0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Michal Ryniak / Agencja Wyborcza.plMichal Ryniak / Agen...

Na pierwszy rzut oka polityczna awantura wokół przejęcia Lotosu przez Orlen wydaje się burzą w szklance wody. Można by uznać, że chodzi o dość sensowną operację, która zwiększy siłę naszego przemysłu petrochemicznego i sprawi, że będzie lepiej przygotowany do transformacji energetycznej.

Do tego bez zarzutu zadziałał unijny bezpiecznik. Komisja Europejska nie zgodziła się, by Orlen przejął całość Lotosu. Zagroziłoby to całkowitą monopolizacją rynku i możliwością windowania cen. Sensownie wygląda też przekazanie części aktywów gdańskiego giganta rynku paliw podmiotom niezależnym od polskiego skarbu państwa. Lotos i Orlen mają się połączyć najpóźniej do lipca.

Lotos, Orlen i PGNiG — czyli 250 mld zysku

Według słów prezesa koncernu Daniela Obajtka rozszerzona o Lotos, a także Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo (przejęcie planowane do końca roku) Grupa Orlen rocznie będzie osiągać zyski w wysokości 250 mld złotych.

„Liczę na biznesowy sukces. Jeżeli nie przejdziemy transformacji w zakresie paliw, w zakresie całej krajowej energetyki, to nie będziemy konkurencyjni. Jak nie będziemy konkurencyjni, to stracimy motor napędowy gospodarki. Silny Orlen to silna gospodarka kraju. Silna gospodarka kraju to silny Orlen. To są światy ze sobą zespolone” - mówił Obajtek w wywiadzie dla portalu Money.pl.

I rzeczywiście, biznesowe ambicje byłego wójta Pcimia nie muszą być sprzeczne interesami Polski. Ale szczegóły operacji przejęcia Lotosu sprawiają, że trudno dziwić się reakcji opozycji.

Przeczytaj także:

MOL kupuje polskie stacje i rosyjską ropę

Po pierwsze - 411 stacji Lotosu przejmie państwowy węgierski koncern MOL. W ten sposób firma stanie się trzecim pod względem wielkości detalicznym graczem na rynku paliw. Do tej pory interesy MOL-a w Polsce ograniczały się do 80 franczyzowych stacji prowadzonych pod marką zależnego od Węgrów słowackiego Slovnaftu. Interesy Budapesztu od 24 lutego 2022 nie kojarzą się dobrze ani na opozycji, ani w szeregach obozu rządzącego.

Dlatego wielu polityków zareagowało oburzeniem: bo jak można atakować Węgrów za uległość wobec Rosji, a jednocześnie ubijać z nimi interesy? Jak wierzyć w dobre intencje kraju, który świadomie uzależnia się od rosyjskich paliw (o czym pisaliśmy już w OKO.press)? Jak wreszcie w tej sytuacji obronić się przed dopływem dodatkowej rosyjskiej ropy na polski rynek?

Z jednej strony MOL zapowiada przygotowania do odejścia surowca z tego kierunku. Z drugiej deklaruje, że nie będzie w stanie dostosować się do surowych unijnych sankcji, które mogą zakładać embargo na jego import od początku przyszłego roku. W kolejnym pakiecie sankcji Węgrzy mogą liczyć na dłuższy okres przejściowy w procesie odchodzenia od rosyjskiej ropy. Sam MOL przekonuje, że powinien on trwać do czterech lat.

Więcej ropy z Rosji w Polsce? Raczej nieopłacalne

Sytuację stara się wyjaśnić Obajtek. Jak mówi „na krótkiej liście podmiotów, którym mógł zostać sprzedany Lotos, znalazła się nie tylko firma z Węgier – MOL, ale też inne dwie - firma całkowicie rosyjska oraz firma powiązana z podmiotem rosyjskim. I mówimy o sprzedaży pakietu kontrolnego, czyli o oddaniu całej władzy nad firmą".

Kupno stacji Lotosu przez MOL nie oznacza automatycznie, że w Polsce pojawi się skupowana przez Węgrów rosyjska ropa - przekonuje Robert Tomaszewski z think-tanku Polityka Insight.

„Pozbywamy się stacji, które są częścią infrastruktury niekrytycznej, nie mają istotnego znaczenia dla bezpieczeństwa energetycznego. Wpuszczamy jednak podmiot, który jest pośrednio powiązany z kapitałem rosyjskim. Być może więc na jakimś obszarze i na jakiś czas wzrośnie u nas sprzedaż rosyjskiego paliwa” - mówi OKO.press Tomaszewski. - „Zakupy poza rafineriami w Płocku i Gdańsku odbywają się przy granicach. Można skupować paliwo od rafinerii niemieckich w Schwedt i Leunie, czeskich rafinerii należących do Orlenu albo z Bratysławy. Ale koszty przewozu są duże, nie ma rozbudowanych rurociągów przesyłowych, dlatego robi się to rzadko. Jeśli MOL się uprze, to być może w małej skali udałoby się mu sprowadzić przetworzoną rosyjską ropę. Koncerny są jednak nastawione na maksymalizację marży, kupują tam, gdzie taniej, ich decyzje są mniej motywowane politycznie”.

Wielki Orlen kosztem wpuszczenia Saudów do Polski

Opozycja jest jednak pełna niepokoju. Słychać to między innymi w wypowiedziach posłanki Koalicji Obywatelskiej Izabeli Leszczyny: „Niszczymy Lotos, niszczymy dobrze prosperującą spółkę, rozbieramy ją, rozdajemy innym. Tak, prawie rozdajemy, bo to nie są pieniądze, które powinniśmy za to wziąć. Najgorszy moment, najgorsza cena, najgorsi kupujący” - mówiła na antenie TOK FM.

Posłanka Leszczyna mówi o nabywcach w liczbie mnogiej - bo kolejną po MOL-u stroną transakcji jest arabski gigant naftowy Saudi Aramco. Saudowie mają przejąć 30 procent rafinerii w Gdańsku, reszta obiektu należącego teraz do Lotosu pozostanie w posiadaniu Grupy Orlen. Wysokie ceny ropy w maju wywindowały saudyjską spółkę na pierwsze miejsce listy najwięcej wartych światowych firm.

Przekazanie części Lotosu Saudom wiąże się z bardzo dużym ryzykiem - o wiele większym, niż w przypadku dobicia interesu z MOL-em. Nie mamy pojęcia, jak będzie działał jeden obiekt podzielony pomiędzy dwóch dużych graczy.

„Może to mieć przełożenie na to, jak ta rafineria będzie funkcjonować. Ona ma strategiczne znaczenie dla gospodarki. Dlatego, jeśli doszłoby do jakiegoś konfliktu, to stoimy przed nowymi ryzykami. Określenie tego, jak to będzie wpływało na sektor paliwowy, nie jest do końca możliwe, bo nie znany umów zabezpieczających pomiędzy Saudi Aramco a Orlenem” - twierdzi Tomaszewski.

W Lotos zainwestowaliśmy miliardy, sprzedajemy za ułamek tej kwoty

Do tego zapraszamy do siebie gigantyczne i wpływowe państwowe przedsiębiorstwo ze znaczącego geopolitycznie kraju. Saudowie zdają sobie sprawę ze znaczenia ich ropy dla światowej gospodarki. Bywa, że używają jej jako narzędzia w międzynarodowych rozgrywkach. Na początku marca odmówili zwiększenia wydobycia, gdy prosił o to prezydent Stanów Zjednoczonych Joe Biden. Brak dodatkowego dopływu ropy na światowe rynki utrudnia wprowadzenie embarga na surowiec rosyjskiego pochodzenia w Unii Europejskiej i podwyższa ceny paliwa w Stanach Zjednoczonych. A to ma bezpośrednie przełożenie na sytuację polityczną w Europie i USA, a także na położenie Rosji.

„Wprowadzenie graczy, którzy nie są jeszcze na polskim rynku, z krajów blisko kojarzonych z firmami rosyjskimi, jest niezrozumiałe. W sytuacji politycznej i gospodarczej, w której jesteśmy, nie powinniśmy nawet o tym myśleć” - mówił były prezes Lotosu Paweł Olechnowicz w Tok FM. W wielu medialnych wypowiedziach oceniał transakcję jako „wyprzedaż” polskiego majątku. Jak dodawał na radiowej antenie, modernizacja obiektów Lotosu w poprzednich dwóch dekadach kosztowała ponad 10 mld złotych. „A dziś sprzedajemy 30 procent rafinerii za 1,15 mld złotych. Nie rozumiem tego posunięcia. Nie wiem, o co tutaj chodzi. Może bardzo chcemy kogoś takiego, jak Saudi Aramco i zgadzamy się na niską cenę, żeby tylko taki ktoś był” - zastanawiał się Olechnowicz, który wcześniej wystąpił w apelu do władz Orlenu i rządu razem z byłym wicepremierem i ministrem gospodarki Januszem Steinhoffem.

"Zadajemy sobie pytanie: jak w przypadku planowanej transakcji z tymi firmami postrzegano bezpieczeństwo energetyczne i polską rację stanu? My postrzegamy te problemy całkowicie odmiennie od prezesa Orlenu i ministra aktywów państwowych. Wątpliwości budzi też pozycja rynkowa polskich firm po spełnieniu warunków fuzji" - piszą autorzy apelu, opublikowanego przez "Rzeczpospolitą". "Saudi Aramco przejmie 30 proc. rafinerii Lotosu, ale będzie posiadał aż 50 proc. udziału w zyskach rafineryjnej części. A to oznacza, iż Saudyjczycy będą mieli znaczący wpływ na decyzje zarządcze w koncernie. Na marginesie, politycy rządzącej koalicji często powtarzają, odnosząc się krytycznie do realizowanej w przeszłości strategii transformacji polskiej gospodarki, slogany o wyprzedaży majątku narodowego i kapitale, który ma swoją ojczyznę".

Lotos drugorzędnym celem Saudów - ważniejszy Orlen

Saudyjski gigant wcale nie palił się do przejęcia udziałów w polskiej rafinerii. Negocjacje w tej sprawie się przeciągały, a pierwsze sygnały dotyczące możliwości takiej transakcji pojawiły się w 2020 roku.

Informacja o porozumieniu pomiędzy Orlenem a Saudami pojawiła się po podpisaniu umowy na dostarczenie 20 mln ton ropy polskiemu koncernowi przez Saudi Aramco. To nie przypadek - uważa Robert Tomaszewski.

„30 procent rafinerii Lotosu nie jest potrzebne Saudi Aramco, ale Saudowie zyskują coś o wiele dla siebie ważniejszego. Najistotniejszy jest długoterminowy kontrakt na dostawy surowca do Orlenu” - przekonuje ekspert Polityki Insight.

Jak dodaje, wejście bliskowschodniego przedsiębiorstwa na rynek tradycyjnie kojarzony z interesami kontrolowanego przez Kreml Rosnieftu jest też ryzykowne dla saudyjskiego giganta. - „To nie jest dla Rijadu transakcja wyjątkowo optymalna, szczególnie w sytuacji napiętych relacji z USA”.

Mimo że nieidealna, w długiej perspektywie taka transakcja może się Orlenowi opłacić. Trendem na motoryzacyjnym rynku jest elektryfikacja, Unia Europejska zapowiada też przyspieszenie prac nad zielonym wodorem. W najbliższych latach sektor paliwowy przestanie przynosić oczekiwane przez inwestorów zyski. Dlatego ważne jest zróżnicowanie źródeł dochodu. Orlen coraz bardziej stawia na sektor odnawialnych źródeł energii, na przykład na wiatraki na morzu bałtyckim. Dzięki wchłonięciu PGNiG i Lotosu zdobędzie środki na potężne inwestycje, ponosząc mniejsze ryzyko utraty wpływów z gdańskiej rafinerii.

„Zmienia się wszystko, mamy transformację, odchodzimy od paliw kopalnych. Dlatego państwo ma większe potrzeby: musi inwestować na przykład w OZE. Sektor rafineryjny jest dołku, nie można na nim budować biznesowej przyszłości. Kto może, wycofuje się z niego” - uważa Tomaszewski. - „Argument mówiący o skuteczniejszej dźwigni finansowej, dzięki której gigant może taniej pożyczać pieniądz i wydawać na innowacje, jest więc sensowny”.

Gdzie Obajtek skieruje strumień pieniędzy?

Tak wielki potencjał biznesowy można jednak wykorzystywać na różne sposoby. Dlatego siła kapitału wzmocnionej Grupy Orlen może w przyszłości dać o sobie znać w różnych sektorach gospodarki. Już teraz Orlen szuka możliwości inwestycji w cyfryzację, cyberbezpieczeństwo i „nową mobilność” za pomocą nowopowołanego funduszu inwestycyjnego.

Nie można też wykluczyć (czy raczej: można zakładać), że wydatkami Grupy Orlen będą kierować motywacje polityczne. Przedsiębiorstwa wchodzące w jej skład mogą mieć więcej pieniędzy na reklamy, którymi Orlen może pośrednio utrzymywać portale, tygodniki czy stacje telewizyjne. Niewykluczone są również przejęcia na rynku medialnym. Naftowy koncern już kontroluje spółkę PolskaPress, wydawcę większości znaczących dzienników regionalnych i lokalnych. Po przejęciu go od niemieckiego właściciela gazety wyraźnie skręciły w prawo. Władze Orlenu wyrażały też zainteresowanie przejęciem Gremi Media, wydawcy „Rzeczpospolitej”.

Dlatego w najbliższym czasie warto bacznie przyglądać się działaniom Orlenu. Niektórym - jak planom postawienia bałtyckich farm wiatrowych o wielkiej mocy - trzeba kibicować. Nie można jednak łudzić się, że powiększony Orlen będzie kierował się jedynie logiką ekonomiczną i wierzyć w całkowitą separację przedsiębiorstwa od partyjnej polityki.

;
Na zdjęciu Marcel Wandas
Marcel Wandas

Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.

Komentarze