0:00
0:00

0:00

"Nie każdy miał w życiu z górki jak resortowe dzieci. Trzeba było pracować dwa razy ciężej, żeby coś w życiu osiągnąć. I boli ich to, że taki ktoś ze zwykłego osiedla przecina układy, zabiera im państwo, które sobie sprywatyzowali" - napisał na FB Patryk Jaki. To komentarz do nagłówka artykułu "Dziś wiceminister i wróg Gronkiewicz-Walz, a w młodości stał pod blokiem" zamieszczonego portal Gazeta.pl.

"Artykuł" to zresztą za dużo powiedziane, bo chodzi o typową portalową wrzutkę - galerię zdjęć polityków z lat młodości. Oprócz zdjęcia Patryka Jakiego w efektownym dresie, znajdziemy tam m.in. Ryszarda Terleckiego z długimi włosami i Leszka Millera w marynarskim mundurze. Autor tego niezbyt mądrego tytułu to - możemy przypuszczać - nie żaden krezus z willą na Żoliborzu, tylko przepracowany i kiepsko opłacany zwyczajny pracownik medialnej korporacji. Ktoś, kto może tylko fantazjować o majątku i zarobkach zawodowych polityków, takich jak wiceminister Jaki.

Polskie elity - zarówno konserwatywne, jak i liberalne - chorują na poczucie wyższości wobec zwykłych obywateli. I bez wątpienia należy o tym mówić. Jednak w tym konkretnym przypadku mamy do czynienia z maskaradą i groteskowym odwróceniem ról. Patryk Jaki nie jest i nigdy nie był zwykłym, ciężko harującym reprezentantem ludu.

Jest za to aż nazbyt typowym przedstawicielem naszej elity politycznej. Ze wszystkimi jej nieodłącznymi cechami: niemal zupełnym brakiem doświadczenia w pracy poza polityką, arogancją i poczuciem bezkarności.

Najlepiej pokazuje to historia działalności Jakiego w jego rodzinnym Opolu.

Przeczytaj także:

PiS - Platforma - znowu PiS - Solidarna Polska

"W Opolu mówią, że Jaki nigdy nie podjął «normalnej» pracy. Poseł elekt znany jest z bycia radnym, etatów w biurach poselskich, a także u wojewody w czasach rządów PiS" - pisała Nowa Trybuna Opolska w 2011 roku, gdy Jaki po raz pierwszy wszedł do Sejmu. Miał wówczas zaledwie 26 lat, lecz za sobą już całkiem długi staż polityczny.

Wstąpił do Prawa i Sprawiedliwości jako 18-latek, działał w partyjnej młodzieżówce. Nie zagrzał tam długo miejsca. W wieku 21 lat wystartował w wyborach do rady miasta jako członek Platformy Obywatelskiej. Kandydował z tej samej listy i w tym samym okręgu, co prezydent Opola z PO Ryszard Zembaczyński. Start Jakiego z list PO może dziwić w kontekście dzisiejszej pryncypialnej retoryki posła. Nie bez znaczenia mógł być fakt, że bliskim współpracownikiem Zembaczyńskiego był ojciec Patryka, Ireneusz. Zembaczyński przez wiele lat był wojewodą, a Ireneusz Jaki - szefem jego gabinetu.

Gdy Zembaczyński został prezydentem Opola, Jaki senior został jego najbardziej zaufanym asystentem. Jeden z pracowników urzędu mówił Nowej Trybunie Opolskiej, że "Jaki zachowywał się jakby był czwartym wiceprezydentem".

Do rady miasta Patryk Jaki wszedł bez większego problemu - PO cieszyła się wówczas dużym poparciem.

Po uzyskaniu mandatu Jaki wraz z grupką radnych przeszedł do PiS. Alians z tą partią okazał się całkiem opłacalny - Jaki dostał pracę w gabinecie politycznym wojewody (to czasy pierwszych rządów PiS, a wojewoda jest mianowany przez rząd). Na ten i na inne wątki w finansowej historii Jakiego zwrócił uwagę autor bloga "Piknik na skraju głupoty" w tekście "Patryk Jaki, czyli bieda urojona", który sprawdził oświadczenia majątkowe Jakiego, m.in. za 2007 rok:

  • Urząd Wojewódzki – ok. 2.800 zł miesięcznie
  • Biuro Poselskie - ok. 2000 rocznie
  • Dieta radnego – ok. 1700 zł miesięcznie
  • Biuro Senatorskie – ok. 700 zł miesięcznie – do listopada 2007
  • Stypendium naukowe Uniwersytetu Wrocławskiego 270 zł miesięcznie
  • Łącznie: 5140 zł miesięcznie (bez stypendium)

Oświadczenia majątkowe z kolejnych lat są dość podobne. W jaki sposób - w wieku zaledwie dwudziestu paru lat i bez większego doświadczenia w jakiejkolwiek poważnej pracy - radny łączył te wszystkie obowiązki? Czy to właśnie ma na myśli pisząc, że "musiał pracować dwa razy ciężej, żeby coś w życiu osiągnąć"? To wówczas na forach pod artykułami w opolskich serwisach informacyjnych anonimowy internauta o pseudonimie Awgan komplementował działalność Jakiego i krytykował jego przeciwników politycznych. Kim jest Awgan wydało się przez przypadek, gdy do lokalnej gazety przyszedł mail chwalący Jakiego wysłany ze skrzynki Jakiego. Na szczęście w tym nawale obowiązków Jaki umiał powiedzieć sobie dość: w oświadczeniach próżno szukać wzmianki o jakiejkolwiek pracy poza polityką.

W 2011 roku Jaki został posłem. Startował dopiero z ósmego miejsca na liście PiS, ale pomogła mu intensywna kampania: wydrukował m.in. ulotki wyborcze udające informator parafialny. Ostrzegał w nich przed usuwaniem krzyża z przestrzeni publicznej i "akceptacją dla Złego". Innym razem chciał "odebrać mniejszości niemieckiej przywileje". Przy okazji wyborów wszedł w spór z lokalnym kierownictwem PiS - poszło o miejsce na listach wyborczych. Po wyborach odszedł z partii i współtworzył nowe ugrupowanie - Solidarną Polskę.

Jego zaangażowanie w opolską politykę nie zmalało po wejściu do Sejmu. Dopiero wówczas Jaki stał się ważnym lokalnym graczem.

Wszyscy ludzie prezydenta

W 2014 roku Patryk Jaki poparł kandydaturę Arkadiusza Wiśniewskiego (wcześniej PO, teraz bezpartyjny) na prezydenta Opola. Nowy prezydent szybko odwdzięczył się Jakiemu za poparcie.

Wiceprezydentem Opola został Marcin Rol, 26 latek bez doświadczenia. Wcześniej był asystentem posła Jakiego, jeszcze wcześniej - barmanem w klubie prowadzonym przez żonę posła. W 2016 roku zarobił m.in 108 tys. zł jako wiceprezydent i 50 tys. jako członek jednej z rad nadzorczych. Rol nawet nie ukrywał, jak dostał posadę. "Jestem dumny, że mogę brać udział w pracach zarządu miasta. W moim uznaniu polityka jest właśnie służbą dla ludzi (...) Jestem też gwarantem dobrej komunikacji z rządem i Patrykiem Jakim, który jest naszym jedynym przedstawicielem w rządzie" - mówił opolskiej "Wyborczej".

Szefem miejskich wodociągów i kanalizacji został wspomniany już Ireneusz Jaki, ojciec Patryka. W 2016 roku zarobił z tego tytułu ponad 160 tys. złotych.

Szefem opolskiej TVP został Mateusz Magdziarz, kolega Jakiego wcześniej pracujący w ratuszu. Magdziarz zmienił lokalną telewizję w propagandową tubę Jakiego. Gdy poseł wszedł w konflikt z Arkadiuszem Wiśniewskim, TVP zaczęła atakować także prezydenta Opola.

To tylko kilka przykładów, ludzi Jakiego ulokowanych na ważnych stołkach w Opolu jest więcej. Nepotyzm Jakiego to jednak nic w porównaniu z jego arogancją. A ta najbardziej ujawniła się, gdy Jaki postanowił - niemal dosłownie - podbić sąsiadujące z miastem gminy.

Opole większe od Paryża

W listopadzie 2015 r. Rada Miasta Opola podjęła uchwałę intencyjną o poszerzeniu granic administracyjnych miasta. Chodziło o przyłączenie do miasta części terenów kilku sąsiadujących gmin. Na terenie jednej z nich - gminy Dobrzeń Wielki - znajduje się Elektrownia Opole, solidny płatnik podatków. Opole chciało po prostu przyjść i zabrać kawałek gminy wraz z mieszkańcami. Kto silniejszemu zabroni? Z pewnością nie wiceminister sprawiedliwości.

"Gmina Dobrzeń Wielki to prywatne ranczo, pieniądze z Elektrowni Opole lepiej wykorzysta stolica regionu" - mówił poseł Jaki, który ogłosił się ojcem pomysłu.

Bezprawną inicjatywę opolskich władz przyklepał rząd, weszła w życie w 2017 roku (Rzecznik Praw Obywatelskich twierdzi, że w tej konkretnej sytuacji rząd również nie był uprawniony do zmiany granic miasta). Zanim do tego doszło oburzeni mieszkańcy gmin, którzy w konsultacjach opowiedzieli się zdecydowanie przeciw pomysłowi, próbowali choćby porozmawiać z wiceministrem. Bezskutecznie.

W listopadzie 2016 roku mieszkanki i mieszkańcy gminy Dobrzeń Wielki weszli do biura poselskiego Jakiego. Domagali się rozmowy. Po twardych negocjacjach dostali dwa terminy spotkań potwierdzone na piśmie. Następnie wyprowadziła ich policja, a Jaki złożył zawiadomienie do prokuratury.

Mieszkańcy wzywani byli na przesłuchania w okresie świąt Bożego Narodzenia. Zarzut? Naruszenie miru domowego.

Prokuratura umorzyła sprawę, ale wskazała, że mogło dojść do wykroczenia, w związku z tym teraz mieszkańcy są wzywani na policję w sprawie rzekomego zakłócania porządku publicznego.

Z obiecanych i potwierdzonych na piśmie spotkań z Jakim nic nie wyszło. Gdy delegacja mieszkańców gminy pojechała w umówionym terminie do Warszawy, Jaki wykręcił się od rozmowy. Gdy tydzień później spotkanie miało odbyć się w opolskim biurze, mieszkańcy zastali zamknięte drzwi.

"Dyrektorka biura stała na zewnątrz" - wspomina w rozmowie z OKO.press Michał Pytlik, opolski działacz partii Razem zaangażowany w protest przeciwko poszerzeniu miasta kosztem sąsiednich gmin. "To był środek zimy, parking. Przywitał nas poseł Antoni Duda w asyście policji. Zaczął z nami rozmawiać, ale kompletnie nic z tego nie wynikało, mówił jakieś mętne, zupełnie niekonkretne rzeczy. Znowu więc nie doszło do spotkania z Jakim. Okazało się, że był wtedy w Teksasie. Musiał wiedzieć wcześniej, że wyjedzie".

Opole - protest przeciwko poszerzaniu granic miasta. (fot. Roman Rogalski/Agencja Gazeta)

Winni Niemcy

W sporze o poszerzenie Opola Patryk Jaki nie pierwszy raz w swojej karierze sięgnął po retorykę antyniemiecką. Twierdził, że podczas konsultacji mniejszość niemiecka łamała samorządność, a związani z nią wolontariusze odwiedzali tylko domy zamieszkane przez przeciwników powiększenia Opola. Tymi słowami poczuła się obrażona jedna z sołtysek - organizatorka konsultacji.

"Po słowach wiceministra Patryka Jakiego w internecie wylał się stek wyzwisk w kierunku wolontariuszy, którzy brali udział w konsultacjach zarządzonych przez wójta Dobrzenia Wielkiego w sprawie powiększenia Opola. Wszyscy zostali wrzuceni do jednego worka, pod szyldem mniejszości niemieckiej" - mówiła Krystyna Pietrek, była już wówczas sołtys Czarnowąs. - "Staję też we własnej obronie, bo czuję się bardzo urażona słowami wiceministra".

Odbyły się trzy rozprawy, Jaki nie przyszedł na żadną z nich. Na początku próbował zasłaniać się immunitetem - twierdził, że historie o wolontariuszach opowiadał w ramach obowiązków poselskich. Opolska sędzina odrzuciła te argumenty i nakazała mu stawić się przed sądem. Zaproponowała trzy terminy. Jaki odrzucił wszystkie i zaproponował własny. W międzyczasie złożył apelację, którą sąd w We Wrocławiu rozpatrzył pozytywnie. Uznał, że immunitet może w tej sprawie posłowi odebrać tylko Sejm.

To się nie stanie. Okazało się zatem, że mieszkańców można obrażać całkiem bezkarnie, jeśli jest się politykiem rządzącej opcji. Nie można nawet liczyć na to, że polityk pojawi się w sądzie.

Szeryf

Z opolskiej działalności posła wyłania się obraz Jakiego - ambitnego i niezależnego gracza, który mocno pracuje nad swoim wizerunkiem. I nawet jeśli robi to topornymi metodami, jest całkiem skuteczny: na wizerunek charakternego, ale w gruncie zwykłego i szczerego chłopaka dają się nabrać nie tylko wyborcy PiS. Nepotyzm, poczucie bezkarności i oczernianie niezadowolonych mieszkańców nie mieszczą się w tym obrazie. Trzeba też pamiętać, że dla lokatorów przez lata wyrzucanych z reprywatyzowanych kamienic to właśnie Jaki jest teraz twarzą sprawiedliwości.

I jeśli ta sprawiedliwość przybrała formę gwiazdorskiego trybunału ludowego, to dlatego, że to jedyna forma zadośćuczynienia, jakiej się doczekali. Fakt, że główny aktor tego spektaklu nie jest tym na kogo się kreuje, niewiele tutaj zmienia.

"To jest do bólu cyniczne" - mówi Pytlik, pytany o wizerunek Jakiego. "Jaki doskonale wie, jaką strategię obrać, żeby zyskać poparcie. Nie chcę powiedzieć, że jego ustawa reprywatyzacyjna jest niepotrzebna. To jest bardzo dobry krok. Słusznie też chce, aby Hanna Gronkiewicz-Walz została pociągnięta do odpowiedzialności. Na pierwszym miejscu są lokatorzy i nawet jeśli ktoś taki jak Patryk Jaki ma im pomóc, to dobrze. Natomiast z perspektywy lokalnej obserwowanie poczynań Jakiego i tego wizerunku szeryfa jest przykre".

"Smutne jest też to, że stolica nie patrzy na te peryferia. A właśnie tutaj widać, jak ten polityk potrafi krzywdzić zwykłych ludzi" - podsumowuje Pytlik.

Uzupełnienie z dnia 06.11.2017: dodano tytuł artykułu "Patryk Jaki, czyli bieda urojona" z bloga Piknik na skraju głupoty, do którego odnosi się tekst. Wcześniej w tekście była już nazwa bloga i odnośnik do artykułu. Dodano również słowa " Na ten i na inne wątki w finansowej historii Jakiego zwrócił uwagę autor bloga..."

;
Na zdjęciu Bartosz Kocejko
Bartosz Kocejko

Redaktor OKO.press. Współkieruje działem społeczno-ekonomicznym. Czasem pisze: o pracy, podatkach i polityce społecznej.

Komentarze