0:000:00

0:00

"Nie czerwona, nie tęczowa, tylko Polska narodowa" - skandowali w niedzielę 16 sierpnia na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie uczestnicy manifestacji "Stop agresji LGBT", którą zorganizowały środowiska Młodzieży Wszechpolskiej i Ruchu Narodowego.

"Stop bzdurom!" - odpowiadali im oddzieleni szczelnym, podwójnym kordonem policji kontrmanifestanci - osoby LGBT i ich sojusznicy, którym towarzyszyła muzyka i rytm wybijany na perkusji.

Obydwa wydarzenia relacjonowały w żywo dla OKO.press Dominika Sitnicka i Hanna Szukalska.

Zgromadzenie nacjonalistów zaplanowano na godz. 16.00, miało potrwać dwie godziny. Ale kilkuset uczestników zaczęło rozchodzić się już po godzinie, choć trwały przemówienia liderów narodowych organizacji, w tym posła Konfederacji i byłego kandydata na prezydenta Krzysztofa Bosaka.

Tęczowy protest pozostał na Krakowskim Przedmieściu nieco dłużej, w oczekiwaniu aż większość narodowców i ich sympatyków wróci do domów.

Po wydarzeniach z ostatniego weekendu (7-9 sierpnia) wielu komentatorów spodziewało się, że dziś znowu dojdzie do zamieszek, w tym do kolejnych zatrzymań aktywistów LGBT. Nic takiego nie miało jednak miejsca.

Kontrmanifestanci byli instruowani przez policję, by poruszać się w większych grupach, nie oddalać samotnie od terenu zgromadzenia.

fot.: Robert Kuszyński/OKO.press

Dobrą organizację policjantów, których na Krakowskim Przedmieściu były dziś setki, należy pochwalić. Część funkcjonariuszy eskortowała kontrmanifestantów do stacji metra "Nowy Świat-Uniwersytet", dziękując za udział w zgromadzeniu. Akcja była dobrze skoordynowana.

W niektórych domach na trasie między bramą Uniwersytetu a metrem, m.in. na ulicy Czackiego, sojusznicy osób LGBT w geście solidarności wywiesili w oknach tęczowe flagi.

fot.: Agata Kubis/OKO.press

"Że chłop przebrany za babę..."

Pikieta narodowców rozpoczęła się symbolicznie - od zdeptania, a następnie podpalenia tęczowej flagi. Przy niemej aprobacie organizatorów, którzy mieli obowiązek zapobiec takim zdarzeniom.

fot.: Hanna Szukalska/OKO.press

Choć sam akt spalenia - wyrażający nienawiść do osób LGBT - nie podpada obecnie w Polsce pod żaden paragraf, to już za „niedozwolone używanie otwartego ognia”, które może prowadzić do pożaru, grozi kara aresztu, grzywny lub nagany.

Organizatorzy pikiety narodowców z jednej strony nawoływali także uczestników zgromadzenia, by "powstrzymali się od używania wulgarnego języka". Z drugiej przemawiający ze sceny intonowali oparte na wulgaryzmach kibicowskie przyśpiewki, na które zgromadzenie żywo reagowało.

fot.: Robert Kuszyński/OKO.press
fot. Hanna Szukalska, OKO.press

Jako jeden z pierwszych głos zabrał Ziemowit Przebitkowski, prezes Młodzieży Wszechpolskiej i główny organizator marszu.

"Koleżanki i koledzy, czołem wielkiej Polsce. [...] Oni celowo posługują się strategią transgresji, czyli chcą przesuwać granice debaty publicznej, kontrowersją, prowokacjami, agresją, wchodzeniem ze swoimi zboczeniami do przestrzeni publicznej. Musimy mówić stop tęczowej degeneracji" - krzyczał Przebitkowski.

"Stop tęczowej degeneracji" - skandował za nim tłum.

"Oczywiście mają wsparcie wszystkich środowisk lewicowych i lewicowo-liberalnych. Są tam te brudasy z Antify, są dewianci spod tęczowej flagi i tak zwani dziennikarze »Gazety Wyborczej« czy OKO.press, dziennikarzole chciałoby się powiedzieć" - kontynuował prezes MW.

"Oni wszyscy chcą, żebyśmy to my udawali, że chłop przebrany za babę jest kobietą! Tego właśnie chcą!" - wskazywał.

Narodowcy z satysfakcją skandowali też: "Co tam u Margot?" na melodię kibicowskiej przyśpiewki "Zawsze i wszędzie policja j***na będzie". To odniesienie do tęczowej aktywistki, która trafiła do aresztu w związku ze zniszczeniem plandeki na homofobicznej ciężarówce i naruszeniem nietykalności cielesnej jej kierowcy.

Bosak o nauce Kościoła

Kolejni mówcy wskazywali, że Polska powinna czerpać z "doświadczeń Europy Zachodniej", nie dopuścić do "moralnego zniszczenia". "Stop, stop, stop dewiacjom" - wykrzykiwał tłum.

Po Przebitkowskim przemówienie wygłosił Krzysztof Bosak. "Panie pośle, dlaczego kolega nosi krzyż celtycki?" - dopytywała byłego kandydata na prezydenta Dominika Sitnicka. Jeden z przemawiających ze sceny narodowych aktywistów miał na sobie czarną koszulkę "Anti Antifa" z krzyżem celtyckim na karku. Bosak pytanie zignorował.

W swoim wystąpieniu Bosak mówił o ideologicznej fali, radykalizacji i "otwartej agresji antychrześcijańskiej", a także prawie naturalnym i moralności Kościoła katolickiego. Krytykował też rząd PiS.

"Władza kontroluje wszystkie instytucje w państwie, a nie zrobiła w tej sprawie nic. Beata Szydło pojechała do Unii Europejskiej i na forum międzynarodowym poparła strategię LGBT. To nie jest rząd prawicowy ani konserwatywny" - wskazywał.

fot.: Robert Kuszyński/OKO.press

"Nie będziemy udawać, że pary homoseksualistów bez względu na to, jakiej płci, są rodziną. Nie są i nigdy nie będą. [...] Bronimy prawa naturalnego i zdrowego rozsądku" - tłumaczył Bosak.

Poseł Konfederacji swoją narrację opierał na "nauczaniu Kościoła". "To co mówimy to prosta kontynuacja nauki Chrystusa" - stwierdził poseł. Ale, jak zaznaczył, przekaz narodowców trafi nie tylko do ludzi wierzących: "Wystarczy mieć umysł nieskażony lewicową ideologią, żeby wiedzieć, że to, co proponujecie, zasługuje na odrzucenie".

fot. Hanna Szukalska, OKO.press

"Tu jest polska, nie Bruksela, tu się zboczeń nie popiera" - skandowali uczestnicy pikiety.

Mariusz Piotrowski z zarządu Marszu Niepodległości przywitał się z tłumem słowami "niech będzie pochwalony Jezus Chrystus". "Ich nienawiść do nas jest tak wielka, że cały czas przekraczają w swoich działaniach kolejne granice" - mówił o aktywistach LGBT.

Jednym z dowodów na postępującą inwazję "ideologii LGBT" i opieszałość rządu w walce z nią miało być, skażenie "tęczowością" nawet kontrolowanej przez PiS TVP. "W jednym z seriali na TVP2 głównymi postaciami jest para homoseksualna, na którą zawsze można liczyć, a wszystkie normalne związki się rozpadają" - ubolewał jeden z mówców.

Narodowcy zachęcali do wzięcia udziału w kolejnych zgromadzeniach, np. środowym wydarzeniu w Krakowie. Na marszu zbierali także podpisy pod wypowiedzeniem konwencji antyprzemowcowej.

Przeczytaj także:

"Boję się chodzić po ulicach"

"Warszawa - wolna - od faszyzmu", "Znajdzie się kij, na faszystowski ryj" - skandowali po drugiej stronie policyjnych kordonów tęczowi aktywiści.

"Jesteśmy tu, bo po drugiej stronie zebrało się homofobiczne środowisko. Nie tolerujemy tego, że ktoś w Warszawie w 2020 roku chodzi i mówi takie rzeczy. Nie ma tolerancji dla nietolerancji. Będziemy zawsze na takich wydarzeniach" - powiedziała naszym reporterkom jedna z uczestniczek kontry.

fot.: Agata Kubis/OKO.press

"Zawsze się boję, ale też boję się po prostu chodzić po ulicy. I na ulicy i tutaj mogę zostać zaatakowana tylko za to, kim jestem. Wolę tu przyjść, zamiast siedzieć cicho w domu" - dodała.

Część osób przyszła na kontrmanifestację na fali protestów przeciwko atakom na osoby LGBT oraz zatrzymaniu tęczowych aktywistek z kolektywu "Stop Bzdurom". Jak pisaliśmy w OKO.press jedna z założycielek kolektywu - Margot - będzie musiała spędzić w areszcie dwa miesiące. Powód? "Atak" na homofobiczną furgonetkę, która krąży po ulicach Warszawy.

"W piątek bałam się, miałam przy sobie gaz pieprzowy, dziś zresztą także go mam. Mamy pozapisywane numery do pomocy prawnej, żebyśmy mieli jakąkolwiek ochronę. Boję się wychodzić z domu z moimi kolorowymi włosami. Jest tu tyle policji, a ja nie czuję się bezpiecznie" - tłumaczyła inna protestująca.

fot.: Agata Kubis/OKO.press

Kontrmanifestanci wskazywali, że sprowokowały ich wydarzenia z piątku na sobotę 8 sierpnia, gdy policja zatrzymywała i przewoziła protestujących na komendy.

"To co się w piątek stało było skandalem, nikt się tego nie spodziewał. Tam było spokojnie, a potem policja zaczęła nas ściągać i szarpać. Jeden z tajniaków, który mnie popchnął, zapytany, co by się stało, jakbym sobie rozbiła głowę, powiedział, że »taka praca«" - mówiła jedna z manifestantek.

fot.: Agata Kubis/OKO.press

Opozycja na proteście

Na kontrmanifestacji nasze reporterki spotkały kilku polityków i polityczek opozycji. Agata Diduszko-Zyglewska, radna Koalicji Obywatelskiej ubolewała, że ratusz nie ma możliwości, by blokować zgromadzenia nacjonalistów.

"Możemy jedynie monitorować ich przebieg, patrzeć, czy nie zostało złamane prawo" - wskazała.

" powinno z wielką uwagę przyglądać się tego typu zgromadzeniom. One mogą prowadzić do agresji. Jeśli będzie tu więcej osób reprezentujących władze - miejskie i państwowe - będzie na pewno bezpieczniej" - dodała.

W proteście udział wzięła także Agnieszka Dziemianowicz-Bąk, posłanka na Sejm z Lewicy.

"Wyrażamy solidarność z osobami LGBT, przeciwko którym odbywa się demonstracja po drugiej stronie. Po drugie, jestem tu, by obserwować, co się dzieje. Po ostatnich zgromadzeniach, aresztowaniach policja w mojej ocenie przekroczyła swoje uprawnienia. Za pomocą swojego mandatu poselskiego i interwencji poselskiej chcę monitorować i pilnować, by nie doszło do nadużyć" - tłumaczyła.

Poseł Koalicji Obywatelskiej Franciszek Sterczewski miał osobisty powód, by pojawić się na pikiecie.

"Na poprzedniej manifestacji mój przyjaciel został zgarnięty na komisariat, rozebrany do naga, był przeszukiwany niezgodnie z prawem i przetrzymywany przez 24 godziny. Jego rodzina nie wiedziała, co się z nim dzieje, nie miał dostępu do telefonu. Jestem tu, po to, by nikomu z demonstrujących nic takiego się nie przydarzyło. Oraz by wyrazić swoją solidarność ze wszystkimi osobami LGBT, wobec których toczy się systemowa przemoc" - powiedział poseł.

Nasze reporterki były świadkami, jak demonstranci zapisywali sobie na rękach i nogach numery pomocy prawnej. Wszystko, by mogli w razie czego skontaktować się z prawnikiem. "Policja przy zatrzymaniu zabiera ludziom telefony, przez co kontakt z obrońcą może być utrudniony" - tłumaczyła widzom Dominika Sitnicka.

fot.: Agata Kubis/OKO.press

Część uczestników i uczestniczek kontry podchwyciła jedno hasło skandowane przez narodowców: "PiS-PO, jedno zło".

"Zrobiliśmy to żartobliwie. Jesteśmy rozczarowani politykami liberalnymi, w tym reakcją warszawskiego ratusza i prezydenta Trzaskowskiego. Nie mamy do nich zaufania" - mówił jeden z demonstrantów.

Tęczowy proszek zagrożeniem

Tuż przed początkiem wiecu pod bramą Uniwersytetu Warszawskiego, a także zaplanowanej kontrmanifestacji aktywiści i aktywistki wspierający osoby LGBT rozsypali na ulicy kolorowy proszek, układający się w barwy tęczy.

fot.: Robert Kuszyński/OKO.press

Na ten happening ostro zareagowała warszawska policja. Na twitterowym profilu funkcjonariusze przekonywali, że "grupa osób zanieczyściła jezdnię" substancją, która "stanowi zagrożenie dla ruchu pojazdów". O całej sprawie miał zostać powiadomiony warszawski ratusz.

Tweet warszawskiej policji

Pod wpisem stołecznej komendy komentujący dopytywali, w jaki dokładnie sposób kolorowy proszek miałby zagrozić ruchowi. Zwłaszcza, że miejsce manifestacji zostało zamknięte dla ruchu pojazdów w godzinach zgromadzenia, a na Krakowskim Przedmieściu mogą poruszać się jedynie autobusy, rowery i taksówki.

;

Udostępnij:

Hanna Szukalska

Psycholożka, dziennikarka i architektka. Współpracuje z OKO.press i Fundacją Dajemy Dzieciom Siłę. W OKO.press pisze głównie o psychiatrii i psychologii, planowaniu przestrzennym, zajmowała się też tworzeniem infografik i ilustracji. Jako psycholożka pracuje z dziećmi i młodzieżą.

Maria Pankowska

Dziennikarka, absolwentka ILS UW oraz College of Europe. W OKO.press od 2018 roku, od jesieni 2021 w dziale śledczym. Wcześniej pracowała w Polskim Instytucie Dyplomacji, w Komisji Europejskiej w Brukseli, a także na Uniwersytecie ONZ w Tokio.

Dominika Sitnicka

Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.

Komentarze