Wystarczy 15600 zł od zagranicznego darczyńcy, by znaleźć się na "indeksie" Zbigniewa Ziobry i Michała Wosia. Ministrowie chcą oznaczać organizacje, które korzystają z zagranicznego wsparcia. Projekt ustawy jest ostrzejszy niż zakwestionowane przez TSUE rozwiązanie węgierskie
„Czy jest coś złego w jawności?" - pytał minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro 7 sierpnia 2020 na wspólnej konferencji prasowej z ministrem środowiska Michałem Wosiem. I sam sobie odpowiedział: „Przeciwieństwem demokracji jest tajność". Dlatego ministrowie chcą ujawnić, które organizacje pozarządowe dostają choćby niewielką część pieniędzy na działalność z zagranicy.
W piątek przed południem ministrowie przedstawili wspólny projekt ustawy. Każda organizacja, w której budżecie środki od zagranicznych podmiotów (osób, instytucji, firm) stanowią więcej niż 10 proc., ma trafić do rejestru „organizacji finansowanych z zagranicy". Za brak wpisu do tego rejestru mają grozić kary pieniężne, a w ostateczności odebranie statusu organizacji pozarządowej, czyli de facto zakaz działalności.
Takie prawo byłoby jeszcze bardziej drastyczne niż to, które obowiązuje na Węgrzech.
Projekt początkowo powstawał w Ministerstwie Środowiska, a pretekstem była działalność organizacji ekologicznych. Ale dołączyło Ministerstwo Sprawiedliwości i to resort Ziobry, a nie Wosia miałby dostać dodatkowe narzędzie kontroli nad organizacjami.
Tyle tylko że relacje rządu i organizacji pozarządowych nie są w gestii Ministerstwa Sprawiedliwości, lecz Komitetu do spraw Pożytku Publicznego, który jest ciałem rządowym, kierowanym przez wicepremiera Piotra Glińskiego.
I kilka godzin po występie Ziobry i Wosia Gliński zdystansował się od ich projektu:
„Projekt, o którym mowa, zgodnie z deklaracją Przewodniczącego „Solidarnej Polski” Zbigniewa Ziobry jest jedynie propozycją prawną tego ugrupowania, nie uzgodnioną politycznie w ramach Zjednoczonej Prawicy".
Solidarna Polska, której członkami są Ziobro i Woś, rozpętała ostatnio kampanię przeciwko Konwencji antyprzemocowej (stambulskiej). Premier Mateusz Morawiecki wysłał konwencję do Trybunału Konstytucyjnego, co można interpretować jako zdystansowanie się od wyskoków Ziobry.
Pytanie, kto w rządzie wygra tę próbę sił.
Poniżej szczegółowo analizujemy ustawę, porównujemy ją rozwiązaniami ze Stanów Zjednoczonych i Węgier, na które powołuje się minister Woś. Rozmawiamy też z Ewą Kulik-Bielińską z Fundacji Batorego.
Projektu nie ma na stronach rządowych, minister Woś podał go w piątek wieczorem na swoim Twitterze.
Ministerstwo Sprawiedliwości utworzy rejestr organizacji pozarządowych „wspieranych ze środków zagranicznych”. W rejestrze mają się znaleźć te organizacje, których co najmniej 10 proc. przychodów pochodzi „od obcych obywateli, od spółek z kapitałem obcym”. Taka organizacja dostanie „status organizacji finansowanej ze środków zagranicznych”.
10 proc. to bardzo niski próg, bo ustawa dotyczy organizacji, które w rocznym budżecie mają zagraniczne środki w wysokości powyżej 6-krotności minimalnego wynagrodzenia (w 2020 roku wystarczyłoby 15 600 zł, czyli ok. 4 tys. dolarów).
Jakie informacje ma zawierać rejestr? Będzie tam „szczegółowa informacja o tym podmiocie: o osobach zarządzających tym podmiotem i o darczyńcach tego podmiotu, o pochodzeniu źródeł finansowania tej organizacji pozarządowej” - zapowiedział minister Woś:
Według ustawy dopiero z chwilą złożenia wniosku o wpis organizacja mogłaby korzystać ze środków przyznanych przez zagranicznego darczyńcę.
Środki pochodzące z zagranicy organizacje mają trzymać na osobnym koncie. Ustawa nie dotyczy środków z budżetu Unii Europejskiej ani od organizacji międzynarodowych, których członkiem jest Polska.
Wpis do rejestru to nie koniec obowiązków. Organizacje, których przychody z zagranicznych źródeł w danym roku podatkowym wynoszą
Na stronach internetowych organizacji informacja o tym, że organizacja jest finansowana z zagranicy, ma być umieszczona w nagłówku.
Od momentu wpisania do rejestru organizacja co roku ma składać do Ministra Sprawiedliwości sprawozdanie. I ma to być sprawozdanie szczegółowe. Ma zawierać informacje o wszystkich realizowanych projektach, o pochodzeniu majątku organizacji i o wszystkich źródłach przychodów. Byłaby to kolejna instytucja, do której organizacje co roku muszą się sprawozdawać.
O wpisanie do rejestru mają wnioskować same organizacje, a za brak wpisu będą grozić kary.
"Nie idziemy tak daleko, jak niektóre kraje, rozwiązując od razu taką organizację" - mówił minister Woś i nie wiadomo, czy uspokajał czy raczej groził.
Pierwszym straszakiem ma być kara finansowa: od 3 do 50 tys. zł. Minister Woś zaznaczył: „To będzie jeszcze poddawane konsultacjom społecznym. Były głosy takie, że ta kara może być za niska, były głosy takie, że za surowa. Wydaje się, że jest wyważona".
Jeśli to nie zadziała, organizacja może być wykreślona z rejestru organizacji przez sąd.
„Organy nadzorujące, czyli starostowie, prezydenci miast, w niektórych przypadkach ministrowie będą mogli wszcząć odpowiednie postępowania w ramach ustawy o pożytku publicznym" - opowiadał Woś i dodał, że to zawsze będzie decyzja sądu „z uwagi na wolność zrzeszania się".
„To projekt ostrzejszy niż węgierski” - ocenia w rozmowie z OKO.press Ewa Kulik-Bielińska, dyrektor Fundacji Batorego. Już po pierwszych zapowiedziach takiej ustawy w maju Kulik-Bielińska mówiła OKO.press, że będzie on dublował istniejące przepisy.
Organizacje pozarządowe mają dziś obowiązek informowania urzędu skarbowego o darowiznach, które przekraczają 15 tys. zł. Minister Woś odniósł się do tego argumentu: „Sprawozdanie do skarbówki jest na dużo niższym poziomie szczegółowości i nie jest dostępne dla każdego".
Kulik-Bielińska kontruje: „Darczyńcy nie są osobami publicznymi, tylko prywatnymi. Chroni je RODO. Żadne prawo nie zmusza do ujawniania, komu się dało pieniądze. Jesteśmy w Unii Europejskiej. Dlaczego inne prawa mają dotyczyć darczyńców z Polski, a inne osób z zagranicy?” - pyta Kulik-Bielińska. „To jest nierówne traktowanie podmiotów, wbrew prawu unijnemu”.
Jej zdaniem projekt Wosia i Ziobry stwarza też problem moralny:
"Co z wzajemnością? Skoro my w Polsce będziemy piętnować tych, którzy pomagają naszym organizacjom, to jak my mamy wysyłać pomoc zagranicę? Mamy nie pomagać Kazachstanowi albo Ukrainie? Przecież Polska wspiera finansowo kraje poza Unią Europejską? Co ze wspólnotą z Polakami, którzy mają podwójne obywatelstwo? Oni też mają być piętnowani tam jako agenci zagraniczni? W piątek trzech ministrów - Polski, Francji i Niemiec - podpisało apel w sprawie Białorusi - czy zdaniem ministra Wosia i ministra Ziobry to jest nieuprawniona ingerencja? Czy Polska powinna pomagać Białorusi?"
Kolejny problem to konsekwencja historyczna. Mało który kraj tak jak Polska skorzystał z pomocy zagranicznej. I to nie tylko w ostatnich 20 latach - od Unii Europejskiej.
„Zbliżamy się do 40. rocznicy obchodów Solidarności" - przypomina Kulik-Bielińska. „Ruch dał początek społeczeństwu obywatelskiemu w Polsce. Już przed stanem wojennym był mocno wspieramy przez organizacje społeczne i związki zawodowe spoza Polski. Pewnie w 70 proc. polskie podziemie było finansowane przez zagraniczne organizacje i indywidualnych obywateli, a także przez rząd i Kongres amerykański, rządy innych krajów. Chcemy teraz na to napluć napluć?
Solidarność była zdaniem ministrów agentem zagranicznym? Wszystko to przypomina mi PRL, kiedy opozycja i Solidarność była nazywana agentami zagranicznymi"
- puentuje Kulik-Bielińska.
Zdaniem Kulik-Bielińskiej ogłoszenie ustawy właśnie w piątek ma dodatkowy wymiar. Nie tylko tego samego dnia, ale wręcz o tej samej godzinie odbywała się konferencja prasowa Zuzanny Rudzińskiej-Bluszcz - kandydatki organizacji pozarządowych na Rzecznika Praw Obywatelskich. Popiera ją 339 organizacji za całej Polski: „Rudzińska-Bluszcz swoją działalnością udowodniła, co to znaczy wspierać obywateli, którzy są w potrzebie. Woś z Ziobrą chcą zabierać środki niezależnym organizacjom, napiętnować je, piętrzyć biurokrację".
„Organizacje społeczne mają środki z różnych źródeł, również dzięki temu są niezależne. Mogą stawać w obronie obywateli, często przeciwko państwu, bezdusznej, urzędniczej biurokracji. A instytucje zagraniczne nie dadzą pieniędzy organizacji, która się nie rozlicza i nie działa transparentnie".
"Ustawa została przygotowana na wzór innych rozwiązań funkcjonujących za granicą. chociażby w Stanach Zjednoczonych, od lat w Izraelu, także na Węgrzech" - chwalił się na konferencji prasowej minister Woś.
Wśród swoich inspiracji nie wymienił Rosji. W 2012 roku Vładimir Putin wprowadził prawo, które nakazuje rejestrować „organizacje non-profit pełniące funkcję obcych agentów”. Według Amnesty International w ciągu 4 lat obowiązywania ustawy na liście „obcych agentów” w Rosji znalazło się 148 organizacji, w tym słynny Memoriał, z czego 27 zostało zamkniętych. Zamknięto m.in. Centrum Polityki Społecznej i Gender Studies w Saratowie oraz moskiewskie stowarzyszenie Prawnicy na rzecz Konstytucyjnych Praw i Wolności.
Polski rejestr ma rzekomo przypominać amerykańskie prawo. „Takie rozwiązania w USA, ojczyźnie demokracji, funkcjonują od dziesięcioleci" - opowiadał Woś. Celowo wprowadza w błąd opinię publiczną?
Minister ma zapewne na myśli amerykańskie prawo Foreign Propagandists Registration Act (FARA), które pochodzi z lat 30. (1938) i nie dotyczy organizacji pozarządowych.
FARA rejestruje podmioty prowadzące lobbing polityczny - wpływające na proces stanowienia prawa i politykę państwa. Stworzone w czasach zimnej wojny miało chronić przed tajnymi agentami. Od tego czasu wprowadzono do ustawy wiele poprawek, a jej zakres jest systematycznie ograniczany.
O izraelskiej inspiracji więcej pisaliśmy tutaj.
A co z Węgrami? Orban wprowadził podobne prawo 2017 roku, jednak próg finansowy, od którego obowiązuje wpis do rejestru, jest dużo wyższy: wynosi 7,2 miliona forintów (ok. 100 tys. zł) rocznie. Wprowadzenie ustawy poprzedziła nagonka na organizacje pozarządowe.
Niedawno wypowiedział się o tej ustawie Europejski Trybunał Sprawiedliwości (TSUE). Ministra Wosia to cieszy: „Cieszę się że niedawno TSUE badał rozwiązania węgierskie, dzięki czemu ta polska ustawa jest w pełni zgodna z prawem europejskim, bo wszelkiego rodzaju uwagi, które miał TSUE do rozwiązań węgierskich, zostały właśnie w projekcie uwzględnione".
TSUE wydał wyrok 18 czerwca 2020. Co orzekł? Że węgierskie prawo jest dyskryminujące. W nieuzasadniony sposób może ograniczać działalność i organizacji węgierskich, i zagranicznych, może też zniechęcać do wspierania węgierskich organizacji.
„Trybunał uznał, że ograniczenia te są sprzeczne z obowiązkami państw członkowskich w zakresie swobodnego przepływu kapitału określonymi w art. 63 Traktatu o Funkcjonowaniu Unii Europejskiej oraz w art. 7, 8 i 12 Karty Praw Podstawowych Unii Europejskiej, czyli w zakresie prawa do poszanowania życia prywatnego i rodzinnego, prawa do ochrony danych osobowych i prawa do wolności zrzeszania się" - relacjonuje portal ngo.pl.
„Obowiązki rejestracji, i publikacji oraz kary przewidziane w ustawie o przejrzystości, rozpatrywane łącznie, stanowią ograniczenie swobodnego przepływu kapitału, zakazane na mocy art. 63 TFUE".
Węgry posługiwały się podobnym argumentem, co Ziobro i Woś: że chodzi o transparentność. „Jeżeli ktoś ma czyste sumienie, to czemu nie ma być zwolennikiem tych rozwiązań. To podnosi standard transparentności, standard demokracji" - mówił Woś.
Trybunał nie podziela przekonania, że „indeks" służy przejrzystości: TSUE napisał, że jest to środek nieadekwatny do celu. „Ustawa o przejrzystości opiera się na domniemaniu, że wszelkie wsparcie finansowe organizacji obywatelskich wysyłane z zagranicy jest z natury podejrzane".
Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.
Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.
Komentarze