Umorzono wszystkie, oprócz dwóch, sprawy o przestępstwa funkcjonariuszy na szkodę migrantów na granicy z Białorusią. W tym samym czasie prokuratura wytoczyła aktywistom dwa procesy o pomoc humanitarną i prawną
Już samo to zestawienie ma wymiar symboliczny i świadczy o tym, jak władza w Polsce – obecna i poprzednia – rozumie swoje konstytucyjne i ustawowe obowiązki ochrony praw człowieka. Śledztwa w sprawie funkcjonariuszy prowadził zespół prokuratorów specjalnie powołany do ich zbadania na wniosek prokuratora krajowego Dariusza Korneluka. – Wszystkie akty przestępcze miały być wyjaśnione i tak się stało. Ustalono, że nikt nie zabijał i nie torturował uchodźców, jak to przedstawiano półtora roku temu – ocenia dziś prokurator Korneluk.
Procesy wytoczone aktywistom humanitarnym prokuratura w pierwszej instancji przegrała. Żeby wytoczyć proces „piątce z Hajnówki” za niesienie pomocy humanitarnej: żywności, ciepłej odzieży, pomocy medycznej, prokuratura zmanipulowała i wypaczyła przepis kodeksu karnego uznający za przestępstwo udzielanie „dla osiągnięcia korzyści materialnej lub osobistej” pomocy cudzoziemcom w nielegalnym pobycie w Polsce.
Żeby wytoczyć proces Bartkowi, który udzielił pomocy prawnej trójce migrantów, wyjaśniając im ich sytuację prawną i przyjmując rolę ich pełnomocnika w procedurze ubiegania się o azyl, prokuratura zrobiła z niego chuligana i szantażystę. Za „przemoc i groźbę bezprawną” uznano jego słowa, że funkcjonariusze Straży Granicznej złamali prawo i że zawiadomi o tym Rzecznika Praw Obywatelskich i media. Przedtem pogranicznicy uniemożliwili mu asystowanie jego mocodawcom podczas czynności urzędowych, a jednego z nich, potajemnie, pushbackowali na Białoruś, mimo że złożył wniosek o azyl. I mimo że miał obrażenia po pobiciu przez służby białoruskie.
Zgoła inaczej traktowane są przez prokuraturę sprawy o nieudzielanie przez funkcjonariuszy na granicy pomocy osobom rannym, chorym i wycieńczonym, także te zakończone śmiercią. Sprawy o bicie i poniżanie migrantów (nazywa się to „nadużyciem środków przymusu bezpośredniego”), o pushbackowanie mimo złożenia wniosku o azyl w Polsce, o narażanie migrantów na utratę zdrowia i życia przez wypychanie ich na Białoruś „w miejscu do tego nieprzeznaczonym”, a więc do lasu, na bagna, do rzeki. Te są umarzane „ze względu na brak znamion czynu zabronionego”.
Z wypychaniem migrantów na Białoruś „w miejscu do tego nieprzeznaczonym” sprawa jest niezwykle ciekawa. Jest powszechnie wiadome i potwierdzone, że zatrzymanych w pobliżu granicy migrantów wypycha się właśnie przez „zieloną granicę”, a nie cofa przez oficjalne przejście z Białorusią. Laikowi wydawałoby się, że skoro przechodzenie z Białorusi do Polski „w miejscu do tego nieprzeznaczonym” jest nielegalne, to wypychanie w odwrotnym kierunku w takim miejscu także jest nielegalne.
Tymczasem piąty miesiąc czekam na odpowiedź prokuratora krajowego w tej sprawie i wszystko, czego się dowiedziałam, to że musi tę sprawę przemyśleć. Milczy także zapytana o to rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Siedlcach, gdzie pracuje specjalny zespół. Choć w opisach umorzonych spraw, jakie od niej dostałam, jednym z zarzutów stawianych w postanowieniu o wszczęciu postępowania było właśnie „zmuszenie przemocą do zawrócenia i przekroczenia granicy z Białorusią w miejscu do tego nieprzeznaczonym”.
Zespół, który działa w Prokuraturze Okręgowej w Siedlcach, składa się z pięciu prokuratorów i bada sprawy o przekroczenia uprawnień i niedopełnienia obowiązków przez funkcjonariuszy różnych służb działających na granicy (Straż Graniczna, wojsko, obrona terytorialna, policja) od września 2021 do marca 2024 roku. Chodzi o działania na szkodę „imigrantów, którzy znajdowali się w położeniu grożącym bezpośrednim niebezpieczeństwem utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, bądź którzy zgłaszali ustne wnioski o objęcie ochroną w Polsce na skutek uzasadnionej obawy przed prześladowaniem” – takie sformułowanie znajduje się w nazwie tego Zespołu Prokuratorów. Działa on pod kierownictwem prokuratora Tomasza Gizy, a dużą część spraw, którymi się zajmuje, stanowią doniesienia dziennikarza i aktywisty humanitarnego Piotra Czabana, autora podkastu „Czaban robi raban”.
Z informacji uzyskanej z siedleckiej prokuratury wynika, że przejęła 18 śledztw niezakończonych i 28 zakończonych umorzeniem. Pojawiły się też nowe sprawy z badanego okresu. W sumie 150 przypadków związanych z pushbackami. Z tego wszystkiego „wyodrębniono 24 wątki dotyczące 20 zdarzeń”.
Jaki jest efekt półtorarocznej pracy zespołu prokuratorów? Do końca sierpnia 2025 roku zakończono umorzeniem 18 z 24 wątków – wszystkie z powodu „braku znamion przestępstwa”.
W dwu sprawach, udokumentowanych nagraniami z momentu popełniania przestępstwa, postawiono zarzuty. Jedna z nich jest już w sądzie z aktem oskarżenia i wnioskiem o umorzenie z powodu niskiej społecznej szkodliwości czynu. To zdarzenie z lipca 2023 roku. Trzej funkcjonariusze zostali oskarżeni o to, że „bezzasadnie użyli środków przymusu bezpośredniego, tj. siły fizycznej, pałki służbowej oraz ręcznego miotacza substancji obezwładniającej wobec ośmiu nieustalonych obcokrajowców zawróconych do linii granicznej, w sytuacji gdy żaden obcokrajowców nie podejmował jakichkolwiek działań uzasadniających takie zachowanie”.
Druga ze spraw jeszcze nie trafiła do sądu – dwaj funkcjonariusze dostali już zarzut przestępstwa przeciwko dokumentom. Chodzi o uwiecznione na filmie palenie w beczce na terenie placówki SG w Dubiczach Cerkiewnych paszportów i telefonów nielegalnie odebranych pushbackowanym cudzoziemcom. Przy okazji – dziwne, że nie postawiono im zarzutu kradzieży.
To proste: prokuratura uznała, że opisane zdarzenie wyglądało inaczej. Na przykład: owszem, były zwłoki pushbackowanej ofiary w rzece, ale ustalano, że nikt jej do wejścia do wody nie zmuszał, co zeznali funkcjonariusze. A inni nic nie słyszeli, nic nie widzieli. Prokuratura uznała też, że nie zasługują na wiarę wyjaśnienia aktywistów na podstawie nagranych lub tylko usłyszanych relacji osób, którym pomogli, bo relacja świadka „ze słyszenia” nie ma większej wagi procesowej. Nagrane relacje migrantów też się nie liczą, jeśli prokurator nie może ich sam przesłuchać. A najczęściej nie może, bo zostali pushbackowani. Takie argumenty przytaczał w wywiadzie Piotra Czabana kierujący zespołem prokuratorów w siedleckiej prokuraturze Tomasz Giza.
Tak więc skoro przyjmuje się wersję zdarzenia przedstawianą przez domniemanych sprawców, to nic dziwnego, że mamy „brak znamion czynu zabronionego”.
Czy jednak prokuratura powinna umarzać sprawę dlatego, że dała wiarę potencjalnym sprawcom? Z orzecznictwa Izby Karnej Sądu Najwyższego (np. V KK 14/05) wynika, że umorzenie postępowania z powodu „braku znamion” może nastąpić tylko wówczas, gdy z zebranego w postępowaniu przygotowawczym materiału dowodowego „w sposób oczywisty” wynika, że czyn tych znamion nie zawiera. „Natomiast w sytuacji, gdy zebrane dowody nie mają całkowicie jednoznacznej wymowy i dla dokonania trafnych ustaleń faktycznych konieczne jest prowadzenie wieloaspektowej, wszechstronnej analizy i krytycznej oceny dowodów, umorzenie postępowania w tym trybie jest niedopuszczalne”.
Ale umarzane są też sprawy, gdzie pokrzywdzony jest w Polsce i złożył zeznania przed prokuratorem. Tak było w opisanej na stronie Czabanrobiraban.pl przez Krzysztofa Boczka sprawie z 4 lipca 2023: bicia i poniżania pięciu migrantów przez osoby w polskich mundurach. Zdarzenie zostało sfotografowane. Widać pięciu przestraszonych, mokrych i zmęczonych mężczyzn. Trzech pokazuje „rogi”, przykładając dłonie do głowy, jeden ma kajdanki na rękach. Jeden z pokrzywdzonych opowiedział o tym Mariuszowi Kurnycie, wolontariuszowi Podlaskiego Ochotniczego Pogotowia Humanitarnego, a ten jego relację nagrał.
Mężczyzna mówił: „Bili nas. Kazali się rozebrać, przeszukali nas i potem kopali. Znowu nas uderzyli i powalili na ziemię. Kopali i czwórkę z nas razili paralizatorem. W głowę, szyję i plecy. Pryskali też gazem pieprzowym w oczy. Potem kazali nam śpiewać w ich języku, robić z siebie jelenie. Robili sobie wtedy zdjęcia i śmiali się z nas”.
Prokuratura go przesłuchała, gdy przebywał w Polsce, czekając na decyzję azylową po kolejnym przekroczeniu granicy. Przesłuchano też funkcjonariuszy SG z Białowieży i Dubicz Cerkiewnych, ale nic o sprawie nie wiedzieli. Afgańczykowi nie pokazano zdjęć funkcjonariuszy, żeby, ewentualnie, rozpoznał sprawców. W umorzeniu (oczywiście z powodu „braku znamion”) prokuratura napisała, że nie ma dowodu, że migranci byli zmuszani przemocą lub groźbą bezprawną do robienia z siebie jeleni.
Czyli poniżali się dobrowolnie? Dla żartu? Żartowali sobie z uzbrojonymi funkcjonariuszami, którzy ich zatrzymali i za chwilę mieli pushbackować? Na zdjęciu twarze mają nie bardzo rozbawione. Czy tak wygląda „prowadzenie wieloaspektowej, wszechstronnej analizy i krytycznej oceny dowodów”?
Podobny schemat: danie wiary funkcjonariuszom, a nie pokrzywdzonym czy aktywistom zgłaszającym sprawę, wyłania się z analizy trzech uzasadnień udostępnionych mi przez rzeczniczkę siedleckiej prokuratury Krystynę Gołąbek.
Pierwsza sprawa to śmierć młodej Etiopki Mahlet Kassa w lutym 2023 r. Jej towarzysze podróży prosili o pomoc dla niej wszystkie napotkane osoby w Hajnówce, zanim zostali zatrzymani przez Straż Graniczną i pushbackowani. Opisywali miejsce (kilometr za Hajnówką, w lesie przy drodze), gdzie ją zostawili, pokazywali dane lokalizacyjne i prosili funkcjonariuszy, by ją odnaleźli. Tak zaświadczają aktywiści, którzy też prosili funkcjonariuszy, by rozpoczęli poszukiwania.
Nie umożliwiono towarzyszom Mahlet pokazania, gdzie ją zostawili. Zmarłą z wychłodzenia dziewczynę odnaleźli kilka dni później aktywiści Grupy Granica.
Tego dnia poszukiwania rozpoczęli też funkcjonariusze. Uzasadnienie umorzenia otrzymane z Prokuratury Okręgowej w Siedlcach: „W toku prowadzonego śledztwa wykonano szereg czynności procesowych zmierzających do ustalenia całokształtu okoliczności sprawy. Uzyskano opinię Zakładu Medycyny Sądowej, opiniujący wskazał z dużym prawdopodobieństwem, że do zgonu kobiety mogło dojść w następstwie oziębienia ciała (hipotermii). Na podstawie wyników przeprowadzonych badań pośmiertnych biegły nie był natomiast w stanie ustalić daty zgonu badanej. (…) W świetle przeprowadzonych dowodów bezspornym jest, że do śmierci A.M.K. doszło z powodu wychłodzenia organizmu, bez udziału osób trzecich, a funkcjonariusze Policji, funkcjonariusz Straży Granicznej oraz żołnierz WP po tym, jak powzięli informację o osobie przebywającej w lesie, która potrzebuje pomocy, niezwłocznie podjęli poszukiwania w takim zakresie, w jakim w danej chwili było to możliwe”.
Ile dni to dla prokuratury znaczy „niezwłocznie”? I co znaczy „w takim zakresie, w jakim w danej chwili było to możliwe”? Że w danej chwili mieli coś ważniejszego na głowie?
Kolejna sprawa: śmierci Afgańczyka, którego szukała rodzina, gdy dostała informację, że grupa, z którą był, została strzałami w powietrze zmuszona (w lutym) do zawrócenia na Białoruś wpław, przez rzekę. W uzasadnieniu umorzenia prokuratura pisze: „W dniu 16 lutego 2023 r. funkcjonariusze Komendy Powiatowej Policji w Sokółce zostali poinformowani przez funkcjonariuszy Straży Granicznej o znalezieniu unoszących się w rzece Świsłocz w rejonie znaku granicznego 496-497 w pobliżu m. Ozierany, gmina Krynki, zwłok. (…) Jednym z przedmiotów zabezpieczonych przy zwłokach mężczyzny był dowód osobisty z wizerunkiem mężczyzny wystawiony na H…M..., o numerze…”. Dalej zrobiono badania genetyczne i potwierdzono, że zwłoki zgadzają się z dokumentami. Lekarz medycyny sądowej – co podkreśla prokuratura w uzasadnieniu – stwierdził, że „nie da się w sposób kategoryczny wypowiedzieć na temat przyczyny (czy przyczyn) zgonu mężczyzny”. Stwierdził jednak, że to najprawdopodobniej utonięcie.
„W toku prowadzonego śledztwa przesłuchano w charakterze świadków szereg funkcjonariuszy Straży Granicznej, członków brygady WOT. (…) Świadek zaznaczył, że nie był fizycznie obecny, gdy grupa ludzi próbowała przekraczać granicę. Funkcjonariusz nie kojarzył, aby w zdarzeniu brali udział i pomagali funkcjonariusze policji. (…) Przesłuchany w charakterze świadka …., funkcjonariusz Straży Granicznej, zeznał, że funkcjonariusze straży granicznej na pewno nie żądają od imigrantów, aby nielegalnie przekraczali granicę i wchodzili do rzeki Świsłocz”. Wszyscy inni przesłuchani funkcjonariusze też o tym zapewnili. A z „prowadzonej ewidencji elektronicznej zdarzeń wynikało, że tej nocy, kiedy miał się utopić Afgańczyk, funkcjonariusze »oddawali jedynie strzały z pistoletu sygnałowego z wykorzystaniem naboju oświetleniowego«”.
Trzecia sprawa: ujawnienia 22 października 2023 roku „w oznakowanym samochodzie służbowym użytkowanym przez Placówkę SG w Białowieży zwłok obywatela Somalii”. „Somalijczyk przed śmiercią utknął na bagnach w Puszczy Białowieskiej po polskiej stronie, tuż przy granicy z Białorusią. Z informacji, do których wówczas dotarłem, wynikało, że akcja ratunkowa miała trwać zbyt długo. Jego towarzysze mieli pomóc w przeniesieniu Abdullaha do samochodu strażników. Później zostali wyrzuceni na Białoruś” – opisywał Piotr Czaban. A więc świadkowie, którzy mogliby zeznać, czy Straż Graniczna zwlekała z zawiadomieniem pogotowia, zostali pushbackowani. W tej sytuacji jedynymi świadkami zdarzenia byli funkcjonariusze.
W umorzeniu śledztwa siedlecka prokuratura pisze, że pomoc dla mężczyzny w hipotermii i z zapaleniem płuc przyszła za późno wyłącznie dlatego, że trzeba było go przywieźć z bagien tam, gdzie karetka mogła dojechać. Możliwe. Ale po pushbackowaniu świadków zweryfikować się tego już nie da.
Nie wszystkie postępowania zostały umorzone: w ramach jednego z wątków śledztwa trzej funkcjonariusze SG dostali zarzuty znęcania się nad migrantami. Polegało ono na tym, że „bezzasadnie użyli środków przymusu bezpośredniego, tj. siły fizycznej, pałki służbowej oraz ręcznego miotacza substancji obezwładniającej, wobec ośmiu nieustalonych obcokrajowców zawróconych do linii granicznej, w sytuacji, gdy żaden obcokrajowców nie podejmował jakichkolwiek działań uzasadniających takie zachowanie, czym naruszyli nietykalność cielesną pokrzywdzonych”. Jak informuje siedlecka prokuratura, wraz z aktem oskarżenia prokurator skierował do sądu wniosek o warunkowe umorzenie. Prokuratura wyjaśnia, że podejrzani nie byli wcześniej karani, czyn zagrożony jest karą pozbawienia wolności poniżej pięciu lat, a „stopień winy i stopień społecznej szkodliwości czynu nie były znaczne”.
Cóż, na tle innych zachowań funkcjonariuszy wobec migrantów na białoruskiej granicy spryskanie gazem pieprzowym i pobicie pałkami rzeczywiście nie imponuje. W każdym razie taką perspektywę zdaje się przyjmować prokuratura. A skoro tak, to trudno się dziwić, że niektórzy funkcjonariusze działający na granicy białoruskiej idą jeszcze dalej.
Świadczy o tym sprawa świeża, bo z 10 lipca tego roku (nie zajmował się nią zespół prokuratorów z siedleckiej prokuratury). Jako pierwszy opisał ją Onet, a do nagrania z monitoringu z pasa granicznego dotarła Anna Kondraciuk, dziennikarka „Nowego Kuriera” z Siemiatycz (piszę za tekstem Joanny Klimowicz na stronie czabanrobiraban.pl).
Wyglądało to tak: żołnierz podchodzi do leżącego na ziemi mężczyzny trafionego wcześniej gumową kulą i, z zamachu, uderza go wielokrotnie kolbą karabinu w głowę. Uderzanie przerywa dopiero drugi żołnierz, który podchodzi do bijącego.
Pobity człowiek, Afgańczyk, odnalazł się po kilku dniach w szpitalu w Lublinie. Jak ustalił Piotr Czaban, od postrzału gumową kulą ma uszkodzone oko, a od uderzeń kolbą karabinu – połamane kości twarzy. Teraz jest w ośrodku dla cudzoziemców w Białymstoku.
Po ujawnieniu zdarzenia zareagowała Szczecińska Dywizja Zmechanizowana. Wydała komunikat, z którego wynika, że żołnierz nie atakował, ale się bronił, a w wyniku napaści doznał urazu oka.
Zareagował też minister obrony i wicepremier Władysław Kosiniak-Kamysz. Odwiedził żołnierza i poinformował: „Podziękowałem mu za jego służbę. Przykład tego żołnierza pokazuje, że mamy profesjonalną, zmotywowaną obrony naszych granic armię. Naszym obowiązkiem jest ich wspieranie i okazywanie im szacunku”. Teraz żołnierze na granicy z Białorusią wiedzą już, jakie zachowania są przez najwyższe dowództwo dobrze widziane.
Władza zrobiła dużo, żeby funkcjonariusze na granicy nie wahali się używać dowolnych metod, byle tylko zminimalizować liczbę osób, które dostawszy się do Polski z terenu Białorusi, złożą u nas wniosek o azyl. Funkcjonariusze SG nie przyjmują wniosków na legalnym przejściu granicznym, co powoduje forsowanie przez migrantów zielonej granicy. Władza postawiła wzdłuż niej słynny płot. Przyjęła ustawę, z mocy której nadużycie środków przymusu bezpośredniego – w tym broni palnej – przez funkcjonariusza wobec migranta przekraczającego granicę nie jest przestępstwem. Przyjęła najpierw rozporządzenie, a potem ustawę, „wywózkową” legalizującą pushbacki. Ustawa zawiera jednak szczątkową procedurę składania wniosków o ochronę, które komendant jednostki SG może odrzucać od ręki, w pięć minut po ich złożeniu.
Jednak wszystko to, łącznie z wywiezieniem migranta, powinno być odnotowane w papierach. A w większości przypadków nie jest, zaś zatrzymani są po prostu wypychani na stronę białoruską przez zasieki, rzeki, bagna, las.
Szanse na złożenie wniosku o azyl mają ci cudzoziemcy, którzy mają mówiącego po polsku pełnomocnika. Ale często-gęsto bywa on niedopuszczany do czynności dokonywanych z migrantem przez SG i potem okazuje się, że sam, dobrowolnie, zrezygnował ze starania się o azyl i jest wywożony.
Ale ciągle zdarza się, że komuś uda się taki wniosek złożyć, więc władza doprowadziła do uchwalenia „czasowego zawieszenia prawa do azylu”. Wprowadziła też, przedłużaną w zasadzie automatycznie, przygraniczną strefę buforową, zamkniętą także dla pomocy humanitarnej i dziennikarzy, aby ograniczyć informacje o tym, co funkcjonariusze robią na granicy.
Opinia publiczna jest szantażowana moralnie hasłem „murem za polskim mundurem”: ten, kto krytykuje działania funkcjonariuszy na granicy, nie zasługuje na miano patrioty, nie jest Polakiem, tylko „ruską onucą”. A na końcu jest prokuratura, która umarza sprawy o nadużycia władzy przez funkcjonariuszy na granicy białoruskiej.
Opisane tu praktyki są niezgodne z konwencją o uchodźcach, unijną Kartą Praw Podstawowych i Europejską Konwencją o Ochronie Praw Człowieka, ale unijni politycy nie spieszą z krytyką poczynań polskiego rządu. Nawet gdy zawiesił prawo do azylu. Unia jest zainteresowana w tym, by Polska zrobiła brudną robotę, nie przepuszczając na jej teren migrantów. A unijna agencja – Frontex – na Morzu Śródziemnym robi rzeczy nie mniej okrutne.
Tekst pochodzi z bloga Ewy Siedleckiej Blog Konserwatywny
Dziennikarka, publicystka prawna, w latach 1989–2017 publicystka dziennika „Gazeta Wyborcza”, od 2017 publicystka tygodnika „Polityka”, laureatka Nagrody im. Dariusza Fikusa (2011), zajmuje się głównie zagadnieniami społeczeństwa obywatelskiego, prawami człowieka, osób niepełnosprawnych i prawami zwierząt.
Dziennikarka, publicystka prawna, w latach 1989–2017 publicystka dziennika „Gazeta Wyborcza”, od 2017 publicystka tygodnika „Polityka”, laureatka Nagrody im. Dariusza Fikusa (2011), zajmuje się głównie zagadnieniami społeczeństwa obywatelskiego, prawami człowieka, osób niepełnosprawnych i prawami zwierząt.
Komentarze