Szkole trzeba przywrócić jej funkcje społeczne – opiekę medyczną nad dziećmi, darmowe stołówki, zajęcia wyrównawcze, radzenie z przemocą wobec dzieci, naukę tolerancji, a nie poddawać niszczącej rewolucji PiS. W dramatycznym apelu ostatniej chwili ruch pedagogów społecznie zaangażowanych zwraca się do prezydenta o niepodpisywanie ustawy oświatowej
W poniedziałek 9 stycznia prezydent Andrzej Duda zdecyduje o losach ustawy oświatowej. Jeśli ją podpisze, rozpocznie się "rewolucja" oświatowa PiS. W czwartek 5 stycznia Ruch Pedagogów Społecznie Zaangażowanych wysłał do prezydenta RP list, w którym apeluje o zatrzymanie reformy, którą w OKO.press nazywamy "deformą".
Pedagodzy namawiają, by zamiast burzyć, szkołę ulepszać, a przede wszystkim przywrócić jej utracone funkcje społeczne. W gorącej debacie ostatnich miesięcy, w której wszystkie środowiska związane ze szkołą protestowały przeciwko reformie, ten głos jest wart zauważenia. „Stowarzyszenie «Ruch Pedagogów Społecznie Zaangażowanych», skupiające dziesiątki profesorów i doktorów wszystkich uczelni naszego kraju, a też nauczycieli i wychowawców z całej Polski” protestuje „przeciwko rewolucyjnej reformie oświaty i niezrozumiałemu pośpiechowi”. Zmiany dotkną akurat te kwestie szkolne, które dobrze się sprawdziły, a pomijają te, które naprawdę wymagają naprawienia i udoskonalenia - piszą pedagodzy w liście do prezydenta Andrzeja Dudy.
Ich zdaniem "reforma" PiS grozi dewastacją systemu wychowania i edukacji.
Do apelu dołączony jest obszerny dokument „Jakiej reformy potrzebuje polska szkoła”, podpisany przez przewodniczącego Ruchu Pedagogów prof. Tadeusza Pilcha. „Nie łudźmy się, że we wprowadzanej reformie oświaty chodzi o dobro dziecka, pomyślny rozwój państwa, przemyślaną wizję przyszłości - pisze profesor.
Chodzi o rewolucyjną reformę, która realizuje częściowo chore pomysły nawiedzonych wyznawców ideologicznych koncepcji wychowania, częściowo jest skierowana przeciw nieprzyjaznym - władzy politycznej – samorządom, i niestety – trzeba to jasno powiedzieć: utrzymania nierówności oświatowych między dziećmi ze środowisk zamożnych, uprzywilejowanych i środowisk upośledzonych ekonomicznie”.
W imieniu Ruchu proponuje alternatywną reformę, „obliczoną na żmudne i długotrwałe doskonalenia szkoły, która choć obarczona jest wieloma ułomnościami, to na tle porównawczym wypada w klasyfikacjach międzynarodowych całkiem przyzwoicie”. Kluczowe propozycje to:
Dzisiejsze pokolenia już nie pamiętają, że kiedyś, prawie w każdej szkole była pielęgniarka i stałe wizyty lekarza. Zostały usunięte w ramach "racjonalizacji opieki zdrowotnej nad dziećmi i młodzieżą". Co piąty chłopiec i co szósta dziewczynka w wieku 5–9 lat, a więc w wieku najważniejszym dla rozwoju, dotknięci są długotrwałymi schorzeniami (dane GUS). W europejskim rankingu wadliwego rozwoju dzieci w wymienionych obszarach zajmujemy czołową lokatę. Przynajmniej pielęgniarki powinny wrócić do wszystkich szkół podstawowych i ponadpodstawowych, oraz podstawowe działania profilaktyczne, jak choćby gimnastyka korekcyjna. Palącą potrzebą jest przywrócenie opieki stomatologicznej nad dziećmi.
Prof. Pilch domaga się odstąpienia państwa od tzw. Programu przystosowawczego z początku lat 90. W ciągu ponad dwudziestu lat pogłębił on nierówności edukacyjne między dziećmi i młodzieżą lepiej sytuowaną a ubogą, między szczególnie miastem i wsią.
Został wprowadzony rozporządzeniami ministrów edukacji: Roberta Głębockiego w 1991 roku (Zarządzenie Ministra Edukacji nr 18 z dnia 24 sierpnia 1991 roku w sprawie realizacji zajęć ponadobowiązkowych i pozalekcyjnych w szkołach podstawowych i ponadpodstawowych) oraz Zdobysława Flisowskiego w 1993 roku (Zarządzenie Ministra Edukacji nr 23 z dnia 6 sierpnia 1993 roku w sprawie warunków realizacji zajęć korekcyjno-kompensacyjnych w szkołach).
Zajęcia nadobowiązkowe i pozalekcyjne mogły być odtąd finansowane tylko w granicach posiadanych środków. W gminach ubogich to był wyrok śmierci na zajęcia pozalekcyjne i nadobowiązkowe.
Drugie rozporządzenie w roku 1993 dopuszczało zajęcia rozwojowe w szkołach podstawowych pod warunkiem, że będą miały charakter międzyszkolny. Takiego warunku w rzeczywistości szkół wiejskich trudno nie nazwać cynicznym, a samej nazwy programu "przystosowawczy" klasyczną kategorią orwellowską - pisze prof. Pilch.
Dzisiaj system wsparcia rozwojowego, wszelkie zajęcia pozalekcyjne i pozaszkolne zostały skomercjalizowane i są dostępne głównie w mieście, niemal wyłącznie dla dzieci zamożnych rodziców.
Szczególnie niedostępne są dla młodzieży dojeżdżającej do szkół na terenach wiejskich. Według wyników badań realizowanych na Ziemi Lubuskiej, na Kujawach, na Warmii i Mazurach oraz na Podlasiu z zajęć rozwojowych korzysta ok. 34% dzieci dojeżdżających do szkół.
„Interes dziecka i nowoczesnej edukacji, poza wszelką dyskusją stawia masowy i bezpłatny dostęp każdego dziecka do zajęć wyrównawczych i rozwojowych. Taki akt byłby prawdziwym reformatorskim wyczynem, który przeszedłby do historii polskiego szkolnictwa i pozwolił usunąć trwale skutki owego nieszczęsnego programu” - pisze prof. Pilch.
Z przestrzeni wsi usunięto niemal wszelkie instytucjonalne formy kulturalno-oświatowe. Pozostał wyłącznie telewizor i jego aspołeczne funkcje – rozumiejąc jego kulturową rolę, oskarżany jest o izolację sąsiedztwa i zubożenie relacji międzyludzkich - pisze profesor. Wiejska szkoła została dosłownie zdziesiątkowana. Na 40 tys. 583 sołectw (2014) zlikwidowano blisko 10 tys. szkół. Koronny argument – oszczędności – został podważony przez NIK w Raporcie nr 152/2005, w którym wykazano, że tylko 24% gmin, które zlikwidowały szkoły, odniosło z tego faktu korzyści finansowe, a 64% musiało zwiększyć nakłady na gminną oświatę.
Należy pilnie opracować nową strategię działania szkół wiejskich, nawet najmniejszych, w takim kierunku, aby rano i przed południem szkoła była dostępna dla dzieci, a wieczorem dla społeczności lokalnej w formie skandynawskiego uniwersytetu ludowego.
Zatrzymamy może w ten sposób regres kulturowy i obyczajowy środowiska, zbudujemy społeczność lokalną, spełniającą warunki społeczeństwa obywatelskiego, którego naszemu krajowi potrzeba jak powietrza – namawia prof. Pilch.
Polska ma jeden z najwyższych wskaźników niedożywienia dzieci, na co wskazują badania Instytutu Matki i Dziecka. Czy troska o nich nie jest pilniejszą sprawą dla ministerstwa edukacji niż wprowadzanie do szkół przysposobienia obronnego? -- pyta autor dokumentu.
Badania na Warmii i Mazurach pokazały, że z obiadów w stołówkach korzysta od 15 do 33% dzieci dojeżdżających do szkół. Wiele krajów w Europie i na świecie posiłki szkolne dla dzieci uczyniło bezpłatnymi. I nie są to potęgi ekonomiczne, ot zwykłe, średnie kraje, w których uważa się że dobre odżywianie dzieci jest ważniejsze dla przyszłości kraju niż groteskowe oddziały obrony terytorialnej, kosztowne zabawki ministra "sztuki wojennej"! – stwierdza autor listu I postuluje:
- Dajmy wszystkim dzieciom darmowy obiad w szkole! Powstrzymajmy nowe barbarzyństwo w traktowaniu małego dziecka! Doczekamy zapłaty w postaci zdrowszego pokolenia za lat 20. I będzie to wielokrotnie wyższa zapłata niż dzisiejsze koszty darmowych obiadów dla dzieci!
Alarmujące statystyki, akty okrucieństwa wobec małych dzieci, a nawet niemowląt, pokazuje skalę swoistego wręcz zdziczenia, młodych rodziców! Prof. Pilch uważa, że to owoc nieefektywności szkolnego programu „wychowanie do życia w rodzinie”, a owa nieefektywność wynika z niekończących się sporów o istotę i treści programu. Tragiczną wymowę ma samotność w cierpieniu owych dzieci oraz obojętność otoczeni, a także system prawa, który zrównuje okrucieństwo wobec dzieci z kradzieżą lodówki! – diagnozuje prof. Pilch.
Nawołuje do opracowania skutecznego programu profilaktyki i ratownictwa. Rodzice, sprawcy owych tragedii, często opuścili szkołę przed kilku, czasem kilkunastu laty. - Jakie wyposażenie moralne i humanitarne daje szkoła, skoro maltretowanie bezbronnych staje się praktyką nagminną w naszym kraju – pyta profesor. - Nie ma w tej kwestii stanowiska odpowiednich ministrów, kościoła... Jest za to projekt obecnego rządu wspierany przez episkopat, wycofania Polski z konwencji antyprzemocowej!
I na koniec prof. Pilch wskazuje na kryzys tolerancji, „która funkcjonuje w polskiej świadomości jako mit i hipostaza”. - Mamy z instytucjonalizowane formacje „narodowców”, i tzw. kiboli I ci ambasadorowie polskiej tolerancji są fetowani jako wierni synowie ojczyzny na wałach Jasnej Góry, w Katedrach, nie tylko Białegostoku, a przez ministra spraw wewnętrznych określani są jako zdrowy ruch patriotyczny! Na mądrość polityków lekarstwa nie ma, ale na wszelkie schorzenia społeczne jedynym lekarstwem jest edukacja, szkoła i dobry nauczyciel! – przekonuje profesor Pilch.
„Dlatego skierowaliśmy do Pana Prezydenta prośbę o zawetowanie obecnej rewolucyjnej „reformy” w szkolnictwie i włączenia się do długotrwałego, trudnego, ale humanitarnego doskonalenia jej funkcji opiekuńczych, wychowawczych i nauczających, zgodnych z pięknymi tradycjami zapoczątkowanymi przez Komisję Edukacji Narodowej w końcu 18 wieku i tak dramatycznie psutych przez współczesną politykę” – pisze przewodniczący Stowarzyszenia „Ruch Pedagogów Społecznie Zaangażowanych”.
Redaktor w OKO.press. Inżynier elektronik, który lubi redagować. Kiedyś konstruował układy scalone (cztery patenty), w 1989 roku zajął się pisaniem i redagowaniem tekstów w „Gazecie Wyborczej”. W latach 80. pomagał w produkcji i dystrybucji „Tygodnika Mazowsze” i w prowadzeniu podziemnej Wszechnicy „Solidarności”. Biegle zna pięć języków, trzy – biernie. Kolekcjonuje wiedzę na każdy temat. Jego tekst „Zabić żubra” rozpoczął jeden z najgłośniejszych cykli w OKO.press.
Redaktor w OKO.press. Inżynier elektronik, który lubi redagować. Kiedyś konstruował układy scalone (cztery patenty), w 1989 roku zajął się pisaniem i redagowaniem tekstów w „Gazecie Wyborczej”. W latach 80. pomagał w produkcji i dystrybucji „Tygodnika Mazowsze” i w prowadzeniu podziemnej Wszechnicy „Solidarności”. Biegle zna pięć języków, trzy – biernie. Kolekcjonuje wiedzę na każdy temat. Jego tekst „Zabić żubra” rozpoczął jeden z najgłośniejszych cykli w OKO.press.
Komentarze