Mariusz Jałoszewski
Mariusz Jałoszewski
Prezydent Łodzi Hanna Zdanowska nie jest ofiarą rządzonej przez PiS prokuratury, jak twierdzi Platforma Obywatelska. OKO.press poznało akt oskarżenia w głośnej sprawie przeciwko niej. Wynika z niego, że sama przyczyniła się do swoich problemów z prawem. A obciążające ją dowody zebrano jeszcze za rządów PO
Hanna Zdanowska była twarzą konwencji samorządowej Platformy Obywatelskiej 21 października 2017 w Łodzi, otwierającej kampanię przed przyszłorocznymi wyborami. Ale to dość ryzykowny wybór. Bo choć Zdanowska rządzi Łodzią drugą kadencję, może pochwalić się rozruszaniem inwestycji, rozpoczęciem rewitalizacji centrum miasta i poparciem mieszkańców, ma też problem.
Rok temu, ze łzami w oczach, wystąpiła na konferencji prasowej, odnosząc się do zarzutów, które postawiła jej wtedy Prokuratura Okręgowa w Gorzowie Wielkopolskim, dotyczących kredytu zaciągniętego przez jej życiowego partnera. „Jestem niewinna, nie zrobiłam nic złego” - czytała z kartki oświadczenie.
Sugerowała, że sprawa ma tło polityczne, że chodzi o szukanie haków na nią. „Ponieważ nie można mi nic zarzucić w sprawach związanych z zarządzaniem miasta i finansami publicznymi, rozpoczęło się grzebanie w moim życiu prywatnym” - mówiła.
Zapewniała, że kredyty, które brała z partnerem - Włodzimierzem G. - przeznaczono na ratowanie zdrowia i życia „ukochanego dziecka” jej partnera. I że mieli wówczas problemy finansowe.
Teraz o sprawie wiadomo więcej.
Na przełomie sierpnia i września 2017 roku do Sądu Rejonowego dla Łodzi - Śródmieścia wpłynął akt oskarżenia przeciwko Zdanowskiej i jej partnerowi. OKO.press, po uzyskaniu zgody sądu, zapoznało się z nim.
Prokuratura w Gorzowie Wielkopolskim oskarżyła Zdanowską, że w grudniu 2008 roku, w celu uzyskania przez Włodzimierza G. kredytu mieszkaniowego w wysokości 200 tys. złotych, pomogła przedstawić w banku dokumenty poświadczające nieprawdę. Zdaniem prokuratury Zdanowska działała w ten sposób na niekorzyść Banku Pocztowego, w którym G. zaciągnął kredyt.
Śledczy oskarżyli ją o czyn opisany w artykule 297 paragraf 1 kodeksu karnego, czyli przedstawienie dokumentu poświadczającego nieprawdę w celu uzyskania kredytu. Grozi za to od 3 miesięcy do 5 lat więzienia.
Zarzut dla Zdanowskiej jest związany z pomocnictwem, bo formalności w banku załatwiał Włodzimierz G.
On też jest oskarżony, usłyszał zarzut przedstawienia w banku dokumentów poświadczających nieprawdę. Kredyt, który dostał w Banku Pocztowym, był przeznaczony na zakup spółdzielczego własnościowego prawa do mieszkania w Łodzi. G. kupił je od Zdanowskiej.
Prokuratura zarzuca G. i Zdanowskiej poświadczenie nieprawdy w trzech dokumentach:
We wszystkich potwierdzili, że Zdanowska otrzymała od partnera 50 tys. złotych jako zaliczkę na poczet zakupu mieszkania. Było to istotne, bo bank uznał zaliczkę za wkład własny Włodzimierza G. Bez niego mężczyzna nie dostałby 200 tys. złotych kredytu; dzięki wkładowi własnemu pożyczka była też korzystniej oprocentowana.
Problem w tym, że - według prokuratury - Zdanowska nie dostała tych 50 tys. złotych zaliczki.
Według śledczych, nie chodzi tu o prywatne sprawy i rozliczenia pomiędzy Zdanowską i jej partnerem, lecz o poświadczenie nieprawdy w oficjalnych dokumentach.
Z aktu oskarżenia wynika, że Zdanowska w znacznym stopniu sama przyczyniała się do tego, że została oskarżona. I stało się to jeszcze za rządu PO.
Zawiadomienie dotyczące Zdanowskiej złożyła na przełomie stycznia i lutego 2016 roku (czyli już po objęciu władzy przez PiS) łódzka Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Ale to jeszcze mianowany za rządów PO Prokurator Generalny Andrzej Seremet zdecydował, by śledztwo przekazać do Gorzowa Wielkopolskiego. Wszczęto je pod koniec marca 2016 roku, czyli już po przejęciu władzy nad prokuraturą przez Zbigniewa Ziobrę. Ale znów: opierano się głównie na dowodach zgromadzonych jeszcze za czasów rządu PO oraz oświadczeniach podpisanych przez samą Zdanowską.
ABW wiedziało o rozliczeniach Zdanowskiej z partnerem, bo prezydent Łodzi sama wystąpiła do Agencji o sprawdzenie - złożyła bowiem wniosek o wydanie zgody na dopuszczenie do informacji niejawnych.
W związku z wnioskiem Zdanowskiej, w 2013 roku Agencja wszczęła postępowanie sprawdzające. To standardowa procedura, która ma potwierdzić, czy dana osoba jest wiarygodna i czy można jej powierzyć urzędowe tajemnice. W jej ramach bada się m.in. majątek, dochody i wydatki osoby sprawdzanej - by ocenić jej podatność na korupcję.
Postępowanie sprawdzające trwało trzy lata. Umorzono je w grudniu 2015 roku, bo Zdanowska wycofała zgodę na dalsze sprawdzanie. I w efekcie nie dostała dostępu do informacji niejawnych.
W trakcie sprawdzania ABW nabrała jednak wątpliwości co do jej prawdomówności i na podstawie zgromadzonych materiałów zawiadomiła prokuraturę.
Agent ABW sprawdzając oświadczenie majątkowe prezydent uznał, że jej majątek powiększa się szybciej niż wynikałoby to z zadeklarowanych dochodów. Chodziło m.in. o wpłaty na jej konto, dokonywane przez Włodzimierza G. w latach 2010-11 (łącznie ponad 100 tys. zł).
Uwagę śledczych zwróciły również transakcje sprzedaży nieruchomości pomiędzy partnerami.
By wyjaśnić wątpliwości związane z dochodami agent ABW odbył z prezydent cztery spotkania. Pytał ją o majątek, kredyty i zakup nieruchomości. Podczas spotkań w 2015 roku Zdanowska złożyła podpisane przez siebie oświadczenia, które są teraz kluczowym dowodem prokuratury.
Dowodem są też notatki agenta ABW, sporządzane po rozmowach z nią. Podczas rozmów Zdanowska składała odmienne oświadczenia na temat rozliczeń finansowych z partnerem.
W drugim oświadczeniu napisała, że „zakup działki był związany tylko i wyłącznie z chęcią pomocy partnerowi w sytuacji problemów finansowych w jakich się znalazł”. Zapewniała ponownie, że Włodzimierz G. wpłacał środki na jej konto ze swojego konta firmowego (prowadził własną działalność gospodarczą), bo ona nie płaciła prowizji za wypłacanie gotówki. „Środki te po podjęciu przekazywałam partnerowi na potrzeby bieżących rozliczeń finansowych” - napisała.
Prokuratura uzyskała z banku umowy kredytowe. Przesłuchała też pracowników Banku Pocztowego z Łodzi.
Naczelnik wydziału kredytów mieszkaniowych zeznała, że istotne dokumenty do przyznania kredytu to m.in. potwierdzenie wkładu własnego. A Włodzimierz G. i Zdanowska potwierdzili, że przed podpisaniem umowy G. przelał pani prezydent 50 tys. złotych zaliczki. Notariusz i pracownik banku, która przyjmowała dokumenty nie weryfikowali tego, oparli się na ich oświadczeniach. Bez tej zaliczki bank nie uruchomiłby kredytu.
Prokuratura zbadała konto Zdanowskiej, nie stwierdziła przelania 50 tys. złotych.
Według prokuratury, istotnym materiałem obciążającym Zdanowską są też zeznania funkcjonariuszy łódzkiego ABW. Agent ABW zeznał, że odbywał ze Zdanowską kolejne spotkania ze względu na „trudności w uzyskaniu precyzyjnych odpowiedzi”. Rozmów nie nagrywał.
Partner pani prezydent, Włodzimierz G., składając wyjaśnienia w prokuraturze, nie przyznał się do popełnienia zarzucanego mu czynu. Odpowiadał tylko na pytania obrońcy. Mówił, że żyje ze Zdanowską w konkubinacie od 1998 roku. Prowadzili wspólne gospodarstwo domowe, ale mają rozdzielność majątkową. Gdy Zdanowska została posłem i dużo czasu bywała w stolicy, ich relacje pogorszyły się, nie wykluczali rozstania.
Z wyjaśnień Włodzimierza G. wynika, że Zdanowska potrzebowała wtedy pieniędzy na wykończenie loftu, który kupiła, dlatego podjęła decyzję o sprzedaży mieszkania. On je kupił. I to on przygotowywał dokumenty do banku. Na poczet zaliczki 50 tys. zł zaliczyli środki, które wyłożył na remont mieszkania. G. zapewnił też, że kredyt jest spłacany.
Prezydent Łodzi również nie przyznała się. Mówiła, że wzajemnie z partnerem regulowali swoje zobowiązania. Potwierdziła zakup loftu i kryzys w związku. Partner mieszkanie od niej chciał kupić dla córki, a 50 tys. zł to było rozliczenie nakładów za remont. Potwierdziła również, że dokumenty do banku wypełnił partner (ona tylko je podpisała) oraz, że złożyła oświadczenia w ABW.
Pracownicy banku wyjaśnili jednak w prokuraturze, że gdyby 50 tys. miało być zaliczone jako wydatki na remont mieszkania, to powinno to być potwierdzone dokumentacją z oszacowania tych nakładów. A w banku takiego dokumentu nie ma.
Śledczy nie mają wątpliwości, że doszło do oszustwa kredytowego. Nie uwierzyli w wyjaśnienia Zdanowskiej. Wyjaśnienia Włodzimierza G. ocenili jako „dostosowywanie się do obrazu rzeczywistości kreowanej przez współpodejrzaną”.
Prokuratura nie postawiła Włodzimierzowi G. i Zdanowskiej zarzutów za poświadczenie nieprawdy przy zaciąganiu przez panią prezydent 500 tys. zł kredytu na zakup działki. Bo, jak informuje w rozmowie z OKO.press rzecznik Prokuratury Okręgowej w Gorzowie Wielkopolskim Roman Witkowski, pożyczka została spłacona przed wszczęciem postępowania karnego. Zgodnie z kodeksem karnym ten wątek należało więc umorzyć.
Prokuratura przekazała jednak do urzędu skarbowego wątek przelewów partnera na konto Zdanowskiej - sugerując zbadanie, czy nie doszło do unikania opodatkowania.
Proces w sprawie Zdanowskiej i Włodzimierza G. może być szybki. Akta liczą zaledwie cztery tomy. Prokuratura chce tylko przesłuchać trzech świadków z ABW i dwóch z banku. Sprawa zacznie się 17 listopada br.
Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Od 2000 r. dziennikarz „Gazety Stołecznej” w „Gazecie Wyborczej”. Od 2006 r. dziennikarz m.in. „Rzeczpospolitej”, „Polska The Times” i „Gazety Wyborczej”. Pisze o prawie, sądach i prokuraturze.
Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Od 2000 r. dziennikarz „Gazety Stołecznej” w „Gazecie Wyborczej”. Od 2006 r. dziennikarz m.in. „Rzeczpospolitej”, „Polska The Times” i „Gazety Wyborczej”. Pisze o prawie, sądach i prokuraturze.
Komentarze