adam Lipiński przedstawił diagnozy społeczeństwa obywatelskiego. Posiłkował się publikacjami stworzonym przez same NGO'sy. Mówił: "Potencjał mamy duży, ale niewykorzystany. Potrzebna jest silna pozycja państwa we wspieraniu rozwoju sektora obywatelskiego". Ale w uzasadnieniu powtórzył tylko kłamstwa, na których PiS zasadził cały projekt przejęcia funduszy dla NGO, w żaden sposób nie odnosząc się do zarzutów samego środowiska.
Adam Lipiński mówił, że "instytucja zapewni efektywne wydawanie środków publicznych, umożliwi rozwój już funkcjonujących organizacji, a także pozwoli wspierać oddolne inicjatywy". W jaki sposób? Nie wiadomo. Według Lipińskiego "dotychczasowe umocowanie środków było niefunkcjonalne i nie wykorzystywało środków zgodnie z przeznaczeniem". Jednak do podtrzymania tej tezy także zabrakło mu argumentów. Nie kłamał wymieniając ideowe priorytety Narodowego Centrum. Na pierwszym miejscu znalazło się "pielęgnowanie polskości", a na ostatnim - po wielu przecinkach - "prawa człowieka".
Lipiński powtórzył też nieprawdziwy argument o szerokich konsultacjach, które rzekomo towarzyszyły pracom nad powołaniem Narodowego Instytutu Wolności. Krytykę nazwał "niepotrzebnymi emocjami". Lipińskiego w debacie wspierał minister Piotr Gliński, który prezentował autorskie diagnozy trzeciego sektora. To on - najprawdopodobniej - będzie zwierzchnikiem dyrektora Narodowego Instytutu Wolności.
Ramię w ramię - PO, Kukiz'15, Nowoczesna i PSL - apelowały o odrzucenie projektu w pierwszym czytaniu. W imieniu klubu parlamentarnego PO stanowisko zaprezentowała Monika Wielichowska. Mówiła: "projekt działa przeciwko organizacjom pozarządowym, przeciwko Polsce obywatelskiej. A to one są podstawą budowy społeczeństwa praworządnego, które szanuje demokrację i apolityczną aktywność. Ten sztuczny twór ma na celu centralizację i ubezwłasnowolnienie NGO". Wielichowska przypomniała, że to nie pierwszy ruch PiS wymierzony w organizacje, które nie podobają się rządowi Beaty Szydło. Mówiła: "Pozbawiacie dotacji Centrum Praw Kobiet, wasze media szkalują organizacje, a wy dajecie pieniądze dla ojca Rydzyka jako spłatę długu wyborczego. To nie będzie instytut wolności, tylko instytut zniewolenia. NGO wam się nie podobają, bo są wolne i obywatelskie. Kiedy łamiecie prawo to one są dla Was obciążeniem, zbędnym balastem. To furtka dla uznaniowych i ideologicznych decyzji. Dzielicie Polskę i Polaków i tak samo dzielicie organizacje pozarządowe. Dzielicie na te dobre i złe. Te pierwsze to narodowe".
I zaapelowała o odrzucenie projektu: "nie idźcie drogą Putina, nie dobijajcie NGO tak jak sądów".
Podobną retorykę przyjęła reszta klubów. Kukiz '15 mówił: "To kolejna instytucja, która nie rozwiązuje problemów, o których mówicie. Jeśli naprawdę chcecie wspierać rozwój społeczeństwa obywatelskiego, powinniście korzystać z mechanizmów, które wypracował sam trzeci sektor i powierzyć im zadania w całości. Dadzą sobie radę. Rząd powinien zajmować się tylko kontrolą i monitoringiem".
Joanna Sheuring-Wielgus, posłanka Nowoczesnej, pomysł nazwała "zamachem na sektor pozarządowy". Mówiła: "To unicestwienie wszystkiego, co udało się wypracować przez 27 lat". Jej partyjna koleżanka Joanna Schmidt dodała: "to kpina ze społeczeństwa obywatelskiego. Przyzwyczailiśmy się już, że instytucje powoływane przez PiS noszą w nazwie określenie narodowe. Ale mówienie przez państwa o wolności, przypomina działalność ministerstwa prawdy w dziele Orwella. Chcecie sterować organizacjami, w taki sposób by realizowały tylko wasze cele. Dość bezpośrednio opisujecie to w uzasadnieniu: edukacja patriotyczna, wspieranie polskości, wspieranie wiejskich inicjatyw. Czy to przypadek, że cele odzwierciedlają wasz elektorat?
Barierą dla rozwoju sektora obywatelskiego jesteście wy".
A poseł Adam Jarubas (PSL) określił pomysł PiS-u paradoksem, bo "jak inaczej nazwać rządowy urząd sprawujący nadzór nad organizacjami pozarządowymi".
Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.
Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.
Komentarze