0:000:00

0:00

Przesyłki po prostu przestały istnieć. Teraz wiadomo, dlaczego. Zaczęło się od tego, że prokuratura zamówila u Ordo Iuris ekspertyzę prawną...

Od października 2017 roku zagraniczne przesyłki z antykoncepcją awaryjną i zestawami do aborcji farmakologicznej nie trafiają do Polek. Jak już pisało OKO.press, sprawa dotyczy setek przekazów pocztowych wysyłanych z kilku krajów (Chiny, Indie, czy Bangladesz). Przesyłki nie zostały nawet zarejestrowane przez Pocztę Polską, a to oznacza, że nie można namierzyć, gdzie się znajdują.

Przeczytaj także:

Poczta Polska zaprzeczyła, że nie dochowuje tajemnicy korespondencji weryfikując zawartość przesyłek. W komunikacie wysłanym OKO.press napisała:

„Poczta Polska dochowuje tajemnicy korespondencji, nie segreguje przesyłek ze względu na ich zawartość.

O dopuszczeniu przesyłki do obrotu pocztowego na terenie Polski decyduje Urząd Celno-Skarbowy. Wszystkie przesyłki nadchodzące spoza Unii Europejskiej przedstawiane są do kontroli celnej”.

OKO.press zapytało 23 listopada Mazowiecki Urząd Celno-Skarbowy, który jako pierwszy przyjmuje zagraniczne paczki w sortowni Węzeł WER Warszawa. Urząd milczy, być może u uwagi na nawał pracy w kontrolowaniu przesyłek.

Newsletter Ordo Iuris

Skandal z przesyłkami rozjaśnia newsletter znanego z antyaborcyjnych działań Instytutu na Rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris z 1 grudnia 2017. Organizacja przypisuje sobie zasługę, że "prawo jest wreszcie egzekwowane" i zapowiada, że osoby, które "handlują" środkami antykoncepcyjnymi i zestawami do aborcji farmakologicznej" staną przed sądem.

W jaki sposób to zasługa Ordo Iuris?

Tuż po publikacji OKO.press na temat zaginionych przesyłek dziennikarka "Polityki" Ewa Siedlecka napisała, że

służby mogą tu działać na podstawie wprowadzonej 6 lutego 2016 roku ustawy inwigilacyjnej. Ułatwiła im bowiem dostęp do danych internetowych.

W jakich sytuacjach można bez wiedzy internautów śledzić ich aktywność w sieci? Przepisy mówią o "zapobieganiu lub wykrywaniu przestępstw albo w celu ratowania życia lub zdrowia ludzkiego bądź wsparcia działań poszukiwawczych lub ratowniczych (to dotyczy Policji - red.), i w celu realizacji ustawowych zadań, np. działalności analitycznej (to dotyczy CBA)".

Fundacja Panoptykon alarmowała, że przepisy są zbyt ogólne, a sformułowanie takie jak "przeciwdziałanie przestępstwom" może prowadzić do nadużyć i gromadzenia danych na zapas.

W przypadku zaginionych przesyłek podstawę do inwigilacji - śledzenia zakupu środków w internecie - przedstawiło właśnie Ordo Iuris, u którego prokuratura zamówiła opinię prawną.

Na jej podstawie 30 października 2017 roku prokuratura krajowa rozesłała do prokuratur regionalnych pismo zawierające wytyczne dotyczące przestępstwa "nakłaniania do aborcji".

Opinia dotyczyła art. 152 par 2. kodeksu karnego: „Kto (…) udziela kobiecie ciężarnej pomocy w przerwaniu ciąży z naruszeniem przepisów ustawy lub ją do tego nakłania (…)” podlega karze do 3 lat więzienia.

W swojej opinii Ordo Iuris wskazywało, że każda informacja dotycząca wykonania aborcji w sytuacji innej niż przewidziana prawem – jest przestępstwem „udzielenia pomocy” w nielegalnej aborcji. Dotyczy to przede wszystkim ogłoszeń tzw. turystyki aborcyjnej, czyli wyjazdów do klinik wykonujących legalną aborcję za granicą.

"Ordo Iuris" twierdzi, że to właśnie ich wytyczne przyczyniły się do zablokowania dostarczenia środków farmakologicznych. W newsletterze organizacja pisze, że przygotowana opinia prawna "wykazała, że wszelkie pomocnictwo i nakłanianie do nielegalnej aborcji stanowi przestępstwo w świetle polskiego prawa. Dowiedliśmy, że należyte egzekwowanie obowiązujących przepisów może być skutecznym środkiem walki z szeroko znanymi, ale całkowicie bezkarnymi patologiami życia społecznego".

Zgodnie z interpretacją "Ordo Iuris" wysyłanie przesyłek może być interpretowane jako przestępstwo nakłaniania do aborcji.

I choć jak zaznacza Ewa Siedlecka, oskarżenie nadawców przesyłek raczej nie wchodzi w grę, to dostęp kobiet do antykoncepcji awaryjnej i aborcji farmakologicznej został zablokowany.

"A jeżeli mamy do czynienia z przestępstwem nadużycia władzy, to i tak nie ma jak tego udowodnić, bo służby nie muszą się tłumaczyć z inwigilacji internetu" - pisze Siedlecka.
;

Udostępnij:

Anton Ambroziak

Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.

Komentarze